Dawno, dawno
temu miałam komputer. Potem komputer ten poniekąd wypożyczyłam, a sama
przejęłam inny. Teraz, po nie pamiętam ilu latach, sprzęt do mnie wrócił. I nie
byłoby w tym nic zdrożnego, kolejny dzień grałabym sobie w STO, gdyby nie fakt,
że Internet okrutnie odmawiał dziś współpracy – toteż pomyślałam „a może jakiś
film…?”. Kolejną myślą było: „Hm, ciekawe, czy ja w ogóle mam jakieś filmy na
tym kompie?” – i okazało się, że owszem. Nie wiem, kiedy się tam znalazły, ale
zapewne dawno. W związku z tym trudno mi określić, co dokładnie mną kierowało,
kiedy decydowałam się, żeby je tam zapisać. Ale z całą pewnością jakieś piwo
grało w tym niebagatelną rolę.
To znaczy tak
całkiem serio, to mogło chodzić o to, że Rutger Hauer, a mogło o to, że mity greckie.
A w sumie wielce prawdopodobne, że oba razem.
Właściwie nie
wiem od czego zacząć wyliczanie, czemu ten film jest tak bardzo gówniany.
Najprościej więc będzie od samiutkiego początku, a więc od prologu. Serio:
rzadko zdarza się, żeby już w trzech pierwszych zdaniach był tak potężny
ładunek szajsu. Właściwie najprościej będzie z cytatami:
„O wiekach minionych
spisano wiele opowieści. Nawet za największymi mitami drzemie dawno zapomniana
historia.”
Ok., tutaj jeszcze
nie ma żadnej wyjątkowej bredni – ale to dopiero dwa zdania, a ja mówiłam o
trzech! Więc zerknijmy na zdanie trzecie:
„W czasach
bogów i duchów znanym światem rządziło mroczne Imperium Minojskie.”
Hell yeah!
Mroczne Imperium Minojskie! Ponieważ będę chciała się tu na moment zatrzymać,
dopełnię to zdanie dalszym ciągiem:
„Wielbili byka –
najpotężniejsze z bóstw. Według podań, wraz z rozwojem Imperium, jego lud pogrążył
się w pogaństwie i chciwości. Pragnął więcej niż kamiennych bożków. Domagał się
żywego.”
Teoretycznie
zawsze się cieszę, jeśli filmowcy sięgają po jeszcze niewyeksploatowane tematy
z antyku, bo ciągle powtarzam, że antyk jest szalenie ciekawy, tylko źle
przedstawiany i zupełnie opacznie postrzegany przez większość ludzi jako coś nudnego
i banalnego. Nawet jeśli film przeinacza antyczne motywy, jeśli coś wyolbrzymia,
a gdzieś uwspółcześnia, nie boli mnie to, pod warunkiem, że efekt ma w sobie antycznego
ducha i pi razy drzwi zgadza się szkielet historii. Oba te warunki genialnie
spełniło 300. Żadnego z nich nie
spełnia, powstały w tym samym roku, Minotaur w reżyserii Jonathana
Englisha. I jeśli panowie scenarzyści (Nick Green oraz Stephen McDool) każą mi
kupić historyjkę o mrocznym Imperium Minojskim, to ja wyciągam czerwoną kartkę.
|
mroczny minojski fresk |
Naprawdę nie
chcę być zanadto czepliwa. Ale przypomnę może, jakimi ludźmi byli Minojczycy…
no dobrze, wiem, że w sumie nie wiemy, jakimi byli ludźmi. Bądź co bądź nawet
nie odczytaliśmy ich pisma. Ale sztuka i architektura mówią naprawdę sporo. W
tym przypadku mówią dość jednoznacznie: byliśmy cywilizacją spokojną, pełną
życia i ceniącą cechy, które niegdyś staną się wyznacznikami klasycznego piękna
(głównie mam tu na myśli sprawność fizyczną). Minojskie pałace nie miały murów
obronnych. Minojskie malowidła przedstawiają młodych ludzi podczas zawodów
sportowych, sielskie krajobrazy, egzotyczne zwierzęta, czy kobiety wykonujące codzienne
zajęcia. Tak, pojawia się ten nieszczęsny byk: skaczą przez niego młodzieńcy w
ramach popisów sportowych. Ale w sumie jeśli chodzi o wierzenia, to już prędzej
można by się zaczepić o węże, bo jest dość znany motyw bogini z wężami.
