czwartek, 3 czerwca 2010

ZaFraapowana filmami (33) - Robin Hood

Robin Hood
Wreszcie Fraa obejrzała najnowszego Gladiatora... ekhm, najnowszy film Ridley'a Scotta z Russellem Crowe'm w roli głównej, czyli Robin Hood. Cóż może powiedzieć?
Nie tego się spodziewała.

Czytając opis na przykład z Filmwebu, Fraa szykowała się na kolejną wariację na temat wesołej kompanii Robin Hooda (nawet jeśli miałaby jakoś się różnić od wcześniejszych, w końcu napis u góry plakatu zobowiązuje), podczas gdy okazało się, że jest to jedna wielka brednia:

„Russell Crowe wciela się w rolę legendarnej postaci znanej pokoleniom jako "Robin Hood", którego przygody utrwaliły się w powszechnej świadomości i pobudziły wyobraźnię tych, którzy podzielają jego ducha przygody i praworządności.” [z Filmwebu] – nie, nieprawda. Nie wciela się w postać, która w 1194 roku wróciła z krucjaty, poślubiła lady Marion i walczyła z księciem Janem. Russell Crowe wciela się w rolę jakiegoś innego facecika o nazwisku Longstride, który zamieszkał w domu Robina (w filmie: Roberta) z Loxley po śmierci króla Ryszarda. Ten, który powinien być rzeczywistym Robin Hoodem, ma malutką rolę, w której głównie oddaje miecz.

„W XIII-wiecznej Anglii, Robin i dowodzona przez niego banda rabusiów stawiają czoła korupcji w wiosce i prowadzą rebelię przeciwko koronie, która na zawsze zakłóci równowagą władzy.” [z Filmwebu] – nie, nieprawda. Po pierwsze, ta „banda” to trzech kumpli z krucjaty. Robin nie ma w tym filmie żadnej bandy rabusiów. Banda rabusiów owszem, śmiga gdzieś w lesie, ale zupełnie niezależnie. Po drugie, nie prowadzą (te – w sumie – cztery osoby: Robin, Will, Mały John i niejaki Allan) żadnej rebelii. Zajmują się własnym ogródkiem, a nawet doprowadzają do pogodzenia baronów z królem, więc co jak co, ale nie ma mowy o zakłóceniu równowagą władzy.

Robin Hood - Crowe i Blanchett
Dalej jest coś o tym, że Robin zakochuje się w lady Marion i mając nadzieję na zdobycie jej ręki, zbiera „grupę ludzi, których zabójcze umiejętności dorównują tylko ich apetytowi na życie. Wspólnie zaczynają polować na dogadzającą sobie klasę wyższą, aby wyrównać niesprawiedliwość panującą pod rządami szeryfa” [wciąż z Filmwebu] – może kawiarkę coś ominęło w tym filmie, ale grupa ludzi była zebrana już podczas oblężenia Chalus, a ich „polowanie na dogadzającą sobie klasę wyższą” przybrało postać bodaj jednorazowej napaści na paru wojskowych i jednego zakonnika, którzy wieźli ziarno do Yorku. Tak poza tym, głównie owa czteroosobowa (no dobrze, Fraa zaszaleje: pięcioosobowa, jeśli liczyć braciszka Tucka) grupa zajmowała się tańcami, uwodzeniem chłopek i lady Marion oraz pijaństwem.

Robin Hood - Mark Strong
Ridley Scott, niestety, stworzył film, który niebezpiecznie podjechał pod kategorię „prawdziwej historii” – a Fraa nie cierpi „prawdziwych historii”. Kiedy Fraa idzie obejrzeć film o Robin Hoodzie, liczy na radosne szycie z łuku, rajtuzy, las i podłego szeryfa Rot... Nottingham. Robin Hood jest legendą i Fraa nie widzi sensu prezentowania jego „prawdziwej historii”, skoro legenda jest po prostu ciekawsza. Najnowszy Robin Hood jest rozlazły i nudny. Owszem, gdzieś są jakieś walki i spiski, ale w międzyczasie Robin tak naprawdę nic nie robi. Po co w takim razie dawać temu tytuł Robin Hood? Co innego, gdyby tytuł filmu brzmiał na przykład Robin Longstride. Bo przecież o nim właśnie jest ta produkcja, a nie o legendarnym złodzieju.

