tag:blogger.com,1999:blog-3490046973338329402024-03-14T00:47:45.032+01:00Kawiarka ZaFraapowana...czyli po prostu LebensFraaumUnknownnoreply@blogger.comBlogger555125tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-17830031420580202782023-01-19T15:10:00.000+01:002023-01-19T15:10:21.608+01:00Podsumowanie 2022<div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMxkPO11xiTHWH4fBu44rJNBZF0OQ3FsbrJ4fxaZIPxLcAP8lbjL1ipPji8lu-jvQGUaDIlOqwvOWgN3EpOaCanHDmT9RGg9YRsvG1c_2j4zzz7ruuzVWm0sFLUA-F2Kx_KWQnNB-m56MEfaDEAh7LFfULN8IXeLnpWo-ZWInLB5VajTnFiXlRNJuXvA/s800/taki_dziki_zachod_mockup_1600px.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="800" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMxkPO11xiTHWH4fBu44rJNBZF0OQ3FsbrJ4fxaZIPxLcAP8lbjL1ipPji8lu-jvQGUaDIlOqwvOWgN3EpOaCanHDmT9RGg9YRsvG1c_2j4zzz7ruuzVWm0sFLUA-F2Kx_KWQnNB-m56MEfaDEAh7LFfULN8IXeLnpWo-ZWInLB5VajTnFiXlRNJuXvA/s320/taki_dziki_zachod_mockup_1600px.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Antologia - szczegóły w dalszej części notki.</span></td></tr></tbody></table>Zardzewiałam,
nie przeczę. Dlatego pomyślałam, że zanim wjadę w 2023 rok, spróbuję ogarnąć
się trochę z rokiem poprzednim, w którym udało mi się napisać aż trzy notki. Bo
przecież, choć moje pisanie nie istniało, to jednak cośtam się działo. Na
niektórych polach niewiele, to fakt, no ale. Po kolei.</span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><h2 style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: medium;">Czytanie</span></span></h2><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">Znacie
te wszystkie rankingi czytelnictwa? Te coroczne lamenty, że Polacy nie czytają
i że wszyscy pogrążamy się w otchłani postępującej głupoty? No, to w 2022 zostałam
niezbyt dumną przedstawicielką kategorii „przeczytałam dwie książki w ciągu
roku”. Jednej nawet nie pamiętam, bo to było chyba na początku roku. Za to
pamiętam tę drugą. Zaczęłam z nią walczyć jeszcze pod koniec 2021, a skończyłam
jakoś na przełomie września i października. Nie chcę poświęcać jej zbyt wiele
czasu (bo już poświęciłam go zdecydowanie za dużo), wystarczy powiedzieć, że
była naprawdę bardzo zła, a dodatkowo dość długa (wydanie papierowe ma 606
stron, ja akurat miałam ebooka). Zasypiałam zazwyczaj jeszcze zanim dobiłam do
dwóch procent lektury. Z różnych względów zależało mi,</span><span style="text-indent: 35.45pt;"> </span><span style="text-indent: 35.45pt;">żeby ją skończyć, więc uznałam, że może zadziała
motywująco, jeśli nie będę się rozpraszać innymi tytułami, dopóki nie pokonam tego
jednego. Zadziałało w sumie średnio i osiągnęłam głównie tyle, że praktycznie
kompletnie odzwyczaiłam się od czytania. Próbuję to zmienić, ale mamy drugą
połowę stycznia, a ja wciąż nie skończyłam żadnej książki.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Prawdę
mówiąc, nawet komiksy nieszczególnie ratują sytuację, bo również nie poszalałam
w temacie.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Nawet
przyszło mi do głowy, że to dlatego irytuje mnie trochę większość akcji niby
promujących czytelnictwo (stosiki i te sprawy), ale przypomniałam sobie, że nie
– one irytowały mnie od lat, bo nie lubię, jak ktoś daje światu do zrozumienia „jestem
lepsza od was, bo mam takie a nie inne hobby”.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><h2 style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: medium;">Gry</span></span></h2><div><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: medium;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRtGYXn7OzWrjGm1_5PC7IAOf1O5mdCsFMw2p1mNxh2mCslFxMVyt6YUBRHAtbe038cHjKYjH3rhxi4QBK8YaI4y3FbNTmjo5UYaMSeIdVBPne2URp92bSjIDhV2set-AUgJs_3QHLaoWYPvTVUCSfqLWTD1SWFuU_upW_vgDs8V1fYkuAh0I5GIN5qw/s1920/20221119182024_1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="color: #eeeeee;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRtGYXn7OzWrjGm1_5PC7IAOf1O5mdCsFMw2p1mNxh2mCslFxMVyt6YUBRHAtbe038cHjKYjH3rhxi4QBK8YaI4y3FbNTmjo5UYaMSeIdVBPne2URp92bSjIDhV2set-AUgJs_3QHLaoWYPvTVUCSfqLWTD1SWFuU_upW_vgDs8V1fYkuAh0I5GIN5qw/s320/20221119182024_1.jpg" width="320" /></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: x-small;">kadr z gry</span></td></tr></tbody></table><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">Przede
wszystkim, w marcu 2022 miała miejsce premiera </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Syberii: The World Before</i><span style="text-indent: 35.45pt;">.
Nie trzeba być Sherlockiem, by wiedzieć, że to moja ogromnie ukochana <br />seria,
więc oczywiście momentalnie rzuciłam się na jej czwartą odsłonę (podjęłam nawet dwie próby napisania o niej notki, ale za każdym razem przerywałam po dwóch zdaniach).</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">Nie
ukrywam, że mam co do tej gry dość mieszane uczucia. Jasne, to Syberia, więc
tak czy owak dobrze się bawiłam. Ale ta Syberia była taka… mało Syberiowata. O
ile wcześniejsze części tworzyły dość spójną opowieść o podróży Kate Walker na
odległy, skuty lodem i nieco mitologiczny wschód, zamieszkany przez tajemniczych
Jukoli i mamuty, o tyle </span><i style="text-indent: 35.45pt;">The World Before</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> zupełnie odchodzi od tego
klimatu i nasza prawniczka przemierza urokliwe, alpejskie miasteczka. Miało to
swój urok, oczywiście, ale nie tego oczekuję od gry pod tytułem „Syberia”.
Słabiej też, w moim odczuciu, wypadła sama historia. Pewnie dlatego, że również
tutaj zerwano z dorobkiem poprzednich odsłon i dostaliśmy zupełnie nową
opowieść, niemającą nic wspólnego z wyprawą do świata mamutów. Nie było więc
bagażu emocjonalnego, nabudowanego przez trzy gry i kilkadziesiąt godzin
rozgrywki. I muszę przyznać, że nie udało mi się ponownie wkręcić tak mocno,
jak w oryginalną historię. Skądinąd to nie była </span><i style="text-indent: 35.45pt;">zła</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> fabuła – ot, po
prostu trochę mniej w moim guście. A rozwlekanie gry znajdźkami w ogóle do mnie
nie trafiło i, całkiem szczerze, w większości je ignorowałam. Nie mam
cierpliwości do biegania po zrujnowanym sklepiku w tę i nazad, żeby znaleźć
cztery ukryte fotografie tylko po to, żeby dostać za to achievement. To nie dla
mnie.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">I choć
miło spędziłam czas z </span><i style="text-indent: 35.45pt;">The World Before</i><span style="text-indent: 35.45pt;">, to potem z tym większą przyjemnością
wróciłam do Syberii I i II, a nawet – dość nisko przecież ocenianej – III.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">W
zeszłym roku wreszcie się przełamaliśmy i zaczęliśmy ogrywać HoMM3 z
rozwinięciem </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Horn of the Abyss</i><span style="text-indent: 35.45pt;">, a nie – jak do tej pory – </span><i style="text-indent: 35.45pt;">In the Wake
of Gods</i><span style="text-indent: 35.45pt;">. Muszę powiedzieć, że to odświeżające. Może i nie ma tylu szalonych
modyfikacji, które na przykład umożliwiają graczowi rozmnożenie Butów Trupa i przerobienie
zapasowych par na inne buty, czy awansowanie posiadanych artefaktów dotąd, aż
dorobimy się Miecza Armageddonu. Z niespodziewaną ulgą przyjęłam jednak brak doświadczenia
jednostek. Niby fajnie, kiedy nasz Centaur zaczyna strzelać, ale zupełnie
inaczej postrzega się straty wojenne. W WoGu starałam się kończyć grę z
jednostkami, które zrekrutowałam w ciągu pierwszego miesiąca – bo były
doświadczone i nie dało się ich tak po prostu zastąpić świeżakami rekrutowanymi
w końcówce scenariusza. Szczególnie jeśli w ustawieniach wybraliśmy opcję, że
potwory na mapie również mają zdobywać doświadczenie. W HotA nie ma tego bólu.
Jasne, zawsze lepiej mieć mniejsze straty niż większe, ale mam ten komfort, że
w razie czego po prostu się dorekrutuję i nie będzie większej różnicy.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Pirackie
miasto jest dość przyjemne. Jednostki strzelające wydają się całkiem mocne, a
jednostki pierwszopoziomowe… cóż, jak to jednostki pierwszopoziomowe: giną jak
szmaty.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Brakuje
mi tak naprawdę dwóch rzeczy: Commandera i customizacji sojuszy. Choć wiem, że
jeśli chodzi o sojusze, to potrafiło rozwalać starannie przygotowane pod
konflikt scenariusze. Ale, prawdę mówiąc, to było nawet tym zabawniejsze.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Toteż
choć WoG na zawsze pozostanie w serduszku, to z dużym entuzjazmem poznaję nowe
miasto, nowe potwory i budynki na mapie.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">(a na
sojusze jest jeden prosty trik: zmienić ustawienia scenariusza w edytorze map)</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYGdkSBe-eZiNNhdWi9fDF18GaIzchMGY8zfgueUuRN162TajgsM67lkvwK_z71gtam7mn_r-WwzgprUtUxHBURkhGWCVFS8nJKYRBv3PTlB-Cq5m6Mt0c7jkinFc18LlwK72VZ1kF6wXFZIkOV17PIXPDx5xvziF_tSsaZi08sjy90s8wTCNRRsmePQ/s1920/20221119191153_1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYGdkSBe-eZiNNhdWi9fDF18GaIzchMGY8zfgueUuRN162TajgsM67lkvwK_z71gtam7mn_r-WwzgprUtUxHBURkhGWCVFS8nJKYRBv3PTlB-Cq5m6Mt0c7jkinFc18LlwK72VZ1kF6wXFZIkOV17PIXPDx5xvziF_tSsaZi08sjy90s8wTCNRRsmePQ/s320/20221119191153_1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">kadr z gry</span></td></tr></tbody></table>2022
rok to również zbyt dużo czasu spędzonego w grze Pentiment – ale nie dało się
inaczej. Produkcja ta w pierwszej chwili urzeka stroną wizualną: całość jest
utrzymana w klimacie średniowiecznych miniatur, dialogi mamy zapisywane w znanych
ze średniowiecznych obrazów wstęgach, a postacie są odpowiednio koślawe.
Pojawiają się zarówno ozdobne inicjały, jak i kolorowe rubryki czy maniculae.
Pełno jest smaczków, jak choćby to, że czasem w dialogach pojawiają się
literówki, które na bieżąco zostają zeskrobane i poprawione, albo sam fakt, że
użyty krój pisma zależy od wykształcenia i pochodzenia postaci. Wypowiedzi bohaterów
znających druk nie są powoli pisane, tylko odbijane za pomocą czcionki. Podobają
mi się też nazwiska bohaterów: przykładowo mamy drukarza Druckera, młynarza Müllera
czy kowala Schmidta.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">Ale to
wszystko to tylko urokliwa otoczka. Samo „mięsko” jest jeszcze lepsze: po
pierwsze, po krótkim wstępie dochodzi do morderstwa, którego rozwiązania
podejmujemy się w imieniu naszej postaci, czyli młodego artysty Andreasa. I to
jest naprawdę złożona sprawa, podczas której musimy dokonywać wyborów, za
którym tropem podążyć i wobec kogo ostatecznie wysunąć oskarżenia. A warto
pamiętać, że w tej grze nasze wybory </span><b style="text-indent: 35.45pt;">mają znaczenie</b><span style="text-indent: 35.45pt;">. I że Andreas ma
swoje ograniczenia. Ale poza samą intrygą kryminalną, jest wspomniany właśnie
artysta i jego wewnętrzny konflikt, jego tęsknoty i marzenia ubrane w formę
teatru w jego własnym umyśle. Ten wątek niesamowicie rozwija głównego bohatera
i pozwala graczowi jeszcze mocniej wsiąknąć w cały ten świat. Który, nota bene,
technicznie rzecz biorąc nie jest już średniowieczny, tylko raczej renesansowy
(zresztą, jak sygnalizowałam: mamy tam druk), ale to właśnie ten rozkrok między
dwiema epokami jest w dużej mierze motorem napędowym fabuły.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ogólnie
bardzo, bardzo polecam. Jest trochę zagadek, dużo rozmawiania z innymi
postaciami i szalenie trudne wybory. Aha, no i można głaskać pieski. 10/10.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><h2 style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: medium;">Seriale</span></span></h2><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxXyW_OrUE-aJeNcscz-2VRM3SVd_mx-6f8Vybx3e5Dnxjev93u6pk9hsqtv_E_T7yEauLFgaM5n-9dAQmbK8Wq4EyNqp5zAhizhdHyb-M99C4YFuQIhYiWQs71j2A7Y24hmNMjWJFV3EVtCgD2FC6bGpINJJ8VwDQ7FrD-DJxatFOLGrwa3EGBAJvMw/s900/1105625.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxXyW_OrUE-aJeNcscz-2VRM3SVd_mx-6f8Vybx3e5Dnxjev93u6pk9hsqtv_E_T7yEauLFgaM5n-9dAQmbK8Wq4EyNqp5zAhizhdHyb-M99C4YFuQIhYiWQs71j2A7Y24hmNMjWJFV3EVtCgD2FC6bGpINJJ8VwDQ7FrD-DJxatFOLGrwa3EGBAJvMw/s320/1105625.1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">kadr z <i>Pierścieni Władzy</i></span></td></tr></tbody></table>A tak,
2022 obfitował w głośne seriale. Chociaż w dzisiejszych czasach każdy serial
może być głośny, wystarczy że odpowiednio znany jutuber nakręci o nim filmik z
odpowiednio clickbaitowym tytułem, no ale tym razem rzeczywiście to były produkcje
zahaczające o duże uniwersa: bo i coś z </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Gry o Tron</i><span style="text-indent: 35.45pt;">, i z </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Władcy Pierścieni</i><span style="text-indent: 35.45pt;">,
i z </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Wiedźmina</i><span style="text-indent: 35.45pt;">. I muszę powiedzieć, że to dość zabawne, jak łatwo jest
nakręcić spiralę zachwytów bądź pogardy wobec danej produkcji. Wystarczy
właśnie kilka takich bardzo skrajnych recenzji w necie (a przecież skrajną
recenzję zawsze chętniej się kliknie od takiej „no, było w sumie średnio”, więc
to właśnie takie będą najczęściej nagrywane), a potem to już się kręci samo. A
im popularniejszy setting, tym te radykalne pokrzykiwania „fanów” głośniejsze. Więc
teraz już sama nie wiem, czy najgorszym serialem w dziejach są </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Pierścienie
Władzy</i><span style="text-indent: 35.45pt;">, czy </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Rodowód krwi</i><span style="text-indent: 35.45pt;">, czy po prostu drugi sezon </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Wiedźmina</i><span style="text-indent: 35.45pt;">.
Ale bezapelacyjnie najlepszym serialem dekady jest </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Ród Smoka</i><span style="text-indent: 35.45pt;">.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">Tyle
tylko, że </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Rodu Smoka</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> obejrzałam cztery czy pięć odcinków i
najzwyczajniej w świecie mnie znudziło, a wiecznie nabzdyczona, roszczeniowa
Rhaenyra tak mnie wkurzała, że ostatecznie nie miałam ochoty się z tym męczyć. Póki
co nikt mi za oglądanie seriali nie płaci, więc nie zamierzam się katować w imię bliżej nieokreślonych zasad.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">Natomiast
z prawdziwą przyjemnością oglądałam </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Pierścienie Władzy</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> (mam już za sobą
dwa seanse zresztą, a także prawie całą stronę notki, którą zaczęłam o tym tytule pisać w 2022, ale oczywiście nie skończyłam). Serial ma swoje głupotki, ale możliwość ponownego
wsiąknięcia w Tolkienowskie uniwersum jest dla mnie nagrodą samo w sobie. A jeszcze
na dodatek serial ma fantastyczne krasnoludy i przepiękną Morię z czasów jej
świetności, czego dotąd chyba żaden film nie pokazał. Dialogi tu i ówdzie są wprawdzie
niemal komicznie głupie (niestety są to miejsca, w których mają być głębokie i
natchnione), ale mamy sporo dynamicznej akcji, fajne postacie (Durin i Dis!), i absolutnie
przepiękne lokacje. Jestem przekonana, że jeszcze wrócę do tego tytułu.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">Nie
wiem czy wrócę, ale również świetnie się bawiłam przy </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Rodowodzie krwi</i><span style="text-indent: 35.45pt;">. Podoba
mi się tam w sumie masa rzeczy: cały design elfiego imperium, zawieszony gdzieś
między orientem a Gwiezdnymi Wojnami. Merwyn, która próbuje udowodnić całemu
światu, że nie jest tylko głupią dziewczynką, ale w gruncie rzeczy przecież nią
jest, więc po każdej niezbyt udanej próbie samostanowienia to pragnienie
eskaluje. Lubię naszą ekipę głównych bohaterów, z których każdy jest na swój
sposób sympatyczny i tak naprawdę chętnie poznałabym ich dalsze losy, bo nie
wszyscy dostali odpowiednio dużo czasu antenowego. No i po prostu chciałabym
sobie dalej pooglądać, jak tłuką złoli i jak rozwijają się ich relacje.
Początkowy etap „zbierania drużyny” przywodzi mi na myśl zbieranie Siedmiu
Wspaniałych i również na swój sposób bawi. I nawet CGI było nieco lepsze niż w </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Wiedźminie
</i><span style="text-indent: 35.45pt;">(o którym tutaj nie wspominam, bo zdanie mam w sumie takie jak po
obejrzeniu pierwszego sezonu, więc nie ma sensu powtarzać – no, może poza tym,
że obecnie wolę nawet „Burn, Butcher, Burn” niż „Toss a Coin to Your Witcher”).</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Moje
główne zastrzeżenia to po pierwsze: początkowy przewrót pozostawia niedosyt – wszystko
dzieje się za szybko. W ogóle podczas oglądania pierwszego odcinka miałam
wrażenie, że fabuła się nie toczy, tylko galopuje, jakby serial się bał, że trzeba
wszystko pokazać jak najszybciej, bo Netflix zaraz go anuluje. Na szczęście to
tempo później się wyrównuje i w kolejnych epizodach już nie miałam takiego
wrażenia.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Po drugie
(i prawdę mówiąc to jest bez porównania poważniejszy zarzut), w serialu
wykorzystano na krzywy ryj grafiki artysty Shawna Cossa. Nie wiem, jak się
potoczyła sprawa, ale mam nadzieję, że Netflix zachowa się wobec oskarżeń jak
należy.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvPWLbPYiaLMG8odgfID_WFhlJ0H4vyE5LwCVUTCWexG-vDrtoaqyLUOHWxNmxR5174cxdfZzSgAD6vatzFzP5HDltanDmBUU-xpYmHKGjbeehA3VsfACBvTROFNueRqrXPqXatDJ4CBVwnlFwAleVEwUKrhXBgqe34Sbn1ywvOBMair6gKSv3gsq6wg/s900/1067949_1.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvPWLbPYiaLMG8odgfID_WFhlJ0H4vyE5LwCVUTCWexG-vDrtoaqyLUOHWxNmxR5174cxdfZzSgAD6vatzFzP5HDltanDmBUU-xpYmHKGjbeehA3VsfACBvTROFNueRqrXPqXatDJ4CBVwnlFwAleVEwUKrhXBgqe34Sbn1ywvOBMair6gKSv3gsq6wg/s320/1067949_1.1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">kadr z <i>Nasza bandera znaczy śmierć</i></span></td></tr></tbody></table>Z
innych seriali, mieliśmy oczywiście </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Wednesday</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> – serial fajny i bardzo
przyjemny do obejrzenia, nawet jeśli rozwiązanie intrygi jest dość banalne.
Postacie interesujące, a Catherine Zeta-Jones jest doskonałą Morticią. Ale jak
Jeżusia kocham, jeśli jeszcze raz gdzieś zobaczę taniec Wednesday, to pojadę do
Londynu, wespnę się na Big Bena i rozbiję Internet młotkiem.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">Całkowicie
pochłonął mnie </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Nasza bandera znaczy śmierć</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> o Stedzie Bonnecie, z Taiką
Waititi jako Czarnobrodym. Jest pozytywnie głupkowaty i uwielbiam bohaterów.
Właściwie patrząc teraz z perspektywy czasu, chyba wolę serial o piratach niż
czwarty sezon </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Co robimy w ukryciu</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> – podczas oglądania kolejnych perypetii
wampirów miałam wrażenie, że widać w tym już zmęczenie materiału. Nie było tak
zabawnie i tak świeżo jak przy poprzednich sezonach i to naprawdę najwyższy
czas, żeby zakończyć tę historię.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">A jak
mowa o historiach, które powinny się zakończyć – i na szczęście się zakończyły!
– to mamy </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Westworld</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> i </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Snowpiercer</i><span style="text-indent: 35.45pt;">. Oba te tytuły zaczynały się
bardzo dobrze, ale – szczególnie ten pierwszy – zaliczył taki zjazd formy, że
przykro było na to patrzeć. Z radością więc powitałam informację o tym, że
czwarty sezon był ostatnim. Naprawdę, nie było już sensu dalej wyciskać tej marki.
W przypadku </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Snowpiercera</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> nie było wprawdzie tak źle, ale finał trzeciego
sezonu jest naprawdę dość satysfakcjonującym domknięciem historii i najzwyczajniej
w świecie nie ma najmniejszej potrzeby ciągnięcia tego dalej.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><h2 style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: medium;">Pisanie</span></span></h2><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9W4DVBCs8t-BsBgJzTfmciKhusA4yZonkjS8p7O6tBPNPpP6Mto7nlSTBT5VO2CDO6Wde22z8-OjLf1OBraoIfSMiHn0xHGEwM3k_htuscc4-3bO1UKc7bt0z47VNWNotXSoKBKgjip46A8Z39gwgQfNEMnCLW5q5t9ZrcYwGaQ5ErGU7jyeU0gAcRA/s555/Nano-22_Winner_Badge_1x.png" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="555" data-original-width="555" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9W4DVBCs8t-BsBgJzTfmciKhusA4yZonkjS8p7O6tBPNPpP6Mto7nlSTBT5VO2CDO6Wde22z8-OjLf1OBraoIfSMiHn0xHGEwM3k_htuscc4-3bO1UKc7bt0z47VNWNotXSoKBKgjip46A8Z39gwgQfNEMnCLW5q5t9ZrcYwGaQ5ErGU7jyeU0gAcRA/s320/Nano-22_Winner_Badge_1x.png" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">jak widać :)</span></td></tr></tbody></table>Chciałam
wprawdzie wspomnieć jeszcze o filmach, ale właśnie się zorientowałam, że to podsumowanie
i tak jest już zdecydowanie za długie, więc omijam tę kategorię i przeskakuję
od razu do dokonań literackich. Nie mam ich wiele, bo też nie pisałam w 2022
zbyt dużo. Tak naprawdę napisałam tylko kolejne NaNoWriMo, tym samym zresztą
dokończyłam tekst, który zaczęłam w ramach NaNo 2021. Łącznie powieść ma nieco
ponad sto tysięcy słów i mam niejasne wrażenie, że gdzieś w połowie następuje
nagła zmiana wątków, charakterów postaci i ogólnie założeń fabularnych, bo
przed pisaniem drugiej połowy nie powtórzyłam sobie pierwszej, więc ledwo
pamiętałam, o czym właściwie pisałam. Być może dałoby się to poprawić w
redakcji – trudno mi powiedzieć, jak daleko idące są to zmiany. Niemniej można
powiedzieć, że mam jakiś ukończony draft, co jest tak naprawdę pewnym
ewenementem, bo – choć </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Bajki o umieraniu</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> z 2020 również są ukończone, to
od lat urywam pisanie NaNoPowieści gdzieś w połowie, kiedy tylko osiągnę
wymagany limit słów.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Udało się
natomiast doprowadzić do końca publikację dwóch opowiadań napisanych przed 2022
rokiem: pod koniec roku ukazały się:</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><ul><li><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><i style="text-indent: 35.45pt;">Ballada
o zemście</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> – western w
antologii <i>Taki Dziki Zachód</i> pod redakcją Bartka Biedrzyckiego;</span></span></li><li><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><i style="text-indent: 35.45pt;">Ostatnia
Katylinarka</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> –
opowiadanie historyczne, poświęcone rozbiciu spisku Katyliny. Do przeczytania w
czasopiśmie Meander: papierowym w niektórych bibliotekach, albo po prostu na <a href="https://journals.pan.pl/meander/144221#tabs" target="_blank">stronie z czasopismami PAN</a>.</span></span></li></ul></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Z obu
tych publikacji jestem mega zadowolona – nie dlatego, że te teksty są wybitne,
podejrzewam, że są po prostu poprawne, ale zarówno napisanie westernu jak i
opchnięcie tekstu w „Meandrze” było gdzieś na mojej pisarskiej checkliście.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Jak łatwo
też zauważyć, w 2022 kompletnie nie wyszło mi pisanie tutaj, na blogu. Nie
umiem stwierdzić, dlaczego tak wyszło. I nie zamierzam obiecywać, że w tym roku
będzie jakoś bardzo inaczej, bo mam już całkiem niezłe doświadczenie, jak się
kończą takie obietnice.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><h2 style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: medium;">Podsumowanie podsumowania</span></span></h2><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I to
chyba tyle. Nie chcę niepotrzebnie przedłużać. Rok był jaki był, trochę zły,
trochę dobry. Główny żal do siebie mam o to, że tak mało kreatywny. W sumie nie
rozwinęłam się na żadnym polu – chyba że kulinarnie, choć nie wiem, czy można
to nazwać jakimś szczególnym rozwojem. Zdarzy mi się niby zrobić jalebi z
przepisu sprzed tysiąca lat, ale jak robię zapiekankę ryżową, to i tak zawsze przypalę
ryż.</span></span></div><div style="line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Aha: trzy
miesiące temu zaczęłam się uczyć klingońskiego na Duolingo. Qapla’!</span></span></div>Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-44113322846355068932022-08-10T16:44:00.000+02:002022-08-10T16:44:55.853+02:00Prey<div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi91G5fEbNp8eFBO5ElnzUCJtEgHScKm_w_sFbpl0esTBfyA7nNk6Obly8WIcKp1WHgWBUbbOeawAqpDns927SzAryJdUsj9NmXTx1axA1UFgiD8FAP4ZUdHuhUDaInW31FMJEBmX7XXtCXmhnXnanD2zxF5Z6g1x3dgkQzQ7JMNkCWgnhn6-csM5FJtA/s740/prey0.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="740" data-original-width="500" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi91G5fEbNp8eFBO5ElnzUCJtEgHScKm_w_sFbpl0esTBfyA7nNk6Obly8WIcKp1WHgWBUbbOeawAqpDns927SzAryJdUsj9NmXTx1axA1UFgiD8FAP4ZUdHuhUDaInW31FMJEBmX7XXtCXmhnXnanD2zxF5Z6g1x3dgkQzQ7JMNkCWgnhn6-csM5FJtA/s320/prey0.jpg" width="216" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Predator%3A+Prey-2022-10006906/posters" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>No dobra, to kolejny raz, kiedy miałam
pisać o czymś innym, ale koniec końców postanowiłam zmienić temat. No ale muszę,
bo pęknę. Bo internet zalewa mnie zachwytami nad najnowszą odsłoną sagi o
Predatorze, czyli <i>Prey</i>. Nie policzę już, ile razy przeczytałam, że to
najlepszy Predator od czasów pierwszego <i>Predatora</i>. Co bardziej
powściągliwi twierdzą, że no okej, drugi <i>Predator</i> może jednak wyprzedza <i>Prey</i>.