Żeby nie było
nieporozumień: nie zamierzam uogólniać i stwierdzać, że Minojczycy byli jak
jeden mąż pokojowo nastawionymi, wesolutkimi frajerami. Nie wątpię, że mieli
również klasę wojowników i nie będę na potrzeby notki o filmie walczyć z
doktorem Molloyem i jego teorią. Bądźmy zresztą szczerzy: trudno w ogóle
wyobrazić sobie jakąkolwiek cywilizację tak totalnie bez wojska. Niemniej na
podstawie tego, co do tej pory odkryto, naprawdę trudno mi uwierzyć w „mroczne
Imperium Minojskie”.
|
inny mroczny minojski fresk |
Pojawia się tu
też drugi problem: ten minojski imperializm. Co jak co, ale Minojczycy raczej
nigdy nie mieli imperium. Bah, dość łatwo dali się rozjechać najpierw bliżej
nieokreślonej nacji, a potem Mykeńczykom, których z kolei rozjechali Dorowie i parę
innych ludów. Gdzie więc Minojczykom do imperium?
Inną moją
wątpliwość budzi to określenie „pogaństwo i chciwość”. Jeszcze chciwość
rozumiem, ale jak, na litość Jeżusia Kolczastego, rozumieć „pogaństwo”, kiedy
mowa o kulturze minojskiej? Żyli w czasach, kiedy jeszcze nie istniał nikt, kto
mógłby ich tym słowem nazwać! W czym niby miał się pogrążać lud, skoro mowa o
epoce ze wszech miar przedchrześcijańskiej? To po prostu durne, no.
No dobrze,
lecimy z dalszym ciągiem prologu:
„Chore umysły
parające się zakazaną sztuką uznały więc, że królowa powinna oddać się bykowi,
by stworzyć byt doskonały: połączenie boga i człowieka.”
Pytanie:
zakładamy, że bóstwo jest doskonalsze, człowiek – mniej doskonały, prawda? W
jaki sposób połączenie się doskonalszego z czymś pośledniejszym miałoby stworzyć
byt doskonały? To znaczy powiedziałabym, że chodzi o to, że bóg jest kamiennym
posążkiem, a człowiek jest żywy, więc doskonałość ma polegać na żywej boskości
(poprzednie zdania prologu na to by wskazywały), ale skoro laska ma dać się
zapłodnić żywemu bykowi, to chyba
jednak posążkowatość przestaje być problemem…? Po prostu tego nie ogarniam. W
ogóle abstrahuję od okrutnego zgwałcenia mitu w tym miejscu. Oto jacyś
pokręceni fanatycy uznali, że królowa powinna to zrobić dla dze grejter gud. A
co złego było w oryginalnej wersji, w której kobieta zapałała wstydliwym
uczuciem do świętego byka? Pfef. Udziwnienie jest po prostu zdupywzięte i
kompletnie nie trzyma się kupy. A właściwie: kupa to chyba jedyne, czego się
trzyma.
„Stwór rósł w
niej przez ponad rok. Ucieleśnienie czystości i władzy. Aby umożliwić mu
przejście do naszego świata, rozcięto brzuch królowej. Wykarmiony krwią
własnej matki, noworodek został
przedstawiony ludowi.”
Czystości? Na
czym polegało to ucieleśnienie czystości, na miłość Jeżusiowego noska?
„Kraj radował
się, a imperium zyskało na potędze. Ale dorastająca bestia czuła coraz większy
głód. W odwecie za zabójstwo księcia narzucono wielką daninę na wieś Thena, na
północy.”
