Agamemnon siedzący na skale i trzymający berło |
Tak po
pierwsze i nie w temacie: ratunku!
Gra: Dracula 3: The Strange Case of Martha;
Moment: zbieram prochy Luciany Hartner;
Problem: kiedy klikam krzyżyk w rogu ekranu,
znaczy kiedy opuszczam grób, wywala mnie do pulpitu i pojawia się komunikat o
błędzie.
Łottudu?
Wszelka pomoc mile widziana, bo cierpię srodze.
A
teraz przejdźmy do rzeczy.
Na
wstępie zdradzę Państwu, że tytuł dzisiejszej notki był tak naprawdę tytułem
mojej pracy magisterskiej. To znaczy – pierwszej pracy. Mając przygotowane
materiały na trzy rozdziały, dokładny konspekt i wogle, stwierdziłam, że
zmieniam temat (na o wiele mniej chwytliwe Element
mityczny w historiografii greckiej). I choć Agamemnon na pewien czas
poszedł w odstawkę, nigdy nie dał o sobie zapomnieć.
Pi
razy oko każdy kojarzy postać Agamemnona Atrydy, a jeśli nie, niech się do tego
nie przyznaje – ani na tym blogu, ani w ogóle nigdzie przy ludziach. Bo, przynajmniej
w moim odczuciu, jest to jedna z najważniejszych postaci w mitologii greckiej,
jeśli ofkoz uznamy w ogóle wojnę trojańską za istotny epizod z dziejów Achajów,
a Iliadę za tekst, który miał
niebagatelny wpływ na dalszy rozwój literatury europejskiej. A jeśli nie
uznamy, to też się tu do tego nie przyznawajmy, bo w takich sytuacjach Fryy
zaczynają pluć jadem.
Ale
odbiegam od tematu.
Ród
Tantalidów był przeklęty – to jest najzupełniej jasne. Tantal podał bogom do
zjedzenia potrawkę z własnego syna, jego wnuk zaś, Atreus, poczęstował swojego
brata, Tyestesa, pieczenią z ciała Tyestesowych dzieci (Tyestes, nota bene, przy okazji późniejszej
zemsty zgwałcił własną córkę i doprowadził do jej śmierci). Potomstwo Atreusa
nie miało możliwości wymknąć się klątwie unaocznionej takimi zbrodniami. I nie
wymknęło się – przy czym Fatum skoncentrowało się właśnie na starszym z braci,
Agamemnonie, Menelaosa traktując stosunkowo ulgowo.
A więc
pojawia się Agamemnon – i pierwszy uczynek, z jakiego jest znany, to uśmiercenie
pierwszego męża Klitajmestry. Już wtedy widać, że nie kroi się tu szczęśliwy
żywot, choć przecież Atryda sam prosił później ojca małżonki, Tyndareusa, o
wybaczenie, które zresztą zostało mu udzielone. W przeciwieństwie jednak do
przodków, u Agamemnona można zaobserwować zupełnie nowe (to znaczy nowe dla
tego rodu) skłonności: pobożność i dbałość o rodzinę. Naprawdę – mam wrażenie,
że rzadko się o tym mówi, a jednak przecież król Myken zawsze postępował
zgodnie z wolą wyroczni i z myślą o swoich bliskich.
Już
wyjaśniam, o co mi chodzi – bo przecież oczyma wyobraźni widzę te uśmiechy,
kiedy czytają Państwo o prorodzinnym Agamemnonie, który był tak prorodzinny, że
aż złożył w ofierze Ifigenię.
Bryzejda prowadzona do Agamemnona - Giovanni Battista Tiepolo |
Zacząć
należy od tego, że Agamemnona, Menelaosa i innych wodzów greckich wiązała
przysięga, zobowiązująca ich do wzajemnej pomocy, w razie gdyby któryś z nich
został napadnięty. A przysięgi w greckiej mitologii to nie w kij dmuchał.
Przysięgi są święte, a w razie złamania słowa Dzeus i Erynie wymierzają
straszliwe kary. Toteż jeśli achajscy wodzowie przysięgali, że będą sobie
pomagać, to po prostu musieli to zrobić i nie mogło być mowy o tym, żeby któryś
nagle stwierdził screw you guys, I’m
going home. W takich okolicznościach Agamemnon nie miał wyjścia, kiedy
Menelaos zwrócił się do niego z prośbą o pomoc, kiedy Helena uciekła z Parysem.