No a ja obejrzałam <i>Prey</i> i mimo najlepszych chęci, daleka jestem od tych
wszystkich zachwytów. A żeby nie było: jestem, jak mi się zdaje, dość niezłym
targetem. Bo ogólnie <i>Predatora</i> lubię (wolę Predatora od Obcego!),
oglądałam wszystkie części, ale jednocześnie nie jestem aż tak zagorzałą fanką,
żeby – zwyczajem wszystkich zagorzałych fanów – sarkać na najdrobniejszą
zmianę, którą twórca wprowadzi w moje ukochane uniwersum.</span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I nawet mi się nie chce ostrzegać o
spoilerach – bo wystarczy obejrzeć jakieś trzy minuty tego filmu, żeby
dokładnie wiedzieć, jak się potoczy. Więc serio. Nie zamierzam się w to bawić.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Zacznę od rzeczy, które mi się nie
podobały, bo tak będzie mi najłatwiej:</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Zwierzęta. Na szczęście tego nie było
dużo, ale zwierzęta, na które początkowo poluje nasz Predator, są… no, po
prostu są złe. Raz, że to po prostu brzydkie CGI, a dwa, że kompletnie nie
kupuję ich zachowania. Bardzo wyraźnie były obliczone na to, żeby groźnie
wyglądać, a nie żeby były wiarygodne. I ja wiem, że to nie jest film przyrodniczy
– ale fakt, że zwierzęta zachowują się głupio, tylko podkreśla to, co czeka nas
w dalszej części filmu, czyli:</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Predator to żałosna pierdoła. Dosłownie
wszystko może go okaleczyć. Gdyby nie miał technologii, którą jest w stanie się
w kilka sekund połatać, wykrwawiłby się jeszcze zanim by spotkał naszą główną
bohaterkę. Ogólnie to jest film, w którym straciłam szacunek do Predatora. W
sumie byłam nim głównie zażenowana i miałam ochotę poklepać go po plecach i
powiedzieć „wracaj do siebie, chłopie, może trochę potrenuj, wrócisz tutaj jak
dorośniesz”.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEaKUeEjG7qmgxwG0q3XX7bPNBNiRqeGF8dnooW-8gd_kB_RfqM1ygrLa_ZUjd_fnlpGr11kewxJbC_yDuduLZFjZxNDOgf3q9QY5jhtaeeq60QXO2xL7HMq28JRdxu-j1zPVh7kJwgHsCC1ql8uce-6X30tRFuuS8BBXaAjb4IieEof8UzXGOcheeOw/s900/prey3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEaKUeEjG7qmgxwG0q3XX7bPNBNiRqeGF8dnooW-8gd_kB_RfqM1ygrLa_ZUjd_fnlpGr11kewxJbC_yDuduLZFjZxNDOgf3q9QY5jhtaeeq60QXO2xL7HMq28JRdxu-j1zPVh7kJwgHsCC1ql8uce-6X30tRFuuS8BBXaAjb4IieEof8UzXGOcheeOw/s320/prey3.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Piesek był fajny (<a href="https://www.filmweb.pl/film/Predator%3A+Prey-2022-10006906/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Częściowo jest tu podobny problem, jaki
pojawił się w </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Star Trek: Into The Darkness</i><span style="text-indent: 36.85pt;">. To znaczy dostajemy
antagonistę, który jest pompowany, jaki to on groźny, ale przez to, że
kompletnie nie ma adekwatnie groźnego przeciwnika, te jego domniemane
nadludzkie zdolności pozostają tylko w sferze gadania o nim. Wierzyłam, że
Predator jest wielkim myśliwym w pierwszej części: no bo tam polował na doświadczony,
uzbrojony po zęby oddział najlepszych z najlepszych twardzieli. Oni rzeczywiście
mogli stanowić wyzwanie. A w </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Prey</i><span style="text-indent: 36.85pt;">? Brawo, Predatorze, nie możesz sobie
poradzić z samotną przeciwniczką uzbrojoną w toporek na sznurku, dla której to
w sumie pierwsze poważne polowanie w życiu. Już nawet mi cię nie żal. Ale
zresztą co tu mówić o naszej głównej bohaterce – przecież nawet wilk zdołał
okaleczyć Predatora. Dosłownie wszystko spuszcza mu łomot. Gdyby tego Predatora
wpuścić do dżungli z pierwszej odsłony serii, pewnie potknąłby się o korzeń i
umarł, zanim jeszcze helikopter Arniego by wylądował.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">A finał jest dodatkowo spektakularnie
głupi, bo wskazuje na to, że albo technologia Yautja jest idiotyczna, albo ten
konkretny osobnik nie potrafi jej obsługiwać. Innego wyjaśnienia nie widzę dla
faktu, że naprowadzanie w hełmie nadal działało, kiedy Predator już od jakiegoś
czasu nie miał tego hełmu na sobie. Serio, nie miał tam jakiegoś wyłącznika? A
jeśli faktycznie nie miał, to czemu postanowił użyć pocisków połączonych z
hełmem? Nie wiem, może to też było </span><b style="text-indent: 36.85pt;">jego</b><span style="text-indent: 36.85pt;"> pierwsze polowanie. Może to było
dziecko Yautja. Gdyby film to w jakikolwiek sposób zaznaczył, o wiele chętniej
bym całość kupiła.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Zwinność Predatora? Jaka zwinność? Gościu
rusza się jak wóz z węglem. We wcześniejszych odsłonach była w nim jakaś gracja,
był spryt, unikał pułapek, zastawiał własne, fikał po drzewach, ogólnie jak
wspomniałam: człowiek wierzył, że to jest rzeczywiście groźny myśliwy (choć
koncept termowizji i „ślepoty” na wszystko, co chłodniejsze, wyklucza polowanie
na gady – jesteście bezpieczni, reptilianie). Tutaj głupiego bagna nie zauważył.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">Oh well, nie żeby główna bohaterka je
zauważyła…</span><span style="text-indent: 36.85pt;"> </span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHoGu26iZZ8ZIpLVu23QBJnFfZKUmN7HOVo8whk0SpoAEeBu-1dwFLCmBaNMMRzvKjw3ZJ6kERPjJvVLONM3-oGKdrP02cSDnyg0eea_cBsPYYRdKsyHlDXAmtYSKGAnhafjw_bmSSR7UhOlJwH2mMImkeV0dB8yBhO7Nx82mV-sGerFThvuUzridrkA/s900/prey.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHoGu26iZZ8ZIpLVu23QBJnFfZKUmN7HOVo8whk0SpoAEeBu-1dwFLCmBaNMMRzvKjw3ZJ6kERPjJvVLONM3-oGKdrP02cSDnyg0eea_cBsPYYRdKsyHlDXAmtYSKGAnhafjw_bmSSR7UhOlJwH2mMImkeV0dB8yBhO7Nx82mV-sGerFThvuUzridrkA/s320/prey.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Taabe byłby całkiem w porządku - szkoda tylko,<br />że jego rolą od samego początku jest<br />poniesienie śmierci w akcie bycia mniej<br />zajebistym od Naru<br />(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Predator%3A+Prey-2022-10006906/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>No właśnie, wspomniałam o niej już kilka
razy, to może teraz o niej: </span><b style="text-indent: 36.85pt;">Naru</b><span style="text-indent: 36.85pt;"> (Amber Midthunder – i w ogóle nie mam
tu wątów do aktorki, ot, taką miała rolę), nasza nabzdyczona dziewczyna z
Komanczów. Ogółem to ciekawy pomysł, żeby bohaterką uczynić rdzenną Amerykankę.
Choć mam ogólnie zastrzeżenia co do zaprezentowania kultury Komanczów w tym
filmie, no ale dobra – podobnie jak w przypadku zwierząt: to nie jest film
dokumentalny. Plus nie znam się zbyt dobrze, może Komancze faktycznie sypiali z
pomalowanymi twarzami. Nie rozumiem natomiast, czemu nie można było stworzyć
wiarygodnej, kompetentnej bohaterki, tylko właśnie ją: coś na wzór
disneyowskiej księżniczki, która nie jest zadowolona ze swojego życia i chce
udowodnić światu, że stać ją na więcej. No i w finale oczywiście się okazuje,
że miała rację, tylko świat jej nie doceniał.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Po prostu miło by było przeżyć w tym
filmie choć jedno malutkie zaskoczenie, zobaczyć coś świeżego, interesującego –
a fabularnie to jest jedynie sterta odgrzanych kotletów. Przez to, jak nudna i
przewidywalna jest bohaterka (i w sumie cała fabuła), nie czułam żadnych
emocji, śledząc jej losy. Nie zależało mi na Naru. A skoro mi na niej nie
zależało – jej walka o życie mnie zwyczajnie nudziła. Była jakaś akcja, chyba
nawet dynamiczna, a ja siedziałam i się nudziłam. Bo film nie miał niczego,
czym by zdołał mnie zaangażować emocjonalnie.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Wiem, że film próbował pokazać Naru jako
sprytną wojowniczkę. Ale żebym w to uwierzyła, bohaterka musiałaby poradzić
sobie bez magicznych kwiatków obniżających temperaturę ciała w ciągu kilku
sekund. No i zdecydowanie zbyt wiele razy ratował ją Imperatyw Fabularny. To
najzupełniej popsuło wrażenie i została już tylko smutna Mary Sue.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWPNhSO9BjkE8vuqKh89dkK-gYC0b7YU35emHu8bea7qAq-52r1ULM8xK4QiXnSpGeDNMcYnh6IHFWPGSubggYi-aN7-YSQHX3FMqulY5z-tu-b5PSLavDT-D9C_750BSJi5H_4i_IkTO9ZdXoI5cDpjtwPWd3hznzGQulFDq1FK3L6VNbkfg0LiKq6w/s900/prey2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="377" data-original-width="900" height="134" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWPNhSO9BjkE8vuqKh89dkK-gYC0b7YU35emHu8bea7qAq-52r1ULM8xK4QiXnSpGeDNMcYnh6IHFWPGSubggYi-aN7-YSQHX3FMqulY5z-tu-b5PSLavDT-D9C_750BSJi5H_4i_IkTO9ZdXoI5cDpjtwPWd3hznzGQulFDq1FK3L6VNbkfg0LiKq6w/s320/prey2.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;"><i>Last, but not least</i>: Predator i jego<br />Bardzo Malutka Tarczka (<a href="https://www.filmweb.pl/film/Predator%3A+Prey-2022-10006906/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Czytałam dużo pochwał o tym, jak piękny
jest ten film wizualnie. Jakie fantastyczne widoki.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">No więc… no tak, ma widoki. Trudno żeby
nie miał. Czy one są nakręcone w jakiś charakterystyczny, interesujący sposób?
No nie, po prostu są widokami. Bohaterowie biegają po ładnym lesie, więc
widzimy ładny las. Czy mam się tym zachwycać? Na pewno nie będę narzekać, ale
to zdecydowanie za mało, żeby wzbudzić mój zachwyt. Nie jest tak, że otaczająca
bohaterów przestrzeń została zaprezentowana jakoś ponadprzeciętnie, jak choćby
w </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Propozycji</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> Nicka Cave’a (i Johna Hillcoata - właściwie to dość smutne, że pamięta się tu tylko o scenarzyście, a nie o reżyserze). W </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Propozycji</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> jest zachwyt tą
przestrzenią przemieszany z szacunkiem. Filmowa Australia jest niegościnna, ale
jednocześnie jest w niej coś intrygującego, coś, co pozwala się w niej
zakochać. To jest kraina, która na długo zostaje w widzu. W <i>Prey </i>nie ma niczego w tym stylu. Wizualnie ten film jest ładny, ale
jednocześnie dość przezroczysty.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Teraz może przejdę do rzeczy, które mi
się podobały:</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Piesek. Piesek był fajny, bo był
pieskiem. I bo przeżył.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">No i doceniam, że powstała wersja w
języku Komanczów. Fajna inicjatywa, no i w sumie należało zrobić tę wersją
właśnie tą oficjalną, jedyną, a nie tylko dodatkowym ficzerem. Jak nie jestem
fanką Mela Gibsona, tak bardzo lubię w jego filmach właśnie tę dbałość o
autentyczność językową (</span><i style="text-indent: 36.85pt;">Apocalypto</i><span style="text-indent: 36.85pt;">, </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Pasja</i><span style="text-indent: 36.85pt;">). W przypadku </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Prey</i><span style="text-indent: 36.85pt;">
może nie było idealnie, ale i tak nieźle.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">Obejrzenie </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Prey</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> może i nie boli,
jeśli nastawić się po prostu na głupią, przewidywalną rozwałkę, ale wystarczy
zaraz po seansie odpalić sobie z powrotem pierwszego </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Predatora</i><span style="text-indent: 36.85pt;">, żeby
zobaczyć niesamowitą przepaść, jaka dzieli te filmy. A przecież </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Predator</i><span style="text-indent: 36.85pt;">
ze Schwarzeneggerem to właściwie też jest tylko głupia rozwałka.</span></span></div><p class="Standard" style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><o:p></o:p></p>Unknownnoreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-18582216363929764212022-07-15T17:27:00.001+02:002022-07-15T17:27:50.905+02:00Return of the Obra Dinn<div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEbKCmzXL-XHKIVp1cct60i9-lz0wWgzfTxi5mRCJ7rdgNcYrV9XopTOgAT4HPB6XB69ke_9H1Lwx27hM9u_d8f0Z00-uBxdKSd7rvgQdN6o5NBVXyoRYhLVv_MkIMSnBXw7ysiQUdV-QW48b_rOXfxvamoXbm0H9kUn0zgcOyJDCHTL7QhHdTvPeUgg/s1920/2022-04-21_2202_1.png" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEbKCmzXL-XHKIVp1cct60i9-lz0wWgzfTxi5mRCJ7rdgNcYrV9XopTOgAT4HPB6XB69ke_9H1Lwx27hM9u_d8f0Z00-uBxdKSd7rvgQdN6o5NBVXyoRYhLVv_MkIMSnBXw7ysiQUdV-QW48b_rOXfxvamoXbm0H9kUn0zgcOyJDCHTL7QhHdTvPeUgg/s320/2022-04-21_2202_1.png" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">W grze można wybrać wariant kolorystyczny.<br />Moim ostatecznym wyborem była czerń i biel.</span></td></tr></tbody></table>Ja wiem, że ta gra to nie jest żadna
świeżynka. Abstrahując od tego, że miała premierę w 2018 roku, to ja sama
kupiłam ją w maju 2020 – i tak leżała sobie na mojej wirtualnej półce na GOGu,
pokrywając się kurzem razem z całą stertą innych nieogranych tytułów.</span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">Jakiś czas temu sytuacja się zmieniła –
po tym, jak przeszłam S</span><i style="text-indent: 36.85pt;">yberię: The World Before</i><span style="text-indent: 36.85pt;">, a potem ponownie </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Syberię
I</i><span style="text-indent: 36.85pt;">, </span><i style="text-indent: 36.85pt;">II </i><span style="text-indent: 36.85pt;">i </span><i style="text-indent: 36.85pt;">III</i><span style="text-indent: 36.85pt;">, poczułam, że chciałabym pograć w coś z
rozwiązywaniem zagadek (czwarta odsłona </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Syberii</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> ma ich, niestety,
boleśnie mało – właściwie to jak to się stało, że nie napisałam jeszcze o </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Syberii</i><span style="text-indent: 36.85pt;">…?).
No i tu nasunęło mi się właśnie </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Return of the Obra Dinn</i><span style="text-indent: 36.85pt;">. No bo ta gra to
w zasadzie jedna wielka zagadka.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I oto jestem.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">W Internecie można przeczytać, że </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Return
of the Obra Dinn</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> to gra przygodowa na osiem-dziesięć godzin. I pewnie tak
właśnie jest, chyba że ktoś jest </span><s style="text-indent: 36.85pt;">mniej bystry</s><span style="text-indent: 36.85pt;"> nieprzyzwyczajony do tego
typu rozgrywki. U mnie tych godzin było dwadzieścia. Bo problem, który stawia
przed nami gra, nie jest typową przygodówkową łamigłówką. Nie jest nawet tym
irytującym rodzajem zagadki, w które trzeba połączyć sznurek z kaczką, żeby
podnieść klucz.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Tytułowy Obra Dinn to statek kupiecki,
który w 1802r. wypłynął z Londynu i zmierzał do Przylądka Dobrej Nadziei, ale
nigdy nie osiągnął celu. Po pół roku został uznany za zaginiony. Nieoczekiwanie
14 października 1807r. pojawił się w porcie w Falmouth. Na pokładzie jednak nie
ostał się ani jeden żywy członek załogi.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Gracz wciela się w inspektorkę firmy ubezpieczeniowej, która (inspektorka, nie firma) ma naświetlić, co wydarzyło się podczas rejsu, ustalając
tym samym losy przeszło pięćdziesięciu ludzi – oficerów, marynarzy i cywilów.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzW1JGoxQetHOy-gfPeWbjDZ6DQxORXYDIzOHFQw3SN9i_9DUn20blw3w7gQ1BIuMIL6pkGBHNeBSOyVbbDAMRBXTTPqGhvXJgqifCSGz7H3eRCgNrCMPNjzgmfGKvmOQPOym0Xzl-cCNLvC_e5EnzvZcFQ6cjOj6xPKrhMYOM05WPyJxql-HI_CbUHQ/s1920/2022-04-22_1931_2.png" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgzW1JGoxQetHOy-gfPeWbjDZ6DQxORXYDIzOHFQw3SN9i_9DUn20blw3w7gQ1BIuMIL6pkGBHNeBSOyVbbDAMRBXTTPqGhvXJgqifCSGz7H3eRCgNrCMPNjzgmfGKvmOQPOym0Xzl-cCNLvC_e5EnzvZcFQ6cjOj6xPKrhMYOM05WPyJxql-HI_CbUHQ/s320/2022-04-22_1931_2.png" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Wierzcie lub nie, ale zamrożony w czasie<br />piorun naprawdę robi ogromne wrażenie.</span></td></tr></tbody></table>Cała rozgrywka dzieje się na czterech pokładach
Obra Dinn i, prawdę mówiąc, bardziej jest symulatorem chodzenia niż standardową
przygodówką. W trakcie trwania śledztwa gracz nie wchodzi właściwie w żadną
interakcję z otoczeniem – poza sporadycznym otwarciem jakichś drzwi. To, co
jest dla nas kluczowe, to zegarek kieszonkowy pozwalający podglądać przeszłość
(i <i>tylko </i>podglądać – nie mamy na nic wpływu) oraz dziennik, w którym zapisujemy
wnioski.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">Nie zdradzając zbyt wiele, całość zaczyna
się w zasadzie niepozornie. Mamy po prostu jakieś oznaki tego, że doszło do
buntu. Kiedy jednak zagłębiamy się w tę historię, jej skala niespodziewanie się
rozrasta i w którymś momencie człowiek już naprawdę nie wie, co zobaczy za
kolejnymi drzwiami. Opowieść jest wielowątkowa, przesycona emocjami i
niesamowicie wciągająca. A jej rozgryzienie okazuje się satysfakcjonująco
trudne. „Satysfakcjonująco” a nie „irytująco”, bo tak naprawdę twórca gry,
czyli znany z </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Papers, Please</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> Lucas Pope, niczego nie zostawił
przypadkowi i niczego nie każe graczowi zgadywać. Odpowiedzi na wszystkie
pytania są przed nami, musimy tylko być odpowiednio czujni i mieć oczy (i
uszy!) dookoła głowy. Znaczenie ma każdy najdrobniejszy detal.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXRu6ec5KiRDY-um3ryqkS6GNNmIEIoCNegc0WnQcqh_H-xaDX8No0nyX0ZPELvRXO0TMv1G4Q1OOUZuQB2wNMJi-eWNZ1cP1H0__4U4anG2CE7ze2a21sh1aYbgFKisgonXDiV-1SeIecs0XWDzArZ6s4quyJGhz8egBcnfUJdMZ6FrTy8sdU0Qa5gg/s1920/2022-04-22_1628_1.png" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXRu6ec5KiRDY-um3ryqkS6GNNmIEIoCNegc0WnQcqh_H-xaDX8No0nyX0ZPELvRXO0TMv1G4Q1OOUZuQB2wNMJi-eWNZ1cP1H0__4U4anG2CE7ze2a21sh1aYbgFKisgonXDiV-1SeIecs0XWDzArZ6s4quyJGhz8egBcnfUJdMZ6FrTy8sdU0Qa5gg/s320/2022-04-22_1628_1.png" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Jeden z elementów naszego dziennika:<br />dołączony plan Obra Dinn z zaznaczonymi<br />zdarzeniami. Im więcej zdarzeń,<br />tym całość jest mniej czytelna. :D</span></td></tr></tbody></table>Rozgrywka ewidentnie najwięcej problemów
sprawia na początku. Raz, że trzeba się w ogóle przyzwyczaić, jak to wszystko
działa. Dwa, że zostajemy zalani informacjami, które w początkowej fazie nijak
się ze sobą nie łączą – te połączenia odkrywamy dopiero z czasem. Wyraźnie da
się odczuć, że im dalej w las i im więcej wiemy, tym szybciej jesteśmy w stanie
określić losy poszczególnych członków załogi.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">A nawet jeśli ktoś – tak jak ja – miałby
poważniejsze problemy z dostrzeżeniem wszystkich wskazówek i zrobieniem z nich
właściwego użytku, to w sumie nic nie szkodzi: bo szlajanie się po pokładzie
Obra Dinn jest najzwyczajniej w świecie bardzo przyjemne. Ciche skrzypienie lin
i szum fal w połączeniu z totalnie minimalistyczną grafiką (o której <a href="https://cdaction.pl/newsy/magazyn-retro-powrocil" target="_blank">od niedawna wiem</a>, że wpisuje się w nurt </span><i style="text-indent: 36.85pt;">ditherpunku</i><span style="text-indent: 36.85pt;">, o którym nigdy w życiu
nie słyszałam, a okazuje się, że może lubię) genialnie pobudza wyobraźnię i
każe zapomnieć o wszystkim wokół, zatapiając się w grze. Tak naprawdę nie wiem
do końca, na czym polega magia, ale atmosfera bijąca z tego monochromatycznego
obrazu jest niesamowita. Powiem tylko tyle, że kiedy już opuszczałam pokład Obra
Dinn, było mi żal i miałam nadzieję, że może jeszcze coś przeoczyłam i zaraz
będę musiała wrócić.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">No i muzyka. Muzyka w tej grze jest
przecudna, choć nie ma jej wiele – raptem kilka krótkich melodii, które
rozbrzmiewają za każdym razem, kiedy za pomocą zegarka kieszonkowego podglądamy
przeszłość. Ale nastrój, jaki ta muzyka buduje, jest niesamowicie silny i
wyrazisty.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">To znaczy ogólnie warstwa dźwiękowa jest
świetna, zarówno muzyka, jak i głosy postaci – ogromny szacun za to, że
bohaterów, którzy pochodzą z różnych części świata, zagrali aktorzy o
adekwatnym pochodzeniu, czyli Irlandczyka gra Irlandczyk, a Polaka Polak (Piotr Adamczyk zresztą). Nie
mamy więc mniej czy bardziej udatnie udawanych akcentów. I tak, to też jest ważne.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsy38r73q0e-cgBmiKElvfVT9h8u4As6T9DHzjx3Ocz9mIyqJvu_p4iBwWIV_Stykguim6w_8jCXScr8cWa04w8wP0j_860rIl9kF5_o6Hwmg4lUHtHBSRG-ALyE-gBCPFfoHhljFrKKN1X2OmPGjSLb5XTidfy22y7HCGK6JgQmdyimiWvgAHNYaRNw/s1920/2022-04-22_2214_2.png" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsy38r73q0e-cgBmiKElvfVT9h8u4As6T9DHzjx3Ocz9mIyqJvu_p4iBwWIV_Stykguim6w_8jCXScr8cWa04w8wP0j_860rIl9kF5_o6Hwmg4lUHtHBSRG-ALyE-gBCPFfoHhljFrKKN1X2OmPGjSLb5XTidfy22y7HCGK6JgQmdyimiWvgAHNYaRNw/s320/2022-04-22_2214_2.png" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Cudowne połączenie prostoty <br />i dbałości o szczegóły.</span></td></tr></tbody></table>Trzeba tu też nadmienić, że </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Return of
the Obra Dinn</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> jest świetnie spolszczone (oczywiście tylko w warstwie tekstowej), co ma gigantyczne znaczenie dla
rozgrywki. Chociaż miałam czasem dylematy, szczególnie przy określaniu przyczyn
śmierci marynarzy (polega to na wybraniu odpowiedniej przyczyny z <b>bardzo długiej</b> rozwijanej
listy): czy delikwent został rozdarty na strzępy, poćwiartowany, czy może
oderwano mu kończynę? Jak można by nazwać to, co zobaczyłam w jednej z migawek
z przeszłości? Ale koniec końców to był raczej ciekawy smaczek, niż irytujący
element – no bo jak często możemy się wahać nad doborem odpowiedniego słowa do
leżącego u naszych stóp ludzkiego szczątka?</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">Zresztą, to mi nasuwa jeszcze jedną myśl:
gdyby grafika była choć odrobinę bardziej realistyczna i kolorowa, nie byłoby
innego wyjścia jak tylko zaliczyć grę do horroru. Bo sceny, na które natykamy
się jako pani inspektor, w gruncie rzeczy są naprawdę makabryczne,
zwłoki potrafią być w okropnym stanie, a zgony zdarzają się, delikatnie rzecz
ujmując, mocno nieprzyjemne. No i są inne horrorowe akcenty, ale – jak
wspominałam – nie chcę zbyt wiele zdradzać, bo fajnie dać się tej historii
zaskoczyć (dlatego zresztą najlepsze screeny z gry zachowałam dla siebie, choć z żalem). W tym ditherpunkowym stylu (używam nowego słowa, którego się
nauczyłam!) – który zresztą wywołał u mnie nutkę nostalgii, bo miałam silny
vibe obrazków, które w dzieciństwie rysowałam w autocadzie – dostajemy jedynie </span><i style="text-indent: 36.85pt;">sugestię</i><span style="text-indent: 36.85pt;">
makabry i grozy. Dostatecznie silną, żeby mocno podziałało na wyobraźnię, ale
też na tyle delikatną, że nie ma wrażenia epatowania tym.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">Właściwie nie umiem znaleźć minusów </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Return
of the Obra Dinn</i><span style="text-indent: 36.85pt;">. Może ewentualnie mogłaby być dłuższa...? Gra od samego początku wciąga bez reszty, historia jest
emocjonująca, klimat tak gęsty, że można go kroić nożem, a rozwiązanie zagadki
daje ogromną satysfakcję. Zdecydowanie czegoś takiego potrzebowałam i mam
nadzieję, że Lucas Pope nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.</span></span></div>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-67065513289823144072022-07-07T11:36:00.001+02:002022-07-08T08:00:09.935+02:00"Stranger Things" (nie mam pomysłu na tytuł)<div style="text-align: left;"><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhk9Ccd0UgC7Rs6ffbnwasbAyCROv7ULn3R_tRs_40JBHKVKRRlOFWHJTPt2H2mN2-Okx9HEXC0qVT8CATKBEcAjXnvDC-6aJ2RPFm5pXvVFrEqF39R6UUH1zIxsLWK_Srpf58U5uGPHNIYbTYacwhRRQAkCltHqeadKK2Yw8OrWna5RjwqkXdGurn5YQ/s740/stposter.jpg" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="740" data-original-width="500" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhk9Ccd0UgC7Rs6ffbnwasbAyCROv7ULn3R_tRs_40JBHKVKRRlOFWHJTPt2H2mN2-Okx9HEXC0qVT8CATKBEcAjXnvDC-6aJ2RPFm5pXvVFrEqF39R6UUH1zIxsLWK_Srpf58U5uGPHNIYbTYacwhRRQAkCltHqeadKK2Yw8OrWna5RjwqkXdGurn5YQ/s320/stposter.jpg" width="216" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/serial/Stranger+Things-2016-750359/posters" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Cóż.
