seria Almanach klasyki: Syberia 1 i 2 (pudełko) |
Na
wstępie muszę przyznać się do pewnej swojej wstydliwej właściwości: otóż mam
brzydką skłonność do niekończenia gier. Z różnych powodów: niektóre po prostu
mnie przerastają, do innych z kolei zniechęcają mnie jakieś niezależne
okoliczności przyrody (błędy, limit doświadczenia, awaria komputera itp.).
Toteż jeśli już w istocie kończę jakąś grę, naprawdę jest to pewnym
ewenementem.
Taki
właśnie wyjątek miał miejsce w przypadku pierwszej odsłony gry przygodowej typu
point and click Syberia, traktującej o
nowojorskiej prawniczce, Kate Walker,
która przyjechała do francuskiego miasteczka Valadilene, by przyklepać pozornie
banalną sprzedaż fabryki automatów. Na miejscu jednak okazuje się, że nie
wszystko jest tak proste, bo właścicielka fabryki nie żyje i wszystko wskazuje
na to, że jej brat, uznany za zmarłego, wcale nie jest taki do końca martwy.
Pierwsza
rzecz, o której muszę w tym momencie wspomnieć, ucinając już streszczanie, by
nie robić brzydkich spoilerów (w tym przypadku byłyby one szczególnie brzydkie),
to właśnie fabuła: a jest ona naprawdę miodna. Ja rozumiem, że na pudełku od
gry generalnie zawsze się zachwala dany produkt, ale tym razem wzmianki, że „wciągający
scenariusz autorstwa pisarza i artysty Benoit Sokal’a zaskoczy najbardziej
wymagających fanów przygotówek” oraz że „obie części tworzą historię, którą warto
przeżyć i trudno zapomnieć” w moim mniemaniu kryją w sobie (poza, na moje oko,
błędu w zapisie nazwiska…) wiele prawdy. W istocie, gra zaczyna się niewinnie,
ale niesamowicie wciąga – człowiek jest faktycznie ciekaw, jak się ta cała
sprawa rozwinie, a im dalej Kate podąży, tym bardziej jest ciekaw.
Osobną
sprawą jest fakt, że całość jest czymś innym, niż się spodziewałam: wnioskując
po tytule, myślałam, że Kate Walker będzie rzeczywiście przemierzać syberyjskie
śniegi, tymczasem Syberia jest tu bardziej czymś w rodzaju odległego celu i tła
– niby wszystko się wokół niej kręci i wszystko do niej zmierza, ale jednak
prawniczka obija się głównie po miejscach, które sprawiają wrażenie Europy… Z
silnym naciskiem na „sprawiają wrażenie”.
Przestrzeń,
w jakiej porusza się Kate, to kolejna sprawa, o której warto wspomnieć. Widać
to już w Valadilene, potem zaś to się pogłębia: świat syberyjskiej przygody to
świat zapomniany, opuszczony, przepełniony nostalgią za dawną chwałą. Miejscami
są silne akcenty steampunkowe (sama fabryka automatów oraz nakręcany pociąg,
którym podróżuje Kate Walker), miejscami bardziej to zalatuje dieselpunkiem
albo wręcz lekką nutką postapokalipsy (opuszczone zakłady przemysłowe, których
każdy element przeżarła rdza), ale przecież tak naprawdę nie jest to nic z tych
rzeczy. Świat toczy się swoim rytmem, co wiemy z rozmów telefonicznych, jakie
Kate przeprowadza z przełożonymi oraz bliskimi. Mamy rok 2002, a fabryka
automatów rodziny Voralbergów to przeżytek poprzedniej epoki, którą interesuje
się amerykańska firma produkująca zabawki.
Fabryka Voralbergów (screen z gry) |
Jednakże
przestrzenie, po których przyjdzie nam podróżować, są odizolowane od tego
wszystkiego. Ten klimat jest bardzo mocno wyczuwalny i wszechobecny. Ba, w
którymś momencie nasunęło mi się wręcz skojarzenie z Batman: Arkham Asylum, kiedy naszą prawniczkę uwięzi pewien
szaleniec.