Przy tym dochodzi tu drugi aspekt całej sprawy: jakby nie patrzeć, Menelaos był
bratem Agamemnona. A więc odmawiając uczestniczenia w wyprawie na Troję, władca
Argolidy nie tylko naraziłby się przez krzywoprzysięstwo, ale też zdradziłby
brata.
A
prawdę mówiąc, Agamemnon miał prawo uznać (przynajmniej ja bym tak uznała), że
cała „wyprawa” sprowadzi się do pogrożenia Dardanom, zgarnięcia Heleny na łódź
i odpłynięcia. Przecież jacy ludzie o zdrowych zmysłach chcieliby ginąć w
obronie jakiejś obcej bździągwy.
A więc
jaka rysowała się przed Agamemnonem perspektywa? Prosta wyprawa, dotrzymanie
warunków przysięgi i pomoc bratu – właściwie same plusy. A może jakieś łupy by
się dało wydębić od Dardanów? Dziś za oczywiste uznaje się, że to miała być
wyprawa łupieżcza, gdzie ewentualne odbicie porwanej księżniczki stanowiło
jedynie pretekst. Ale przecież to nie uwłacza, jeśli władca chce się wzbogacić.
Ba, rzekłabym, że pomnażanie majątku to jego obowiązek.
Nie
mogę wobec tego zgodzić się z oceną, że Agamemnon popełnił błąd, w ogóle
organizując wyprawę na Troję. Zrobił dokładnie to, co w tamtej sytuacji
powinien był zrobić i co zdawało się ze wszech miar sensowne i słuszne.
Schody
zaczynają się, kiedy Achajowie gromadzą się przy okrętach. I kiedy Kalchas
ogłasza, że – by kontynuować wyprawę – Agamemnon musi złożyć w ofierze
Ifigenię.
Co
mnie w jakiś sposób irytuje, to fakt, że epizodowi temu Eurypides poświęcił co
prawda tragedię Ifigenia w Aulidzie,
a jakoś nie ma tekstu (podkreślam: odnoszącego się do tej właśnie kwestii),
który uczyniłby głównym bohaterem Agamemmona. Tymczasem w mojej opinii to była
przede wszystkim straszliwa tragedia ojca i króla, który został postawiony
przed dylematem: ściągnąć na siebie gniew bogów i całej Hellady albo ściągnąć
na siebie gniew Klitajmestry i popełnić haniebny czyn, jakim było zamordowanie
córki. Powtarzam: mamy do czynienia z innymi realiami. To, co dla nas jest
oczywiste (czyli „bogowie – pfyf, kogo obchodzą bogowie, bitch please!”), dla bohaterów mitów takie nie było. Ponadto nasuwa
mi się przy tej okazji analogia do Abrahama, który składał w ofierze Izaaka. I
podczas gdy współcześnie determinację i wiarę Abrahama, który był gotów spełnić
nakaz Boży, ocenia się jako coś podniosłego i godnego naśladowania, podobne
działanie w przypadku Agamemnona jest jego winą.
Dla
mnie tragedia Agamemnona jest tu chyba nawet większa, niż Ifigenii, która tak
naprawdę musiała umrzeć i tyle. Nie chcę tu pisać, że miała „tylko” umrzeć, bo
nie w tym rzecz, że jej śmierć jest w jakiś sposób błaha. Gdyby była, tragicy
nie pisaliby o tym tak chętnie. Ale jej tragedia mogła polegać najwyżej na tym,
czy się z tą śmiercią pogodzi czy nie (przy założeniu, że w ogóle wiedziała, że
– nomen omen – coś takiego się kroi).
Agamemnon zaś najpierw musiał podjąć decyzję, czy dostosuje się do wróżby
Kalchasa, potem zaś musiał żyć z konsekwencjami tego wyboru. Myślę, że to bez
porównania trudniejsze. Nie potrafię sobie wyobrazić, jakie musiał mieć potem
traumy i przez ile lat to musiało go nękać – tym bardziej, że przecież nie miał
nigdy wsparcia w żonie, tak naprawdę był sam ze swoimi demonami.
Czasem
tylko antyczni tragicy wskazywali pojedynczymi scenami, że Agamemnon to nie
kukła, której ktoś kazał zabić, no to zabijał – są to dla mnie sceny ogromnie
cenne, bo fantastycznie pogłębiają obraz mykeńskiego króla, pozbawiając go
wreszcie tej nieszczęsnej maski nieczułego gnojka.
