piątek, 2 kwietnia 2010

Fraa w czytelni (13) - "Wielka Księga Horroru" (t. 2)

Zazwyczaj tak jakoś się układa, że części drugie są słabsze od części pierwszych. A jednak Fraa została tym razem bardzo pozytywnie zaskoczona, jako że spotkała się z dokładnie odwrotną sytuacją: tom drugi okazał się bez porównania lepszy od tomu pierwszego.

Wielka ksiega horroru - t. 2
Tytuł: „Wielka Księga Horroru” (tom drugi)

Przekład: Marta Kisiel
Tytuł oryginału: „The Mammoth Book of Best New Horror”
Język oryginału: angielski
Miejsce i rok wydania: Lublin 2010
Wydawca: Fabryka Słów
Seria: Obca Krew

Tym razem w skład tomu wchodzą opowiadania:

  • Don Tumasonis – „Rzucony”
  • Caitlin R. Kiernan - „Wszystkie domy zniknęły, zalało je morze”
  • David Morrell - „One”
  • F. Gwynplaine MacIntyre - „Mechaniczny horror”
  • Richard Christian Matheson - „Szafki”
  • Geoff Ryman - „Piękna córka Pol Pota”
  • Glen Hirshberg - „Uśmiech diabła”
  • Kim Newman - „Człowiek, który wysiadł z Pociągu Duchów”


Wnikliwy czytelnik łatwo może zauważyć, że jest tutaj bez porównania mniej tytułów, niż w pierwszym tomie, gdzie było ich bodaj szesnaście. Wyjaśnienie tej tajemnicy kryje się w ostatnim opowiadaniu, które zajmuje ponad sto trzydzieści stron tomu.

Co prawda lektura nie zapowiadała się aż tak dobrze, bo pierwszy tekst, „Rzucony”, sprawiał wrażenie mieszczącego się w granicach przeciętności tomu pierwszego. Fraa już wątpiła przez chwilę, że to ona jest jakaś ograniczona i nie doceniła tego opowiadania, ale jej zdanie na szczęście potwierdził niezależny czytelnik, który po pierwsze uznał, że mu się to zwyczajnie nie podobało, a po drugie stwierdził, że zakończenie było jakieś dziwne i w sumie nie bardzo zakumał o co chodzi.
Fraa ma mniej-więcej takie same odczucia. Plus naprawdę nie może zrozumieć, jakie znaczenie dla rozwoju fabuły miała bardzo rozwlekle opisana scena aktu miłosnego pary bohaterów. Sprawiało to troszkę wrażenie, jakby autor po prostu napawał się tym, jak wspaniale potrafi coś takiego opisać. Fraa nie wie czy autor potrafi, a jego misterny pisarski kunszt zniweczył tłumacz, czy może w oryginale też tak było, ale przy sformułowaniu „falujące pośladki” Fraa niestety posmarkała się ze śmiechu, wizualizując sobie dwa półdupki falujące niczym słabo naciągnięte żagle na wietrze. Z kolei przy dramatycznym opisie kur wkopanych w błoto po powodzi Fraa parsknęła śmiechem, bo przed oczami ukazało się jej błotniste pustkowie z kurzymi kuprami sterczącymi dumnie jak nać pietruszki. Zdecydowanie tego typu akcenty zburzyły nastrój opowiadania. Jedyny pozytyw całego tekstu to słowa:
„Grecy prędzej by padli trupem, niż przyznali, że czegoś nie wiedzą, bez względu na to, jak bardzo nie mieli o tym pojęcia.” - Fraa uważa, że jest to uwaga nadzwyczaj urokliwa i, co więcej, może nawet trafna.

Ale już drugie opowiadanie jest o wiele lepsze: wciągające, do samego końca trzyma w napięciu (mimo pewnego niewdzięcznego, acz upartego powtarzania słówka „twarz” w jednym akapicie). Fraa z zainteresowaniem śledziła odtwarzaną historię Jacovy Angevine, do tego dochodziły smaczki typu bardzo rozsądne stwierdzenie narratora: „Bez względu na to, kim mogę być, lubię o sobie myśleć, że nie jestem idiotą.” oraz tytuł zmyślonej książki ojca Jacovy - „Człowiek, który śmiał się na pogrzebach” - Fraa bardzo chętnie sięgnęłaby po coś takiego. Brzmi intrygująco i chwytliwie.