To nie jest notka, od której planowałam zacząć wskrzeszanie
bloga. Nie jest nawet moim drugim wyborem. Ani trzecim. O tym, że ją
napiszę, postanowiłam w sumie jakieś dziesięć sekund temu. Do
wszystkich innych tematów, które </span><span style="text-indent: 1.3cm;">kołaczą</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
mi się w głowie (a jest ich mnóstwo dużo, co nie dziwi, biorąc
pod uwagę fakt, że blog milczy od dziewięciu miesięcy), </span><span style="text-indent: 1.3cm;">zapewne
wrócę póź… no dobra, do większości pewnie nie wrócę, ale
mam nadzieję, że przynajmniej do niektórych mi się uda.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Tymczasem:
</span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Stranger
Things</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Pierwszy
sezon </span><span style="text-indent: 1.3cm;">oglądałam
dawno temu, chyba mniej-więcej wtedy co wszyscy, czyli jak serial
był głośną świeżynką. Kiedy pojawił się drugi, zaczęłam
oglądać, ale znudziło mnie po jakichś dwóch odcinkach i dałam
sobie spokój. Nawet nie wiem, kiedy śmignął obok mnie trzeci
sezon, ale za to przy czwartym stwierdziłam, że no dobra:
nadrabianko.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Plusy
sytuacji są takie, że większość serialu mam teraz na świeżo.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Nie
chcę się zanadto skupiać na bohaterach, bo w gruncie rzeczy nie ma
tu wiele do powiedzenia: w zasadzie wszyscy są mniej lub bardziej
sympatyczni. Twórcy zadbali o to, żeby każda postać była trochę
inna, dzięki czemu faktycznie łatwo się ich zapamiętuje i raczej
nie można powiedzieć, żeby ktoś z bohaterów był uciążliwie
nijaki. Gdybym miała się czepiać, paradoksalnie chyba najbardziej
nijaka wydaje mi się Jedenastka – nie wiem, co lubi, czego nie
lubi, nie wiem </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>jaka</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
jest. Wiem tylko tyle, że ma supermoce. I że robi słabe dioramy.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Jedyną
zaś postacią, która mnie rzeczywiście irytowała, była Joyce –
ale to dlatego, że nie lubię Winony Ryder. Mam wrażenie, że każda
grana przez nią bohaterka jest jękliwa i z pretensjami do całego
świata. Polubiłam ją jedynie w ekranizacji </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Dumy
i uprzedzenia</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
z 2005r., ale to dlatego, że – jak się okazało – to była
Keira Knightley.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">O </span><span style="text-indent: 1.3cm;">ile
jednak pojedynczo bohaterowie są w porządku, o tyle nie wygląda to
już tak różowo, jeśli przechodzimy do relacji między nimi. No bo
dlaczego tak przeokrutnie wynudził mnie drugi sezon? Właśnie przez
relacje. Przez zdecydowanie nadmierne skupienie się twórców na
wątku romansowym Steve’a i Nancy. To nie była ciekawa historia.
Ot, nastolatkowie są razem, a potem już nie są. Gdybym chciała
tego typu content, włączyłabym </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Jezioro
marzeń</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
I niestety, tego typu wątki później się namnażają. Samo ich
istnienie nie jest problematyczne, no bo skoro snujemy opowieść o
nastolatkach, no to dość naturalne, że gdzieś w tle będą te
wszystkie miłostki. Ale to nie jest coś, czemu serial powinien
poświęcać aż tyle czasu. Szczególnie że mówimy o romansach
osób w wieku 14–17 lat </span><span style="text-indent: 1.3cm;">(granych
przez aktorów w wieku 18</span><span style="text-indent: 1.3cm;">–</span><span style="text-indent: 1.3cm;">30,
co zawsze bawi)</span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
które usiłuje się sprzedać widzowi jako </span><span style="text-indent: 1.3cm;">coś
niebywale poważnego… Acz jeśli chodzi o to ostatnie, to okej </span><span style="text-indent: 1.3cm;">–
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">kupuję
ewentualne wytłumaczenie, że właśnie o to chodzi: widz śledzi
losy nastolatków, więc świat jest pokazany z </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>ich</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
punktu widzenia. A w </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>ich</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
umysłach te związki są Jedyną Prawdziwą Miłością Aż Po Grób.
Luzik.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Po
prostu są nudne.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVdf4Qob9ezFXox15vBQ6WHj_WMAloi33Lt2r3U5RKNQD6QLuf2zaTJTZh5r-NjkgoA7JC3ABQ-1pJkdua_7Mriz4obyfBgTtFj-Cp0fZKmmsffga0_iblLiYGL1heWqO2guaH9TX9Vme9s9agJlBoqsyewzbcPyxdL2ZFz9apjjLm1nHk-0eKZiiIJw/s900/st1.jpg" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVdf4Qob9ezFXox15vBQ6WHj_WMAloi33Lt2r3U5RKNQD6QLuf2zaTJTZh5r-NjkgoA7JC3ABQ-1pJkdua_7Mriz4obyfBgTtFj-Cp0fZKmmsffga0_iblLiYGL1heWqO2guaH9TX9Vme9s9agJlBoqsyewzbcPyxdL2ZFz9apjjLm1nHk-0eKZiiIJw/s320/st1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/serial/Stranger+Things-2016-750359/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Sporym
problemem interakcji między bohaterami są również dialogi. Może
to głupio zabrzmi, ale one nie są najlepsze. I tutaj nie wiem, czy
to wina scenariusza czy reżyserii, bo może np. te same słowa
wygłoszone w inny sposób nie byłyby tak nudne i przewidywalne. Ja
wiem, że jeśli bohater mówi jakieś Znaczące Słowa, to musi to
robić powoli, żeby to odpowiednio wybrzmiało, ale ponieważ
dialogi w </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Stranger
Things</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
są bardzo typowe i przewidywalne, by nie rzec: często to straszne
klisze, to efekt był taki, że podczas tych wszystkich poważnych
rozmów myślałam nieustannie „no wyduś to z siebie wreszcie!”.
No bo całą tę rozmowę co do słowa miałam już ułożoną w
głowie. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Wiedziałam,
że żaden z bohaterów nie powie niczego, czego bym się nie
spodziewała, bo lecą straszną sztampą. Słuchanie ich potrafiło
być po prostu męczące. Miałam ochotę przyspieszyć odtwarzanie
do 1,5x.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Mam
zresztą wrażenie, że to właśnie tym rozwleczonym, sztampowym
dialogom serial w dużej mierze zawdzięcza, że odcinki w czwartym
sezonie trwają od półtorej do nawet dwóch i pół godziny.
Rozumiem, że twórcy chcieli mieć pełnokrwistych bohaterów, z
którymi można by empatyzować i którzy rozwijaliby się w trakcie
trwania serialu – godne pochwały, że nie ograniczono się do
sieczki z potworami </span><span style="text-indent: 1.3cm;">z
zaświatów</span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Ale to nie zostało zrealizowane zbyt dobrze ani zbyt pomysłowo.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">T</span><span style="text-indent: 1.3cm;">rochę
lepiej ma się sprawa z samym trzonem </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Stranger
Things</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
czyli </span><span style="text-indent: 1.3cm;">wspomnianymi
potworami z zaświatów. Przede wszystkim to świetnie, że Netflix
zna swoje słabości – a jedną z nich niewątpliwie jest CGI,
które wygląda okropnie, chyba że go nie widać. To znaczy: chyba
że elementy wygenerowane komputerowo są w ciemnej scenerii, w
której łatwo ukryć wszelkie niedoskonałości (tak jak na przykład
w </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Wiedźminie</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">:
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ghule
czy kikimora nocą i we mgle wygląda</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ją</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
spoko, ale dużo wyraźniej widoczny leszy albo Nivellen – już
jakby nie, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">a
w ogóle to z</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
grzeczności nie wspomnę o smoku</span><span style="text-indent: 1.3cm;">)</span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
W </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Stranger
Things</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
to w większości przypadków działa. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Owszem,
skutek jest taki, że przez połowę serialu ledwo widziałam, co się
dzieje, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">ale
wszystkie pnącza i stwory kryjące się w tych ciemnościach
wyglądały wcale nieźle. Tu i ówdzie zdarzały się potknięcia,
ale całościowo Netflix dał radę.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2Nq3eEDXhjncVrWM8ldWzEcztCU6wTan9F39F_jz5PZLfrCthsvgmMjTMKc0w68BIrKZIBJ1efMc2kzoFc1mCwPoXvdS3sn6jXfAFcaniLBotizCgrnkMPNJbrIEQ2yC-mx7FiPsVi0frqaPtrB2eh3C7MT-TV-_itY2NA1_RxVxdi9cPGybd4nuERQ/s900/st2.jpg" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="419" data-original-width="900" height="149" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2Nq3eEDXhjncVrWM8ldWzEcztCU6wTan9F39F_jz5PZLfrCthsvgmMjTMKc0w68BIrKZIBJ1efMc2kzoFc1mCwPoXvdS3sn6jXfAFcaniLBotizCgrnkMPNJbrIEQ2yC-mx7FiPsVi0frqaPtrB2eh3C7MT-TV-_itY2NA1_RxVxdi9cPGybd4nuERQ/s320/st2.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/serial/Stranger+Things-2016-750359/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Fabularnie rzecz ma się podobnie: całościowo nieźle, choć
zdarzają się potknięcia. Niektóre, niestety, trochę większe niż
być powinny.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Moim
największym problemem jest to, że z jakiegoś dziwnego powodu
wszyscy złole są niedołężnymi idiotami. Przy czym skupię się
tu na ostatnim sezonie, bo mam go najbardziej na świeżo.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Weźmy
takiego Vecnę: serial buduje nam go jako wielkiego, złego – pardą
maj frencz – rozpierdalatora, niszczyciela światów i ciul wie co
jeszcze. A ja powiadam: Vecna byłby o milion procent skuteczniejszy,
gdyby ktoś mu powiedział o </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>bieganiu</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Wiecie, takim szybszym przebieraniu nogami. Mogę się tylko
domyślać, co twórcy chcieli osiągnąć. Obstawiam, że chodziło
o taki efekt terminatora – że zło może nie jest pospieszne, ale
nieuchronne. Że nie musi się spieszyć, bo i tak dopnie swego, a
desperacka ucieczka jest daremna. Ale ojej, no po prostu to nie
działało. Vecna mnie frustrował, kiedy tak wlókł się noga za
nogą, dając naszym bohaterom milion okazji do ucieczki. Gdyby
nauczył się biegać, ten serial mógłby się dużo szybciej
skończyć. Podobnie ma się sprawa z piekielnymi nietoperzami: </span><span style="text-indent: 1.3cm;">albo
są dużo wolniejsze od naszych zwykłych nietoperzy, albo Eddie był
niezrównanym kolarzem. Zresztą, bezużyteczność tych nietoperzy
to szersza sprawa, ale nie chcę poświęcać im całego akapitu,
więc zaznaczę tylko, że bohaterowie dużo wcześniej powinni byli
zginąć.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">No
bo przecież trzeba jeszcze wspomnieć o Rosjanach.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Nie
mam pojęcia, czy to celowe, czy przypadkiem tak wyszło, ale
Rosjanie w </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Stranger
Things</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
są… są kreskówkowo głupi. Przez pewien czas miałam taki dziwny
dysonans, bo cały serial zdaje się robiony bardzo na serio i raczej
unika komicznie przerysowanych postaci, a potem wchodzą oni, cali na
biało, i brakuje tylko, żeby wybuchali diabolicznym śmiechem co
jakiś czas. W żadnym momencie nie byłam w stanie traktować ich
poważnie, a tym samym – nie było opcji, żebym przejęła się
całym tym radzieckim zagrożeniem. W razie czego przecież wystarczy
nauczyć się dwóch zdań po rosyjsku, z których jedno niech będzie
żartem o wódce. To powinno otworzyć każde drzwi w Związku
Radzieckim.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSvl-kNu6c3CvnaHxJs22ZChSSgxmhvXPpLfmp5KHDorscHJJysN7O5vK8k6wNQjl0IM1oSzb-kMGnb9wIRdxvvomZCaz2npU673uLHZ2KvMLLmRUgsVMIhM6uz0TRorKcAxiZxDoqvRFBRW9DBJ-VUM5qmZfdyx3HDv6F6dzvVbdIx6HODwyqVCsu3Q/s900/st4.jpg" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="448" data-original-width="900" height="159" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSvl-kNu6c3CvnaHxJs22ZChSSgxmhvXPpLfmp5KHDorscHJJysN7O5vK8k6wNQjl0IM1oSzb-kMGnb9wIRdxvvomZCaz2npU673uLHZ2KvMLLmRUgsVMIhM6uz0TRorKcAxiZxDoqvRFBRW9DBJ-VUM5qmZfdyx3HDv6F6dzvVbdIx6HODwyqVCsu3Q/s320/st4.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/serial/Stranger+Things-2016-750359/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Całościowo serial jakoś
niczego mi nie urwał i mam wrażenie, że jest na siłę
porozciągany. Vecna mnie ogólnie rozczarował, a Argyle to w moim
odczuciu niesamowicie zbędna postać, nawet jeśli chciałabym mieć
tak nieplączące się włosy jak on (choć nie przeczę: właśnie
się dowiedziałam, że powstaje film o powstawaniu Dooma, a Eduardo
Franco wciela się w samego Johna Romero – będę wyglądać wieści
o tej produkcji). Trochę uroku pryska w momencie, kiedy główna
czwórka bohaterów bardzo wyraźnie nie jest już dziećmi – no bo
to tak jakby Atomówki przez sześć sezonów stopniowo dorastały.
Dalej pewnie by się oglądało, ale to by nie było to. W dodatku sztampa, która przebija w dialogach, czasem dotyka również całych wątków - i tak na przykład bez większego pudła można już na początku sezonu obstawiać, kto zginie, a kto przeżyje. W sumie jedynym plot twistem, który mnie rzeczywiście zaskoczył, był moment, w którym byłam przekonana, że serial zawiesił strzelbę i w pewnym momencie z niej w końcu wystrzeli, a on nigdy tego nie zrobił. No i
zagęszczenie product placementu w </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Stranger Things j</i><span style="text-indent: 1.3cm;">est
zastraszające.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Mam
szczerą nadzieję, że piąty sezon naprawdę będzie tym ostatnim i
nikomu nie przyjdzie do głowy odcinać od tej historii kolejnych
kuponów. Bo już teraz mam wrażenie, że finał całej serii tak
naprawdę powinien być w… w tym pełnometrażowym filmie, który </span><span style="text-indent: 1.3cm;">z
jakichś powodów</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">nazwano
ostatnim odcinkiem czwartego sezonu. Chyba trochę nie czaję
fenomenu </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Stranger
Things</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
No ale oglądanie tego serialu mimo wszystko nie bolało, więc jest
dobrze.</span></span></div></div>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-73425677985997670682021-10-08T11:52:00.002+02:002021-10-08T11:52:37.586+02:00"Lighthouse", czyli nie mam pojęcia, co zobaczyłam<div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9VmheoN7kuV4UMa_KYC8lOXnYtpvUUiC_7urB1rxh0N78al_1469Dt32GE0-8A78tFH5XWTrZ7lRlPNKEpEN0JdOQUW6hovt0OMQPxASUg9jTaOEGsmDKfOv5fw7pEwrH4QYzFKO9ldez/s721/7908309.3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="721" data-original-width="499" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9VmheoN7kuV4UMa_KYC8lOXnYtpvUUiC_7urB1rxh0N78al_1469Dt32GE0-8A78tFH5XWTrZ7lRlPNKEpEN0JdOQUW6hovt0OMQPxASUg9jTaOEGsmDKfOv5fw7pEwrH4QYzFKO9ldez/s320/7908309.3.jpg" width="221" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Lighthouse-2019-803179/posters" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Jak
nie oglądam horrorów, tak na <i>Lighthouse</i>
czaiłam się właściwie odkąd dotarły do mnie pierwsze o tym
filmie informacje. Jasne, nie znam żadnego filmu Roberta Eggersa (na
swoją obronę muszę zaznaczyć, że nie ma zbyt obfitego dorobku),
ale byłam bardzo ciekawa Willema Dafoe, a także – być może
nawet bardziej – Roberta Pattinsona (niezmiennie jestem pod
wrażeniem, jak ładnie wyrwał się ze zmierzchowego szamba). Co
więcej, sam motyw odizolowania
na wyspie z latarnią morską
jest po prostu czymś, co
lubię (taki jakby <i>Tatuś Muminka i morze </i>vibe,
bo hej, czemu by nie porównać dziwacznego i koniec końców
brutalnego horroru z książką o trollach?). Przegapiłam,
niestety, kiedy ten film był w kinach (był w ogóle w Polsce?), ale
kiedy tylko wjechał na Netflixa, byłam totalnie zdeterminowana.</span></div>
<div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Nie ukrywam: spodziewałam się
chyba czegoś innego. Właściwie nie wiem czego, ale chyba mniej…
No cóż, czegoś mniej. Po prostu. Czegoś bardziej namacalnego,
przyziemnego. Mniej oderwanego od rzeczywistości. Tymczasem po
seansie nie bardzo umiałam powiedzieć, o czym właściwie był ten
film, który właśnie obejrzałam. Dalej nie jestem pewna, choć
przecież minęło już kilka dni. Mam swoje teorie, ale do tego
wrócę później.</span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Od
samego początku </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Lighthouse</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
miał taki klimacik szeroko pojętych starych filmów. Nie chodzi mi
tu tylko o fakt, że jest czarno-biały, choć to oczywiście też
odegrało swoją rolę, ale </span><span style="text-indent: 1.3cm;">mamy
tutaj też</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
dość rzadki format </span><span style="text-indent: 1.3cm;">obrazu</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
1.19:1, charakterystyczny dla kina przełomu lat ‘20. i ‘30., a
także – choć to tylko moje odczucie – ogólne tempo i budowanie
napięcia, szczególnie na początku, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">kiedy
bohaterowie się nie odzywają, praktycznie nie ma akcji, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">za
to mamy</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
tylko huk fal i buczenie, które z czasem coraz bardzie działa na
nerwy Winslowowi. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Przez
moment czułam się, jakbym znowu siedziała w pustawej sali
Iluzjonu.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Wrażenie
trochę pryska, kiedy widzimy pyszczki bohaterów – bo znamy
aktorów. Całkiem natomiast się rozpada w scenach z syreną, bo
widać tam efekty, których z całą pewnością byśmy nie zobaczyli
w filmie przedwojennym.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Nie
zmienia to faktu, że wizualnie </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Lighthouse</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
robi duże wrażenie. Piękne, staranne kadry łączą się z
niesamowicie klimatycznymi, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">utrzymanymi
w ciemnych, przytłaczających szarościach</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
widokami, w efekcie czego człowiek na własnej skórze czuje tę
izolację i chłód, a także dziwny niepokój wobec nieprzyjaznego
morza, które zewsząd otacza naszą scenę wydarzeń.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0LdlB1ENFRQw2BuQV_xd5vnjXI30r8TPVGzY3Yj4DoZ-wqKOwDWi6QD0PtC2gw3cmXUS9oxYDIq7aFyI9lugYFAVnZHrr1LPmtplvbF8EZzkw7oY8mbQpBDCin5SW9_paXXOFyNTXUuOF/s900/850543_1.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0LdlB1ENFRQw2BuQV_xd5vnjXI30r8TPVGzY3Yj4DoZ-wqKOwDWi6QD0PtC2gw3cmXUS9oxYDIq7aFyI9lugYFAVnZHrr1LPmtplvbF8EZzkw7oY8mbQpBDCin5SW9_paXXOFyNTXUuOF/s320/850543_1.1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Lighthouse-2019-803179/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>A
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">cóż
się dzieje na owej scenie?</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">No
właśnie do końca nie wiadomo. Mamy </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Thomasa
Wake’a</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
(Willem Dafoe), starego latarnika, do którego na kilka tygodni
dołącza młodszy pomocnik, </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Ephraim</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
</span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Winslow</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
(Robert Pattinson). Ich relacje nie układają się najlepiej – Tom
jest przesadnie wymagający i czepliwy, a Winslow, coraz bardziej
zmęczony tym wszystkim, dodatkowo zaniepokojony losem jego
poprzednika i dziwnymi wizjami z syreną, odlicza dni do końca tej
fuchy. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">I
choć setting początkowo wydaje się do ogarnięcia, z czasem
wydarzenia stają się coraz dziwniejsze, a sny i wizje mieszają się
z rzeczywistością. Coraz trudniej odróżnić, co się wydarzyło
naprawdę i który z mężczyzn ma rację </span><span style="text-indent: 1.3cm;">w
sporach (a sporów jest sporo, nawet jeśli są przetykane chwilami
serdeczności)</span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Tracimy nawet pewność, czy w ogóle istnieje cała ta wyspa z
latarnią </span><span style="text-indent: 1.3cm;">i
ile czasu minęło od pojawienia się na niej Winslowa.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><b style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></b></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><b style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: red; font-family: verdana;">A
teraz to już cisnę spoilami, więc jak ktoś jeszcze nie widział
filmu, to siup siup na Netflixa!</span></b></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Długo
zastanawiałam się, jak w ogóle ugryźć </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Lighthouse</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
W sensie najbardziej prozaicznym wydaje mi się, że można tę
produkcję potraktować jako sequel do nieukończonego tekstu Edgara
Allana Poe </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>The
Light-House</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Opowiadanie
(?) ma formę dziennika, który zaczyna prowadzić świeżo upieczony
latarnik</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
na odizolowanej od świata wyspie. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">W
ciągu pierwszych trzech dni narrator</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
oswaja się z morzem i samotnością. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Gdybym
miała się uprzeć, powiedziałabym, że to właśnie Tom,
niesympatyczny i złośliwy starzec, jest tym latarnikiem – czy
raczej był. Dawno temu przybył jedynie z psem i pragnął w
ciszy i spokoju pisać książkę. Podejrzewam, że książki nigdy
nie napisał, a po latach został mu już tylko wspomniany dziennik,
który nadal prowadzi.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ale
taki odbiór nijak nie wyjaśnia, co się dalej dzieje w filmie
(swoją drogą, ten króciutki tekst Poego ma niesamowity ładunek
klimatu i bardzo polecam – całość dostępna w <a href="https://www.eapoe.org/works/tales/lightha.htm" target="_blank">Internecie</a>, choć
chyba tylko po angielsku).</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjlVy-z4GqUgpxvc79hWqKcCKjGleQL-0XbDlIIZzx84_Jur8I_8rG-Wn-8R9p52VqBweSwzDLSE91KxIIN-6dGegc10VHlymyjUD78R5HRjJRElD2cQR-BzUM-b1zSVgSEM96w7tUpIX0R/s744/850555.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="744" height="258" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjlVy-z4GqUgpxvc79hWqKcCKjGleQL-0XbDlIIZzx84_Jur8I_8rG-Wn-8R9p52VqBweSwzDLSE91KxIIN-6dGegc10VHlymyjUD78R5HRjJRElD2cQR-BzUM-b1zSVgSEM96w7tUpIX0R/s320/850555.1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;">(</span><a href="https://www.filmweb.pl/film/Lighthouse-2019-803179/photos" style="font-size: small;" target="_blank">źródło</a><span style="font-size: small;">)</span></td></tr></tbody></table>Miałam
pomysł, że Tom </span><span style="text-indent: 1.3cm;">jest
w istocie tym samym bohaterem co Winslow, tylko starszym – rzecz
nasuwa się w momencie, kiedy dowiadujemy się, że Ephraim to
przybrane po tragicznie zmarłym chlebodawcy imię, a w
rzeczywistości bohater nazywa się Thomas Howard. No bo hej, obaj
mają tak samo na imię. Zmianę nazwiska można by tłumaczyć w
sposób bardziej symboliczny, wybierając któreś z możliwych
tłumaczeń „wake” (rozbudzić, ocknąć, zmartwychwstać, czuwać
itp.). Może Tom na stare lata przejrzał na oczy i ta latarnia to
miejsce jego konfrontacji z minionymi grzechami chociażby. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Może
to dlatego, kiedy na przykład Thomas Wake siekierą porąbał łódź,
ten sam Thomas Wake oskarżał o to później Thomasa Howarda – bo
to ten sam człowiek, więc technicznie rzecz biorąc obie wersje są
prawdziwe.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Ale
nadal miałam za dużo dziur w tej koncepcji. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">O
co chodzi z Prometeuszem, z syreną, ze światłem latarni? To tylko
niektóre z pytań.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Wypracowałam
więc sobie pomysł trzeci i przyznam, że jestem z niego dość
zadowolona. Głównie dlatego, że lubię mity, a ten pomysł bardzo
głęboko siedzi w mitologii właśnie.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">No
to jedziemy:</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">T</span><span style="text-indent: 1.3cm;">homas
nie żyje, a wyspa to jego piekło i jego kara.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Dziękuję
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">za
uwagę</span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
to wszystko.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">No
dobra, już na serio – wyjaśniam:</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Widzimy
Thomasa/Ephraima jedynie na wyspie. Ma po niego przypłynąć statek,
ale to się nigdy nie dzieje – i nigdy się nie stanie, nawet kiedy
burza przeminie. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Bo
n</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ie
ma żadnego statku. Dla Thomasa nie istnieje żaden świat poza
wyspą, nie ma z niej ucieczki. Upływ czasu jest umowny, bo przecież
kara jest wieczna, więc czas nie ma tak naprawdę żadnego
znaczenia. Wszystko zlewa się w jedno. Co więcej, gdzieś pod
koniec Thomas Wake mówi Howardowi (będę używać nazwisk, żeby
się Thomasy nie pomieszały), </span><span style="text-indent: 1.3cm;">że
ten pewnie oszalał i w ogóle nie ma żadnej wyspy, tylko po śmierci
prawdziwego Ephraima Howard pewnie błąka się, brudny i zmarznięty,
po jakimś lesie. I myślę, że to częściowo prawda – że tak
było, Howard się błąkał, aż w końcu zamarzł. A po śmierci
trafił właśnie tutaj, w ten nieprzyjazny zaświat.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji9MIA9ASClFUo2q2AboIDvRJBwY2-z4SeZ-svEN9xljHSgPYMFwe-KtAexW0oPM-0V93XOlYInuDUHNVXQdtb0kSGSpPFl0tg18FW53iZ-FrjXrOuLlfsa-KsSekSJVnl5_bwTn1IfW8p/s717/850559.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="717" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji9MIA9ASClFUo2q2AboIDvRJBwY2-z4SeZ-svEN9xljHSgPYMFwe-KtAexW0oPM-0V93XOlYInuDUHNVXQdtb0kSGSpPFl0tg18FW53iZ-FrjXrOuLlfsa-KsSekSJVnl5_bwTn1IfW8p/s320/850559.1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;">(</span><a href="https://www.filmweb.pl/film/Lighthouse-2019-803179/photos" style="font-size: small;" target="_blank">źródło</a><span style="font-size: small;">)</span></td></tr></tbody></table>W</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ake
wobec tego byłby taką nieistniejącą wersją Howarda, gdyby ten
dożył starości. I ta nieistniejąca wersja tkwi na wyspie jako kat
czy wyrzut sumienia, ale jednocześnie też jest ofiarą i też
dotyka go kara, no bo jednak to Thomas – ten sam Thomas, więc nie
jest niewinny. Ma tę przewagę, że może zbliżyć się do światła
latarni.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">A
światło latarni to bóg. I z pełną świadomością piszę to
słowo od małej litery, bo nie chcę tutaj wtłaczać koniecznie
chrześcijańskiego Boga. Nie widzę wielu chrześcijańskich
naleciałości w całym filmie </span><span style="text-indent: 1.3cm;">(bodaj
jeden moment, w którym Howard przyznaje, że jest pobożny)</span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
byłoby to więc moim zdaniem nadużyciem. Za to jest sporo nawiązań
do mitów. Dlatego myślę, że ten bóg to bardziej ogólnie –
jakaś boskość, jakiś wgląd w ten drugi, piękny i szczęśliwy
zaświat. Wake może z nim obcować, bo jest istotą stworzoną przez
bogów, by zadawać cierpienia Howardowi i by cierpieć wraz z nim.
Nawiązując kontakt ze światłem latarni, Wake jakby „dzwoni do
domu”. Obcuje ze swoimi stwórcami. I, jak to bywa, kiedy się
obcuje z boskością, doznaje ekstazy. Ekstazy w pełnym tego słowa
znaczeniu, fizycznej i psychicznej, stąd tak mocny aspekt erotyczny
– myślę, że jest zupełnie na miejscu. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Może
nie jest to tak subtelne jak w Ekstazie św. Teresy Berniniego, ale
tak czy owak w obu przypadkach bardzo wyraźny jest ten element
fizyczny (stąd zresztą skandal, który wybuchł wokół rzeźby).</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Wake
nie pozwala Howardowi na dostęp do światła, bo Howard na to nie
zasługuje. Howard ma tkwić na dole i cierpieć. Kiedy jednak młody
Thomas wreszcie wywalczy sobie wolną drogę na górę, kończy się
to tragicznie. Tak jak wówczas, gdy Semele poprosiła Zeusa, by ten
objawił jej się w swojej boskości – jako śmiertelniczka, nie
zdołała znieść tego widoku i zginęła rażona piorunem. Bo
człowiek nie może bezkarnie obcować z bogami. Jeśli śmiertelnik
sięga po boskość, najpewniej wyląduje na dnie – tak jak Howard.