I tak
na przykład w prologu Eurypidesowej Ifigenii
w Aulidzie mamy fragment:
AgamemnonZazdroszczę ci, starcze.Zazdroszczę tym ludziom, co życie przechodząBez klęsk, bez sławy.Tym sławnym ja mniej zazdroszczę.StarzecA jednak stąd się bierze piękno życia.AgamemnonTo właśnie to piękno jest ciosem, co zwala,A uzyskane zaszczytyChoć słodkie, są smutne dla tych, których zdobią.Raz bowiem źle służba spełniona dla bogówRujnuje ci żywot, a raz znowu ludzkieWciąż inne sądy i upodobaniaPrzynoszą tylko wewnętrzne rozdarcie.(…)AgamemnonI na okrętach dążą ku cieśninieAulidy, tutaj, na statkach, z tarczami,Niezliczonymi wozami i końmi,A mnie obrali wodzem, by przyjemnośćMenelajowi zrobić, bom brat. ZaszczytNiechajby przypadł komu innemu!Gdy się zebrało wojsko, zamiast ruszyćTrwamy w Aulidzie, czekając na wiatry,A wieszczek Kalchas w tym naszym kłopocieOrzekł, by córkę moją IfigenięZłożyć w ofierze tutaj Artemidzie.Mamy popłynąć i pokonać FrygówPo tej ofierze, bez ofiary nigdy.Gdym to usłyszał, wołam Taltybiosa,Każę ogłosić rozpuszczenie wojska,Bo nigdy córki mej nie śmiałbym zabić.Brat zaś mój znowu na wszystkie sposobyChce mnie do czynu haniebnego skłonić.
No i,
jak wiadomo, w końcu Menelaos (o nim, tak swoją drogą, z całą pewnością kiedyś
wspomnę, bo nie cierpię gościa) namówił Agamemnona, by ten posłał po Ifigenię
pod pretekstem chęci wydania jej za Achillesa.
Ale tu
się sprawa nie kończy – bo u Eurypidesa Agamemnon w ostatniej chwili wysyła do
domu list odwołujący „ślub”. Historia tu mogłaby się skończyć, gdyby nie to, że
Menelaos zdołał przechwycić wiadomość, nim ta dotarła do Klitajmestry.
Agamemnon,
dowiedziawszy się o tym, oczywiście nie podda się bez walki – jak wspomniałam,
dla mnie to władca, który naprawdę troszczy się o rodzinę. W granicach
rozsądku: kiedy się zorientował, że do czego prowadzi Menelaosowa prośba,
wybrał mniejsze zło (a więc brat będzie bez żony, ale Ifigenia przeżyje).
A więc
później u Eurypidesa mamy rozmowę braci:
AgamemnonChcę oskarżyć i ciebie, krótko i nie nazbytButnie to rozpatrując, roztropnie, spokojnie,Jak brat; bo człowiek zacny lubi przyzwoitość.Powiedz mi, czemu dmiesz się z okiem krwią nabiegłym?Kto cię krzywdzi? I co chcesz? Chcesz uczciwej żony?Ja ci jej nei dostarczę – a tą, którą miałeś,Źleś rządził. Błąd okupić twój mam ja, niewinny?Nie moja ciebie gryzie ambicja – ty pragnieszŁadnej żony w ramionach, na rozum, przystojnośćNieczuły. Złe rozkosze nikczemnego męża.Nie miałem rozeznania, lecz się poprawiłem,Tom szalony? Ty raczej, który utraciwszyZłą żonę chcesz jej znowu, gdy ci bóg poszczęścił.Nierozumni przysięgę dali TyndarowiZalotnicy chcą ślubu – Nadzieja jest bóstwemI ona to sprawiła, nie ty i moc twoja!Bierz ich, wojuj. Gotowi są, bo ogłupieli,Lecz bóstwo ma swój rozum, potrafi zrozumiećŹle sklecone przysięgi, narzucone siłą.Nie zabiję mych dzieci. To nie będzie słuszne,Ażebyś ty się zemścił za najgorszą żonę,A ja na płaczu trawił moje dni i noce,Żem krzywdę i bezprawie czynił własnym dzieciom.Tylem ci rzekł - i krótko, i jasno, i przetoNie zmądrzejesz? Sam jeden sprawy me rozstrzygnę.(…)MenelaosAjàj! Ja biedny, nie mam już przyjaciół.AgamemnonMiałbyś, jeżelibyś ich gubić nie chciał.MenelaosJaki dasz dowód, żeś syn mego ojca?AgamemnonChcę z tobą mądrość dzielić, nie głupotę.