A tak pomijając marudzenie, Fraa od jakiegoś czasu widzi w kolejnych filmach te same twarze i zaczyna dochodzić do wniosku, że oto wyłonił się nowy zestaw gwiazd. I tak w Robin Hoodzie znów można było zobaczyć Marka Stronga, znów oczywiście jako ultrazłego złoczyńcę Godfrey'a (prawie tak złego jak lord Blackwood z Sherlocka Holmesa) oraz Danny'ego Hustona który wcielił się w rolę samego króla Ryszarda Lwie Serce (po mordercy Arthurze z Propozycji byłby to awans, gdyby nie rola Posejdona ze Starcia Tytanów... jednak król to nie bóg...).

Robin Hood - Alan Doyle
Na szczęście było też parę pozytywów:

  • Max von Sydow – tak, ten Max von Sydow (nawet kawiarczy edytor tekstu go zna!). Fraa nie sądzi, żeby on mógł być w jakiejś roli słaby, dlatego nie powinno być zaskoczeniem, jeśli powie, że rola teścia lady Marion, sir Waltera Loxley, była naprawdę rewelacyjna.
  • Will Scarlet (Scott Grimes) – no dobrze, głównie kupił kawiarkę akcentem. Fraa lubi ten irlandzko-szkocko-walijski angielski.
  • Allan A'Dayle (Alan Doyle) – jego funkcją było granie i śpiewanie. Nic dziwnego – tym się właśnie zajmuje Alan, członek zespołu Great Big Sea. A w filmie dzięki temu pojawiły się naprawdę fajne kawałki, których miło się słuchało. Zresztą, Fraa ma nadzieję, że uda jej się zdobyć te piosenki.
Po obejrzeniu najnowszego Robin Hooda Fraa nie zmieniła swojego ulubionego zestawu opowieści o księciu złodziei. Nadal przodują dwie produkcje: Przygody Robin Hooda z 1938 z niezapomnianą kreacją Errola Flynna, a obok tego oczywiście fantastyczny film Mela Brooksa – Robin Hood: Faceci w rajtuzach. A Ridley Scott może się schować ze swoją „prawdziwą historią”.

Robin Hood - Errol FlynnRobin Hood - Cary Elwes

środa, 2 czerwca 2010

Fraapujące mity (6) - bogowie wojny, cz. 2

W dzisiejszym odcinku: Ares i jego orszak.

Ares Ludovisi
Jak już Fraa wspominała przy okazji Ateny, Ares był nazywany bogiem wojny w złym tego sformułowania znaczeniu. Tak jak Atena patronowała sprawiedliwej walce, tak Ares patronował walce w ogóle. Nieważne z kim, byle dużo siekania było. Biorąc pod uwagę, jak w tekstach opisywali go starożytni Grecy, Ares nie cieszył się chyba dużą popularnością. Zazwyczaj przedstawione są przecież jego różnego rodzaju wpadki, porażki i kompromitujące epizody z życia. Co dało się pozytywnego powiedzieć o Aresie to chyba to, że był naprawdę solidnie zbudowanym kawałkiem faceta. No – zresztą przecież nie stałby się kochankiem samej Afrodyty tak zupełnie bez powodu... Ale Fraa nie o tym chciała napisać. Chciała natomiast przyjrzeć się Aresowi-wojownikowi. Bo przecież bóg tym właśnie jest przede wszystkim.

Najobszerniejszym źródłem wiadomości o Aresie jest (oprócz, oczywiście, Xeny) Iliada – tam też szczególnie mocno zarysowana jest wzajemna niechęć między ojcem Amazonek a Ateną. Pallada wciąż i nieustająco przypomina (zresztą, razem z Herą), że Ares wspiera w boju Trojan, a nie Greków. Kiedy bóg spotka się na ubitej ziemi z Diomedesem, ten ostatni dzięki Atenie wyjdzie z walki cało, a nawet ugodzi Aresa włócznią. Zresztą, Atena osobiście pokona swojego przyrodniego brata, rzuciwszy w niego ostrym kamieniem. Czytelnik więc dostaje w Iliadzie Aresa poniewieranego i niezbyt lubianego przez innych bogów – za wyjątkiem Afrodyty.
Jeśli jednak człowiek spróbuje pozbyć się uprzedzeń, to ma szansę zobaczyć Aresa również w innym świetle: po pierwsze, kiedy Ares rusza do boju... No to po prostu rusza do boju.