Myślę, że jego upadek z samego szczytu latarni na sam dół jest
bardzo wymowny. Wylądował tam, gdzie jego miejsce. I spełniła się
klątwa (proroctwo raczej?), bo na wzór Prometeusza został wydany
na pożarcie ptactwu.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhB9nWyb4SulUYE93PcL_8oJTplniA48Cc1VHE-LzyrCNWxCmbGclB24pq-YBuMbjFkzAZNbaGFBybvZ2rZE219hekSC2pnfeKfT6dpy3FQCc-ytQhupFseRt3y07gLDV8lh0F-xFITLC-2/s715/850561_1.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="599" data-original-width="715" height="268" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhB9nWyb4SulUYE93PcL_8oJTplniA48Cc1VHE-LzyrCNWxCmbGclB24pq-YBuMbjFkzAZNbaGFBybvZ2rZE219hekSC2pnfeKfT6dpy3FQCc-ytQhupFseRt3y07gLDV8lh0F-xFITLC-2/s320/850561_1.1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;">(</span><a href="https://www.filmweb.pl/film/Lighthouse-2019-803179/photos" style="font-size: small;" target="_blank">źródło</a><span style="font-size: small;">)</span></td></tr></tbody></table>A
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">syrena?
Jak to syrena, ma nęcić, mieszać zmysły, doprowadzać do
szaleństwa – i to właśnie robi. Dość skutecznie, trzeba
przyznać. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Żeby
mało było mitologicznych i pośmiertnych naleciałości, mamy dusze
marynarzy w mewach. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Bo
cóż pasuje lepiej do zaświatów, jeśli nie latające wokół
grzesznika dusze, które tylko zwiększają obłęd, w który już i
tak stopniowo popada młody Thomas?</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Jest
jeszcze kwestia konfliktu na linii Wake-Howard i tajemniczego
dziennika. Częściowo, jak już wspomniałam, ta niechęć wynika
moim zdaniem z pełnionej funkcji Wake’a i z tego, że on naprawdę
nienawidzi tych dawnych grzechów, które popełniał w młodości,
bo to przez nie wylądował na wyspie. Surowe wpisy w dzienniku, co
do których Howard krzyczał, że to nieprawda, istotnie mogą
poniekąd być nieprawdą. W sensie: na wyspie widzimy, że Howard
ciężko pracował. Choć, z drugiej strony, widzimy też, że
nadużywał alkoholu i masturbował się w stodole
(niesatysfakcjonujący sposób na doznanie tego, czego Wake doznawał
przy świetle latarni?), tak jak to zanotował Wake. I tu widzę dwa
rozwiązania, które zresztą mogą się po prostu uzupełniać: po
pierwsze, choć Howard się starał, Wake (który, jak wspomniałam,
miał sprawić, żeby Howard cierpiał) dopilnował, by tamten
„zszedł na złą drogę”. To on wpędził go w picie. To on
doprowadzał go do ostateczności. Wszystko to było częścią kary.
Po drugie, notatki te mogły odnosić się nawet nie do pobytu na
wyspie, ale do pracy u prawdziwego Ephraima. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Wiemy,
że Ephraim czepiał się Howarda, którego uważał za leniwego i
nie najlepszego pracownika. Poznajemy tę historię z perspektywy
Howarda, oczywiście, więc to Ephraim jest przedstawiony jako ten
zły i czepialski, ale może w istocie młody Thomas był leniwy i
niekompetentny. Może nadużywał alkoholu i masturbował się w
szopie, a teraz, podczas odbywania pośmiertnej kary, musi powtórzyć
te grzechy i ponieść konsekwencje?</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">A
tak, no i poprzednik Howarda. Nie będzie wielkim zaskoczeniem, jeśli
powiem, że moim zdaniem to też Howard. Że jego piekło jest
zapętlone, że będzie przez wieczność lądował na wyspie u
Thomasa Wake’a i zawsze będzie się to tragicznie kończyło.
Czasem obciętą głową, a czasem prometejską torturą. I nigdy,
ale to nigdy Thomas Howard nie zasłuży na obcowanie ze światłem
latarni.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Uff
puff.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Tyle
z mojej szarżującej nadinterpretacji. Jestem głęboko przekonana,
że autor miał coś innego na myśli. Ale najzupełniej nic mnie to
nie obchodzi. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Skleiłam
swój odbiór tego filmu i dopóki nie znajdę czegoś lepszego, będę
się go trzymać.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I
tylko mi żal, że Poe zmarł, zanim skończył swój tekst, szlag
by to…</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; font-weight: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Hark
Triton, hark! Bellow, bid our father the Sea King rise from the
depths full foul in his fury! Black waves teeming with salt foam to
smother this young mouth with pungent slime, to choke ye, engorging
your organs til' ye turn blue and bloated with bilge and brine and
can scream no more - only when he, crowned in cockle shells with
slitherin' tentacle tail and steaming beard take up his fell
be-finned arm, his coral-tine trident screeches banshee-like in the
tempest and plunges right through yer gullet, bursting ye - a bulging
bladder no more, but a blasted bloody film now and nothing for the
harpies and the souls of dead sailors to peck and claw and feed upon
only to be lapped up and swallowed by the infinite waters of the
Dread Emperor himself - forgotten to any man, to any time, forgotten
to any god or devil, forgotten even to the sea, for any stuff for
part of Winslow, even any scantling of your soul is Winslow no more,
but is now itself the sea!</i></span></div>Unknownnoreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-40210299749508490782021-09-30T11:57:00.001+02:002021-09-30T11:57:41.914+02:00Najczystszy zawód świata: "Wiedźmin: Zmora Wilka"<div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidqiPM-H67gmIC66fDsUWH7Kmigoez6xt-yk2NzMHthLFbJzWGWbnXik4z2BEk6s3xiIn4S-sWls_R8uUpiyj6AprqdRgWOkGp9gep5ya4Z_AzISs1pJo-Bf3y4E9r8KcWTjdxXob_2AMa/s740/witcher1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="740" data-original-width="500" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidqiPM-H67gmIC66fDsUWH7Kmigoez6xt-yk2NzMHthLFbJzWGWbnXik4z2BEk6s3xiIn4S-sWls_R8uUpiyj6AprqdRgWOkGp9gep5ya4Z_AzISs1pJo-Bf3y4E9r8KcWTjdxXob_2AMa/s320/witcher1.jpg" width="216" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Wied%C5%BAmin%3A+Zmora+Wilka-2021-867501/posters" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Zazwyczaj do dzieł z uniwersum
wiedźmińskiego podchodzę bez jakichś szczególnych oczekiwań.
Mam na myśli: ani dobrych,
ani złych. Nie
jestem zagorzałą fanką literackiego pierwowzoru, acz tak trochę
lubię. Widziałam mankamenty serialu Netflixa (mosznozbroje
Nilfgaardu!), ale całościowo i tak bardzo lubię tę produkcję. A
w gry nigdy nie grałam, więc no. Można powiedzieć, że jeśli
chodzi o to uniwersum, jestem tak nieco zainteresowana i otwarta na
propozycje, ale detali z książek nie zamierzam bronić jak
niepodległości.</span></div>
<div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Toteż kiedy pojawiły się
wieści o animacji, byłam z lekka zaciekawiona, ale bez szału.
Szczególnie kiedy zorientowałam się, że film zasili pulę
netflixowych anime – nie mogę powiedzieć, żebym w którymkolwiek
momencie życia jakkolwiek zajarana jakimkolwiek anime. Owszem,
obejrzeliśmy nie tak dawno <i>Castlevanię</i> i było spoko, ale to
jakiśtam wyjątek. Zresztą, wizualne podobieństwo do <i>Castlevanii</i>
właśnie trochę wzbudziło moje „meh”. Obawiałam się, że
film będzie wiedźmiński tylko z tytułu, a w gruncie rzeczy
wpadnie do jakiegoś ogólnego bajorka „fantasy o przystojnym
mrocznym kolesiu walczącym z potworami”. Chciałoby się
powiedzieć: że przy estetyce anime będzie za mało <b>słowiańskie</b><span style="font-weight: normal;">
(ha! Zrobiłam to! Powołałam się na słowiańskość w kontekście
wiedźmina. Czy teraz już jestem prawilną fanką?).</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Dość
szybko jednak okazało się, że – choć rzeczywiście jeśli
chodzi o styl graficzny, to podobny do </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Castlevanii</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
– świat pokazany w </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Zmorze
Wilka</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
jest na tyle </span><span style="text-indent: 1.3cm;">ładny,
spójny i </span><span style="text-indent: 1.3cm;">oryginalny,
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">że
spokojnie można odróżnić go od innych. W dodatku seans pozwolił
bardzo jasno pojąć, skąd w ogóle decyzja o wyprodukowaniu filmu
animowanego: wystarczy zestawić sobie sceny dynamicznych walk,
potężnych zaklęć i finałowych rozwałek w dwóch powstałych
dotychczas netflixowych tytułach z uniwersum wiedźmińskiego. Jak
dobrze mogłaby wyglądać bitwa o Sodden, gdyby była animowana, a
nie aktorska z biedabudżetem i słabym CGI! Jak świetne byłyby
walki z potworami, gdyby rysownik mógł stworzyć dowolnie
fantazyjną bestię, nie martwiąc się, że będzie wyglądała albo
jak kukła, albo trzeba ją schować w ciemności. Gdyby nie to, że
jestem totalnie zachwycona Cavillem w roli Geralta, powiedziałabym,
że cały serial powinien być animowany.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWkpoIncFFj-Cebsfa07Sqe8R2y_f3kXxBQiBxUo_5Nwi247sOMRbbLSLeeoaafrKb_lLl1UUIPG1zvuWH838ypmy_9YMOuS7R2wEl1Q4kufzzSgZ24FW8a9Zw_pLSvd_ueam590mVQ6pY/s900/witcher3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="506" data-original-width="900" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWkpoIncFFj-Cebsfa07Sqe8R2y_f3kXxBQiBxUo_5Nwi247sOMRbbLSLeeoaafrKb_lLl1UUIPG1zvuWH838ypmy_9YMOuS7R2wEl1Q4kufzzSgZ24FW8a9Zw_pLSvd_ueam590mVQ6pY/s320/witcher3.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Wied%C5%BAmin%3A+Zmora+Wilka-2021-867501/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Kiedy więc stwierdziłam już,
że hej, to dobrze wygląda, mogłam na spokojnie zagłębić się w
fabułę.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Jak
zapewne wszyscy już od dawna wiedzą, </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Zmora
Wilka</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
to opowieść poprzedzająca historię Geralta – przybliża widzom
losy Vesemira, jego późniejszego mentora. I to jest generalnie
fajne. Miło poznać innego wiedźmina niż tylko Geralt. Mam tu na
myśli: zobaczyć go jako głównego bohatera, a nie tylko postać
orbitującą wokół Geralta. Problem polega trochę na tym, że
Vesemir… no nie jest zbyt interesujący. W pierwszej chwili trochę
mnie zirytował, bo miałam wrażenie, że robią z niego na siłę
takiego zawadiackiego śmieszka, co to w czasie walki z potworem
rzuca one-linerami między jednym ciosem a drugim. Prędko okazało
się, że to było tylko takie otwarcie, zapewne mające na celu
wciśnięcie nieco ekspozycji, bo w dalszej części filmu w zasadzie
już takich zachowań nie zobaczymy. Ale za tym ukrywał się inny
problem: Vesemir jest w gruncie rzeczy nijaki. Po obejrzeniu filmu
wiem o nim głównie tyle, że miał trudne dzieciństwo. Zresztą, w
ogóle o Vesemirze-dziecku coś jeszcze można powiedzieć –
niewiele, ale zawsze. Jako chłopak miał ambicje i marzenia. I okej,
całkowicie przyjmuję, że tu właśnie chodzi o taki kontrast. O
to, jak życie zweryfikowało te marzenia. Tylko nie bardzo
wiedziałam, czego właściwie chce dorosły Vesemir. Za co mam go
lubić? No bo pewnie powinnam go lubić, prawda? Wszak to główny
bohater. Trochę się okazało, że był po prostu kolejnym
przystojnym mrukiem z mieczem.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht_79Ag2F58xekCu77PSeWSCKc6H8ZSyGQl0wysGqO4CP-rREVKVxakicwbbS6u_Ya-bcHvVuOHLxWlV-g6gad657C76mrRVkmxJhYZASsUfZDZIWr7ljr11ys_jSAdzYuh9CMXTVhEwsh/s900/witcher2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="506" data-original-width="900" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht_79Ag2F58xekCu77PSeWSCKc6H8ZSyGQl0wysGqO4CP-rREVKVxakicwbbS6u_Ya-bcHvVuOHLxWlV-g6gad657C76mrRVkmxJhYZASsUfZDZIWr7ljr11ys_jSAdzYuh9CMXTVhEwsh/s320/witcher2.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;">(</span><a href="https://www.filmweb.pl/film/Wied%C5%BAmin%3A+Zmora+Wilka-2021-867501/photos" style="font-size: small;" target="_blank">źródło</a><span style="font-size: small;">)</span></td></tr></tbody></table>Ale
miał scenę w wannie, więc wszystko jest w porządku. Każdy
prawdziwy wiedźmin musi mieć scenę w wannie. Wiedźmini są
czyściutcy (tu pytanie, bo nie pamiętam: czy Żebrowski pluskał
się w wannie?).</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Zresztą,
trudne dzieciństwo to znak rozpoznawczy chyba wszystkich bohaterów
</span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Zmory
Wilka</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Tetra
też miała jakieś dziecięce traumy i w sumie tylko przez te traumy
była zdefiniowana. Oprócz tego wyglądała trochę jak Yennefer i w
ogóle na początku się zastanawiałam, czy to nie ona, ale okazało
się, że nie. To po prostu taki czarodziejkowy styl. I oczywiście
Illyana. Acz ona dodatkowo była jakaś dziwna i kompletnie nie
kumałam jej motywacji. Miałam wrażenie, że akurat jej dzieciństwo
może było za mało trudne, więc musiała sobie stworzyć dodatkowe
problemy, by potem cierpieć katusze za milijony.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">W
związku z tym, moimi ulubionymi bohaterami zostali: Deglan (wybór
podyktowany całkowicie tym, że głos podkładał mu </span><strike style="text-indent: 1.3cm;">Dwalin</strike><span style="text-indent: 1.3cm;">
Graham McTavish, choć sama postać też dość fajna, ale bez spoili
by się nie obeszło, więc przemilczę) oraz Filavandrel (tu z kolei
miło, że zagrał go Tom Canton, podobnie jak w serialu aktorskim,
plus to jest postać, co do której przynajmniej dokładnie wiem, o
co chodzi, kupuję motywacje i dążenia).</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQiodSHgqi-OtHBmjBM4AWB65l6NG49k494wYVZg3rF2MCzD-Fvw_nmPRtw1iVnFHLwCz3gxPYpVL9vE8eJaLZ5Dom9Av-gLch8koo4Be20VBdMO2_jmktKuDokljbe9npP20Q6HaaaiJg/s900/witcher4.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="506" data-original-width="900" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQiodSHgqi-OtHBmjBM4AWB65l6NG49k494wYVZg3rF2MCzD-Fvw_nmPRtw1iVnFHLwCz3gxPYpVL9vE8eJaLZ5Dom9Av-gLch8koo4Be20VBdMO2_jmktKuDokljbe9npP20Q6HaaaiJg/s320/witcher4.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;">(</span><a href="https://www.filmweb.pl/film/Wied%C5%BAmin%3A+Zmora+Wilka-2021-867501/photos" style="font-size: small;" target="_blank">źródło</a><span style="font-size: small;">)</span></td></tr></tbody></table>N</span><span style="text-indent: 1.3cm;">o
i okej, bohaterowie wprawdzie niczego mi nie urwali, ale koniec
końców ich wątki ładnie się spinają w większą opowieść.
Jest dynamicznie, wciągająco i właściwie do niemal samego końca
sedno intrygi (oraz część powiązań między postaciami) pozostaje
ukryte. No i są naprawdę ładne walki.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Jeśli
miałabym się do czegoś tak naprawdę przyczepić, to nie będą to
ani bohaterowie, ani fabuła, ani styl graficzny. To będzie, że tak
to roboczo nazwę, wiedźmińskość. No bo wiedźmin od innego
bohatera wyróżnia się paroma rzeczami (pomijam całą genezę,
chodzi mi tylko o to, co się od razu rzuca w oczy): walczy mieczem,
używa eliksirów i umie w znaki. I niby to wszystko jest w animacji,
tylko tak nie do końca. Znaki używane przez Vesemira to
spektakularne zaklęcia (typu </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>gigantyczny</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
fireball będący, jak mniemam, znakiem Igni…?), do rzucenia
których tak w sumie to wcale nie potrzeba żadnego… no właśnie,
znaku – czyli żadnego gestu. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Wiedźmin
p</span><span style="text-indent: 1.3cm;">o
prostu wystawia rękę i z tej ręki bucha wielgachny ogień. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Magia
Vesemira niemal dorównuje magii Tetry, a to chyba nie takie powinny
być proporcje. No i eliksiry. Z jakiegoś powodu wiedźmini w
animacji bardzo nie lubią eliksirów. Praktycznie ich nie używają,
a jeśli już, to dopiero pod koniec walki – czyli często tuż
przed śmiercią, przez co eliksiry sprawiają wrażenie bardziej
symboliczne, coś jak Trepy chromujące sobie twarze w </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Mad
Maksie</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Chyba w żadnym momencie nie widzimy, żeby eliksir dawał jakiś
wymierny efekt.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">I
wiem, że sporo narzekam. Niezależnie jednak od tego, </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Zmora
Wilka </i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">mi
się serio podobała. Jest ładna i ciekawa, tu i ówdzie da się
wyhaczyć fajnego bohatera, obsada jest w porządku, no i tak czy
owak warto obejrzeć, bo ponoć film stanowi coś w rodzaju
wprowadzenia przed drugim sezonem aktorskiego </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Wiedźmina</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
A przyznam, że na ten drugi sezon mocno czekam i skoro twórcy
mówią, że to się spina w całość, no to nie miałam wyjścia. I
nie żałuję. Nie jest jakoś super świetnie, ale jest… w
porządku. Tak po prostu.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">There'll
always be another monster.</i></span></div>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-54692547670494825722021-09-08T07:00:00.003+02:002021-09-08T18:09:51.417+02:00Pocztówka z wakacji IV<div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRU-mfJNdI0RY1EsxXit4uPF8YQnDHXWoKZncF1YKoPatPLamPJ2-2zqgGAUh3JnvbP4k8auIdSy1OWSwpSQdeZaSfQkPEbOjUsKC87OvDn9GEp8SEYXElaiUcKI5hgBIj-uK7gtOt0ysF/s2048/DSC01405.JPG" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1832" data-original-width="2048" height="286" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRU-mfJNdI0RY1EsxXit4uPF8YQnDHXWoKZncF1YKoPatPLamPJ2-2zqgGAUh3JnvbP4k8auIdSy1OWSwpSQdeZaSfQkPEbOjUsKC87OvDn9GEp8SEYXElaiUcKI5hgBIj-uK7gtOt0ysF/s320/DSC01405.JPG" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;"><br /></span></td></tr></tbody></table>Dawno nie było notki z tej serii, bo i dawno nie było wakacji.
Nawet nie że pandemia, problemem był bardziej fakt, że w 2020 roku
zmieniłam pracę, a kodeks pracy nie ma litości, toteż
jakiekolwiek dłuższe wypady w świat trzeba było odłożyć na
później. I właśnie sobie uświadomiłam, że notka z 2019 roku
również była po takim przeskoku. Czyli wychodzi, że jeździmy na
urlop co dwa lata.</span></div>
<div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">
Ostatni wypad był do Kujawsko-Pomorskiego. Tym razem ośmieliliśmy
się nieco bardziej – i na cel obraliśmy Lubuskie. To znaczy
trochę dorabiam ideologię, bo tak naprawdę po prostu Ulv
zaproponował Lubuskie, więc hej: w sumie czemu nie? No i poszłam
rezerwować noclegi.</span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">W pierwszej chwili byłam nieco skonsternowana, bo przyznam, że
Lubuskie kojarzyło mi się dokładnie z niczym. Zazwyczaj nawet nie
pamiętam, że mamy takie województwo. Po szybkim zerknięciu na
mapę ogarnęłam, że Zielona Góra. Zielona Góra kojarzy mi się z
Bachanaliami Fantastycznymi i z Fantazjami Zielonogórskimi. Na
pierwszym nigdy nie byłam, ale drugie stały się przyczynkiem do
znajomości z Siem i teraz mogę się chwalić, że piłam z pisarką.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">No w każdym razie naprawdę, poza winem – zero skojarzeń.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Średnio gruntowny risercz pokazał jednak, że nie ma tragedii i
damy radę. Poniżej więc parę refleksji na temat: <b>pies urlopuje w
Lubuskiem</b>.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmXvlmEPpWYszwKE0F1BJJLachxBO5udOawDPGm6688oAivEiGV2vycOVpccnvWSRH8I2JCYbVfOXJHAkJ96QiOLVJB7rb2LjXqN8_-GSDMH22ELej_gRny48yac53YFQkgkvb5BpgStje/s2048/DSC01312.JPG" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmXvlmEPpWYszwKE0F1BJJLachxBO5udOawDPGm6688oAivEiGV2vycOVpccnvWSRH8I2JCYbVfOXJHAkJ96QiOLVJB7rb2LjXqN8_-GSDMH22ELej_gRny48yac53YFQkgkvb5BpgStje/s320/DSC01312.JPG" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Międzyrzecki Kot Zamkowy</span></td></tr></tbody></table><b>Noclegi:</b></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><a href="https://www.facebook.com/SORBA.Knajpa.Motel.Skwierzyna/" target="_blank">Knajpa „Sorba”</a> w Skwierzynie
jest totalnie doskonałym miejscem (oczywiście, w swojej kategorii
cenowej – ja tu nie mówię o jakichś pięciogwiazdkowych
hotelach). Wprawdzie okna absolutnie nic nie wyciszają, ale – choć
budynek stoi tuż przy szosie – pod wieczór ruch samochodowy robi
się prawie żaden, więc nie należy się obawiać hałasów z
zewnątrz. </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Personel jest za
to super miły, a jedzenie przepyszne. Po drugiej stronie szosy jest
mnogość lasów do spacerowania, a niemal centralnie naprzeciwko
znajduje się niezwykle urokliwy kirkut (Wikipedia mówi mi, że
jeden z największych w województwie lubuskim), gdzie wszystko jest
porośnięte bluszczem (zresztą, to województwo w ogóle ma jakieś
agresywne bluszcze, w życiu nie widziałam tak rozrośniętych
pnączy).</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">W drugą stronę: niekoniecznie
polecam <a href="https://www.gosciniecsloneczny.pl/" target="_blank">Gościniec Słoneczny</a> w Drzonkowie (peryferia Zielonej Góry
chyba…?). To znaczy sam gościniec jest zupełnie spoko, w dodatku również położony nieopodal lasu, ale Jeżu
kolczasty! Różnica poziomów między brodzikiem pod prysznicem a
podłogą to jest zbrodnia w biały dzień. Tam powinno się dorobić
jakieś schodki czy coś, a na pewno ostrzeżenie. Siniaki po
pierwszym niemal wykopyrtnięciu się dopiero zaczynają zmieniać
kolory.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju1w2p_uyqyyazvhhNvJPoPs2eqF15ChOEmStWjvIJm4LHP-nkLIZfHfyTdfqN1lWTaqtjRtU-2uckvDPqGxSKc3Lk76mdskXWJbHGdaDdO7HNIysRIKYG_mvIj_Kuw-vjF-RZ79Z8_03C/s2048/DSC01362.JPG" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEju1w2p_uyqyyazvhhNvJPoPs2eqF15ChOEmStWjvIJm4LHP-nkLIZfHfyTdfqN1lWTaqtjRtU-2uckvDPqGxSKc3Lk76mdskXWJbHGdaDdO7HNIysRIKYG_mvIj_Kuw-vjF-RZ79Z8_03C/s320/DSC01362.JPG" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Łajka, która dostrzegła<br />Międzyrzeckiego Kota Zamkowego</span></td></tr></tbody></table><b>A teraz do rzeczy, </b></span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><b>czyli
zwiedzanie:</b></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Jak się okazało, poza winem
Lubuskie ma jeszcze sporo miast i miasteczek z barokową zabudową, a
więc wszelkiego rodzaju rynki, ratusze czy pałace. Oczywiście, z
psem do żadnych wnętrz raczej się nie wejdzie, ale jeden czy dwa
takie ładne ryneczki warto zobaczyć. Na przykład bardzo fajne
wrażenie robi Bytom Odrzański. Nie wiem wprawdzie, dlaczego na
tamtejszym rynku stoi pomnik pijanego Kota w Butach, ale otaczające
go kamienice są ładne. Siedemnastowieczny ratusz był akurat w
renowacji, więc całego nie zobaczyliśmy. Ale z mojego punktu
widzenia dużo atrakcyjniejsze okazało się Zatonie. W Zatoniu
znajduje się pałac księżnej Doroty de Talleyrand-P</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">é</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">rigord
– jak się okazało – wpływowej polityczki, filantropki,
</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">oficjalnie
córki hrabiego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Piotra Birona, acz
nieoficjalnie – polskiego dyplomaty, Aleksandra Batowskiego, z
którym miała romans żona Piotra, Dorota von Medem. Księżna miała
pałace w Żaganiu i w Zatoniu, tylko że o ile ten w Żaganiu jest w
pełni odrestaurowany i mieści się tam Żagański Pałac Kultury, o
tyle ten w Zatoniu jest trwałą ruiną. Otacza ją fantastyczny i
bardzo rozległy park, gdzie można do woli spacerować z psem. W
samej ruinie zaś umieszczono tablice opisujące rozkład
pomieszczeń, więc chodząc tam, można wizualizować sobie, jak
pałac mógł mniej-więcej wyglądać. Bardzo fajna sprawa. A obok
jest genialna kawiarnia, gdzie można i wypić przepyszną kawusię,
i ją kupić, żeby móc parzyć ją sobie także w domu. Co zresztą
uczyniliśmy. I wiecie co? W domu również smakuje doskonale.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">W
kategorii „barokowe różne takie” </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">N</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">ie
mogę nie zwrócić uwagi na Nową Sól. Po pierwsze dlatego, że
hej, założył ją gdańszczanin. Ale po drugie – w Nowej Soli
mieszczą się osiemnastowieczne magazyny solne – pozostałości po
czasach, kiedy w mieście działała warzelnia soli. Magazyny te są
jedynymi tego typu zabytkami na skalę kraju. Nie ma w Polsce drugich
takich magazynów solnych.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ0OSDVnx4MV8HMwD4CDNKuJZK3rxqb88o11wUawOpqMuNzGq5eZvliL2fi4USwgW85ggyBEipyTl5HeNLHPLkvTUrTdeWUy8tzo1PUyvPAWJWoBLDl7HPRUVu9rfytJT0G3HkWwm-ll0G/s2048/DSC01286.JPG" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1424" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ0OSDVnx4MV8HMwD4CDNKuJZK3rxqb88o11wUawOpqMuNzGq5eZvliL2fi4USwgW85ggyBEipyTl5HeNLHPLkvTUrTdeWUy8tzo1PUyvPAWJWoBLDl7HPRUVu9rfytJT0G3HkWwm-ll0G/s320/DSC01286.JPG" width="223" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Z tym żubrem wiąże się smutna<br />historia: tuptał radośnie po puszczach<br />otaczających Drezdenko, aż któregoś<br />dnia - wpadł pod samochód.<br />Podejrzewam, że po samochodzie<br />nie było czego wieszać na ścianie.</span></td></tr></tbody></table>I
tu nachodzi mnie wspomnienie Cedyni, o której niezmiennie myślę, że to
bardzo smutne, że kompletnie nie wykorzystuje swojego potencjału. W
Nowej Soli jest trochę podobnie – to znaczy miasto jako takie jest
bardziej „żywe” mają ładną promenadę nad Odrą, mosteczki i
w ogóle, ale te magazyny to się najprawdopodobniej niedługo po
prostu rozlecą. To są absolutne rudery z odłażącym tynkiem,
zamknięte na głucho i pobazgrane. </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Naprawdę
zrobiło mi się przykro, jak to zobaczyłam – z drugiej strony,
mimo wszystko cieszę się, że byłam i widziałam.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Na
wspomnienie zasługuje jeszcze Twierdza Drezdenko – to znaczy ona w
większości nie istnieje, ale za zwiedzenie jej można zdobyć
odznakę krajoznawczą, więc zawsze cieszy. Zgodnie z wytycznymi
PTTK, trzeba tylko udokumentować swoją obecność przy czterech
obiektach: późnobarokowym pałacu (obecnie gimnazjum),
spichlerzu</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">/dawnym
arsenale</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">
(obecnie siedziba Muzeum Puszczy Drawskiej i Noteckiej – można je
przy tej okazji zwiedzić, ale do odznaki to chyba nie jest
potrzebne</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">;
w kontekście psiecków uprzedzam, że muzeum jest dwupiętrowe i ma
strome schodki), wałach ziemnych (kawałek murku za muzeum) i bramie
„Holm”. Wszystko jest praktycznie w jednym miejscu. Procedura
zdobywania odznaki została dokładniej opisana na <a href="http://www.msw-pttk.org.pl/odznaki/reg_odznak/reg_roktdrezdenko.html" target="_blank">stronie Oddziału Wojskowego PTTK w Chełmie</a>.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKjb909y8BPyEvomzFAzP9qVQu6xc0hRNbnFRiZq8eK9M8VU1Ob-nH8c-dNBZaig0SQu8eSNXWCJb2cshKmWQzVz0QbLwgFOGkQCz0l31MdtoIBg8L5qNYCuPLKd_GlY0aO6RJRgc_XNSX/s2048/DSC01829.JPG" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1362" data-original-width="2048" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKjb909y8BPyEvomzFAzP9qVQu6xc0hRNbnFRiZq8eK9M8VU1Ob-nH8c-dNBZaig0SQu8eSNXWCJb2cshKmWQzVz0QbLwgFOGkQCz0l31MdtoIBg8L5qNYCuPLKd_GlY0aO6RJRgc_XNSX/s320/DSC01829.JPG" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Ruiny pałacu księżnej Doroty</span></td></tr></tbody></table>D</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">rugą
kategorią rzeczy, którymi może się pochwalić Lubuskie, są
pamiątki okołowojenne. W sumie logiczne, jeśli wziąć pod uwagę
położenie geograficzne województwa. </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">No
i tutaj, podobnie jak w przypadku „barokowych różnych takich”,
niestety sporo rzeczy będzie dla psiarzy niedostępnych. Czemu
trudno się dziwić, bo wciskanie psa do bunkra (do którego prowadzi
np. drabina) nie będzie komfortowe ani dla psa, ani dla bunkra.
