|
Wielka Kolekcja Westernów - tom 6. |
Tradycyjne wyobrażenie pojedynku z prawdziwego zdarzenia musi zawierać kilka niezbędnych elementów: pozamykane okiennice, jedna, piaszczysta uliczka w typowym miasteczku Dzikiego Zachodu, dwaj kowboje i zegar wskazujący samo południe. I, naturalnie, toczące się tumbleweeds (wszystkie polskie nazwy na tę roślinę brzmią idiotycznie, toteż Fraa używa określenia angielskiego). Prawie wszystkie te elementy znalazły się w westernowym klasyku klasyków, czyli produkcji Freda Zinnemanna z 1952 roku, W samo południe (High Noon). Film, nawiasem mówiąc, o tyle bliski kawiarczym rodakom, że wykorzystany do wyborów roku 1989.
(...)
[tu Fraa przewała pisanie i wróciła po jakiejś godzinie, kiedy miała już przesłuchane wszystkie kawałki Van Canto dostępne na jutubie]
Po kolei więc.
Pierwszy rozdział książeczki dołączonej do kolekcjonerskiego wydania zawiera garść informacji dotyczących produkcji filmu: w jakich warunkach był kręcony (antykomunistyczna nagonka w Hollywood), że Gary Cooper miał wrzody, że reżyser nie zgadzał się na pokolorowanie filmu twierdząc, że czerń i biel doskonale wpasowują się w treść i tak dalej. Fraa z radością znalazła też ciekawostki takie jak:
„Dokładnego czasu akcji nie można określić. Pojawia się jednak pewna wskazówka chronologiczna. Uciekający z miasta sędzia zwija flagę USA, by zabrać ją ze sobą. Flaga ma 37 gwiazdek, co oznacza, że pochodzi z okresu między przyłączeniem się Nebraski jako 37. stanu, co nastąpiło 1 marca 1867 roku, a przyjęciem do USA Kolorado 1 sierpnia 1876 roku.” (s. 4)
Jedyne poważniejsze zastrzeżenie, jakie ma kawiarka do tego rozdziału, to pójście za idiotyczną polską tendencją do tłumaczenia nazw, które powinny zostać w oryginale: więc na stronie 9. pojawia się obok Supermana i Batmana (mimo wszystko dobrze, że nie SuperCzłowieka i Człowieka-Nietoperza) niejaki „swobodny jeździec” – minęła chwilka, nim Fraa skojarzyła, że chodzi o Easy Ridera.
Rozdział drugi traktuje o stróżach prawa rozmaitego asortymentu: zarówno szeryfach, jak i niezależnych najemnikach. Tak więc obok Wyatta Earpa i Patricka Garretta pojawił się Bill Hickok. Przyjemna lektura, ale otwierający ją wstępniak co najmniej dziwny. Postawiona w nim teza brzmi:
„W westernach szeryfowie pełnią funkcję szlachetnych i prawych rycerzy, nieskazitelnych bohaterów, obrońców słabych i pogromców zła.”
Dalej jest o tym, że w rzeczywistości wcale nie było tak pięknie.
Rzecz w tym, że Fraa absolutnie nie może się zgodzić z tym uogólnieniem. Na palcach jednej ręki potrafi na chwilę obecną zliczyć szeryfów wpisujących się w ten schemat – prawda jest taka, że szeryfów w westernach jak mrówków i nie ma reguły. Jedni są dzielni i rycerscy, inni to leniwe mendy, jeszcze inni próbują w spokoju dożyć emerytury, są szeryfowie tchórzliwi, są lojalni, są czarni (sasasa...) i tak dalej.
W ostatnim rozdzialiku można znaleźć wiadomości o Garym Cooperze, Grace Kelly oraz reżyserze Fredzie Zinnemannie, więc tym razem dość ubogo.
|
kadr z filmu High Noon: Helen i Amy |
Tyle o samym wydaniu, a teraz coś o filmie.
W dniu swojego ślubu, o godzinie 10:35, szeryf Will Kane (Gary Cooper) dowiaduje się, że do miasteczka pociągiem w południe przyjedzie Frank Miller (Ian McDonald), przestępca, którego Will zamknął przed kilku laty. Szeryf ma do wyboru: udać, że nic się nie dzieje, wsadzić na wóz młodą żonę i odjechać z nią na wieś, zresztą zgodnie z pierwotnym planem, lub zostać i stawić czoła Millerowi. Nietrudno się domyślić, że wspomniana małżonka, Amy (Grace Kelly), będzie namawiała męża do czmychnięcia z miasta. Nietrudno również zgadnąć, że szeryf się nie złamie.
Łamią się jednak wszyscy inni i coraz wyraźniej widać, że w decydującej godzinie Kane zostanie sam.
Fabuła filmu obejmuje więc półtorej godziny oczekiwania (od ślubu do przyjazdu Franka) – akcja dzieje się niemal w czasie rzeczywistym, co podkreśla pojawiający się jak refren zegar, nieubłaganie odmierzający kolejne minuty do południa. Napięcie stopniowo narasta, podczas gdy Will próbuje znaleźć pomocników i uporać się ze sprawami osobistymi.