„Pallada szańce, brzegi, okopy przebiega,Krzyczy, głos jej po całym polu się rozlega.Z drugiej zaś strony Ares niby czarna falaStraszliwym Trojan rykiem do boju zapala;Już na nich woła z murów, już z wyniosłej wieży,Już z przyjemnych pagórków, skąd Symois bieży.”
Albo inny moment z Aresem włączającym się do walki:
„Postrzegł ich wśród zastępów Hektor zapalony,Leci, pole głośnymi napełniając krzyki,Za nim tłumem trojańskie śpieszą wojowniki.Wnet Ares na ich czele i Enijo stanie:Ta zgiełk szerzy i smutne bojów zamieszanie;Ares dzidą wstrząsając, by się we krwi skąpał,Już przed, już za Hektorem wielkim krokiem stąpał.Ujrzawszy go Diomed uczuł w sercu drżenie.Jak człek wędrowny, długie obiegłszy przestrzenie,Nad niezgłębionej rzeki wstrzymuje się brzegiem,Która nurty do morza bystrym pędzi biegiemI w tył uchodzi, groźnym przerażony szumem:Tak się cofnął Diomed i rzekł między tłumem:»Widzicie jaki Hektor, mężni przyjaciele,Jak śmiało dzidą robi, jak zastępy ściele:Nieustannie go boska zasłania opieka;Teraz Ares jest przy nim w postaci człowieka.Cofnijcie się, do Trojan obróciwszy czoła,Nic przeciw bogom wasza prawica nie zdoła!...«Gdy został bój straszliwy przez Aresa wszczęty,Ni z podłą Grecy trwogą biegną na okręty,Ni nadchodzą, lecz kroku cofają niewiele,Słysząc, że Ares Troi przywodził na czele...Widziała z nieba Hera Achajów tysiące,Pod Hektora, Aresa żelazem ginące”
Ares przy Villa Adriana
Takie sceny mimo wszystko robią wrażenie, nawet jeśli czytelnik wie, że niebawem ten szał się skończy, a Ares znów oberwie. W kawiarczej opinii, Ares jest tak naprawdę dużo bardziej uczciwy i – poniekąd – sprawiedliwy od Ateny. Bądź co bądź, u niego sprawa jest jasna: ma być krew i szczęk oręża. A Pallada okropnie knuje. Umawia się z Dzeusem, z Herą, zakłada Hadesową niewidkę, a pod koniec i tak puszy się jak paw, bo znokautowała Afrodytę. To jest zaiste powód do dumy: wszak Afrodyta jest znana ze swojej niezwykłej wartości bojowej... chwileczkę... Nie jest? O nie, chyba rzeczywiście nie jest! Ares walczy z wojownikami (fakt, niezależnie jakiej są przynależności narodowej), podczas gdy Atena pastwi się nad kobieciną, która powinna zajmować się uwodzeniem i zbieraniem kwiatków na łące, ale zrządzeniem losu znalazła się w środku wojny i usiłowała stanąć w obronie kochanka. Pięknie.
I przecież Ares miał rację, kiedy nazywał Atenę bezwstydnicą i wypominał jej, że nie przegrał walki z Diomedesem, tylko przegrał, bo stał się ofiarą podstępu – niewidzialna Atena pokierowała włócznią herosa. To nie była czysta walka.

To prawda, wielokrotnie podkreśla się, że Ares jest okrutny i że uwielbia przelew krwi. Ale czy nie taki powinien być prawdziwy wojownik?