Niemniej nawet z psem nie zaszkodzi odwiedzić Międzyrzecki Rejon
Umocniony – spacer po powierzchni jest bardzo przyjemny, bunkry
można sobie obejrzeć z zewnątrz, a wokół budynku kasy stoi
trochę sprzętu. Co więcej, jest tam dość pusto, bo wszyscy
uderzają pod ziemię. I tu przyznam, że się nawet ucieszyłam, że
jednak nie wpuszczali na dół psów, bo grupy, które widzieliśmy z
daleka, były przeogromne i koszmarnie hałaśliwe. Nie tylko Łajka
czułaby się źle w takim tłumie – ja też. I mam uzasadnione
podejrzenia, że Ulv też.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">W
tej kategorii muszę umieścić największe rozczarowanie całego
wyjazdu, czyli Lubuskie Muzeum Wojskowe w Drzonowie (nie mylić z
Drzonkowem). Muzeum ma część wystawy w budynku i dużą ekspozycję
na zewnątrz, gdzie tupta się po trawie i ogląda czołgi za
łańcuchem. I naprawdę pierwszy raz spotkałam się z tym, że na
taką zewnętrzną część nie można wejść z psem. Przyznam, że
jest to dla mnie zupełnie niezrozumiałe, bo akurat ten punkt
wycieczki traktowałam jako „pewniaka”. Zwłaszcza że na stronie
internetowej nie ma żadnego czytelnego regulaminu z informacją, że
jest taki zakaz. Dopiero przy furtce człowiek się dowiaduje, że
lol nope. Jeśli dobrze pojmuję, ktoś w tym muzeum uznał, że
sprzęt, który projektowano do przetrwania wojny, z jakiegoś powodu
nie wytrzyma, jeśli dwa metry od niego przejdzie pies. Okej. Brawo
wy.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpZ4plSFc6Pbivx8cFUEKpuxs7bC1lF5Fm0qn5zMNEyz1OGmktiKvVoZbJp-g0TrlCaZ9aZllFBRcJhUc1__Bil1Sd1rHJS2wXkrjSgJIS3aelfU8RKajlSWER58r4TVXvX0WfNlPT7AIo/s4896/DSC01848.JPG" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3672" data-original-width="4896" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpZ4plSFc6Pbivx8cFUEKpuxs7bC1lF5Fm0qn5zMNEyz1OGmktiKvVoZbJp-g0TrlCaZ9aZllFBRcJhUc1__Bil1Sd1rHJS2wXkrjSgJIS3aelfU8RKajlSWER58r4TVXvX0WfNlPT7AIo/s320/DSC01848.JPG" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">jeden z magazynów na terenie kombinatu</span></td></tr></tbody></table>Z
drugiej strony jednak – w okolicy Nowogrodu Bobrzańskiego jest coś
takiego jak Kombinat DAG Alfred Nobel Krzystkowice. </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Są
to pozostałości niemieckiej fabryki amunicji rozsiane po lesie. Z
psem, bez psa – generalnie warto. Pod koniec już nawet Łajka była
zmęczona, co jej się raczej nie zdarza. Obejrzenie wszystkich ruin
kombinatu to przedsięwzięcie na wiele godzin i przetuptanie ładnych
paru kilometrów. Albo i parunastu, jeśli wziąć pod uwagę, że
dokładne położenie niektórych obiektów nie musi być nam znane.
Ruiny robią niesamowite wrażenie, ze szczególnym uwzględnieniem
imponujących magazynów. Na każdym obiekcie, ma się rozumieć, są
tabliczki, że wchodzenie na nie grozi śmiercią lub kalectwem, no
ale przecież wiadomo, że nic tak nie zachęca do wspięcia się na
kawałek muru, jak taka tabliczka. To, czego tam brakuje, to jakieś
dostosowanie tego do zwiedzania. Bo są tylko zakazy, a mogłyby obok
nich być tablice informacyjne, co to za budynek, do czego służył
i – ewentualnie – jak wyglądał przed zniszczeniem. No i jakaś
mapka by się przydała. Ale nawet bez tego to bardzo długi i fajny
spacer.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxBe1AwgWmKiNrkgJt_SSLLnNuVrOAiNxBDuFGnd2SwEFhXFDhpSW_zaXMWCZT0cScfuMq8fronPYkYDqEM1IgxgNXjGsHIJNP1kAI62Sths3CH6UG-gFFWyPBPUj1ePQRTH1X2MKS8ecq/s4896/DSC01900.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3672" data-original-width="4896" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxBe1AwgWmKiNrkgJt_SSLLnNuVrOAiNxBDuFGnd2SwEFhXFDhpSW_zaXMWCZT0cScfuMq8fronPYkYDqEM1IgxgNXjGsHIJNP1kAI62Sths3CH6UG-gFFWyPBPUj1ePQRTH1X2MKS8ecq/s320/DSC01900.JPG" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: x-small;">tak zwany hotelowiec - tak naprawdę to nie był<br />żaden hotelowiec, chyba jeden z budynków produkcyjnych</span></td></tr></tbody></table><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjR22dJAMJrM9XgZ0ppXMAI_DARHPKCKBqGEHDJ5tlg1bGj-3j1MpqsZpZ-t6J3HgbQF0mvjpa0W_0jv1hR754g_GZ3pFSSAbAa2duXVB_24hckDn-sCwZjSLmyptZlLR7xpd6zF0WIk25A/s4896/DSC01914.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="4896" data-original-width="3672" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjR22dJAMJrM9XgZ0ppXMAI_DARHPKCKBqGEHDJ5tlg1bGj-3j1MpqsZpZ-t6J3HgbQF0mvjpa0W_0jv1hR754g_GZ3pFSSAbAa2duXVB_24hckDn-sCwZjSLmyptZlLR7xpd6zF0WIk25A/s320/DSC01914.JPG" width="240" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: x-small;">i widok z piętra. <br />Ale nie róbcie tego, naprawdę.</span></td></tr></tbody></table><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-pzUU4S3giVqU6-OP3LzhTOC71d7Ebb0GE82kbVDS5-9Y7auDGIjdDn2kVFrAViF8PVBZGyaAGANzQTgDB38ohAoJUd3DLhLX-UPAJ6wDRESCnYbqZ8yyiM8OYmlla-zVlG72VFMi8WtP/s4896/DSC01925.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3672" data-original-width="4896" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-pzUU4S3giVqU6-OP3LzhTOC71d7Ebb0GE82kbVDS5-9Y7auDGIjdDn2kVFrAViF8PVBZGyaAGANzQTgDB38ohAoJUd3DLhLX-UPAJ6wDRESCnYbqZ8yyiM8OYmlla-zVlG72VFMi8WtP/s320/DSC01925.JPG" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: x-small;">a na parterze był głównie gruz. Dużo, dużo gruzu</span></td></tr></tbody></table></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Trzecia
kategoria rzeczy do zwiedzenia w Lubuskiem to „średniowiecze i
okolice”. I nie będę nawet się krygować: OMG, JAKIE STARE
MIASTO W KOSTRZYNIE NA ODRĄ JEST FANTASTYCZNE. To jest coś zupełnie
innego niż się spodziewałam. Jak przeczytałam, że w Kostrzynie
jest do zwiedzenia Stare Miasto, to raczej miałam przed oczami
starówki w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu. Czy gdziekolwiek tak
naprawdę – no wiecie, takie generic starówki z ratuszem czy
inszym zamkiem. Ale Stare Miasto w Kostrzynie jest fenomenalne.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDzQf32Yq8NYOBfEtNE1Eesj_vmnudJEBCZF-2SqgnUUFpaSf2_qVmWVXRYQpOLgiKwr1eqMnVAk2gYAgASVO5UnBBr5-XMcppyqbTrM6z3iRn7q-31iJmGYhZmjbvj8Wpc_r6Z3erhwS2/s2048/DSC01605.JPG" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1536" data-original-width="2048" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDzQf32Yq8NYOBfEtNE1Eesj_vmnudJEBCZF-2SqgnUUFpaSf2_qVmWVXRYQpOLgiKwr1eqMnVAk2gYAgASVO5UnBBr5-XMcppyqbTrM6z3iRn7q-31iJmGYhZmjbvj8Wpc_r6Z3erhwS2/s320/DSC01605.JPG" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Winnica Łukasz</span></td></tr></tbody></table>Cały
myk polega na tym, że Kostrzyn nad Odrą </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">zaczynał
jako piętnastowieczny zamek, który potem otoczono fortyfikacjami,
potem dorzucano nowe rzeczy, aż pod koniec XIX w. przypieczętowano
całość czterema fortami. Do dziś ocalały jedynie ruiny – ale
jakie! W Bramie Berlińskiej jest niewielka ekspozycja i kasa, w
której można kupić bilet na zwiedzenie Bastionu Filip. W Bastionie
Filip zaś jest duża wystawa z pełną historią twierdzy – a jest
to historia bardzo ciekawa i myślę, że niezbyt powszechnie znana.
Choć w większości bardzo smutna. Natomiast poza tymi dwoma
obiektami muzealnymi, mamy jeszcze cały teren twierdzy: uliczki,
resztki krawężników, jakieś pojedyncze kawałki ścian –
wszystko gęsto i na grubo porośnięte tym lubuskim agresywnym
bluszczem. Wygląda to absolutnie niesamowicie. W dodatku kiedy tam
trafiliśmy, było dość pusto, więc bardzo miłe minimalizowanie
stresu dla psa. A jeszcze przy historycznych uliczkach są takie
normalne tablice z ich nazwami, więc serio jest takie poczucie
chodzenia po mieście duchów. Czy raczej, biorąc pod uwagę ilość
zieleni, nie wiem – driad jakichś. Naprawdę, zachwycające
miejsce i bardzo polecam każdemu.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">M</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">amy
też w Lubuskiem na przykład bardzo przyjemny zamek w Międzyrzeczu
(to ten sam Międzyrzecz, od którego jest wspomniany wcześniej
Międzyrzecki Rejon Umocniony) – to znaczy konkretnie tam jest
Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej (i tam jest kasa), a zamek jest tuż
obok. O dziwo, pani nawet pozwoliła wejść do części muzealnej z
psem (ale, żeby nie było, totalnie nie miałabym pretensji, gdyby
nie pozwoliła – liczyłam w sumie tylko na zamek. Nigdy nie pcham
się z psem do muzeów w pomieszczeniach, choć wychodzę z
założenia, że nie szkodzi zapytać, c’nie?) i po obejrzeniu
tamtej ekspozycji weszliśmy sobie na teren ruin. Nie są może
jakieś imponująco wielkie, ale i tak fajne (znaczy, jeśli ktoś
lubi łazić po ruinach zamków). I mieli kota. </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Tak
tylko uprzedzam, skoro myśl przewodnia tego cyklu to „pies na
urlopie”.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsj0twA26d2Q4AcqbNYtEcAa_qAFv9ikiqq7cPu-xq1Q6fmpDTPp15eIcrg-CP20C7JYj0qesPAa5j_q13M1Y5isFTLLdUqUwjZmUNyE_sj4Gap4JzRLc2prJla-iJzEr-qmmcZwXXKHmp/s2048/DSC01977.JPG" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1405" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsj0twA26d2Q4AcqbNYtEcAa_qAFv9ikiqq7cPu-xq1Q6fmpDTPp15eIcrg-CP20C7JYj0qesPAa5j_q13M1Y5isFTLLdUqUwjZmUNyE_sj4Gap4JzRLc2prJla-iJzEr-qmmcZwXXKHmp/s320/DSC01977.JPG" width="220" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">wina z Winnicy Łukasz!</span></td></tr></tbody></table>N</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">o
i ostatnia kategoria, bo czegoś takiego nie mogło zabraknąć:
„inne”. Pojedyncze, wyrwane z kontekstu rzeczy, których nie
umiem wcisnąć nigdzie indziej. Znajdą się w niej takie kurioza,
jak na przykład Park Drogowskazów w </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Witnicy
(tej Witnicy z browarem). Jest w nim zadziwiająco mało
drogowskazów, natomiast dużo… no, wszystkiego innego. Będzie i
rusztowanie do unieruchamiania konia podczas podkuwania, i kawałek
Muru Berlińskiego, i znak „Uwaga, srający bocian”, i jakiś
parowóz, i masa innych rzeczy najrozmaitszego asortymentu. Mam
niejasne wrażenie, że witniczanie po prostu wstawiają do tego
parku wszystko, co się napatoczy – a jeśli jeszcze do tego jest
stare, to już w ogóle radość. Jest coś uroczego w tym miejscu.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Cóż
jeszcze? No winnica, oczywiście! Winnic jest do wyboru całe
mnóstwo, choć w większości przypadków na zwiedzanie i/lub
degustację trzeba się umawiać. My nie byliśmy zainteresowani
degustowaniem, chcieliśmy w sumie tylko kupić lokalne wino, a
napatoczyła się gdzieś po drodze Winnica Łukasz. Okazało się,
że to bodaj jedyna, którą można zwiedzać bez wczesnego
anonsowania się (anonsować się trzeba tylko na degustację). A
jest co zwiedzać! Bo mamy niezwykle malowniczą posiadłość z małą
winnicą na pagórku, za to pełną wszystkiego innego:
reprezentacyjnych alejek, altanek, fontann, sztucznych wodospadów,
oczek wodnych, kucyków i kóz, no i jest główna winnica. A tam to
już tylko ciągnąca się długimi rzędami winorośl, no i daniele.
Nie mam pojęcia, co tam robiły te daniele. I znów w kontekście
psieckowym: jak się jest na terenie winnicy, co jakiś czas słychać
bardzo donośny huk. </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Wydaje
mi się, że chodzi o odstraszanie ptaków, ale trzeba pamiętać, że
taki dźwięk całkiem nieźle odstrasza również psy. Jeśli chodzi
o całą resztę, to jest to dość spokojna i relaksacyjna
wycieczka.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRn_gPnSUVaKFVSFfunAMvzCynNJVoEhI-T0mdu8zuuLW0k4qHV2PnOa4K9OWQ841J4hXg2xVHhQBnwN-1IXy_UZRNRVE4STtz-nkDAsfwTrJR9NSZrMb2ej5LxE8bNPz5QuW13W4X08en/s2048/DSC01378.JPG" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1536" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRn_gPnSUVaKFVSFfunAMvzCynNJVoEhI-T0mdu8zuuLW0k4qHV2PnOa4K9OWQ841J4hXg2xVHhQBnwN-1IXy_UZRNRVE4STtz-nkDAsfwTrJR9NSZrMb2ej5LxE8bNPz5QuW13W4X08en/s320/DSC01378.JPG" width="240" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Gruz. Znaczy no, ruiny<br />wieży Bismarcka</span></td></tr></tbody></table>Są
również takie twory jak Wieże Birmarcka. Wieże Bismarcka to
konstrukcje wznoszone w latach 1869-1934 na cześć Ottona von
Bismarcka. W Polsce powstało ich około czterdziestu, z czego
zachowało się siedemnaście. My odwiedziliśmy dwie, przy czym mam
wrażenie, że jedna z nich – w lesie niecałe 4 km od Międzyrzecza
– nie wlicza się do puli „zachowanych”. Druga mieści się na
szczycie Góry Wilkanowskiej w – niespodzianka – Wilkanowie.
Idzie się tam również przez las, stąd leci polecajka jako fajny
spacer dla pieska.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Mamy
jeszcze na przykład skansen w Ochli. Pies może sobie połazić
między chałupami, a jak ktoś nie za bardzo się opatrzył z takimi
skansenami, to może być rzeczywiście ciekawe – acz ja przyznam,
że w moim rankingu skansenów (dobra, on nie jest wcale aż tak
długi, żeby nie było) ten w Ochli jest raczej bliżej końca niż
początku.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">No
</span><span style="color: #eeeeee; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">a
największą (dosłownie i w przenośni) perełkę zostawiłam na
koniec: Jezus w Świebodzinie! Tak! Tymi oczami widziałam
gigantycznego Jezusa w Świebodzinie </span><span style="color: #eeeeee; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">(wstydliwe
wyznanie: początkowo nie wiedziałam, że Świebodzin jest w
Lubuskiem)</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;">!
Pławiłam się w blasku bijącym od jego korony! No dobra, to
ostatnie to średnio, bo akurat było pochmurno. Ale widziałam! I co
w związku z tym…? Cóż, jest duży. Tak, tego nie można mu
odmówić. Wydaje mi się, że głowę – głównie chodzi mi tu o
twarz – ma wykonaną całkiem ładnie, </span></span><span style="color: #eeeeee;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">choć
wyraz twarzy taki nie za radosny. </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Ale
niżej to się zaczyna jakaś masakra. Nie wiem, czy czas gonił, czy
za mało zapłac</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">ono</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">
wykonawcy, ale ten pomnik jest koszmarnie siermiężny. I tak,
porównam go oczywiście z pomnikiem z Rio, bo trudno nie porównać.
Tamten ma więcej detali, tkanina się ładniej układa, nie widać
łączeń betonu i </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">dzięki
temu wszystkiemu </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">jest
w nim jakaś lekkość. A Świebodzin? To po prostu betonowy kloc, a
tors poziomem dopracowania przywodzi na myśl piersi pierwszej Lary
Croft. W dodatku pod samiuśki pomnik i tak nie wolno podejść z psem, bo to ziemia poświęcona i zakaz wstępu zwierząt. Dla mnie niezrozumiałe, bo jednak to nie jest wnętrze świątyni, więc nie wiem jak pies miałby sprofanować tę ziemię swoją obecnością. </span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">W
rankingu pomników zdecydowanie wygrywa <a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQAQLqlYltDq9xYIxZ_kfDWsVaQDmHIjvuzEov1-ukoHcPiY-yzYd-HWe8Ejh2_vrzqbmE9bK_Ui0uW65oW198CXa1XHQmpznl6KScjlGnKBTOn_cLJLJwycyslW5Si9P9msoA_9e32PK4/s1600/DSC05454.JPG" target="_blank">ziemniak z Biesiekierza</a>!</span></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">N</span><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;">o,
to chyba już wszystko. Jakbym miała podsumować, to Lubuskie jest…
no cóż, spoko. Całkiem spoko. Nie jest to może najlepsze miejsce,
które można odwiedzić z psem, jeśli ktoś lubi zwiedzać coś
więcej niż lasy i parki, ale na spokojnie można sobie
zagospodarować te dwa tygodnie.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1IgfJ2ehzAEVkOQlfEG2BBU0ooQP03prKfN8cIWJApn6LSDTc4xHH11A8TSnDadL5TKGejAlnrvC4mrd8Z45EIyxJM6tAgnOI-GP1S4tkrEMqteHHmQm0KXaqBHYpy6lcFKDny2M5QhRu/s2048/DSC01978.JPG" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="color: #eeeeee;"><img border="0" data-original-height="1415" data-original-width="2048" height="221" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1IgfJ2ehzAEVkOQlfEG2BBU0ooQP03prKfN8cIWJApn6LSDTc4xHH11A8TSnDadL5TKGejAlnrvC4mrd8Z45EIyxJM6tAgnOI-GP1S4tkrEMqteHHmQm0KXaqBHYpy6lcFKDny2M5QhRu/s320/DSC01978.JPG" width="320" /></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Zapas powideł strzeleckich! To już nie Lubuskie,<br />ale w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się <br />w Strzelcach Dolnych. Ale o Strzelcach Dolnych<br />pisałam dwa lata temu :)</span></td></tr></tbody></table><span style="text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div>Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-795417397606614362021-09-01T21:07:00.000+02:002021-09-01T21:07:25.828+02:00Czarne msze, ćwiartowane niemowlęta i śpiew: "Szatan w naszym domu"<div style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b style="text-align: justify;"><span lang="EN-US"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjh26as03ZO6VLmnQ4b858Rv6wTg6_botpTQ5pXLgKaC0oUUbMimlUO_cYAFSw87EH8MSq14N9Kt5s7sv_qcBJcJvM0ToZEk63UtBTANLvHjVXXIHaL4lYu2LSNNBECXmj002DRgxQczyu_/s2048/szatan_w_naszym_domu.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1273" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjh26as03ZO6VLmnQ4b858Rv6wTg6_botpTQ5pXLgKaC0oUUbMimlUO_cYAFSw87EH8MSq14N9Kt5s7sv_qcBJcJvM0ToZEk63UtBTANLvHjVXXIHaL4lYu2LSNNBECXmj002DRgxQczyu_/s320/szatan_w_naszym_domu.jpg" width="199" /></a></div>Autor</span></b><span lang="EN-US" style="text-align: justify;">: Lawrence Wright</span></span></div><div style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b style="text-align: justify;">Tytuł</b><span style="text-align: justify;">: </span><i style="text-align: justify;">Szatan w naszym domu. Kulisy śledztwa w
sprawie przemocy rytualnej</i></span></div><div style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b style="text-align: justify;">Tytuł oryginału</b><span style="text-align: justify;">:</span><i style="text-align: justify;"> Remembering Satan</i></span></div><div style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b style="text-align: justify;">Tłumaczenie</b><span style="text-align: justify;">: Agnieszka Wilga</span></span></div><div style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b style="text-align: justify;">Miejsce i rok wydania</b><span style="text-align: justify;">: Wołowiec 2021</span></span></div><div style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b style="text-align: justify;">Wydawca</b><span style="text-align: justify;">: Wydawnictwo Czarne</span></span></div><div style="text-align: left;"><span style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="text-align: left;"><span style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">O rany, jaka to dobra książka!</span></span></div><p class="Standard" style="line-height: 115%; text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><o:p></o:p></span></p>
<div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Tak do końca to nie wiem, czemu ją kupiłam.
Chyba po prostu pomyślałam, że Wydawnictwo Czarne, temat kompletnie mi nieznany
i do tego Amerykańska Seria, która ma sporo fajnych tytułów. No i uznałam, że
co może pójść źle? I okazało się, że miałam zupełną słuszność. <i>Szatan w naszym
domu </i>to rewelacyjna pozycja, którą w dodatku czyta się naprawdę szybko (nie
wiem, ile ma stron papierowe wydanie, ale w każdym razie ebooka starczyło na
dwa popołudnia).</span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">Zacząć muszę jednak od tytułu: w
oryginale reportaż Lawrcence’a Wrighta nosi tytuł </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Remembering Satan</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> – i,
jakkolwiek </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Szatan w naszym domu</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> nie jest sam w sobie zły, to jednak
oryginał bez porównania lepiej oddaje istotę książki, która jest właśnie o tym:
o pamięci. Oczywiście, przemoc rytualna jest ogromnie istotnym punktem, ale, w
moim odczuciu, w całym tytułowym śledztwie rozchodziło się jednak o tę dziwną, ulotną
pamięć i o to, jak osoby zaangażowane w sprawę wracają myślami do tych
wszystkich dziwacznych minionych zdarzeń.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ale teraz już po kolei.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Jeśli ktoś jest – tak jak ja – nie do
końca zorientowany, o co w ogóle chodzi, to Lawrence Wright zbadał przebieg
śledztwa w sprawie Paula Ingrama, szczęśliwego (choć surowego) ojca rodziny,
przykładnego katolika (później przykładnego zielonoświątkowca), no i – <i>last but
not least </i>– zastępcy szeryfa w Olympii, stolicy stanu Waszyngton (choć, wbrew
pozorom, nie jest to wcale spektakularnie duże miasto – to raczej jedno z tych,
gdzie ludzie się nieźle znają). Paul został oskarżony przez swoje dwie córki o wielokrotne, długoletnie dopuszczanie się na nich gwałtów. A im dalej śledczy zapuszczali
się w sprawę, tym stawała się dziwniejsza i bardziej przerażająca.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Problem od samego początku był jednak
taki, że Paul - choć niby nie próbował się wypierać - to jednak niczego nie pamiętał.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Tyle mogę napisać, by nie spoilować. A
nie chcę tego robić, bo tam się robi naprawę dziwacznie. Co więcej, po skończonej
lekturze wcale nic się w głowie nie rozjaśnia.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Gdyby jednak chodziło tylko o relację ze
śledztwa, pewnie całość nie byłaby tak fascynująca i angażowałaby emocjonalnie
tyle co wpis na Wikipedii. Lawrence Wright jednak zrobił dużo więcej: po
pierwsze, nie mamy wrażenia czytania notki encyklopedycznej, jako że dostajemy przytoczone
dokładne cytaty z przesłuchań, całe dialogi spisane z oryginalnych nagrań.
Autor dotarł do bohaterów i dysponował informacjami z pierwszej ręki, jeśli
chodzi o emocje śledczych i ich przemyślenia podczas prowadzenia całej sprawy.
I to jest bardzo mocno odczuwalne przy lekturze: te emocje są nieustannie
odczuwalne, czytelnik płynie przez to piekło razem z bohaterami.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">W którymś momencie mamy sytuację, w
której śledczym badającym domniemane zbrodnie Ingrama przydzielono specjalistów-psychologów,
żeby stanowili wsparcie w tak trudnym śledztwie. Specjaliści uciekli zaraz po
pierwszym spotkaniu, stwierdziwszy, że dosłownie cała grupa śledczych ma
galopujący PTSD. I ta scena jest genialnie wiarygodna, bo do tego momentu
czytelnik już sam się łapie za głowę i ma nieomal zespół stresu pourazowego.
Dynamika emocji i napięcie w </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Szatanie…</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> jest niesamowite.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ale nie tylko o to chodzi: jak
wspomniałam, reportaż w ogromnej mierze jest o pamiętaniu. Bo, jak również wspomniałam,
Paul Ingram nie pamięta zbrodni, o które został oskarżony. Zresztą, nie on
jeden ma problemy z pamięcią. Autor poświęca przy tej okazji bardzo dużo
miejsca w ogóle tematowi pamięci, zahaczając przy tym szerzej o psychologię.