Od
razu przepraszam za te przydługie cytaty, ale one najlepiej obrazują postawę
Agamemnona i jego rozterki. Mogę to opisywać do upadłego po swojemu, myślę
jednak, że Eurypides zrobił to dość wymownie. Niestety, Agamemnon ostatecznie
przegrywa, a Klitajmestra z dziećmi zjawia się w Aulidzie. W końcu nawet sam
Menelaos chce odszczekać całą sprawę, ale wtedy jest już za późno: król Myken
dobrze wie, że nie można się tak po prostu wycofać, kiedy na wyprawę oczekuje
cała Hellada.
AgamemnonBękart Syzyfa wie dobrze o wszystkim.MenelaosNie może Odys zaszkodzić nam obu.AgamemnonOn zna wykręty, umie tłum poruszyć.MenelaosPcha go ambicja, niebezpieczna woda.AgamemnonWyobraź sobie, że on pośród GrekówStanie i powie, co wywróżył Kalchas,I żem ja przyrzekł ofiarę, a potemNie dał ofiary Artemis. On wojskoZbierze, podburzy, żeby mnie i ciebie,I córkę zabić. Gdybym zbiegł do Argos,Pociągną za mną i mury cyklopieZburzą, kraj cały zniszczą i spustoszą.Taki jest ból mój, o ja nieszczęśliwy,Bogowie los mi zesłali bez wyjścia.Jedno zrób dla mnie, Menelaju powróćDo wojska, aby nic się KlytajmestraNie dowiedziała; zanim sam swą córkęDam Hadesowi – jak najmniej łez trzeba!
Ofiara Ifigenii - Pietro Testa |
Nie
można stwierdzić, by obawa Atrydów przed Odysem była przesadzona. W końcu to
król Itaki odpowiada za śmierć Ajasa (o tym przy innej okazji – swoją drogą, Ajas Sofoklesa to jedna z najbardziej
przejmujących tragedii, jakie zdarzyło mi się czytać), ba! – jego dar wymowy i,
mówiąc wprost, talent do łgania działają najwyraźniej do dziś, bo większość
ludzi ciągle widzi go jako wzór wytrwałego wracania do żony, podczas gdy osiem
z tych sławetnych dziesięciu lat „tułaczki” spędził gżąc się z Kalipso i
płodząc dzieci z Kirke.
Po
złożeniu Ifigenii w ofierze Agamemnon na jakiś czas zniknie z pola widzenia
–wróci pod koniec wojny, najpierw nieśmiało, tylko na chwilę, wspomniany przez
Filokteta, który ma żal do Atrydów i Odysa za pozostawienie go na wyspie, potem
zaś w pełnej krasie: jako bezpośrednia przyczyna słynnego gniewu Achillesa, a
więc w ostatnim roku wojny trojańskiej.
Homer
nie pozostawia wątpliwości: Agamemnon popełnił błąd, odrzucając prośbę Chryzesa
i lżąc go, gdy kapłan przyszedł błagać o uwolnienie córki. Ta pycha, hybris, jest zresztą częstym
przewinieniem Achajów i za jakiś czas wykaże się nią z kolei Achilles, w równym
stopniu co Agamemnon przyczyniając się do śmierci wielu herosów po obu stronach
murów Troi. Hybris zawsze kończy się
fatalnie, a – ma się rozumieć – im wyżej postawiony człowiek ją popełni, tym
bardziej będzie bolało. Tu przypomnę, że Agamemnon to naczelny wódz Achajów.
Na
prośbę Chryzesa Atryda odpowiada słowami:
(…) W Grekach szmer przyjazny oznaczał ich zgodę,Aby uczcić kapłana i przyjąć nagrodę;Nie przypadła królowi do serca ta mowa,Więc go puścił z obelgą, przydał groźne słowa:»Znidź, naprzykrzony starcze, z oczu moich prędzej,Nie waż bawić się dłużej ani wracać więcej!W tiarze, w berle słaba dla ciebie zasłona.Chyba mi starość córkę twoją wydrze z łona;Od swych daleko, w Argos na zawsze osiędzie,Tam wełnę tkać i łoże moje dzielić będzie.Pójdź precz! Ani mię gniewaj, żebyś został cały!«Rzekł król; zaląkł się starzec i odszedł struchlały.