W jaki niby
sposób to urojone imperium zyskiwało na potędze? Bo mieli w pałacu dziwoląga?
Serio, to jeden z bardziej enigmatycznych fragmentów. I za jakie zabójstwo
księcia?! Czy w poprzednich zdaniach było choć słowo o jakimkolwiek księciu,
który kojfnął?
|
nałożone mapy: z Google i z filmu. Hiszpanii i Włochom film powiedział "spierdalajcie", takoż Turcji. Kreta jest mniej-więcej na miejscu, tajemnicza "Thena"... kij wie, co to. |
„Co trzy lata
królewska armia porywała ośmiu młodzieńców, opuszczała ich do labiryntu i składała
w ofierze bestii.”
Ach, to już
taki smaczek z tłumaczenia. Bardzo podobało mi się, kiedy lektor gładko czytał
o tych ośmiu młodzieńcach, a tymczasem widz oglądał szamoczącą się w siatce dziewuszkę.
Tyle prologu.
Uff.
|
minotaur noworodek - czyż nie słodziusi? |
Kiedy zaczyna
się właściwa opowieść, wcale nie robi się lepiej. Na przykład: ja pytam, czemu
te Ateny (czy też Thena, bo najwyraźniej Ateny były za mało mroczne) są
zasypane śniegiem? Ja rozumiem, że było powiedziane „na północy”, niemniej
akurat w czasie prologu widzowi zostaje pokazana artystycznie zakrwawiona mapa
i wyraźnie widać, że Thena geograficznie jest mniej-więcej w miejscu… erp… no
dobra, tu trzeba trochę strzelać, że Aosta, Genewa, czy coś takiego, bo
najwyraźniej coś nam na tej mapie ujebało Półwysep Apeniński i Turcję, a reszta
jest mocno umowna. Tak czy owak, klimat nordyckiej wiochy na pewno nie jest tu
na miejscu.
Choć właściwie
nordycka wiocha nie powinna aż tak dziwić, skoro Minojczycy z kolei są… cóż,
trudno powiedzieć – chyba czymś pośrednim między Egiptem z Mumii a Persją z 300.
Bah, jest nawet tutejszy Kserkses dla ubogich – ot, taki brzuchaty Murzyn z
tipsami. Uroczy.
|
ten dziwny pan, który chciałby być Kserksesem |
Bohaterowie w
ogóle posysają – nie tylko wspomniany już wanna-be Kserkses. Są do bólu typowi
i istnieją tylko po to, żeby odegrać swoje od wieków znane role: jest więc
Dzielny Osiłek, Upierdliwa Laska, Matka, Synek, Szaleniec, Sympatyczka Złego
czy Śmieszny Głupek – i niemal wszyscy oni mają po prostu kolejnymi zgonami
wypełnić jakoś te nieszczęsne półtorej godziny między początkiem filmu a
finałową sceną, w której będzie się wykazywał – tadaam! – Tezeusz (Tom Hardy). Tezeusz, tak swoją drogą, jest totalną
ciemięgą i w ogóle nie rozumiem, jak to możliwe, że przeżył. Nie kupuję tego,
że koleś, któremu byle wsiok z rodzinnej osady potrafił wklepać kiedy tylko
chciał, teraz nagle przemyślnie i z fantazją ubija wielkiego, rogatego potwora.
Zresztą, wszyscy generalnie i tak zachowują się jak debile, drą mordy i fochają
się w najgłupszych momentach, tak że w sumie nic dziwnego, że ten biedny
Minotaur ich wybijał – też bym czegoś takiego nie chciała hodować we własnej
chacie.