Sięga między innymi do historii Freuda, co jest o tyle ciekawe, że teorie tego
pana zazwyczaj są kojarzone w boleśnie uproszczony sposób, podczas gdy to w
istocie były ciekawe koncepcje – nawet jeśli niekoniecznie w każdym aspekcie słuszne.
A trzeba tu też dodać, że sam Freud w trakcie kariery naukowej wycofał się ze
swoich wczesnych pomysłów.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Jeszcze ciekawszy od Freuda był temat
hipnozy – jak działa, kiedy się jej używa i, co interesujące, jakie są wady
uzyskiwania czyichś zeznań czy wspomnień za pomocą hipnozy. Może jeśli ktoś
jest obeznany z tego typu zagadnieniami, nie dowie się z tego reportażu niczego
nowego, dla randomowej osoby, która o psychologii wie tyle, że psychoanaliza i
te kleksy od Rorschacha, to wszystko są prawdziwe objawienia.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">No i jest trzeci duży temat: tytułowa
przemoc rytualna. W ogóle nie wiedziałam, że Stany Zjednoczone zmagały się z
takim problemem w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. A okazuje się,
że to była wręcz plaga. Sądy były zawalone oskarżeniami o rytualne zbrodnie,
ćwiartowanie niemowląt, oczywiście dziesiątki tysięcy rytualnych gwałtów przy
wtórze satanistycznych pieśni i tak dalej. I, jak nietrudno się domyślić, w
zasadzie nigdy nie dawało się znaleźć żadnych dowodów na te wszystkie zbrodnie.
Niemniej panika ogarnęła bodaj cały kraj, podsycana jeszcze przez środowiska
religijne, które przestrzegały przed satanistami i (autentyczny przykład z
książki) takimi wytworami popkultury jak Dungeons & Dragons, które mogły
ściągnąć człowieka na ciemną stronę.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Nie muszę wspominać, że znowu: dla kogoś,
kto nie miał pojęcia o tej aferze, to jest niesamowicie fascynujące.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Przy czym muszę tu nadmienić, że Lawrence
Wright nie bagatelizuje w żadnym momencie tych oskarżeń, bardzo wyraźnie dając
odczuć, że wszystkie opisywane przestępstwa seksualne (i inne, ale głównie mamy
do czynienia z różnorakimi gwałtami) są bezwzględnie straszne i należy je
ścigać z pełnym zaangażowaniem (co też zresztą starają się robić śledczy w tej
konkretnej sprawie). Raczej mamy rzetelne wyjaśnienie, dlaczego przemoc
rytualna jest tak trudna do wyśledzenia i skąd się w ogóle wzięła wspomniana
plaga tego typu przestępstw. W moim odczuciu autor do samego końca właściwie wystrzega
się oceniania i ferowania jakichkolwiek wyroków.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I taki właśnie jest cały ten reportaż. Z
jednej strony, pełno w nim emocji i napięcia. Z drugiej, człowiek
najzwyczajniej w świecie dowiaduje się o wielu rzeczach, o których wcześniej
nie wiedział. Bo nie wydaje mi się, żeby satanistyczne lęki końcówki XX w. w Stanach
Zjednoczonych szczególnie silnym echem odbiły się w Polsce.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Jedyną wadą reportażu jest fakt, że powstał
w 1994 r. Polskie wydanie w przypisach przemyca nieco aktualnych informacji,
ale pozostaje pewien niedosyt – co się dalej stało z zaangażowanymi ludźmi? Jak
się dalej potoczył problem przemocy rytualnej w USA? No ale teraz przynajmniej
człowiek wie, jakie pytania zadawać, więc odpowiedzi można sobie poszukać we
własnym zakresie.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Reportaż bardzo, bardzo polecam. Niezbyt
długi, a niebywale treściwy.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Opowiadała, że gdy była w drugiej
klasie szkoły średniej, położono ją, ciężarną, na stole i do niego przywiązano.
Wówczas ktoś wieszakiem zrobił jej aborcję, sprawiając ogromny ból. Następnie
dziecko rozczłonkowano i nacierano nim jej ciało. W ciągu całego życia widziała
ofiary złożone z około dwudziestu pięciu niemowląt lub płodów.</span></i></div>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-33329248636872624682021-08-25T07:00:00.008+02:002021-08-25T07:00:00.236+02:00Beholder 2 - o takiego Mądrego Wodza nic nie robiłam...?<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: verdana;"><span style="text-align: justify;"></span></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd6kNhmhluAUZetv_euWSyVy5DVczzRmke8e_Z1IslAWZON3FYvti-grx55NlzofgquM3oReMJCS6tXIW_jgpuVXzn_ZClZ7HwmXJmwI09NHLVo8R4gwf25L9PeioEUMARh5UnekIorvYg/s1080/beholder-2_tk44.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1080" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd6kNhmhluAUZetv_euWSyVy5DVczzRmke8e_Z1IslAWZON3FYvti-grx55NlzofgquM3oReMJCS6tXIW_jgpuVXzn_ZClZ7HwmXJmwI09NHLVo8R4gwf25L9PeioEUMARh5UnekIorvYg/s320/beholder-2_tk44.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">(<a href="https://gr.ign.com/beholder-2" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Dawno temu grałam sobie w coś takiego jak Beholder: świetną
przygodę, która stawiała pod znakiem zapytania moje wartości, kręgosłup moralny
i miłość do wirtualnej rodziny. Beholder zrobił na mnie ogromne wrażenie –
przeszłam go dwa razy (ewenement, jeśli chodzi o mnie i gry komputerowe), za
każdym razem ze zgoła innym rezultatem, i nauczyłam się bardzo dużo o tym, jak działa
człowiek pod presją systemu totalitarnego, ale też na przykład jaka może być
geneza powstania tak zwanego „złoczyńcy”. Toteż kiedy tylko w 2018 r. światło
dzienne ujrzał Beholder 2, od razu wiedziałam, że muszę to mieć.</span></span></div><p></p><p class="Standard" style="line-height: 115%; text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><o:p></o:p></span></p>
<div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Już trzy lata później odgrzebałam ten
tytuł i postanowiłam wreszcie zagrać.</span></div><p class="Standard" style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><o:p></o:p></span></p>
<div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Beholder 2 jest diametralnie różne od
pierwszej odsłony cyklu. Zarówno pod względem wizualnym, jak i jeśli chodzi o
fabułę. To pierwsze jednak rzuca się w oczy w pierwszej kolejności.</span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">W drugiej części odchodzimy od dwuwymiarowego
oglądu rzeczywistości na rzecz takiego… prawie trójwymiaru. Postacie przestały
być płaskie, a przestrzeń ma głębię – acz nasz bohater nadal porusza się tylko
po wytyczonej ścieżce na pierwszym planie. Jednak z tym wiąże się pewien
problem całej tej stylówy: o ile przy klasycznych dwóch wymiarach w pierwszej
części te czarne figurki świetnie grały, o tyle w drugiej odsłonie to już się
robi trochę dziwne. Niby postacie są 3D, ale wciąż próbują być takimi zaledwie
cieniami ludzi, przez co finalnie przypominają szaro-czarne żelki. A bieganie
żelkiem i rozmawianie z żelkami jednak nie ma tego ciężaru, co interakcje z
minimalistycznymi sylwetkami z pierwszej części.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3zShoabzr8OQIpLlpcCvzohuMwmzB3ooxz7HI3KzH6UNvx7wOEhhTcarI2ef0mm1hBJMJLc4H8WMXKhPcut7AlGnCo7Ie0hwZO_2PkYNRVIjxOtKHOF7vkNAtsdIv2Dl82YKlY7w8oDKH/s1920/2021-07-18_1726_3.png" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="color: #eeeeee;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3zShoabzr8OQIpLlpcCvzohuMwmzB3ooxz7HI3KzH6UNvx7wOEhhTcarI2ef0mm1hBJMJLc4H8WMXKhPcut7AlGnCo7Ie0hwZO_2PkYNRVIjxOtKHOF7vkNAtsdIv2Dl82YKlY7w8oDKH/s320/2021-07-18_1726_3.png" width="320" /></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Takie tam... wbrew pozorom,<br />w grze jest sporo elementów mocno <br />sensacyjnych.</span></td></tr></tbody></table>Trzeba jednak przyznać, że twórcy gry
naprawdę się postarali. Totalitarny świat, w którym przyjdzie funkcjonować
naszemu bohaterowi, jest niewątpliwie klimatyczny i ma fantastyczne wnętrza –
zarówno te hale pełne kolejek, jak i dziwaczne piętro z giganiszczarką, a wreszcie
poziom zajęty przez naukowców, na którym bardzo nie chcę zdradzać, co jeszcze
zastaniemy. Kiedy pniemy się po kolejnych szczeblach kariery, z piętra na piętro
wsiąkamy w ten dziwaczny, coraz bardziej absurdalny, ale i nieco przerażający
świat, w którym ludzkie życie znaczy tylko tyle co kolorowa pieczątka na
kawałku papieru.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkONbNkp1wcXVUgSKvWs3zqHjj615ptcTWCq36cBh5nn0teqV57xHD9ORyW7wTXV_Sg7xI98cSA3OnKBlcX1KHEyHu6GYuiMN5XY2iV4Bvw-atYQQLiLSx9LqC1k3z5Tk-C4bWtzPQAU_B/s1920/2021-07-16_2111_2.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="color: #eeeeee;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkONbNkp1wcXVUgSKvWs3zqHjj615ptcTWCq36cBh5nn0teqV57xHD9ORyW7wTXV_Sg7xI98cSA3OnKBlcX1KHEyHu6GYuiMN5XY2iV4Bvw-atYQQLiLSx9LqC1k3z5Tk-C4bWtzPQAU_B/s320/2021-07-16_2111_2.png" width="320" /></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Mądry Wódz.<br />Nie należy lekceważyć<br />słów Mądrego Wodza.</span></td></tr></tbody></table>Tylko ta wspomniana kariera: no właśnie,
cały myk polega na tym, że diametralnie zmieniła się historia w stosunku do
pierwszej części (choć, nie powiem, trafimy na nawiązania – i są to nawiązania
całkowicie epickie, wręcz doskonałe. Druga część jest zdecydowanie umiejętnie
przypięta do swojej poprzedniczki). Nie mamy już do czynienia z zarządcą
kamienicy, który musi szpiegować swoich lokatorów i decydować, na kogo donieść
i komu pomóc, mając na względzie własną karierę i losy swojej rodziny. Tym
razem pracujemy dla tajemniczego jegomościa, który daje nam kolejne zlecenia na
poszczególnych szefów w ministerstwie – rodzinę gdzieś mamy, ale daleko i właściwie
o niej nie myślimy. Postacie, które spotkamy na swojej drodze, są dość jednoznacznie
sympatyczne bądź nie, dzięki czemu z pewną lekkością przychodzi nam skazywać
jednych na kamieniołomy, innym zaś pomóc. Mimo że oczywiście wątek każdej
napotkanej postaci możemy zakończyć co najmniej w dwojaki sposób, tak naprawdę nie
mamy żadnej motywacji, by robić to w inny sposób niż sugeruje jej powierzchowność.
To duży minus w stosunku do pierwszej części, gdzie ten aspekt został dużo
bardziej skomplikowany. Tutaj nie ma większego problemu z udzieleniem pomocy
współpracownikowi, który jest generalnie miłym gościem, czy z wydaniem służbom
bezpieczeństwa gościa, który od pierwszego wejrzenia wydawał się śliski – nie mamy
wątpliwości, nie mamy dylematów. W całej grze były dosłownie dwie sytuacje, w
których okazało się, że totalnie pomyliliśmy się co do charakteru osoby, której
pomagamy – niby fajnie, ale to jednak był po prostu wykalkulowany plot twist,
na który nie mamy większego wpływu.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxP13iN_2x-ELCLs0r8V1Gy_d9Kx1RwC8YACmaRNSz1bNJwlwcu25Qqyi0CYmCKuZWRm333v-xdBbtkedIbamsQi075_uHOwfZu_LqBZ00OOvhOGZ_nHD7lWzQ7XBYICErLQliwfE_XoVx/s1920/2021-07-17_0811_3.png" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxP13iN_2x-ELCLs0r8V1Gy_d9Kx1RwC8YACmaRNSz1bNJwlwcu25Qqyi0CYmCKuZWRm333v-xdBbtkedIbamsQi075_uHOwfZu_LqBZ00OOvhOGZ_nHD7lWzQ7XBYICErLQliwfE_XoVx/s320/2021-07-17_0811_3.png" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Poza snuciem intryg, przyjdzie nam<br />po prostu popracować trochę w okienku.</span></td></tr></tbody></table>I tak wygląda cała rozgrywka: niby mamy
różne możliwości, niby jest wiele zakończeń, ale przecież gracz doskonale
widzi, które wybory są tymi „właściwymi”. Nie ma tu miejsca na wątpliwości i
dylematy. Zakończenia również są skonstruowane w ten sposób, że jest jedno
dobre, a reszta to opcje złe albo bardzo złe. I tak naprawdę od razu wiemy,
które rozwiązanie będzie tym właściwym, bo mocno wyróżnia się na tle
pozostałych.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">To sprawia bardzo biedne wrażenie na tle
rozgrywki z pierwszej części, gdzie zaangażowanie emocjonalne i napięcie sięgało
takiego stopnia, że sama zaczynałam się pytać, jakie ja mam wartości w życiu.
To jest po prostu przygodówka, w której oczywiście możemy sobie na przykład z
góry założyć, że będziemy grać buntownikiem albo fanem systemu, ale sama
rozgrywka nie wpłynie na nasze nastawienie.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Przy czym żeby nie było: to jest nadal
świetna przygodówka. Postacie poboczne są bardzo ciekawe, ich historie wciągają
i skłaniają do pogłębionej interakcji – po prostu nie ma szansy na kaca po tej
opowieści. Nasz bohater nie ma osobistego wątku, który utrudniałby robienie
kariery w ministerstwie. Tak naprawdę nic nam nie przeszkadza. Szefowie,
których mamy się pozbyć, bardzo się starają, żeby wypaść niesympatycznie.
Możemy grać w zgodzie ze sobą, nie opuszczając własnej strefy komfortu.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Pierwszy Beholder był wszystkim, tylko
nie strefą komfortu.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilct2k_mVjBllyBMBT5EXJ8xV0PVNNIl4gTMjC1B8h8F-RF4F1etmFdwCKrb1l2iDaZwAwrhLpe7MQwKHLQQmYwiR3wNb92i9awHgfKH0m6O2GO6TuiUj1Q-NyiCwfgVTh18mGyZAJgV5j/s1920/2021-07-17_1706_1.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="color: #eeeeee;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilct2k_mVjBllyBMBT5EXJ8xV0PVNNIl4gTMjC1B8h8F-RF4F1etmFdwCKrb1l2iDaZwAwrhLpe7MQwKHLQQmYwiR3wNb92i9awHgfKH0m6O2GO6TuiUj1Q-NyiCwfgVTh18mGyZAJgV5j/s320/2021-07-17_1706_1.png" width="320" /></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Nie mogłam nie docenić<br />gustu filmowego De Salvo.</span></td></tr></tbody></table>Gdybym miała patrzeć na Beholdera 2 jako
na samodzielną grę, powiedziałabym, że jest świetna. To ładne kilkadziesiąt godzin
(a może i ponad sto?) rozgrywki wypełnionej fascynującą historią osadzoną w tym
niezwykłym, koszmarnym świecie, w którym władza może zrobić wszystko z
obywatelami, a ludzie gotowi są na każde szaleństwo, jeśli tylko umiłowany wódz
wyda taki rozkaz. Jednocześnie za tym wszystkim kryje się druga, jeszcze
bardziej gorzka historia związana zarówno z zarządcą z pierwszej części, jak i
ze wspomnianym już wodzem. Do tego jeszcze jest tu masa humoru - zazwyczaj gorzkiego, ma się rozumieć - który tylko podkreśla absurd tych realiów.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ale jeśli mam porównywać tę grę z
pierwszą odsłoną, to zdecydowanie nie daje rady. Jest niepotrzebnie uwspółcześniona
wizualnie, a do tego tak bardzo uproszczona. Po skończeniu całości mam tylko
takie ogólne wrażenie „hej, fajne było, skończyłam”, zupełnie pozbawione
refleksji, która towarzyszyła rozgrywce sprzed pięciu lat.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIoat68jF_3spa3sFnB5BxWIJvO3wHymIt1D7t3Nx670C6qsbGjQOjx1EG0U0xGOcbOHu3-pUSGKWUdGZUoeM92CWsy4eqwIShI8EFG24dVl1fnCjs2ZtoOB_dkd4DFk-zc5gph25m939o/s1920/2021-07-17_2130_1.png" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="color: #eeeeee;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIoat68jF_3spa3sFnB5BxWIJvO3wHymIt1D7t3Nx670C6qsbGjQOjx1EG0U0xGOcbOHu3-pUSGKWUdGZUoeM92CWsy4eqwIShI8EFG24dVl1fnCjs2ZtoOB_dkd4DFk-zc5gph25m939o/s320/2021-07-17_2130_1.png" width="320" /></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Tak, spotkamy też Marię Curie.<br />Maria Curie mówi językiem, którego tutaj<br />nie znają, ale to nikomu aż tak nie przeszkadza.<br />Większy problem stanowi fakt, że Maria<br />JEST KOBIETĄ.</span></td></tr></tbody></table>Jednakże ze względu na wspomniane już
nawiązania do jedynki, nie mogę powiedzieć, że nie warto bawić się w dwójkę.
Warto – warto dla domknięcia pewnej historii, odkrycia pewnych tajemnic. Bo to
wciąż jest przecież fascynujący świat, w którym na każdym kroku można napotkać
intrygi, zdrady, sekrety i donosy. W którym ludzkie życie walczy z biurokracją.
I to jest po prostu dobrze zrealizowane, ciekawe i wciągające.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">No ale jedynka to to nie jest.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="font-family: verdana;">Z tego co widziałam, zapowiedziana niedawno trzecia odsłona serii będzie stanowiła powrót do korzeni, czyli dwa wymiary i szpiegujemy lokatorów </span></span><span style="font-family: verdana; text-indent: 49.1333px;">–</span><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="font-family: verdana;"> tym razem apartamentowca. Jestem ogromnie ciekawa, na ile twórcom uda się przywrócić pierwotny klimat i jednocześnie wnieść do serii coś nowego. Trzymam kciuki.</span></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 49.1333px;"><i><span style="color: #eeeeee;">– Pracuj ciężko osiem godzin dziennie, a szybko zostaniesz szefem i będziesz pracował dwanaście godzin dziennie! Ekscytujące, prawda?</span></i></span></div><p class="Standard" style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt; text-justify: inter-ideograph;"><o:p></o:p></p>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-18234797613991314382021-08-18T07:00:00.038+02:002022-07-07T12:05:06.902+02:00A gdyby pojechać na wakacje do Etherii?<div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrWVWoV35u7kbKcQgt2IeseO3tc2jZ3_Sd90tK_4_g5Wy6PYT95rRN7yiyZqGSfjmMkIm7rWPQjNPN4NcUL2pjgR3cjydt6s_ZDguo2XEX1QGx7fQKcITybsBNNXL-RPTW0Zk_J1B1v878/s750/7921291.3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="750" data-original-width="484" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrWVWoV35u7kbKcQgt2IeseO3tc2jZ3_Sd90tK_4_g5Wy6PYT95rRN7yiyZqGSfjmMkIm7rWPQjNPN4NcUL2pjgR3cjydt6s_ZDguo2XEX1QGx7fQKcITybsBNNXL-RPTW0Zk_J1B1v878/s320/7921291.3.jpg" width="207" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/serial/She-Ra+i+ksi%C4%99%C5%BCniczki+mocy-2018-809824/posters" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Nigdy jakoś szczególnie nie jarałam się uniwersum Władców Wszechświata. Przygody He-Mana śledziłam raczej na wyrywki, a przygód She-Ry to właściwie w ogóle. Wydaje mi się, że kiedy te seriale byłam w stanie w ogóle oglądać w telewizji (w sensie że dorosłam na tyle, żeby w ogóle cokolwiek z nich ogarniać), one już sprawiały wrażenie nieco przestarzałych. Bohaterowie śmieszyli mnie swoimi przerysowanymi, napompowanymi sylwetkami, dialogi były drętwe, no i jakoś tak całościowo po prostu nie chwyciło. Toteż kiedy na Netfliksie pojawiła się najpierw </span><i style="text-align: justify; text-indent: 36.85pt;">She-Ra i Księżniczki Mocy</i><span style="text-align: justify; text-indent: 36.85pt;">, potem zaś </span><i style="text-align: justify; text-indent: 36.85pt;">Władcy Wszechświata</i><span style="text-align: justify; text-indent: 36.85pt;">, nie miałam właściwie żadnych oczekiwań. Po prostu uznałam, że hej: może czas wybrać się do tego dziwnego świata?</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">W życiu bym nie pomyślała, że ta
wycieczka będzie aż tak udana. Bo tu w ogóle nie ma o czym gadać: to jest po
prostu dobry serial. Tak, jest w nim nieco przesłodzonego pitolingu o
przyjaźni, ale trzeba pamiętać, że to tytuł, który na spokojnie mogą oglądać
młodsi widzowie, więc może takie rzeczy są na miejscu. W moim odczuciu nowa
odsłona She-Ry jest równie udana co </span><i style="text-indent: 36.85pt;">My Little Pony: Friendship is Magic</i><span style="text-indent: 36.85pt;">
sprzed dziesięciu lat – bohaterowie są wyraziści, animacja dynamiczna, fabuła
pomysłowa i ogólnie wszystko bardzo fajnie gra. Dzieciak może sobie z tego
wyciągnie jakieś wartości edukacyjne (piszę „może”, bo nie mam pojęcia, co tak
naprawdę z seriali wyciągają dzieciaki), a dorosły widz po prostu dobrze się
bawi.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">Jeśli chodzi o postacie, to </span><i style="text-indent: 36.85pt;">She-Ra i
Księżniczki Mocy </i><span style="text-indent: 36.85pt;">działa świetnie nie tylko w kategorii kreskówek dla
dzieci, ale w ogóle filmów czy nawet książek. Ich różnorodność i charyzma są
odświeżające. W przeciwieństwie do serialu z 1985, gdzie wszystkie bohaterki
wyglądały jak jedna i ta sama cosplayerka, która tylko zmienia kostiumy i
peruki, tutaj mamy najrozmaitsze typy urody (kurde, weźmy Double Trouble, która
w oryginale była… no tak, kolejną laską podobną do reszty, a w serii z 2018 to
w ogóle zupełnie inna kategoria istoty), wiek, style ubierania się,
najrozmaitsze emocje odbite na twarzach (lub miejscach, gdzie twarz powinna
była się znaleźć). A różnorodność charakterów jest jeszcze lepsza. Każdy ma
swoje małe dziwności (chociażby zamiłowanie Mermisty do powieści kryminalnych),
nie brak pewnych mrugnięć do oryginalnej serii (totalnie uwielbiam
śmieszkowanie z odkrytego brzucha Bowa (nawet miał skafander kosmiczny z
odsłoniętym brzuchem!), które ewidentnie nawiązuje do outfitu Bowa sprzed
trzydziestu sześciu lat). Już na pierwszy rzut oka widać, że każdej postaci
poświęcono nieco czasu, żeby stworzyć kompletny byt, wyrazisty i oryginalny,
będący zdecydowanie czymś więcej, niż tylko recyklingiem postaci z zeszłego
wieku. Bohaterowie są totalnie zapamiętywalni i z miejsca budzą sympatię – i to
zarówno ci „dobrzy” jak i „źli”.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgOwm4y2kuKu5jnIt_lTZa1OPVBtPzjgo6Ua5orKiNm2Luw58lqxAdG7kwDolpkB_RAoOdERnNTuH7m4Rxf7XEks_F9b5O9rbAH6XDovAqADCJ3Bhphbb1fr8M0uwwZNS8hxP7Sfs-I0mL/s900/925231.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="505" data-original-width="900" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgOwm4y2kuKu5jnIt_lTZa1OPVBtPzjgo6Ua5orKiNm2Luw58lqxAdG7kwDolpkB_RAoOdERnNTuH7m4Rxf7XEks_F9b5O9rbAH6XDovAqADCJ3Bhphbb1fr8M0uwwZNS8hxP7Sfs-I0mL/s320/925231.1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/serial/She-Ra+i+ksi%C4%99%C5%BCniczki+mocy-2018-809824/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table></span><span style="text-indent: 36.85pt;">Piszę te dwa określenia w cudzysłowie,
ponieważ to jest kolejna świetna rzecz: w zasadzie dość trudno mówić o dobrych
i złych. To znaczy jasne, historię poznajemy przede wszystkim z perspektywy
She-Ry i Glimmer, ale mamy też niezły wgląd w tę drugą stronę. I dość trudno
przyszłoby mi na serio nazwanie Catry złą postacią. Jest w dużym stopniu
zmanipulowana, przez długi czas wierzy w słuszność swojej misji. Potem staje
się coraz bardziej i bardziej zagubiona. Mimo nieustającej walki z
Księżniczkami, ratuje przecież Adorze życie. Z jej punktu widzenia to
Księżniczki są złe. Niejasno też wygląda sytuacja z Hordakiem, Shadow Weaver
czy Scorpią (chyba najbardziej uroczą postacią ze wszystkich), a już Entrapta
(którą totalnie uwielbiam – ją i jej chwytne włosy) w ogóle wymyka się tego
typu kategoryzowaniu. Najprędzej jako złola można by traktować Horde’a Prime’a,
z tym że tutaj rozbijamy się o podobny dylemat co w przypadku marvelowskiego
Thanosa: z naszej perspektywy rzeczywiście jest zły – bo chce nas zabić. Ale w
jego perspektywie to jest działanie na korzyść wszechświata. Nie ma w </span><i style="text-indent: 36.85pt;">She-Rze…</i><span style="text-indent: 36.85pt;">
bohatera, który by był po prostu zły „bo tak” – bo jest zły i bo chce przejąć
władzę nad światem, żeby siać zniszczenie i żeby ludzkość rozpaczała u jego
stóp, wijąc się w płomieniach. A to jest przecież typ złola, którego nierzadko
widuję w produkcjach kierowanych do dorosłego widza. Wow.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglkaTkfGUj_Ryy0CL0NmBsO6apXRff_N3qE5sW8LgyaSI74wBU50Xahapj5igMaiai-F_ln1e3u0rx22WWAm1EPzpsor6cAGOhzcBeV30WyYaEGlO-HtjGx5rJk7qkomBy2BXg8tT8K_Jn/s900/925234.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="506" data-original-width="900" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglkaTkfGUj_Ryy0CL0NmBsO6apXRff_N3qE5sW8LgyaSI74wBU50Xahapj5igMaiai-F_ln1e3u0rx22WWAm1EPzpsor6cAGOhzcBeV30WyYaEGlO-HtjGx5rJk7qkomBy2BXg8tT8K_Jn/s320/925234.1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/serial/She-Ra+i+ksi%C4%99%C5%BCniczki+mocy-2018-809824/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Ma się rozumieć, duże znaczenie ma fabuła
– a ta również nie rozczarowuje. Widz zostaje wrzucony w środek wydarzeń, trwa
wojna, są jacyś rebelianci, stopniowo wszystko sobie układamy w głowie i
wkraczamy w tę – odmalowaną z dużym rozmachem – opowieść. I ta opowieść
właściwie do samego końca trzyma w napięciu. Kolejne wydarzenia są trudne do
przewidzenia, a szala zwycięstwa w wojnie przechyla się to na jedną, to na
drugą stronę. I owszem, nierzadko kłopoty rebeliantów są spowodowane zupełnie
głupim postępowaniem bohaterów, którzy potrafią zachować się jak dzieciaki, ale
hej – to po części są dzieciaki. Więc owszem, kiedy jedenastoletnia Frosta czy
nieco tylko starsza Glimmer robią coś głupiego tylko po to, żeby udowodnić
światu, że są dorosłe i samodzielne – to się kupuje. Bo nie ma tutaj
sprzeczności. Jeśli bohaterowie w wieku późnolicealnym mają swoje późnolicealne
dramy – nie zamierzam się czepiać. Sorry, nie mają dużego doświadczenia w
ratowaniu świata.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">A</span><span style="text-indent: 36.85pt;"> cała ta epicka historia jest dodatkowo
okraszona bardzo fajnym humorem, miejscami głupkowatym, miejscami z nutką
sarkazmu, ale niezmiennie dość lekkim, przy którym można sobie śmiechnąć, ale
nie wybija z klimatu jakimiś nachalnymi </span><i style="text-indent: 36.85pt;">comic reliefami</i><span style="text-indent: 36.85pt;">. Nawet Bow,
który ewidentnie generuje nieco więcej humorystycznych momentów niż inni, nie
jest tylko zabawnym sidekickiem – raczej funkcjonuje tu na podobnej zasadzie co
Sokka w </span><i style="text-indent: 36.85pt;">Avatarze</i><span style="text-indent: 36.85pt;"> – owszem, bywa zabawny, ale za tym kryje się dużo
więcej.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Oprócz klasycznych pogadanek o przyjaźni,
mamy też oczywiście sporo pokonywania lub akceptowania własnych słabości, radzenia
sobie mimo braku supermocy (uwielbiam to, że bohaterowie nawet bez nich wciąż
pozostają kompetentni – owszem, słabsi, ale nie tacy zupełnie bezradni), dużo o
zaufaniu i lojalności, znalazłoby się też nieco o cenie władzy czy o wyborze
między decydowaniem o sobie a wypełnianiem z góry wytyczonego Przeznaczenia. I
o autyzmie. Bo czemu nie.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I nie piszę nic więcej o fabule, bo
zdecydowanie nie chcę spoilować – tam jest masa plot twistów i ciągle coś się
dzieje, warto więc zacząć przygodę z serialem bez zdradzonych szczegółów.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-9HBFauqouuHDS_5r-Z7tBuL8o8t4Lp3Mv0m49e6R9hiZdnEPblOELsrtdXtGaCpO0EGVo1CAsfS0YoSrqB6kA2-FAbJ9yPA_lEyTc81FGnWnMKcf32bZmX7urk5XhTeK82t-H15kYlbh/s479/new-angella.png" imageanchor="1" style="clear: right; display: inline !important; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><img border="0" data-original-height="263" data-original-width="479" height="176" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-9HBFauqouuHDS_5r-Z7tBuL8o8t4Lp3Mv0m49e6R9hiZdnEPblOELsrtdXtGaCpO0EGVo1CAsfS0YoSrqB6kA2-FAbJ9yPA_lEyTc81FGnWnMKcf32bZmX7urk5XhTeK82t-H15kYlbh/s320/new-angella.png" width="320" /></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: x-small;">(<a href="https://revisitingfiction.home.blog/2020/06/13/she-ra-2018-1x12-review/" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Jeśli miałabym się czegoś czepiać, to
chyba tylko tego, że momentami kreska jakby ucieka. Postacie czasem mają nie do
końca proporcjonalną jakąś część ciała, czasem twarz jakoś się dziwnie wygnie,
ale nie są to częste problemy. Całość wizualnie jest bardzo ładna i czysta, a
ekspresja stanowiła wyraźnie większy priorytet niż szczegółowe wyrzeźbienie
czyjejś klaty (i, paradoksalnie, mimo tej uproszczonej kreski wizualnie te
postacie są bardziej realistyczne niż pierwotnie).</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 36.85pt;">Powtórzę, w razie gdyby umknęło:</span><i style="text-indent: 36.85pt;">
She-Ra i Księżniczki Mocy </i><span style="text-indent: 36.85pt;">to świetny serial animowany. Pełen akcji, z
pomysłową intrygą (podobno nieco zmienioną w stosunku do oryginału sprzed lat,
acz bazuję tu wyłącznie na informacjach z internetu, bo nie mam pojęcia, o co
chodziło w tamtej serii), rewelacyjnym wyczuciem tempa, fajnym klimatem i
humorem, a przede wszystkim: fantastycznymi bohaterami – konsekwentnie poprowadzonymi,
zaopatrzonymi w cały wachlarz zalet, wad i pasji, uwikłanymi w najrozmaitsze
relacje, choć większość oczywiście funkcjonuje pod szyldem przyjaźni. Tym
postaciom się kibicuje i bardzo łatwo zaangażować się w całą tę historię.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><span style="text-indent: 36.85pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">A tak w ramach ciekawostki: w <a href="https://www.buzzfeed.com/jennaguillaume/she-ra-new-vs-original" target="_blank">linku</a> zestawienie
postaci z serialu z 1985 z ich odświeżonymi odpowiednikami. W moim odczuciu to
zmiana na ogromny plus. A jak to odbierają fani oryginalnej She-Ry? Nie mam
bladego pojęcia, bo chyba w mojej bańce za bardzo żadnego nie ma.</span></span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span lang="EN-US"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span lang="EN-US"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span lang="EN-US"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span lang="EN-US"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span lang="EN-US"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify; text-indent: 36.85pt;"><i style="text-indent: 36.85pt;"><span lang="EN-US"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">– Imperfection is what makes scientific experimentation possible!