Tak
się złożyło, że Chryzes był kapłanem Apollina, który za tę zniewagę zesłał mór
na obóz Achajów.
Homerowy
Agamemnon jest nieco inny niż ten z tragedii. Bardziej porywczy, groźniejszy.
Nie widać, by władza mu aż tak ciążyła, Atryda raczej trochę się miota, robiąc
rzeczy, które uważa za słuszne, a poniewczasie orientując się, że znów coś
schrzanił. Achajowie się go boją. Widać to choćby w scenie, w której Kalchas ma
obwieścić, że to właśnie Agamemnon jest odpowiedzialny za zarazę w obozie:
Więc tak na radzie głosem roztropnym opiewa:»Chcesz, bym wyrzekł, dlaczego na nas Feb się gniewa,Feb, którego łuk srebrny zgubne strzały niesie?Ja powiem, lecz przysięgą zaręcz, Achillesie,Że mi słowy i ręką dasz potrzebne wsparcie,Bo widzę, jak się na mnie rozgniewa zażarcieMąż, któremu nad sobą władzę Grecy dali.A gdy król na słabego gniewem się zapali,Chociaż się na czas wstrzyma, w razie nie zaszkodzi,Znajdzie potem sposobność i zemście dogodzi.Uważ więc, czyliś zdolny ocalić mą głowę«.Achilles odpowiedział na tę wieszczka mowę:»Co tylko wiesz, mów śmiało! Bo na ApollinaPrzysięgam, Zeusowi najmilszego syna,Którego ty świętości trzymając na pieczy,Z daru jego zwiastujesz przyszłe Grekom rzeczy;Przysięgam, póki widzę to światło na niebie:Żaden się z Greków skrzywdzić nie odważy ciebie,Ani sam Agamemnon. Nic to nie przeszkadzaPrawdę wyrzec, że jego najwyższa dziś władza«.
Ale to
nie oznacza, że Agamemnon jest niespójną postacią. Że jest ich kilku i nie da
się ich złożyć w jednego herosa. Przecież trzeba brać pod uwagę, że Homer
opisuje bohaterów na wojnie. Najwyższy dowódca nie może sobie w takich
momentach pozwolić na to, żeby mu inni włazili na głowę. Lęk, jaki odczuwa
Kalchas przed królem Myken, jest właściwie całkiem wskazany. W domu Atryda może
pozwolić sobie na utyskiwanie i wahanie. Ale nie tu – nie pod obleganą Troją. A
Nestor przecież sam przyzna, że Agamemnon i Achilles to ci, „którzy innym
przodują i męstwem, i radą” – a więc mykeński król nie jest u Homera jedynie
porywczym, bezrozumnym tyranem.
Wieszczek
powiedział w końcu, jak się sprawy mają, a następnie Grecy przekonali
Agamemnona, żeby oddał Chryzejdę. Ten jednak, w ramach zadośćuczynienia,
zażyczył sobie innej branki, Bryzejdy – która była obiecana Achillesowi.
No i
się zaczęło.
Achilles,
którego relacje z Agamemnonem i tak już były mocno napięte (kwestia
pozorowanego ślubu Pelidy z Ifigenią), ostatecznie pękł: fochnął się i zamknął
się w swoim pokoju. Namiocie. Whatevah.
Role
się odwracają: Agamemnon, widząc, że narozrabiał, usiłuje przeprosić Achillesa
– bezskutecznie. Kolejny rok upływa na bezowocnym siekaniu się nawzajem, przy
czym Agamemnon po wielekroć wykazał się w tym czasie męstwem, zgłosił się też
do pojedynku z Hektorem, ale przegrał losowanie. Homer wyraźnie wskazuje na
waleczność Atrydy:
Starszy syn Antenora, sławiony przez męstwo,Koon, śmierć brata widząc, Atryda zwycięstwo,Tak zabolał, iż oczy stanęły mu w mroku.Więc się przybliża skrycie do zwycięzcy bokuI natychmiast go w rękę pod łokciem ugodzi:Na drugą stronę ostre żelazo przechodzi.Niezmiernym Agamemnon bólem był przejęty,Ale nie przestał boju, lecz srożej zawziętyRzuca się i Koona oszczepem dościga,Gdy on, wołając na swych, braterski trup dźwiga.Nieszczęsny! Chcąc ocalić brata podpadł zgubie:Król mu głowę odwalił na bratnim tułubie...Dopóki krew mu wrząca wytryskała z rany,Dzidą, mieczem, kamieńmi walczył na Trojany;Zwalał wszystkich, ktokolwiek śmiał mu się nawinąć.