Skoro
już o szaleńcu mowa, warto wspomnieć o postaciach: przede wszystkim mamy więc
wzmiankowaną już wielokrotnie Kate Walker, prawniczkę z Ameryki. Kobietę, która
w trakcie gry przechodzi stopniową przemianę i całkiem fajnie się to obserwuje.
Ale jest drugi bohater, zasadniczo równie ważny: Oskar. Oskar jest automatem – trzeba przyznać – wyjątkowo irytującym
automatem, maszynistą pociągu, którym podróżuje Kate, upierdliwym w swoim
przywiązaniu do zasad i przepisów, niezmiennie wykręcającym się od udzielania
jakiejkolwiek sensownej pomocy. Ale muszę przyznać, że w końcu polubiłam Oskara.
To postać bardzo konkretna i wyrazista, jak zresztą wszystkie osoby, które pojawiają
się w grze. Praktycznie o każdej postaci, nawet całkiem epizodycznej, można coś
powiedzieć, nawet o wkurzającym studencie, który sterczy przy schodach
Uniwersytetu w Barrockstadt. Choć w tamtej akurat lokacji moimi faworytami byli
rektorzy, którzy po prostu idealnie obrazują samą kwintesencję rektorowatości.
Zarówno
ten narzucający się, przepełniony tęsknotą nastrój i odizolowanie, jak i
charakterystyczni bohaterowie, z których każdy ma mocno zakręconą historię do
opowiedzenia, sprawiają, że gra naprawdę wciąga i gracz bardzo się angażuje w
losy wszystkich, których napotka na swojej drodze Kate. Do tego stopnia, że
epizod z radzieckim pilotem autentycznie mnie poruszył – inna sprawa, że mam
słabość do tego typu historii…
Pierwsze spotkanie Kate z Oskarem (screen z gry) |
Gra
powstała w 2002 roku, więc graficznie trzyma poziom. Oczywiście, nie jest
fotorealistyczna, a ruchy nie są do końca naturalne, ale widoki są naprawdę
przepiękne i nawet cutscenki robią wrażenie. Rozdzielczość może nie jest za
wysoka, jakoś szczególnie mi to jednak nie przeszkadzało, bo moc nastroju
grafik rekompensowała pewne niedociągnięcia techniczne. Zastrzeżenia miałam
jedynie do tempa reakcji w rozmowach, gdzie między jedną wypowiedzią a drugą
potrafiły nastąpić pauzy, często zupełnie nieadekwatne do sytuacji (np. kiedy
jedna postać miała gwałtownie przerwać drugiej).
Chociaż
jak już o dialogach wspominam, to troszkę bolał też fakt, że gracz praktycznie
nie ma na nie wpływu. Może, oczywiście, wybierać, w jakiej kolejności poruszy poszczególne
tematy z listy, ale to wybór mocno pozorny, bo tak naprawdę nie ma to żadnego
znaczenia dla rozgrywki. Czasem wręcz prowadzi to do zabawnych sytuacji, jeśli
wybieram tematy nie po kolei: bywa, że Kate dopyta o szczegół dotyczący czegoś,
o czym tak naprawdę jeszcze nie powinna wiedzieć, bo dowie się o tym dopiero w innej
wymianie zdań.
Tak
naprawdę Syberia ma tylko jedną,
zasadniczą wadę: Cenegę.
Niestety,
w Polsce grę wydała Cenega i to widać. Polska wersja językowa to dubbing z
opcjonalnym włączeniem do tego napisów. Sam dubbing nie jest nawet najgorszy,
ba! Niektóre postacie są zdubbingowane naprawdę fajnie, jak na przykład Oskar
albo środkowy rektor z Barrockstadt. Niemniej mocno mnie irytował fakt, że Kate
Walker, czyli najważniejsza postać w grze, źle wymawiała nazwisko drugiej
najważniejszej postaci, czyli poszukiwanego Hansa Voralberga – w ustach pani
prawnik zazwyczaj (choć nie zawsze) mutował on w „Volarberga”. Niby detal, ale
powtarzany w kółko zaczyna denerwować.