Imperfection is beautiful... at least to me.</span></span></i></div>Unknownnoreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-34454266890554105392021-08-11T07:00:00.002+02:002021-08-11T07:00:00.279+02:00"The Suicide Squad", czyli jest coraz lepiej i lepiej<div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNYBlkm2zUDY-wuLr_ebGzr1gPJhHwM56zcUNxX8F5xiBdznInwk79HZ2-0cf2s3LTrKaf3E6TU0lxxOkxUzOmWjZS84JKyjYtEd48VEC3ePUQ7tmoE4A98KpkmNVvr9G1iCCrwDXAQhOD/s743/legion1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="743" data-original-width="500" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNYBlkm2zUDY-wuLr_ebGzr1gPJhHwM56zcUNxX8F5xiBdznInwk79HZ2-0cf2s3LTrKaf3E6TU0lxxOkxUzOmWjZS84JKyjYtEd48VEC3ePUQ7tmoE4A98KpkmNVvr9G1iCCrwDXAQhOD/s320/legion1.jpg" width="215" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Legion+samob%C3%B3jc%C3%B3w%3A+The+Suicide+Squad-2021-751753/posters" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Zdaje się, że o pierwszym <i>Suicide
Squad </i>z 2016 roku nigdy niczego
tutaj nie napisałam. Właściwie nie jestem specjalnie zaskoczona –
bo naprawdę nie było o czym pisać. To
taki film, o fabule którego zapomniałam w kilka godzin po
obejrzeniu. Obecnie pamiętam
jedynie, że był taki koleś – jedyny bez backstory i chyba nawet
bez imienia – który należał do tytułowego Legionu, ale zginął
w pierwszych minutach filmu. Jakoś mnie to bawi.</span></div>
<div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">
Stąd też nie miałam początkowo jakichś wielkich oczekiwań co do
drugiej części. James Gunn to dla mnie jedynie <i>Strażnicy
Galaktyki</i>, kompletnie nie znam dorobku tego reżysera. Niby miał
w <i>Legionie…</i> grać Idris Elba, ale wcale nie miałam
pewności, czy to wystarczy, żeby przesiedzieć przed ekranem dwie
godziny. Z czasem jednak zaczęły do mnie docierać dość pozytywne
opinie o nowej odsłonie Suicide Squad. I trailer jakiś taki nie
najgorszy był. I hej, oprócz Idrisa Elby, miał się pojawić
człowiek-rekin. No więc od słowa do słowa i wylądowaliśmy w
kinie.</span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Jedna z lepszych decyzji tego roku.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><i style="text-indent: 1.3cm;">The </i><i style="text-indent: 1.3cm;">Suicide Squad </i><span style="text-indent: 1.3cm;">to majstersztyk. Podobało mi się
niemal wszystko: od bohaterów, przez fabułę, aż po stronę
wizualną. I od razu uprzedzam, że będę porównywać ten film z
produkcją z 2016.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Zacznę od wspomnianych już
bohaterów: wreszcie zrobili się </span><i style="text-indent: 1.3cm;">jacyś</i><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Wreszcie można o nich coś powiedzieć, zapadają w pamięć, a nie
są niezbyt przekonującymi kukiełkami, jak postacie z poprzedniego
filmu. Dotyczy to nie tylko nowych bohaterów, którzy zastąpili
Dea</span><span style="text-indent: 1.3cm;">d</span><span style="text-indent: 1.3cm;">shota
i spółkę, ale też tych, którzy przeszli z jednego filmu do
drugiego, czyli Harley Quinn i Flag. Harley </span><span style="text-indent: 1.3cm;">wreszcie
nie jest wiecznie wypinającą się i prężącą lalką ratowaną
przez najbardziej nieudanego Jokera ever, tylko dostała charakter.
Nadal jest ze wszech miar atrakcyjna, ale przy okazji jest decyzyjna,
zabawna i bystra. Na swój sposób bystra. Ta jej przemiana, która
zaczęła się w </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Birds of Prey</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
tutaj jest bardzo ładnie rozwinięta. Margot Robbie, która w 2016
roku wzbudziła we mnie raczej ambiwalentne uczucia, z filmu na film
bardziej mi udowadnia, że jest świetna w roli Harley – po prostu
potrzebuje sensownego scenariusza i reżysera, który nie każe jej
roli sprowadzić do publicznego wciągania majtów.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8JYH1GeQ76S5UsoyIMak58jL0ICaaO08HWjhNcXU0NEhRBiLXmNzoKMTPaLCroaNMwMsctC5h_lZUE1qj31gG4CHxyBHjcPXkjB3x5eYN2ivme1gIGNBBbVXCYjfPXWIZBjP0aoXhr8mK/s900/legion2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; display: inline !important; font-family: verdana; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="487" data-original-width="900" height="173" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8JYH1GeQ76S5UsoyIMak58jL0ICaaO08HWjhNcXU0NEhRBiLXmNzoKMTPaLCroaNMwMsctC5h_lZUE1qj31gG4CHxyBHjcPXkjB3x5eYN2ivme1gIGNBBbVXCYjfPXWIZBjP0aoXhr8mK/s320/legion2.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;"><i>Nom-nom!</i> (<a href="https://www.filmweb.pl/film/Legion+samob%C3%B3jc%C3%B3w%3A+The+Suicide+Squad-2021-751753/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Harley, ma się rozumieć, jest w
filmie ważna, ale wcale nie najważniejsza. </span><i style="text-indent: 1.3cm;">The Suicide
Squad</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> Gunna bardzo uczciwie
traktuje bohaterów, dając każdemu dostatecznie dużo przestrzeni,
by widz mógł daną postać poznać i polubić. Dzięki temu da się
bardzo mocno zaangażować w ich losy i w napięciu śledzić rozwój
wydarzeń. Jasne, Polka-</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Dot
Man (dygresja: grający go David Dastmalchian wciela się w Pitera w
nowej odsłonie </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Diuny</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
– niniejszym czekam i mam spore oczekiwania, bo Piter to jedna z
moich ulubionych postaci z książki) czy King Shark pozostają nieco
w tyle za Bloodsportem i Ratcatcher, ale to w niczym nie przeszkadza
– nie ma się wrażenia, że stanowią tło. No i </span><strike style="text-indent: 1.3cm;">Kovacs</strike><span style="text-indent: 1.3cm;">
Rick Flag dostał wreszcie trochę czasu antenowego, żeby zaistnieć
jako postać – w poprzedniej odsłonie można o nim powiedzieć
właściwie tyle, że gdzieś tam był.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Każdy z bohaterów ma też swój
osobisty pakiet epickich scen, z których oczywiście moimi
ulubionymi są te z udziałem King Sharka. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Rozrywa
żołnierzy naprawdę w przepięknym stylu. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">W
dodatku wszyscy członkowie ekipy mają rzeczywiście sensowne
umiejętności, czego nie można powiedzieć o poprzednim składzie.
Nie, naprawdę przychodzenie z bumerangiem na strzelaninę jest
głupim pomysłem.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipaszc2dTOtQAYrFEUvjFskt4Pwart-F4cb5HSL_3xAw6gmAyIDUrXuCtsgkPJpybiV3M-ziTA497DfHjNNzq0YxR9f1agAF8vhoBoUpAk_o-6ADcuylzVuHVm46YxnmD-YmCAnKReG4c_/s900/legion3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; display: inline !important; font-family: verdana; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="482" data-original-width="900" height="171" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipaszc2dTOtQAYrFEUvjFskt4Pwart-F4cb5HSL_3xAw6gmAyIDUrXuCtsgkPJpybiV3M-ziTA497DfHjNNzq0YxR9f1agAF8vhoBoUpAk_o-6ADcuylzVuHVm46YxnmD-YmCAnKReG4c_/s320/legion3.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: x-small;">Doktor (Peter Capaldi), jak widać, <br />nie skończył najlepiej (<a href="https://www.filmweb.pl/film/Legion+samob%C3%B3jc%C3%B3w%3A+The+Suicide+Squad-2021-751753/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>A epickich scen pełnych przemocy i
fruwających flaków jest bardzo, bardzo dużo i są bardzo, bardzo
satysfakcjonujące. Troszeczkę przywodzą mi na myśl serial </span><i style="text-indent: 1.3cm;">The
Boys</i><span style="text-indent: 1.3cm;">, choć nie są aż tak
przegięte. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Niemniej będą
urywane głowy, ciała rozszarpywane na pół, zeżerani ludzie,
eksplodujące głowy i tak dalej. Temu towarzyszy spora dawna humoru,
acz nie jest to bezustanne śmieszkowanie, tylko raczej utknięte tu
i ówdzie celne riposty, pojedyncze wymiany zdań, które sprawiają,
że mimo tej brutalności i mimo tego, że bohaterowie są na wskroś
źli, to jednak się ich lubi.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">I, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">co
więcej, nie jest to wyłącznie sieczka dla samej sieczki – fabuła
wcale dobrze się spina i ładnie, stopniowo prowadzi widza do
finału, który daje dużo satysfakcji. Będzie kilka plot twistów i
spektakularna rozpierducha w wykonaniu Bardzo Poważnie Wyglądającego
Potwora. Serio. Potwór jest genialny.</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
Jest w tym wszystkim absurd i rozmach, którego – mam jakieś takie
wrażenie – WB się wcześniej może bało…? Mam nadzieję, że
wreszcie zrozumieli, że warto twórcom pozwolić w spokoju robić
filmy, a nie się wcinać ze swoimi złotymi radami, nakazami czy
zakazami. Pokazała to już </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Liga Sprawiedliwości</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
a </span><i style="text-indent: 1.3cm;">The Suicide Squad</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
tylko podkreśla: filmowe uniwersum DC naprawdę nie musi być
Marvelem. Bah, nie powinno być Marvelem. Pozwólcie scenarzystom i
reżyserom robić te filmy po swojemu i nie bójcie się, jeśli
wyjdzie niepodobnie do Marvela. Ludzie trochę tego właśnie
oczekują.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Wiem, że nieco wątpliwości budzi
wątek Harley i Luny, ale mi nie przeszkadzał. Rozwiązał się na
tyle szybko, że nie zdążył znudzić, a dodatkowo spiął temat
rewolucji z tematem potwora i samej misji Legionu Samobójców. No i
pozwolił pokazać, że Harley jest – oczywiście, na swój sposób
– rozsądniejsza i że toksyczna relacja z Jokerem czegoś ją
nauczyła. Fajne to, nawet jeśli faktycznie stanowi mały przestój
i mocno dynamicznej akcji.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">B</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ardziej
już miałabym zastrzeżenia do plot twista z samego początku:
działałby lepiej, gdyby w materiałach promocyjnych człowiek nie
miał już podanych bohaterów. Niestety, od razu wiadomo, że mamy
zmyłkę. Właściwie to nie stanowi dużego problemu, niemniej
byłoby zabawniej, gdyby widz przez chociaż krótki moment uwierzył,
że oto naszymi bohaterami będzie Łasica, Kapitan Bumerang i
reszta. Z drugiej strony, patrząc na to, jakie szambo wybiło przy
okazji </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Władców Wszechświata</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
to może lepiej unikać jakichkolwiek zmyłek…</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0EGjqgPtzDeZv7J-yNz-5M7ad2emi-ibe7T0-CBWC3c8VWWQ6_g-GbEwAv1aIeI4otSTlSyTbpXDlKlmMqXbkL7mCjLfkFr0qWvHzJ_jr3RtiyH8ZcrGLhsEMFGeG-ILhBjqiLnFSCRtB/s900/legion4.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0EGjqgPtzDeZv7J-yNz-5M7ad2emi-ibe7T0-CBWC3c8VWWQ6_g-GbEwAv1aIeI4otSTlSyTbpXDlKlmMqXbkL7mCjLfkFr0qWvHzJ_jr3RtiyH8ZcrGLhsEMFGeG-ILhBjqiLnFSCRtB/s320/legion4.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Proszę bardzo: pada deszcz i świeci słońce!<br />(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Legion+samob%C3%B3jc%C3%B3w%3A+The+Suicide+Squad-2021-751753/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>No i wizualnie całość jest też
bardzo fajna: w przeciwieństwie do filmów Snydera, mamy tutaj
kolory. Nawet kiedy pada deszcz, nadal jest przyjemnie dla oka. A
mimo wszystko nie jest pstrokato czy pastelowo. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Oczywiście,
za wyjątkiem Polka-Dot Mana, który z definicji wnosi nieco
pstrokatości na scenę. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Dużo
rzeczy wybucha (od głów po całe budynki), </span><span style="text-indent: 1.3cm;">a
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">czasem mamy </span><span style="text-indent: 1.3cm;">nawet</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
bohaterów, którzy na te eksplozje nie patrzą. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">King
Shark wygląda bez porównania lepiej niż nieszczęsny Killer Croc
(który był tak okrutnym rozczarowaniem, och jej) z 2016 roku, a
szczur Sebastian – przynajmniej częściowo – został zagrany
przez prawdziwe szczury, co jest bezapelacyjnie zaletą.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">J</span><span style="text-indent: 1.3cm;">est
ładnie, efektownie, zabawnie i krwawo. Absurd goni absurd, ale
między tym przewija się jakieś życie emocjonalne bohaterów, ich
doświadczenia, które ich ukształtowały, ich systemy wartości.
Wszystkie elementy zostały bardzo sprawnie sklejone w jeden film,
który chętnie obejrzę jeszcze co najmniej raz. I trzymam kciuki,
żeby filmowe DC kontynuowało dobrą passę.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">No one likes a show-off.</i></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Unless what they're showing off is dope as fuck.</i></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Fuck. That's true.</i></span></div>Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-53678096271020970632021-08-10T19:00:00.001+02:002021-08-10T19:00:00.214+02:00Tym razem bez Jokera: "Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)"<div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0XYffd3aRhu7NI8FkukDxWF8CE0qntFTmodg7rF7DY7ZaBzEgBn78T0A9x6wqiJnmFmDIvVzJPOBPREYE3AJnLT6kwnHK77M2xRjuHooqKGorXTva0kGT5Gge-reQPV_tHE-XB1DeucZL/s743/ptaki1.jpg" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="743" data-original-width="500" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0XYffd3aRhu7NI8FkukDxWF8CE0qntFTmodg7rF7DY7ZaBzEgBn78T0A9x6wqiJnmFmDIvVzJPOBPREYE3AJnLT6kwnHK77M2xRjuHooqKGorXTva0kGT5Gge-reQPV_tHE-XB1DeucZL/s320/ptaki1.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Ptaki+Nocy+%28i+fantastyczna+emancypacja+pewnej+Harley+Quinn%29-2020-812823/posters" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>J<span style="text-indent: 1.3cm;">eszcze na moment wrócę do uniwersum DC. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Uniwersum,
które – żeby nie było wątpliwości – znam głównie z </span><span style="text-indent: 1.3cm;">kina
i telewizji</span><span style="text-indent: 1.3cm;">. Zdarzyło mi się
przeczytać kilkanaście komiksów, jestem w trakcie przedzierania
się przez </span><span style="text-indent: 1.3cm;">wydaną swego
czasu przez Eaglemoss </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Wielką Kolekcję Komiksów DC</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
ale mam pełną świadomość faktu, że to zaledwie kropla w morzu
tytułów, które wszak wychodzą nieprzerwanie od bodaj 1938 roku.
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Historię Jokera i Harley
Quinn znam więc raczej powierzchownie (i w sumie nie wiem, czy tutaj
głównie nie bazuję na grze Arkham Asylum), ale nie trzeba
szczególnego zgłębiania tematu, by wyraźnie widzieć jedno: ich
związek był od początku patolą. Trudno mi to nawet nazywać
związkiem czy romansem, bo jednak głównie było współuzależnienie
i toksyczność (stąd zresztą nigdy nie kumałam fanartów
sugerujących, jakoby sytuacja przedstawiała się sielsko i
cukierkowo). I bardzo mnie ucieszyło, kiedy zobaczyłam, że
wreszcie jakiś film porusza ten problem bez owijania w bawełnę.
Bardzo mnie ucieszyło, że w </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Ptakach…</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
nawet nie zobaczymy Jokera. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Bardzo
byłam ciekawa, jak sprawdzi się Harley jako samodzielna postać.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">W</span><span style="text-indent: 1.3cm;">łaściwie
dalej jestem ciekawa. Bo na razie, choć jej oblubieniec jest
nieobecny na ekranie, to jednak </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Harley
Quinn</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;"> (Margot Robbie)
wciąż widzimy w jego kontekście. Wciąż nie stoi na własnych
nogach, tylko jest byłą dziewczyną Jokera. Wiem, oczywiście, że
ten etap musiał znaleźć się w filmie i że – dla lepszego
przedstawienia postaci – nie można było się po tym prześlizgnąć,
ale przez to po seansie nadal do końca nie wiem, jaka jest Harley
Quinn. Osiągnięto natomiast tyle, że jestem tego ciekawa i chętnie
obejrzałabym ciąg dalszy </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Ptaków…</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
gdzie duch Jokera przestanie unosić się nad wszystkimi
wydarzeniami.</span></span></div><div style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial; line-height: 18.4px; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><br /></div><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYRPZZRu6DtN2bDlI5q8P_oyUImzLhpzqkWHfxI0eU8dt4E7j1vEwAhknW0KXPeQfN-RFHIAE2u386XYjcUhJbMOT_jEvzKcVRkSBQ2QNdp5Ig1ZbwKmVo55Zu5vxWZFizfFY607tX4BHm/s900/ptaki4.jpg" style="clear: right; display: inline; font-family: verdana; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="599" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYRPZZRu6DtN2bDlI5q8P_oyUImzLhpzqkWHfxI0eU8dt4E7j1vEwAhknW0KXPeQfN-RFHIAE2u386XYjcUhJbMOT_jEvzKcVRkSBQ2QNdp5Ig1ZbwKmVo55Zu5vxWZFizfFY607tX4BHm/s320/ptaki4.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Ptaki+Nocy+%28i+fantastyczna+emancypacja+pewnej+Harley+Quinn%29-2020-812823/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">A jeszcze inną sprawą jest to, że nie do końca przekonał mnie
moment, w którym Harley ostatecznie zrywa z przeszłością i idzie
naprzód jako wolna i niezależna jednostka – wiecie, nowy dzień,
nowa ona. I w ramach tego „nowa ona”… podcięła sobie kucyki o
parę centymetrów. Brakowało mi tu czegoś bardziej radykalnego.
Czegoś, co rzeczywiście pokazałoby, że Harley nie chce mieć nic
wspólnego z tym, co było. Jakiegoś takiego przytupu większego.</span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">A</span><span style="font-style: normal;">ha,
warto jeszcze nadmienić, że z ogromną radością oglądałam
Harley w wydaniu starającym się zwrócić uwagę na jej osobowość,
a nie na wypięty biust i mokry podkoszulek. W sumie nawet w scenie z
mokrym podkoszulkiem nie miała niczego wypiętego – co, przyznaję,
mocno mnie zaskoczyło. Chyba pierwszy raz widziałam tak
nieprzeseksualizowaną Harley Quinn </span><span style="font-style: normal;">(może
to zasługa tego, że za reżyserię wzięła się kobieta?) </span><span style="font-style: normal;">–
odświeżające. A jej niebanalne ciuchy z pewnością robią
wrażenie. </span><span style="font-style: normal;">I totalnie
uwielbiam scenę, w której podczas ogólnej finałowej rozwałki
następuje Związanie Włosów. Prawie uroniłam łezkę wzruszenia.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;"><br /></span></span></div><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwDhFGzR8U19jznd1pC3EAlKJyNBm02MYjgkp9l3nc5sFlUyUpPmJz5DE4xjq8Ex89ci1qxYPHHSWJnoHvx6UOcgmQ11bQHh5bgYQbevMaoeEM_YYOUbaK3mDl1sJ5xUn3k56E2bKTE2UX/s900/ptaki3.jpg" style="clear: left; display: inline; font-family: verdana; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="546" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwDhFGzR8U19jznd1pC3EAlKJyNBm02MYjgkp9l3nc5sFlUyUpPmJz5DE4xjq8Ex89ci1qxYPHHSWJnoHvx6UOcgmQ11bQHh5bgYQbevMaoeEM_YYOUbaK3mDl1sJ5xUn3k56E2bKTE2UX/s320/ptaki3.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: small;">(</span><a href="https://www.filmweb.pl/film/Ptaki+Nocy+%28i+fantastyczna+emancypacja+pewnej+Harley+Quinn%29-2020-812823/photos" style="font-family: verdana; font-size: small;" target="_blank">źródło</a><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: small;">)</span></td></tr></tbody></table><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Oprócz Harley, mamy też galerię
innych postaci, z których zdecydowanie najbardziej przypadła mi do
gustu </span><span style="font-style: normal;"><b>Renee Montoya</b></span><i>
</i><span style="font-style: normal;">(Rosie Perez) – chyba to
zasługa tego, że ona jest, bardzo ogólnie rzecz ujmując,
normalna. Bo dramy superbohaterów i superzłoczyńców mogą być
oczywiście super wciągające, ale kiedy wśród nich trafi się
konflikt związany ze zwykłą policjantką, dużo łatwiej
zaangażować się emocjonalnie, skoro ta postać jest nam zwyczajnie
bliższa. Nie wiem, jak to jest: rozstać się z arcyzłoczyńcą i
uciekać przed całym miastem wkurzonych bandytów. Za to całkiem
nieźle umiem wyobrazić sobie, jak to jest paść ofiarą
dyskryminacji w pracy i być zmuszoną do przełknięcia faktu, że
ktoś inny zgarnia profity za nasze dokonania. Historia zna aż za
dużo takich przypadków, to się dzieje każdego dnia wokół nas.
Dlatego wątek Renee uważam za szczególnie ważny, ciekawy, a
ostatecznie – dość satysfakcjonujący.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Cała historia jest bardzo
dynamiczna i widowiskowa, z całkiem fajną narracją, miejscami
nawet zabawna – czuć podczas seansu, że ogląda się coś nieco
szalonego, </span><span style="font-style: normal;">że nie powinno
się wszystkiego brać na poważnie, choć w gruncie rzeczy problem
poruszany przez film jest bardzo poważny i aktualny. Tylko o ile np.
Wonder Woman momentami aż nazbyt łopatologicznie nawołuje, że
hej, feminizm, emancypacja, równe prawa kobiet i tak dalej, o tyle
tutaj te hasła prześlizgują się tylko gdzieś w tle, podczas gdy
na pierwszym planie są kolorowe ciuchy, dużo przemocy i humor.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">A</span><span style="font-style: normal;">ha,
no i Bruce. W przyszłości chcę więcej Bruce’a!</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><br /></div><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDUt2a7uaQNZe4LgtHtjTOcvEbSbt0LPPCLcc1uHVIddBNgyV0O5UqkRcrDWUQ5JQVG_JU-t5uR_1UY3J69DN_rpWll73lS4bK9nHzTRYP7RFC-957m4Fx7hFbD2VQISKhAv3ZWgq7M2pb/s900/ptaki2.jpg" style="clear: right; display: inline; font-family: verdana; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="377" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDUt2a7uaQNZe4LgtHtjTOcvEbSbt0LPPCLcc1uHVIddBNgyV0O5UqkRcrDWUQ5JQVG_JU-t5uR_1UY3J69DN_rpWll73lS4bK9nHzTRYP7RFC-957m4Fx7hFbD2VQISKhAv3ZWgq7M2pb/s320/ptaki2.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: small;">(</span><a href="https://www.filmweb.pl/film/Ptaki+Nocy+%28i+fantastyczna+emancypacja+pewnej+Harley+Quinn%29-2020-812823/photos" style="font-family: verdana; font-size: small;" target="_blank">źródło</a><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: small;">)</span></td></tr></tbody></table><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">J</span><span style="text-indent: 1.3cm;">akbym
miała się czegoś jeszcze doczepiać, to byłoby to tłumaczenie
tytułu. No bo skąd te „ptaki nocy”? O ile nie ma w słownikach
informacji, że „prey” niekiedy może mieć znaczenie „noc”,
o tyle ten przekład wydaje mi się trochę nietrafiony. No bo niby
jakie „ptaki nocy”? Wiecie, jakie są ptaki nocy? Lelki i
uszatki. A jeszcze z innych, to kosy i kwiczoły są aktywne nocami.