Trudno
tu, naprawdę, zarzucić coś Agamemnonowi.
Prawdę
mówiąc, po tym niefortunnym epizodzie z brankami, mykeński król sprawuje się
już jak przykładny władca i wojownik. Przede wszystkim jest bardzo waleczny, a
to w epoce Homerowych eposów niezmiernie ważna cnota. Widać to też na
przykładzie Parysa, który w Iliadzie
został pokazany raczej negatywnie, a szczególnie podkreślone jest, że facet
bardziej dbał o swój wygląd, niż o walkę. Atryda podrywa do walki pozostałych
Achajów, nie stroni też od prób rozwiązania konfliktu innymi metodami, jak
przez pojedynek Menelaosa i Parysa.
Jedźmy
dalej: ostatecznie przecież Agamemnon zrozumiał swoje przewinienie wobec
Achillesa, przyznał się do błędu i pogodził się z Pelidą. Czyli zrobił
wszystko, co mógł uczynić w tej sytuacji. Plus, jakby nie patrzeć, winę za
przebieg ostatniego roku wojny należy rozdzielić równomiernie między Agamemnona,
Achillesa i Atenę. Jednakże, z jakiegoś powodu, to właśnie Atryda w powszechnym
mniemaniu jest „tym złym”, co widać choćby po jego filmowych wyobrażeniach,
gdzie albo nieustannie siedzi nabzdyczony i łypie groźnie spode łba (Helena Trojańska – choć przy tym muszę
zaznaczyć, że Rufus Sewell jest pro i choćby nie wiem co robili i gadali, będę
lubić jego Agamemnona) albo jest generalnie Złym Dziadem (Troja i rola Briana Coxa).
Maska Agamemnona |
Ale
wojna trojańska to, ma się rozumieć, nie tylko Homer. Kilka jej epizodów
natchnęło też tragików, czego owocem są – między innymi – dzieła takie jak Eurypidesowe
Trojanki i Hekabe oraz Sofoklesowy, wspomniany już, doskonały Ajas.
Jeśli
chcieć przybliżać sylwetkę Agamemnona na ich podstawie, rozsądnym będzie
ułożenie zdarzeń chronologicznie: a więc najpierw będzie Ajas – po raz kolejny Atryda pojawia się tylko jako postać
poboczna, podczas gdy sama tragedia koncentruje się na innym bohaterze,
niemniej w tym przypadku jest to przynajmniej uzasadnione, a tragedia Ajasa
jest niezaprzeczalna.
Heros,
który przegrał w sporze z Odysem o zbroję po Achillesie, co po wielekroć
przywołuje Atrydów (nie samego mykeńskiego króla, ale obu braci razem),
oskarżając ich o niesprawiedliwą decyzję, ba! – mówi wprost, że umiera przez
nich. A jednak, kiedy na scenie pojawia się Agamemnon, nie widać, żeby był tym
stronniczym i parszywym dziadem. Wręcz przeciwnie – po raz kolejny jest tym
rozsądniejszym z rodzeństwa. Właściwie można powiedzieć, że złą sławę Atrydzi
zawdzięczają jednak przede wszystkim Menelaosowi. To on jako pierwszy starł się
z Teukrosem, uparcie nie pozwalając na pochówek Ajasa:
Menelaos (nadchodząc).Ciebie wołam, niech ręka twoja się nie ważyPogrzebać trupa tego! ma zostać, gdzie leży.Teukros.Na cóżeś rak zuchwałe słowa wyszafował?Menelaos.Tak ja chcę i ten, który hetmani wyprawie.
Z
rozkazem więc przychodzi młodszy z Atrydów. Powołuje się przy tym na brata,
pamiętając jednak wcześniejsze wyskoki Menelaosa (przechwycenie posłańca z
listem do Klitajmestry tylko po to, by na pewno bratanica została złożona w
ofierze w intencji naprawienia sytuacji w Menelaosowym małżeństwie), jakoś
przestałam ufać temu facetowi. To fakt, Agamemnon za chwilę zjawia się przy
Teukrosie – i również wyraża sprzeciw dla pogrzebu. Ale warto tu zwrócić uwagę
na to, jak Atryda zaczyna swoją mowę:
Agamemnon.Więc ty, ty się ośmielasz na nas, jak mi mówią,Bezkarnie gębowaniem nastawać zuchwałém?