Różnice
między wypowiadanymi kwestiami a tekstem (grałam, niestety!, z włączonymi
napisami) nie były częste, ale się pojawiały. Mam też niejasne wrażenie, że
aktorzy podkładający głos nie odrobili lekcji, bo na przykład z zupełnie
nieznanych mi przyczyn nazwę „Barrockstadt” namiętnie wymawiano [barksztat] –
gdzie się podziewało owo „o” z członu „barrock”, tego nie wiem. No i troszeczkę
mnie drażniło, że co najmniej dwóm postaciom głos podkłada jedna osoba. Ale
osoba bardzo się starała brzmieć inaczej, więc niech tam będzie. Nie czepiam
się – aż tak. Największym bólem było coś innego: ortografia. Kwiatki typu „kałamaż”
albo „wieżę ci” to coś, czego naprawdę nie potrafię wybaczyć. Do tego dochodzi
notorycznie zły zapis „nie” z przymiotnikami oraz czasowników w trybie
przypuszczającym. Słowem, polska wersja Syberii
to ortograficzna rzeź i pożoga.
Nakręcany pociąg Voralberga (screen z gry) |
Podsumowując
więc: Syberia jest naprawdę miodna i
szczerze polecam ją każdemu, kto w ogóle lubi tego typu gry. Dwuwymiarowe tła,
po których porusza się Kate, są
przepięknie wykonane, bardzo klimatyczne i pełne dźwięków, co – w mojej opinii –
zapewnia grze długowieczność graficzną na miarę HoMM III (dwa wymiary bez porównania łatwiej odpicować niż trzy i
duuużo dłużej taka gra się starzeje). Poszczególne wątki wciągają, bohaterowie
wzbudzają emocje i muszę powiedzieć, że kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że
oto kończę tę grę, obok oczywistej satysfakcji pojawił się ogromny smutek, że
to już. Chciałoby się więcej – nie obraziłabym się, gdyby Syberia była nieco (albo nawet dużo) dłuższa.
Jeśli
jednak ktoś z Państwa chciałby się na Syberię
skusić, a radzi sobie z językami obcymi, sugerowałabym znaleźć oryginalną
wersję językową. Jeśli ktoś sobie słabiej radzi, to przynajmniej niech nie
odpala napisów, bo to grozi wypaleniem oczu. Szkoda, że Cenega tak spartoliła
tak fajną rzecz. No ale przecież to Cenega, nie mogło więc być inaczej. Aha, no
i grając pod windą XP należy grę odpalić
w trybie zgodności z 98, w przeciwnym razie w pewnym momencie zacznie wywalać i
umarł w butach.
Niemniej Syberia, nawet mimo żenującego polskiego
wydania, zasługuje na solidne 8/10 – byłoby 9/10, ale… ale… „wieżę ci”?!EDIT (17.09.2012 r.)
Po pół roku gra wciąż nie daje mi spokoju. Nie mogę przestać porównywać do niej innych przygodówek, co więcej - zaczęłam szukać plotek o trzeciej części. Dziś zrozumiałam, że przyznanie tej grze 8 punktów to jakiś skandal. Tłumaczenie czy nie, ta gra jest doskonała i basta. 10/10.
Wszedłem
do ciemnego pokoju kreślarskiego w domu rodzinnym Voralbergów. Trumna Hansa
stała po środku, była zamknięta. Pan Voralberg wytłumaczył, że nie chce, by
ktokolwiek oglądał ciało syna. Zmasakrowane zwłoki Hansa znaleziono pod
zawaliskiem kamieni. Przypuszczano, że poślizgnął się i spadł ze skały.
Wprawdzie młody Voralberg miał 18 lat, ale nie był w pełni władz umysłowych.
I w ramach bonusu, bo naprawdę ładne:
Uniwersytet w Barrockstadt (screen z gry) |
Aralbad (screen z gry) |
Wspaniała gra :) Śliczna, klimatyczna, wciągająca, ze świetną fabułą. Właściwie w każdej lokacji było coś, czym się można pozachwycać. Jedna z moich ulubionych gier.
OdpowiedzUsuńKocham zarówno Syberię 1 jak i jej kontynuację! Zaraz po serii The Longest Journey - polecam :)
OdpowiedzUsuń