„Łudząc Greki, gdzie ranny Ajnejasz się podział,Feb marę w jego postać i zbroję przyodział.Przy niej równie trojańscy, jak greccy rycerzeDługimi dzirytami ogromne puklerzeI lekkie tłuką tarcze: trwała walka sroga,Gdy bóg srebrnego łuku rzekł do wojny boga:»Ares, Ares, okrutny! Co gubisz narody,Przelewasz krew i w gruzy mienisz pyszne grody!Nie pójdzieszże usunąć z boju tego męża,Co by się na Zeusa porwał do oręża?Naprzód Kiprydę zranił zuchwalec, a potemMnie, równając się z bogi, krwawym ścigał grotem«.To rzekłszy na wyniosłym Pergamie usiądą.Ares, którego sercem zapalczywość włada,Nie mógł dłużej spokojnie na miejscu pozostać;(…)Feb Ajnejasza w swoim krytego kościele,Tchnąwszy mu ogień w piersi, postawia na czele;Niezmiernie towarzysze jego się cieszyły,Że im wrócił wódz pełen zdrowia, męstwa, siły,Ale nikt go nic pyta: bitwa nie pozwala,Którą Feb, Ares, krwawa niezgoda zapala.”

Fraa może się nie zna, ale jej się to podoba. Bóg wojny nie może tracić czasu na bzdety – jest uosobieniem szału bitewnego. Podkreśla to zresztą orszak Aresa: dwóch woźniców – Dejmos i Fobos, czyli Strach i Groza (choć wedle hymnu homeryckiego do Aresa były to dwa ogniste rumaki w zaprzęgu boga wojny), a także dwie boginie: Eris i Enijo, czyli dobrze wszystkim znana Niezgoda oraz – nieco mniej znana – krwawa bogini wojny, uosabiająca gwałt i przemoc.

Taka prosta sieczka jednak nie wzbudzała zachwytu Greków. Jak już Fraa wspomniała, uwielbiali oni przyglądać się Aresowym porażkom i jest ich całkiem pokaźny zestaw. Ares i Afrodyta przyłapani w łóżku przez Hefajstosa; Ares co najmniej dwukrotnie pokonany w walce z Ateną pod Troją; Ares uwięziony na trzynaście miesięcy przez dwóch olbrzymów, Aloadów, synów Posejdona.

Wygląda na to jednak, że Rzymianie już pozytywniej oceniali swojego Marsa (pochodzącego od etruskiego Marisa). Nie należy się dziwić: po pierwsze, Rzymianie – jakkolwiek genialnych artystów i filozofów wśród nich nie brakowało – byli czcicielami rozumu w mniejszym stopniu, niż Grecy, a wojna pełniła u nich o wiele ważniejszą funkcję. Po drugie, przecież swój rodowód wywodzili wprost od Marsa, którego synami mieli być Remus i Romulus. Choć i Marsowi nie darowali drobnych wpadek, jak romans z Anną Perenną, kiedy to bóg był przekonany, że właśnie ma schadzkę z samą Minerwą.

Na tym tle kawiarkę w jakiś sposób zaskoczył wspomniany wcześniej hymn homerycki, który przedstawia Aresa w zupełnie innym świetle:

"W hełmie złocistym Aresie, siedzący na wozie, przemożny,hardy, zbrojny spiżem i tarczą, miast opiekunie,w boju potężny, o twardej i niestrudzonej prawicy,tarczu Olimpu i ojcze Nike niosącej zwycięstwo,mężów najsprawiedliwszych przywódco, podporo Themidy,berło dzierżący odwagi, co krąg płomienny wśród siedmiuszlaków eteru zataczasz, gdzie ciebie ogniste rumakiniosą stale po trzeciej orbicie naszego wszechświata,usłysz mnie, ludzi stronniku, młodości dawco kwitnącej,ześlij z niebios na nasze żywoty jasność łagodną,tudzież moc Aresową, ażebym zdołał odpędzićklęskę nielitościwą, co ponad mą głową się zbiera,oraz ugiął w swych piersiach zwodniczą ducha gorliwość!Serca złą siłę powstrzymaj, gdyż ona mną niecnie kierujew bitwy zgiełkliwej zamęty. Wszak jesteś władny, o szczęsny,sprawić, bym w prawach łagodnych zażywał miłego pokoju,walki zaś tak nienawistnej i śmierci gwałtownej uniknął."