Szczególnie
nurtuje mnie to „jak mi mówią” – nie mogę oprzeć się wrażeniu, że po raz
kolejny winą należy obarczyć Menelaosa, który najpierw przyszedł do Teukrosa,
potem zaś wrócił do Agamemnona i przedstawił mu całą sprawę po swojemu. Nic
więc dziwnego, że po chwili król Myken zjawia się niejako w obronie brata,
którego jakieś byle co zelżyło i sprzeciwiło się rozkazowi. Nie wolno przy tym
zapominać, że Agamemnon to król. Naczelny wódz w wyprawie trojańskiej. Człowiek
dumny, który nade wszystko nie pozwala sobie włazić na głowę.
Ale
jednocześnie nie jest głupi – ani głupio uparty. Choć Teukros nie zdołał
przekonać go do zgody na pogrzeb Ajasa, z łatwością zrobił to Odys (na
marginesie: to jedna z nielicznych chwil, w których Odys jakkolwiek plusuje w
moich oczach). Dla mnie to sygnał, że Agamemnon nie przemyślał sprawy, tylko
przyleciał zaraz po jakiejś rozmowie, w której ktoś (Menelaos?) powiedział mu („jak
mi mówią”) coś, co go bardzo wzburzyło. Co zresztą jest kolejnym potwierdzeniem
tego, co pisałam na samym początku: że Agamemnon broni swojej rodziny. Chociaż
rodzina czasem zupełnie na to nie zasługuje.
Tekstem,
w którym Agamemnon bez wątpienia plusuje bardzo potężnie, jest Hekabe Erypidesa – tam, choć tragedia
skupia się wokół trojańskiej królowej, Atryda pełni bardzo ważną funkcję:
sędziego. I, jak się okazuje, sędziego mądrego, pobożnego i sprawiedliwego,
nawet jeśli w konsekwencji będzie musiał wymierzyć karę swojemu
sprzymierzeńcowi.
Trudno
mi przy tym wyłuskać jakieś konkretne cytaty, by pokazać Eurypidesowego króla
Myken, bo tak naprawdę należałoby przytoczyć całą tragedię. Agamemnon
praktycznie cały czas zachowuje się bez zarzutu. Myślę, że był to moment, w
którym już mógł sobie na to pozwolić. Opadł kurz po ostatecznej ruinie Troi,
skończył się czas wojny i Atryda w końcu mógł odłożyć na bok całą tę swoją
srogość i gniew, którym pałał u Homera. Teraz czas na przemyślane decyzje, na
oddanie czci bogom. Dlatego Agamemnon mógł z całym spokojem wypowiadać już
słowa:
AgamemnonHekabe, czemu córki swej pogrzebaćNie idziesz, przecież Taltybios mi mówił,Że nikt z Aegiwów nie ma panny dotknąć.Nie pozwoliłem i sam jej nie tknąłem,A ty wciąż zwlekasz, aż mnie to zadziwia.
Później
zaś Agamemnon docieka przyczyn ogromnego smutku Hekabe – ale, co istotne, nie
robi tego z jakiejś niezdrowej ciekawości, tylko po to, by pomóc kobiecie. Początkowo, nie wiedząc jeszcze, o co chodzi,
deklaruje nawet, że nie będzie najmniejszego problemu ze zwróceniem Hekabe
wolności, jeśli to niewola powoduje jej rozpacz. A wreszcie stwierdza:
Agamemnonpodnosząc Hekabe z ziemiNad tobą, synem twoim i twym losem,I ręką twoją błagalną mam litość,I chcę ze względu na bogów i prawo,By karę poniósł bezbożny gospodarz.
W
dodatku Atryda godzi się na metodę kary, którą proponuje sama Hekabe: że to
wzięte przez Greków do niewoli Trojanki pójdą i wymierzą sprawiedliwość.