Jednocześnie pojawia się wątek Helen Ramirez (Katy Jurado), która na wieść o tym, co się dzieje, postanawia wyjechać ze znienawidzonego miasta. Jak sama stwierdza, dla samotnej Meksykanki to okropne miejsce, a wraz z potencjalną śmiercią Willa, umrze również masteczko. Helen ma swojego absztyfikanta, Harveya (Lloyd Bridges), który usiłuje pokazać wybrance, że jest prawdziwym mężczyzną.
Wątki Willa, Harveya, Helen i Amy przeplatają się, widz poznaje wiążące ich relacje w – być może – ostatnich minutach, w jakich w ogóle bohaterowie będą się mogli wdać w jakiekolwiek relacje. Nie tylko postawy tej czwórki są ukazane z całą dokładnością. Pozostali mieszkańcy miasta również dzielą się na mniejsze i większe grupki, są wśród nich ludzie dzielni, są i tacy, którzy po prostu chcieliby przeżyć w spokoju.
Niezależnie jednak od wszystkich przebłysków nadziei, Will czuje coraz mocniej, że w samo południe będzie opuszczony i zostawiony właściwie na śmierć.
Oprócz zaprezentowania więc różnorakich oblicz strachu, widz dostaje też potężny obraz samotności i opowieść o lojalności – zarówno względem bliskich osób, jak i wobec pewnych zasad.
Jednakże dla kawiarki najciekawszy jest wątek Helen i Amy. Rzecz w tym, że Amy jest kwakierką. Kiedy tylko rysuje się ryzyko strzelaniny, panna młoda chce uciekać – jak się okazuje, z mężem lub mimo męża. Wskutek traumy z dzieciństwa, ta poczciwa kobieta nie może patrzeć na broń. Will, znając jej stanowisko w tej sprawie, nie próbuje zatrzymać żony. Widzowi za to serwuje się portret kobiety, która musi wybierać między wiernością ukochanemu a swoją ideologią i wiarą.
To znaczy tak zapewne miało to wyglądać.
Fraa, niestety, widziała jedynie dziunię w czepeczku, która poślubiła szeryfa, a jak tylko pojawia się jakieś niebezpieczeństwo, paniusia zadziera kiecę i śmiga na stację kolejową. Fraa widzi dziunię, która najpewniej przysięgała przed chwilą wierność na dobre i złe (przysięga nie jest pokazana w filmie), po czym cała ta wierność ulatuje w niebyt, bo bidulka Amy nie lubi strzelania.
Podobne do kawiarczego podejście ma tutaj Helen – Helen to dawna ukochana Willa, która jednak w żaden sposób nie rości sobie do niego praw świadoma tego, że ten rozdział z ich przeszłości został zamknięty. Dlatego Meksykanka również nie zamierza pomóc szeryfowi, co więcej – chce odjechać tym samym pociągiem co Amy. No ale właśnie: Helen nie jest żoną Willa. Co więcej, Helen w pięknym stylu okazuje swoją pogardę Amy i deklaruje, że gdyby Will był jej mężczyzną, nigdy by go nie opuściła. Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że Ramirez brzmi w tym bardzo wiarygodnie – Fraa jest przekonana, że istotnie gdyby to Meksykanka była na miejscu nieporadnej kwakierki, bez wahania sięgnęłaby po broń i stanęła u boku męża w samo południe. Być może kawiarka bardzo chce w to wierzyć, a być może to zasługa genialnej Katy Jurado, w każdym razie Helen tym samym wybija się na kawiarczą ulubioną postać z tego filmu. Bo dorabiania ideologii do własnego tchórzostwa Fraa nie kupuje.
W filmie jest jeszcze jeden bohater, którego kawiarka polubiła od pierwszego wejrzenia: Jack Colby, jeden z bandy Franka. Głównie czeka na stacji. Dlaczego Fraa go wyłowiła spośród innych i skoncentrowała na nim większą uwagę? Też nie wiedziała przez jakiś czas, aż do dzisiaj. Jacka gra nikt inny, jak Lee Van Cleef. A Lee Van Cleef po prostu zwraca uwagę i tyle.
Nie można nie wspomnieć o muzyce z filmu High Noon, która została nagrodzona dwoma Oscarami (za muzykę i za piosenkę – po raz pierwszy przyznano nagrodę piosence nie z musicalu).
Oto są wczesne lata pięćdziesiąte. Fraa musi przyznać, że istotnie ten kawałek ma swój klimat, doskonale zresztą pasujący do filmu.
W samo południe to naprawdę świetny film. Kawiarka tylko nie może przeboleć Amy. Brrr.
9/10
– What kind of woman are you? How can you leave him like this? Does the sound of guns frighten you that much?
– I've heard guns. My father and my brother were killed by guns. They were on the right side but that didn't help them any when the shooting started. My brother was nineteen. I watched him die. That's when I became a Quaker. I don't care who's right or who's wrong. There's got to be some better way for people to live. Will knows how I feel about it.
– I hate this town. I always hated it – to be a Mexican woman in a town like this.
– I understand.
– You do? That's good. I don't understand you. No matter what you say. If Kane was my man, I'd never leave him like this. I'd get a gun. I'd fight.
– Why don't you?
– He is not my man. He's yours.