Nie wiem, czy
to kwestia totalnego braku klimatu, czy jakiegoś kulawego przedstawienia
bohaterów w początkowych scenach, ale po prostu ich los mnie kompletnie nie
interesował. Części szczerze i serdecznie życzyłam śmierci, a reszta była mi
obojętna. Jedyny koleś, który mógłby wzbudzić jakąś sympatię, od początku był
ewidentnym trupem, więc nawet nie próbowałam się do niego przywiązywać. Wciąż
nie rozumiem, dlaczego matka milczała, a chłopaczek modlił się do patyka – ale nie
wykluczam, że w którymś momencie po prostu coś mnie rozproszyło i jakieś super
ważne elementy mi umknęły. Nie wiem, o co chodziło Deucalionowi (Tony Todd – i serio, dopiero IMDB mi powiedziało, jak
ten czarny miał na imię…), czemu gadał do dziury, w której siedział Minotaur… no i
tak w ogóle: czemu, u licha, Minojczycy po prostu nie zagłodzili Minotaura na
śmierć? To znaczy że tak zarzucę spoilerem: okazuje się, że Minojczycy
wiedzieli, że królowa nie urodziła boga, tylko jakiegoś potwora. I mimo tego
trzymali go w labiryncie i karmili ofiarami? Po co? Nie mieli z tego żadnych
korzyści – a przynajmniej film na ten temat milczy. Nie wiem też, czemu
wspomniany Deucalion chciał zapłodnić siostrę i czemu siostra go tak nie lubiła (może było to związane z pędem braciszka do wspólnego potomstwa, a może nie - któż to wie? Bo film tego nie wyjaśnia!) – to znaczy
to są jakieś takie dziwne wątki, które są zasygnalizowane, po czym jakoś się
rozmywają bez żadnego wyjaśnienia. Ja tam nie wiem, ale jeśli brat chce robić dziecko
siostrze, to to nie jest coś, co można zostawić bez żadnego komentarza ze
strony fabuły. Powiedziałabym, że to raczej nie jest normalne, no nie? I o co
chodzi z tymi maskami? Czemu Raphaella
(Michelle von der Water) każe poddanym na końcu zdjąć maski i porzucić wstyd?
Oni zakładali je ze wstydu? Przed czym? Dlaczego? O co chodzi?!
Miałam
wrażenie, jakby twórcy filmu mieli mnóstwo jakichś mniej lub bardziej egzotycznych
pomysłów i spróbowali wrzucić je wszystkie w półtorej godziny, dzięki czemu
żadnego z nich nie widać wyraźnie i wszystko miesza się w jakiś jeden wielki
burdel.
|
buuuziiii? |
No i rzecz,
która mnie szczerze rozbawiła: szkielety. Oczywiście, jak w każdym lochu czy
jaskini, tak i tutaj bohaterowie napotykają na ścielące się gęsto szkielety. Co
zabawne, kościotrupy leżą sobie grzecznie w całości. Przypomnę, że teoretycznie
w labiryncie umiera się na pożarcie przez wielkiego bykostwora. Bykostwór
musiał więc cholernie delikatnie wysysać mięso spomiędzy kosteczek, jeśli nie
rozwalił szkieletów w drobny mak. Bo alternatywa jest taka, że jednak większość
ofiar zrzuconych do labiryntu umierała z głodu, starości, niedotlenienia czy czegoś
takiego, ale to z kolei by okropnie zmniejszało grozę płynącą z obecności
potwora. Zresztą, błagam – jaką grozę? Teoretycznie ten film jest horrorem, ale
on tak okropnie nie wzbudza żadnych emocji, że to aż boli.
Myślę, że na
tym skończę. Minotaur to po prostu
kupa w stanie czystym. Jeśli ktoś – tak jak ja – jest fanatykiem greckich mitów
i Rutgera Hauera, to oczywiście może zerknąć, ale koniecznie z podkładem w
postaci jakiegoś wina albo piwa. Dopowiem tylko, że Hauer występuje w całych
dwóch scenach na samym początku i więcej się nie pojawi, więc nie warto męczyć
całości. To nawet zabawne, bo na polskim plakacie widnieje jako główne nazwisko.
W ogóle, to ja po prostu chciałabym o tym filmie zapomnieć i go wyprzeć. Idę płakać.
Dobranoc.