Fraa najbardziej chyba polubiła tekst „One” - po pierwsze, zwraca uwagę narracja: to, że jest pierwszoosobowa, nie jest niczym szczególnym. Ale o ile w innych opowiadaniach z „Wielkiej Księgi Horroru” pierwszoosobowe narracje są dość nijakie, o tyle tutaj czytelnik ma do czynienia z wiejską dziewuszką, wychowaną w dziczy, dorastającą w surowych warunkach. I to widać w tekście. Całość spina się ładną klamrą refleksji dotyczącej tatka narratorki. A fabuła – choć częściowo przewidywalna ze względu na narrację – jest niesamowicie wciągająca. Pomysł nie jest przekombinowany, można by rzec, że koncepcja tajemniczych bestii atakujących wiejskie chaty jest dość oklepana, ale jednak tutaj całość jest po prostu ciekawa. Zresztą, jakże mogłoby być inaczej? David Morrell jest przecież autorem książĸi „Pierwsza krew”, a więc twórcą Rambo. Można się domyślać, że opowiadanie „One” będzie warte zapoznania się. Chociaż tutaj należy dodać, że w samej notce dotyczącej autora, znalazło się takie oto zdanie:
„Tamtego wieczoru tamtego wieczora smagająca śnieżyca sprawiła, że widoczność spadła niemal do zera” - cóż: najwyraźniej Morrell się jąkał albo ktoś nie mógł się zdecydować, która wersja będzie poprawna: „wieczoru” czy „wieczora”. Fraa rozumie. Fraa też ma często ten sam problem.

Bardzo ciekawy jest również tekst „Mechaniczny horror” - głównie ze względu na pomysł, którym było spotkanie Edgara Allana Poe'go z mechanicznym szachistą na przełomie lat 1835 i 1836. Choć w wielu momentach niestety Fraa odczuwała brak stylizacji na język Poe'go, to jednak aluzje do takich tytułów jak „Kruk” czy „Człowiek, który się zużył”, zasługują na uznanie. No i raziło trochę to niemal wiszące w powietrzu „Luk, ja sem tvoj papinek!” - ale tylko trochę...

Bardzo krótkim, ale również bardzo mocnym tekstem jest opowiadanko „Szafki” - miniaturka niemal.

„Piękna córka Pol Pota” stosunkowo najmniej wciągnęła, choć przecież i tak była ciekawa. Po prostu blado wypadła w porównaniu z innymi, naprawdę świetnymi opowiadaniami. A zaraz po niej czytelnik dostaje kolejny rewelacyjny tekst, „Uśmiech diabła” - niesamowitą, pełną grozy i napięcia opowieść wdowy ze zrujnowanej latarni morskiej. Do samego końca wciąga, a czytelnik niemal czuje piasek w zębach i pianę morską we włosach. Tekst ma po prostu fantastyczną atmosferę.

Ostatnie opowiadanie, „Człowiek, który wysiadł z Pociągu Duchów”, jest – jak już Fraa wspominała – bez porównania dłuższe od poprzednich. Co wcale nie oznacza, że jest rozwlekłe. Nawiązuje do klasycznych kryminałów, nasuwają się tu skojarzenia z takimi tytułami, jak „Morderstwo w Orient Expressie” czy „Przełęcz Złamanych Serc” - głównym bohaterem i areną zdarzeń jest pociąg, a główni bohaterowie podróżują pierwszą klasą z rozmaitymi dobrze sytuowanymi indywiduami. Przynajmniej tak to wygląda na samym początku, chociaż fakt, że bohaterami są ludzie obdarzeni Darami, zajmujący się wypędzaniem duchów i tego typu działalnością, już powinien sugerować, że fabuła rozwinie się nieco inaczej. Wyraziste postacie, wciągająca tajemnica, intrygujący Klub Diogenesa i utrzymywanie światowego ładu – to wszystko sprawia, że opowiadanie nie pozwala na nudę.

Fraa ocenia tom drugi „Wielkiej Księgi Horroru” bardzo pozytywnie i zaleca, żeby czytelnik nie zrażał się pierwszym tekstem. Ta część antologii jest naprawdę warta uwagi.



„Głowa w turbanie przesuwała się podczas przerw, jednak ruchy sprawiały wrażenie przypadkowych. Bardziej niepokojące były mechaniczne oczy. Turek przewyższał wzrostem mężczyznę, zaś oczy miał nieproporcjonalnie duże, a więc zapewne dwukrotnie większe niż oczy żywego człowieka. Wydawały się niewidzące, ornamentalne, ponieważ nigdy nie spoglądały na szachownicę. A jednak się poruszały. Automat mrugał, zerkał na boki, jakby na jego barkach spoczywał ciężar nieznanych zbrodni. Przy jedenastym ruchu, kiedy pan Hall wykonał szczególnie niezręczny manewr, automat po prostu wywrócił oczyma, wywołując w ten sposób powszechną radość widzów.”
[F. Gwynplaine MacIntyre, „Mechaniczny horror”]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...