Hmm: miast opiekunie, mężów najsprawiedliwszych przywódco, podporo Themidy, ludzi stronniku, w prawach łagodnych zażywał miłego pokoju? Na wszystkich pomniejszych bogów średnio spektakularnych awantur małżeńskich – o co chodzi? Ares, który żyje dla rozlewu krwi, który ponoć właściwie nauczył ludzi prawdziwej walki na śmierć i życie, miałby pomóc człowiekowi uniknąć walki „nienawistnej”? Najwyraźniej ktoś tu próbował w jakiś sposób przybliżyć Aresa ludziom, ale robiąc to, zmienił boga wojny w stworzenie będące niemrawą mimozą gorszą niż Atena.
Fraa nie sądzi, żeby to była słuszna zmiana. W lepszym kierunku chyba jednak poszli tu Rzymianie, którzy – nie odbierając Marsowi waleczności – docenili jego, jak by nie patrzeć, męstwo. Bo czy można ganić Aresa za to, że miał w pogardzie spiski i podstępy?

Wedle systemu wartości Greków - najwyraźniej można. Wedle kawiarczego - w żadnym razie.

Lektury podstawowe:
  • Homer, Iliada, przeł. F. K. Dmochowski, Wrocław 1954
  • Homer, Odyseja, przeł. L. Siemieński, oprac. J. Łanowski, Wrocław 2004
  • Homeriká, czyli żywoty Homera i poematy przypisywane poecie, przeł. i oprac. W. Appel, Warszawa 2007
  • Hezjod, Narodziny bogów (Theogonia), Prace i dni, Tarcza, przeł. i oprac. J. Łanowski, Warszawa 1999





(…) A Aresowi,
który tarcze przebija, Popłoch i Strach urodziła
Kythereja – potężnych, co gęsty szyk mężów mieszają
w wojnie krew w żyłach mrożącej, z Aresem, miast
burzycielem –
i Harmonię; tę Kadmos zuchwały wziął za małżonkę.



PS. I wiecie co Państwo? Żeby było śmieszniej, Ares z Xeny wcale nie odstaje tak bardzo od Aresa Greków epoki archaicznej...
Ares

wtorek, 1 czerwca 2010

Fraapujące mity (5) - bogowie wojny, cz. 1

Bogowie w tradycji grecko-rzymskiej stanowią ten dział mitologii, który może budzić naprawdę wiele wątpliwości. Czytając o tych bardzo przecież uczłowieczonych bóstwach, człowiek zaczyna się zastanawiać, jak można było ich czcić. Przecież bogowie prezentowali sobą pełen wachlarz ludzkich wad, a ich jedynym atutem była nieśmiertelność. A jednak: kobieciarz-Dzeus to najważniejszy z bogów, młodociany złodziejaszek Hermes przeprowadza dusze do świata zmarłych, a mściwa Hera, która nawet własnego małżonka nie potrafi utrzymać przy sobie, jest patronką małżeństwa, rodziny i macierzyństwa.
Nie inaczej ma się sprawa z bogami wojny.

Grecy znali dwójkę głównych bóstw odpowiedzialnych za konflikty zbrojne: Atenę i Aresa. Ich wzajemna wrogość była powszechnie znana – o ile Ares był szukającym guza awanturnikiem, o tyle Atena, wieczna dziewica, funkcjonowała jako patronka słusznej wojny, sprawiedliwej. Uosabiała opiekę Rozumu nad bezrozumną siłą. W teorii ma to wszystko sens.
Schody zaczynają się, kiedy człowiek próbuje przyjrzeć się tej cnotliwej Atenie oraz brutalnemu Aresowi, a w ramach bonusu - pomniejszym bóstwom wojny.

Pallas Atena
Na początek Atena: i tu warto przypomnieć sobie kilka mitów z nią związanych. Po pierwsze, klasyk – Arachne. Atena dowiedziała się, że Arachne pyszni się swoim nadzwyczajnym talentem prządki. Dziewczyna istotnie, mimo że z ubogiego domu, była dumna ze swojej pracy i utrzymywała, że przyzna Atenie pierwszeństwo w sztuce prząśniczej tylko wtedy, kiedy bogini się z Arachne zmierzy i wygra. Atena przystąpiła do zawodów i... przegrała. W najlepszym razie był remis. I co się później stało? Owidiusz pisze:

„Pallada nie może zganić jej roboty, nic odjąć jej nie może Zawiść. Boli boginię złotowłosą tak udane dzieło. Chwyta tkaninę, drze na strzępy wizerunki występnych niebian. A że właśnie trzymała w dłoni czółenko z cytoriackiej góry, kilkakroć uderza nim Arachne, córkę Idmona, w czoło.”
Czy tak się zachowuje bogini mądrości i sprawiedliwej walki? Przecież Arachne się przez ten epizod powiesiła! Ale później Atena „zlitowała się” nad dziewczyną:
„– Żyj sobie – rzekła – ale zawsze będziesz wisiała, nikczemna. A iżbyś żadnej nie miała nadziei na przyszłość, ta sama kara spadnie na ród cały, na twe późne wnuki.”