Jakiś
czas później Agamemnon wysłucha również Polymestora, czyli owego trackiego „bezbożnego
gospodarza”, ale – choć Trak jest jego sprzymierzeńcem – nie kupuje jego
historyjki, jakoby morderstwu Polydora przyświecało wyłącznie dobro Greków
(tak, taka była linia obrony Polymestora: zabił Hekubowego syna, żeby się
Achajowie nie zmachali zanadto…). I, mimo że decyzja – po raz kolejny – nie
jest dla Atrydy lekka, argolidzki król wyda osąd:
AgamemnonCiężko mi sędzią zostać cudzych błędów,Lecz jednak muszę – bo i wstyd przynosiZrzekać się sprawy, której się podjęło.do PolymestoraWiedz, zdaje mi się, nie z przysługi dla mnieAni dla Greków ty zabiłeś gościa,Lecz żeby złoto w twym domu zatrzymać.Korzystnie tak ci mówić, gdyś w nieszczęściu.To bez znaczenia dla was – zabić gościa,A dla nas, Greków, taki czyn to hańba.Powiem: „Nie winien” – to jak ujść zarzutom?Nie, ja nie umiem. Więc jeśliś się ważyłNa czyn haniebny, znoś okropne skutki.
Tu utnę
już kwestie trojańskie, bo nigdy nie skończę tej notki.
Właśnie
zobaczyłam, ile stron nasmarowałam. Znak to niechybny, że pora kończyć. Urywam
więc w tym miejscu, omijając już końcówkę Atrydowego życia, czyli sprawę
Klitajmestry.
Słówkiem
podsumowania:
Dążyłam
w ogóle do pokazania, dlaczego uważam, że Agamemnon to zajebisty gość. I
dlaczego mam go za jednego z największych herosów, mimo że nigdy jakoś nie
zdobył takiej popularności, jak Achilles czy Herakles. Skala jego poświęcenia
dla sprawy jest porównywalna z Abrahamem. Jego los zaś – niezasłużenie tragiczny
– dodatkowo potwierdza, że Agamemnon wielkim człowiekiem był. Bo przecież,
jeśli wierzyć Herodotowi, zazdrośni bogowie mają prostą metodę postępowania z
ludźmi: im ktoś jest wybitniejszy, bogatszy, potężniejszy – z tym większym
hukiem spadnie na samo dno, ponieważ Olimp nie zniósłby, gdyby jakiś
śmiertelnik próbował się równać z nieśmiertelnymi. A więc w moim odczuciu miarą
wielkości Atrydy była wielkość jego upadku. A ten upadek był przecież niewyobrażalnie
drastyczny: uśmiercenie córki, fatalna w skutkach hybris na wojnie, wreszcie – po wszystkich wielkich czynach pod
Troją – bezsensowna śmierć w wannie z rąk żony i jej kochanka. Stąd zresztą
taki a nie inny tytuł notki. Powyższe hasło przyświecało Agamemnonowi przez
całe jego życie i tak naprawdę determinowało cały jego los. Mógł stawać na
rzęsach, ale i tak zawsze musiało wyjść źle. Nie dlatego, że faktycznie
podejmował jakieś decyzje, które już w chwili podejmowania wyraźnie były
bezbożne czy głupie. Dlatego, że wywodził się z przeklętego rodu, że był zbyt
wysoko postawiony wśród Achajów i wreszcie dlatego, że – jako król – bez przerwy
trwał w konflikcie między sprawiedliwością boską a ludzką. To, co przez krótki
moment stanowiło tragedię Antygony, wisiało nad Agamemnonem przez długie lata.
Przy
tym muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy: w Sparcie czczono Zeusa
Agamemnona. To o czymś świadczy. Nawet nie sam fakt istnienia kultu, bo kult
herosów był normą – ale to, że Agamemnon dostał jako przydomek imię najwyższego
z bogów. Przez Spartan był postrzegany jako odbicie Zeusa wśród ludzi. Czy
można – będąc zwykłym śmiertelnikiem – wspiąć się wyżej?
Niniejszym
ogłaszam wszem i wobec, że jestem fanką Agamemnona Atrydy, który złożył w
ofierze Ifigenię, ściął się z najwaleczniejszym z Greków, Achillesem, po czym
zginął od topora wiarołomnej żony. Ot co.
Schodzi po schodach do cysterny
Gdzie nocna wilgoć jak nietoperz
I zanim wiadro wodę zmąci
W wodzie ogromne ojca oczy
Nalane strachem. Tak bez krzyku
Rozmawia z córką Agamemnon
– Zbigniew Herbert, „Mykeny” (fragm.)