Zazwyczaj jako przykład okrucieństwa bogów, którzy współzawodniczą z ludźmi, podaje się Apollina i Marsjasza. Ale Fraa uważa, że tutaj Atena pokazała się z jeszcze gorszej strony. Po pierwsze, jest boginią rozumu! To zobowiązuje. Po drugie, Apollo wygrał zawody, a Pallas nie. Pallas nie miała żadnego racjonalnego uzasadnienia dla karania Arachne, bo przecież Arachne miała rację, kiedy była dumna ze swoich tkanin. Ta późniejsza „litość” Ateny jest równie niesprawiedliwa, co porwanie dzieła Arachne. Bo za cóż karą miałoby być zamienienie w pająka? Skąd nazwanie dziewczyny „nikczemną”? Fraa powtórzy raz jeszcze: Arachne miała rację. Tak wymierza sprawiedliwość wielka Pallas Atena?

Ale są i inne mity: ot, choćby konflikt Trojański. Atena w wojnie opowiedziała się po stronie Greków. Jednocześnie z Iliady wiadomo, że mieszkańcy Ilionu mieli przecież w mieście posąg Ateny, byli jej czcicielami. Co więcej, statua ta była gwarancją, że Troja nie upadnie – trzeba było najpierw wykraść rzeźbę, żeby w ogóle móc zakończyć tę wojnę. A jednak Grecy.
Można się tylko domyślać, jak duży wpływ na tę decyzję miał sąd Parysa na górze Ida. Fakt faktem, syn Priama przyznał pierwszeństwo Afrodycie. Mądra Atena nie dość, że po raz kolejny poniosła klęskę, to jeszcze Parys wzgardził jej darem. Co zresztą też daje do myślenia: Pallas Atena miałaby – dla usłyszenia od wieśniaka „Ty jesteś najpiękniejsza” – oddać swoje miasto? Oddać Ateny? Eurypidesowi nie mieści się w głowie taka głupota bogiń, dlatego wkłada w usta Hekabe w Trojankach słowa, które Fraa już przytaczała:

„Nie wierzę – Hera i Dziewica Pallas
Miałyby popaść w tak straszną głupotę –
Hera sprzedałaby barbarom Argos
Pallas Ateny w niewolę u Frygów,
Gdy z zalotności i dla żartu przyszły
Na sąd urody na Idę? Dlaczego
Hera tak bardzo chciałaby piękności –
By mieć lepszego męża niźli Dzeusa?
Może Atena chciała złowić męża –
Ta, co prosiła ojca o dziewictwo,
Nie cierpiąc łoża? Nie rób głupich z bogiń
Strojąc swą podłość – mądrzy nie uwierzą!”

Ale jednak taka była tradycja. Atena oddałaby swoje miasto dla głupiego sądu. Czy na pewno tak postępuje bogini mądrości? Przez ten sam sąd o pierwszeństwo w urodzie, Pallada przekreśliła Troję. Kto wie, jak ułożyłyby się losy wojny, gdyby oboje – Ares i Atena – opowiedzieli się po stronie Ilionu.

Kawiarkę zawsze fascynowało, jak o tej mściwej, zawistnej i porywczej kobiecie można było mówić, że jest rozumna. Jak można było oddawać jej cześć – Fraa zastanawia się ponadto, czy w Grekach też to budziło wątpliwości.
Może kiedyś się dowie.



Lektury podstawowe:
  • Owidiusz, Metamorfozy, przeł. A. Kamieńska, oprac. S. Stabryła, Wrocław 2004
  • Homer, Iliada, przeł. F. K. Dmochowski, Wrocław 1954
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...