Słowiki zaczynają śpiewać w okolicach północy, o trzeciej
dołączają drozdy, rudziki czy świergotki. Czy to z nimi mają mi
się kojarzyć bohaterki filmu? Jednak bardziej wymowne i adekwatne
wydaje mi się tu oryginalne określenie „bird of prey”, które
dobrze współgra z faktyczną treścią filmu. Wiem, że „ptaki
drapieżne” nie brzmi może tak poetycko, ale hej – nigdzie nie
jest powiedziane, że tytuł koniecznie musi być przetłumaczony.
Myślę, że większość odbiorców tego filmu w razie czego umie
obsłużyć Google Translate.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">S</span><span style="text-indent: 1.3cm;">łowem:
można </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Birds of Prey</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
bez bólu obejrzeć i nawet całkiem dobrze się bawić. Niczego mi
nie urwało, ale było po prostu dobre. Rozbudziło ciekawość co do
dalszych losów ekipy wojowniczych pań. Byłoby fajnie, gdyby WB
pociągnęło to w takiej formie dalej, w miarę możliwości
powstrzymując się od kolejnych rebootów, zmian castingowych i
powiększania chaosu w uniwersum. I za to będę trzymać kciuki.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">I underestimated you and I'm sorry.</i></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">I'm used to it.</i></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-45978583064154477012021-08-04T07:00:00.039+02:002021-08-04T07:00:00.237+02:00"Czarnobyl" - nie, nie ten dobry<div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQPJ7dKuNOCBvQ4XfLaR7AeBx2GfJ41HT8FHW-xluS4gp6nole1ngUs8Joo4MgTyGnbLEZ7JLMe3Jq4R3dRozUbiwepCC96vncKkUndAaRw1RX_LGW9-W51YlBVASf6A9q2omtlXm3K462/s711/czarno1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="711" data-original-width="499" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQPJ7dKuNOCBvQ4XfLaR7AeBx2GfJ41HT8FHW-xluS4gp6nole1ngUs8Joo4MgTyGnbLEZ7JLMe3Jq4R3dRozUbiwepCC96vncKkUndAaRw1RX_LGW9-W51YlBVASf6A9q2omtlXm3K462/s320/czarno1.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Czarnobyl+1986-2021-836049/posters">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>O ile dobrze policzyłam, to mój trzeci wpis o Czarnobylu. Pierwszy,
czyli parę słów o <i>Czarnobylskiej modlitwie</i> Swietłany
Aleksijewicz, popełniłam w 2014 roku – jak widać więc, jest to
temat nadal niezmiennie żywy i inspirujący. Chociaż tym razem
chyba nie tyle twórców zainspirowała do czegokolwiek sama
katastrofa z 1986, ile świetny serial HBO. Ale po kolei.</span></div>
<div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">
W 2019 roku wspominałam o tym, że Rosjanie bardzo źle odebrali
amerykańską produkcję i zapowiedzieli, że nakręcą własną
wersję tej historii – wersję, w której pokażą, jak to było
<b>naprawdę</b>. W której pokażą, jak agent CIA szpiegował w
elektrowni.</span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">No i, kurde, pokazali…</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Znaczy okej – wydaje mi się, że
zrezygnowali z pomysłu amerykańskiego szpiega. A w każdym razie
nie zauważyłam takiego wątku. Ale, jeśli mam być szczera, mam
niejasne wrażenie, że w pokazywaniu „prawdziwej historii”
katastrofy czarnobylskiej zrezygnowali z bardzo wielu pomysłów.
Takich jak na przykład, nie wiem, walka ze skutkami tej katastrofy
albo sięgnięcie po dosłownie jakąkolwiek historyczną postać,
która miała swój wkład w wydarzenia tamtych tygodni, nie
wspominając już o pokazaniu, co w ogóle doprowadziło do wybuchu.
Najwyraźniej Elena Ivanova i Aleksiej Kazakov, scenarzyści
rosyjskiej produkcji, zgodnie uznali, że to nie są istotne elementy
tej opowieści. Nie są, gdyż najważniejszy jest Dzielny Strażak.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Dzielny Strażak imieniem Aleksiej
Karpuszin </span><span style="text-indent: 1.3cm;">(Danila Kozlovsky –
zarazem odpowiedzialny za reżyserię) właśnie odchodzi na
emeryturę i chce się zejść na powrót z Olgą (Oksana Akinszina),
z którą niegdyś coś go łączyło. I wtedy dochodzi do wybuchu,
Aleksiej początkowo trochę się miga, że on przecież na
emeryturze już jest, ale ostatecznie oczywiście postępuje jak
należy i dołącza do strażaków uwijających się przy
rozrastającym się pożarze. Cały czas jednak uwaga zarówno jego,
jak i widzów (bo to z jego perspektywy obserwujemy wydarzenia)
skupia się mniej na elektrowni, a bardziej na Oldze i jej
dziesięcioletnim synu, imienniku strażaka. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Kilka
razy się tak schodzą i rozchodzą, dzieciak choruje, więc trzeba
go zabrać do lepszego szpitala i tak dalej. Ot, zupełnie kameralna
historyjka z Czarnobylem jako takim mało istotnym tłem.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I jeszcze gdyby to faktycznie była
kameralna, osobista historia trojga ludzi, którzy znaleźli się w
tej strasznej i niezwykłej sytuacji, to byłoby pół biedy. Co
więcej, to mogłoby być ciekawe. Tylko że tak naprawdę nie mamy
tu trojga ludzi, tylko trzy kukiełki, które nie budzą żadnych
emocji. Ani się im nie współczuje, ani nie kibicuje. I to chyba
nawet nie jest kwestia jakiegoś dramatycznie złego aktorstwa, tylko
po prostu te postacie są bardzo słabo napisane.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6yga6FTlyKJE6gkYl34PAKW-XsD_19ItxrLcRvRKivlWhH3DUds89S9Xz9xK9CidyYQr2V0o4gUzWlXtVzMH8OOcpYLb9XFc7_9c5tVUJAgT73d0y4Kk0Kn9pXKOYfKzaaX-Mhsr0WOn_/s900/czarno2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="599" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6yga6FTlyKJE6gkYl34PAKW-XsD_19ItxrLcRvRKivlWhH3DUds89S9Xz9xK9CidyYQr2V0o4gUzWlXtVzMH8OOcpYLb9XFc7_9c5tVUJAgT73d0y4Kk0Kn9pXKOYfKzaaX-Mhsr0WOn_/s320/czarno2.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Bohaterowie jeszcze w Krainie Szczęśliwości<br />(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Czarnobyl+1986-2021-836049/photos">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Przy czym żeby nie było: to nie
jest jakiś przeokrutnie zły film. Widziałam wiele gorszych. Mam
wrażenie, że jednym z problemów </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Czarnobyla</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
jest jego czas powstania: tak pi razy drzwi ćwierć wieku za późno.
Bo przecież bardzo dobrze znamy te </span><span style="text-indent: 1.3cm;">wszystkie</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
filmy o </span><span style="text-indent: 1.3cm;">przystojnych,
dzielnych bohaterach, którzy jedną ręką dokonują bohaterskich
czynów, drugą zdobywają miłość życia, a to wszystko na tle
powiewającej nad nimi amerykańskiej flagi</span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Tylko że </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Pearl
Harbor</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> miało premierę w 2001
roku, a </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Armageddon</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> w
1998. I już wtedy zostały obsypane z jednej strony Oscarami, z
drugiej zaś – Złotymi Malinami.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Tylko czy to za sprawą umiejętności
twórców, czy budżetu, czy charyzmy aktorów, te produkcje mimo
wszystko bardzo często były bardzo angażujące. Tak, człowiek
widział ten nachalny patriotyzm, widział trzeszczący banał wątków
miłosnych i dziury fabularne, ale to nie przeszkadzało aż tak.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Wtedy.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Bo obecnie te hity sprzed dwudziestu
czy dwudziestu pięciu lat ogląda się z uśmiechem politowania,
jakie to było głupkowate. Jaki widz był głupkowaty, że go to
jarało.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I tu, cali na biało, wkraczają
Rosjanie. I dają nam dzieło całkowicie anachroniczne, w dodatku
nawet abstrahując od tego, niezbyt dobrze zrealizowane. A co gorsza,
robią to dwa lata po tym, jak świat zobaczył świetny i
przejmujący serial na ten sam temat. Któż mógł pomyśleć, że
widzowie będą porównywać te dwa tytuły?</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWK1PRhJzdj8RlrQhYXEicvfY0jklCAr_mZXZS1cnubs5SfEUAScKvRROfWq6w8NZaknzow1uBTVTsGVJ_pUN6ES44XTVcww_zU-ZfdYILcWRyNXptjMapQ5b25K-hndmD2aWVK3oRECu7/s900/czarno3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="599" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWK1PRhJzdj8RlrQhYXEicvfY0jklCAr_mZXZS1cnubs5SfEUAScKvRROfWq6w8NZaknzow1uBTVTsGVJ_pUN6ES44XTVcww_zU-ZfdYILcWRyNXptjMapQ5b25K-hndmD2aWVK3oRECu7/s320/czarno3.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Dzielny Strażak (<a href="https://www.filmweb.pl/film/Czarnobyl+1986-2021-836049/photos">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>A porównywanie ich to już jest
rzeczywiście kopanie leżącego. Film Danily Kozlovskiego nie mówi
nic o niczym tak naprawdę. Nie mówi nic o ludziach, bo nie widzimy
tam prawdziwych ludzi z krwi i kości. Nie mówi nic o katastrofie,
bo nie skupia się ani na przyczynach wybuchu, ani na przebiegu
gaszenia pożaru i powstrzymywania promieniowania, ani na
pociągnięciu do odpowiedzialności właściwych osób.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Och tak, pojawia się w którymś
momencie dialog: Aleksiej pyta kolegę, co spowodowało wybuch.
Kolega odpowiada: „ludzie”. Aleksiej pyta dalej: „jacy
konkretnie ludzie?” A kolega na to: „a czy to ważne?” Potem
milczą znacząco i to koniec tematu, pozamiatane. Aha, a całość
odbywa się w trakcie misji odpompowania wody spod reaktora, która
to misja sama w sobie faktycznie miała miejsce, ale jej przebieg
wyglądał zupełnie inaczej. Więc brawo, filmie – pokazałeś
jedną rzecz z </span><span style="text-indent: 1.3cm;">całej akcji
gaśniczej i zabezpieczającej, a i tak zrobiłeś to źle.
Paradoksalnie, w obrazie Kozlovskiego wtedy właśnie ginie jeden z
głównych bohaterów, podczas gdy w rzeczywistości misja ta – o
dziwo! – zakończyła się bez ofiar.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCYxHIFvClmrmqAmrKzZLaPp624dQs3u-4n1TdVIBxw6T-AR05-NMnQpyRk-ou0oWBoxFzBvFVF6Cec8h8CX-cwmw3ISGDdDHqur72wj0gSw2asGtrdRFlu-jxS93migjLfpVKcN5So9UU/s900/czarno4.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="599" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCYxHIFvClmrmqAmrKzZLaPp624dQs3u-4n1TdVIBxw6T-AR05-NMnQpyRk-ou0oWBoxFzBvFVF6Cec8h8CX-cwmw3ISGDdDHqur72wj0gSw2asGtrdRFlu-jxS93migjLfpVKcN5So9UU/s320/czarno4.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Okej, żeby nie było: scena narady<br />była w sumie fajna (<a href="https://www.filmweb.pl/film/Czarnobyl+1986-2021-836049/photos">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Zresztą, kiedy tak myślę o tej
scenie, to jest nawet dość przykre: trzech gości (Walery Bezpałow,
Aleksiej Ananenko, Borys Baranow) zanurkowało pod podstawę
reaktora, żeby otworzyć dwa zawory, co pozwoliło na pozbycie się
resztek wody ze zbiorników rozbryzgowych. Zrobili robotę i wyszli z
tego cało – wow, taki sukces, coś niesamowitego. Co robi film?
Usuwa ich z całej tej historii. Po kogo oni obchodzą, kiedy można
tam wrzucić fikcyjnego głównego bohatera i zrobić jakąś
wzruszającą scenę albo ze dwie.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">I jak się teraz nad tym
zastanawiam, to jest chyba największy grzech </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Czarnobyla</i><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Nie anachronizm, nie brak charyzmatycznych bohaterów i już nawet
nie pominięcie </span><span style="text-indent: 1.3cm;">większej
części </span><span style="text-indent: 1.3cm;">tej historii. Super
słabe jest to kompletne zlanie prawdziwych bohaterów, którzy się
tam dwoili i troili, żeby zabezpieczyć teren i ogarnąć jakoś tę
sytuację. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Przykro mi,
Danila, ale muszę podtrzymać to, co pisałam dwa lata temu:
potrzeba było Amerykanów, żeby pokazać heroizm ludzi radzieckich.
Bo ty i twój Dzielny Strażak spieprzyliście to.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Te film jest tak zwyczajnie słaby.
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Nie wiadomo, po co w ogóle
powstał, ale wiadomo, że to było zbędne.</span></span></div>Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-42779606229714898562021-07-28T07:00:00.001+02:002021-07-28T07:00:00.240+02:00Rok Lema: "Niezwyciężony"<p></p><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9MtMXF__p0PZiSQCKpAAsGiLQsvgL05jMYNcX8wolrB6o2KIZQStVkgsdytO-PDWdq7jymSMmFRKvoeWBYQngdqQZtXdnmbOU6sXvImMgsIHT5g8GtdcevuePpc1qFTsaPgoZTFGCd86E/s930/niezwyciezony.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="930" data-original-width="601" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9MtMXF__p0PZiSQCKpAAsGiLQsvgL05jMYNcX8wolrB6o2KIZQStVkgsdytO-PDWdq7jymSMmFRKvoeWBYQngdqQZtXdnmbOU6sXvImMgsIHT5g8GtdcevuePpc1qFTsaPgoZTFGCd86E/s320/niezwyciezony.jpg" /></a></div>Autor</b>: Stanisław Lem</span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Tytuł</b>: <i>Niezwyciężony</i></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Miejsce i rok wydania</b>: Warszawa 2008</span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Wydawca</b>: Agora</span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Skoro <i>Solaris</i> okazało się tak fajne, postanowiłam nie
zwlekać i złapać się za <i>Niezwyciężonego</i>. Bo czemu nie –
jeszcze mnie Lem nie zmęczył, jeszcze nie potrzebuję przerwy.</span></div>
<div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Tym razem troszeczkę wyraźniej
widać, że to powieść, która ma swoje lata – </span><span style="font-style: normal;">przede
wszystkim w tym, że oto śledzimy losy załogi rakiety, która
ląduje na obcej planecie. Rakiety. Takiej w kształcie, no, rakiety.
</span><span style="font-style: normal;">Która po wylądowaniu
wygląda jak wielki papieros. Albo latarnia morska. Człowiek już
się tak przyzwyczaił do wszystkich tych fikuśnych projektów
statków kosmicznych, że taka rakieta trochę zaskakuje. Że nie
wspomnę o braku jakichkolwiek promów czy też wahadłowców
kosmicznych, jak zwał tak zwał.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Czy to jednak ma jakieś ogromne
znaczenie dla fabuły? I tak, i nie. Z jednej strony, można przyjąć,
że gdyby promem przyleciała jakaś ekipa ze sprzętem, dalszy tok
wydarzeń byłby bardzo zbliżony. Z drugiej – może wówczas
ucierpiałoby mniej osób? Większość orbitowałaby gdzieś wokół
planety. Ale sęk w tym, że to w ogóle nie nurtuje podczas
czytania. Wylądowali to wylądowali, nie ma o czym mówić, bo
przecież uwaga czytelnika momentalnie skupia się na czymś innym:
na planecie.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">A żeby oddać sprawiedliwość, Lem
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">z kolei w innych miejscach
wyprzedził największych współczesnych twórców sci-fi. Tak,
mówię o maskach tlenowych. Nie zliczę już, ile razy zżymałam
się, że bohaterowie filmów lądują na obcej planecie, obczajają,
że hej, w atmosferze jest tlen, po czym radośnie zdejmują maski
czy hełmy. Bo jest tlen, więc co może pójść źle? Tymczasem w
</span><i style="text-indent: 1.3cm;">Niezwyciężonym</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
załoga chodzi w maskach non stop, chociaż mają przekonanie
graniczące z pewnością, że mogliby je bezpiecznie zdjąć. Ja
normalnie podczas czytania aż otarłam łzę wzruszenia, tak mnie
uradowała scena, w której bohaterowie stwierdzają, że jednak na
wszelki wypad zostaną w maskach, bo kto wie, przecież mogliby się
struć nie wiadomo czym.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Z trzeciej strony, znów noszą te
siateczkowe koszule. Matko z córką, nie umiem sobie wyobrazić,
dlaczego w ogóle ludzie nosili coś takiego z własnej i
nieprzymuszonej woli.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Czytałam bodaj w posłowiu (chyba,
a może gdzieś indziej, nie pamiętam), że </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Niezwyciężony</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
to dość specyficzna powieść Lema, bo skupiona na wojskowych
zamiast naukowcach, przygodówka w kosmosie taka. Niekoniecznie się
z tym zgadzam. To znaczy faktycznie, jest bardzo dużo tego aspektu
przygodowego, mamy akcję, wybuchy, zagadkę, strzelaniny, pościgi i
tak dalej. Na pozór rzeczywiście zupełnie niepodobne do powieści,
gdzie trzech facetów siedzi w swoich pokojach i czasem ze sobą
gadają. Ale podkreślę, że w moim odbiorze to tylko pozór. Bo
gdzieś tam są podobne zawarte myśli: ile jest w stanie uczynić
człowiek, żeby rozwikłać tajemnicę i nawiązać kontakt z obcą
cywilizacją? Czy możemy to zrobić w pokojowy sposób? </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Czy
w ogóle jesteśmy w stanie porozumieć się jakkolwiek z obcymi?
Czym tak po prawdzie jest „obca forma życia” i kiedy można
mówić o życiu? I można by te pytania mnożyć, ale chyba nie ma
po co. Chodzi o to, że pod płaszczykiem strzelania i pościgów,
Lem pisał do pewnego stopnia o tym samym.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Nie jest też do końca tak, że
bohaterami nie są naukowcy, bo przecież chociażby Ballmin czy
Lauda są jak najbardziej uczonymi. Tak, główny bohater, z
perspektywy którego poznajemy planetę Regis III, jest nawigatorem.
Ale chyba bez zbytniej przesady można stwierdzić, że w
</span><i style="text-indent: 1.3cm;">Niezwyciężonym</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> mamy
bohatera zbiorowego, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">na
którego składają się postaci najróżniejszych zawodów i
charakterów.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">W ogóle muszę przyznać, że
bardzo fajnie wypadł sam astrogator Horpach. Pomijając siateczkową
koszulę, podoba mi się w nim właściwie wszystko – jest świetnym
dowódcą, ale miewa również gorsze momenty. Sprawia wrażenie
zarówno kompetentnego, jak i bardzo ludzkiego, doprowadzonego do
ostateczności tą trudną sytuacją, w której znalazł się on i
załoga, za którą odpowiada. No i jeszcze coś: zajmuje się
dowodzeniem. Nie buja się sam po pustyni, nie tworzy teorii i nie
bada planety. Ma od tego specjalistów. To jest bardzo odświeżające
podejście i ja Horpacha ogromnie szanuję.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;">No i pomijając całą tę naukowość
czy głębię, </span><i style="color: #eeeeee;">Niezwyciężony </i><span style="color: #eeeeee;">to świetna fabuła, która właściwie
od samego początku do samego końca trzyma w napięciu. W
przeciwieństwie do wspomnianego już </span><i style="color: #eeeeee;">Solaris (</i><span style="color: #eeeeee;">a także książki,
którą czytam aktualnie), nie mamy tu wielostronicowej ekspozycji, w
której narrator uprzejmie opowiada czytelnikowi stuletnią genezę
tego, o czym będzie powieść. Lądujemy razem z załogą
„Niezwyciężonego” na opustoszałej planecie i – razem z tą
załogą – odkrywamy jej tajniki. Wydarzenia na pokładzie
„Kondora” są dla czytelnika równie tajemnicze, co dla
astrogatora Horpacha. I nijak nie umiemy powiedzieć, komu dane
będzie ujść z życiem z całej tej afery. Co więcej </span><span style="color: red;">(będą
spoilery)</span><span style="color: #eeeeee;">, kiedy zapada finalna decyzja o odlocie z Regis III, czułam
rozczarowanie. Ale nie takie w stylu „i nic się nie wyjaśniło,
autor zmarnował czytelnikowi czas”, tylko rozczarowanie
analogiczne do tego, jakie odczuwają bohaterowie: że włożyli w tę
misję tyle wysiłku, tyle sprzętu, a koniec końców i tak muszą
uciekać. Że się nie udało, a szkoda, bo miałam nadzieję, że im
się uda. Te wszystkie ofiary okazały się w dużym stopniu daremne.
Jeśli rozczarowanie może być </span></span><span style="color: #eeeeee; text-indent: 1.3cm;">jakkolwiek
pozytywne</span><span style="color: #eeeeee; text-indent: 1.3cm;">, to w
</span><i style="color: #eeeeee; text-indent: 1.3cm;">Niezwyciężonym</i><span style="color: #eeeeee; text-indent: 1.3cm;">
czułam właśnie takie dobre rozczarowanie.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>Niezwy</i></span><span style="text-indent: 1.3cm;"><i>ciężony
</i>to świetna powieść, bardzo satysfakcjonująca i, jakkolwiek to
brzmi, niemęcząca. Może nie jest to </span><span style="text-indent: 1.3cm;">wzorcowa
rzecz na rozpoczęcie przygody z Lemem, bo faktycznie może być
niezbyt miarodajna z tą swoją przygodową stroną, ale i tak czyta
się super.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Z daleka rakieta wyglądała jak krzywa wieża. Wrażenie to
powiększało ukształtowanie otaczających ją piasków: zachodnie
obwałowanie było znacznie wyższe od wschodniego ze względu na
kierunek stałych wiatrów. Kilka ciągników w pobliżu było
zasypanych prawie zupełnie, nawet znieruchomiały miotacz
antymaterii z uniesioną pokrywą zaniosło wydmami do połowy
kadłuba. Ale sama rufa ukazywała wyloty dysz, bo znajdowała się
wewnątrz niezawianej wklęsłości. Dzięki temu wystarczyło
odgarnąć cienką warstwę piasku, aby dotrzeć do rozsypanych wokół
pochylni przedmiotów.</span></i></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><p></p>Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-80620145568093833472021-07-21T07:00:00.008+02:002021-07-21T07:00:00.226+02:00"Army of the Dead" - 100% Zacka Snydera w Zacku Snyderze<div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuA-a1DtifA9fWO9ujNR_CVf1h5Dbw4vQNzJzA6lWPnZ5yO-t8o99F3s_IK0IEMD7lgbzOSV91YICd-YOZoTkX_d3MqiHNpa_BlGT7zLGxf6amuC9M1L9-S2HeWm8x4l74vkQck-Ae9z_6/s740/armia0.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="740" data-original-width="500" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuA-a1DtifA9fWO9ujNR_CVf1h5Dbw4vQNzJzA6lWPnZ5yO-t8o99F3s_IK0IEMD7lgbzOSV91YICd-YOZoTkX_d3MqiHNpa_BlGT7zLGxf6amuC9M1L9-S2HeWm8x4l74vkQck-Ae9z_6/s320/armia0.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Armia+umar%C5%82ych-2021-836439/posters" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Zauważyłam, że <i>Armia
umarłych</i> Zacka Snydera budzi w
internetach spore emocje – może
dlatego, że o reżyserze jest ostatnio głośno za sprawą <i>Justice
League </i>(swoją drogą, tę
Snyderowską wersję lubię zdecydowanie bardziej od pierwotnej –
którą w sumie też lubiłam,
ale nawet ja widziałam w niej pewne problemy. Nowa wersja bardzo
wiele z nich naprawia i
ogromnie mnie cieszy,
że ujrzała światło dzienne). Przekopałam się przez więcej
recenzji tego filmu niż jakiegokolwiek innego </span><span style="font-family: verdana;">(bo
z zasady w ogóle nie przekopuję się przez żadne recenzje). Co
zabawne, był spory rozrzut w opiniach między recenzentami polsko- a
anglojęzycznymi. Ci drudzy z reguły oceniali </span><i style="font-family: verdana;">Armię…</i><span style="font-family: verdana;">
na „całkiem wporzo”, podczas gdy moi rodacy… Och Jeżusiu
kolczasty, ileż nerwów, ileż złych emocji!</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div>
<div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">
Zacznę może tak: to zdecydowanie nie jest najgorszy film, jaki
widziałam. Nie jest nawet blisko. Owszem, jakoś szczególnie mnie
nie urzekł, ale zdecydowanie nie widzę tu przestrzeni na jakieś
szczególnie gniewne przeżywanie. Ot, po prostu film z nie do końca
wykorzystanym potencjałem – miejscami trochę się nie kleił,
innym znów razem miał fajne sceny czy pomysły.</span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;">A może po prostu nie miałam wygórowanych oczekiwań, sama nie
wiem.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">No bo tak: pomysł jest spoko. Połączenie </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">heist movie</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"> z
sieczką zombiaków. Właściwie wystarczy wrzucić w to
charyzmatycznych, budzących sympatię bohaterów i jesteśmy w domu,
film kręci się sam.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Największy problem </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Armii
umarłych</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"> leży moim zdaniem
właśnie w bohaterach. </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Dostajemy
postacie, które co prawda dość efektownie prezentują się na
plakatach i w trailerze, ale naprawdę trudno im udźwignąć cały
film. W gruncie rzeczy są strasznie nijacy, generyczni i obliczeni
chyba wyłącznie na aspekt wizualny. Jest więc napakowany </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><b>Scott</b></span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">
(Dave Bautista), </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><b>Maria</b></span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">
(Ana de la Reguera), której cechą charakterystyczną jest chyba po
prostu bycie kobietą, dalej będzie jeszcze
twardzielka-</span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">wanna-be-Vasquez</span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">,
przemytniczka, niemiecki hakero-włamywacz, niepokorna córka,
kutas-mundurowy, zadziorny vloger i tak dalej. W pierwszych minutach
filmu dostajemy bardzo zwięzłe i jednoznaczne informacje, który
bohater jest którym typem – i, niestety, nic się nie zmienia
przez kolejne godziny seansu. Żadna z postaci niczym nas nie
zaskoczy, </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">nie odświeży
„swojego” typu, nie pokaże nam go z jakiejś innej strony</span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">.
Jeśli ktoś wygląda na początku na zdradliwego człona, to do
końca będzie </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">tylko tym
</span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">zdradliwym członem. Trudno
mi polubić takich bohaterów, po których tak wyraźnie widzę, że
są tylko wydmuszkami.</span></span></div><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih-gSxU-ltHQ9ORZfXZIqizJ5UihgBh_flmpSJ6Zc9oDUTi6k9OAiGehfH5Fqtr0nNWOnQ2Josff3-kUEl7XOuz57MCJm8PsrOUlDRZ2KSyeMA11cH0Hswc-yCSOuwX-SwzqE8Gdl_w8UJ/s900/armia1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; display: inline !important; font-family: verdana; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEih-gSxU-ltHQ9ORZfXZIqizJ5UihgBh_flmpSJ6Zc9oDUTi6k9OAiGehfH5Fqtr0nNWOnQ2Josff3-kUEl7XOuz57MCJm8PsrOUlDRZ2KSyeMA11cH0Hswc-yCSOuwX-SwzqE8Gdl_w8UJ/s320/armia1.jpg" width="320" /></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Armia+umar%C5%82ych-2021-836439/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">D</span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">odatkowo,
ponieważ ich działania nie są podyktowane bieżącą sytuacją,
tylko reprezentowanym typem, nierzadko bohaterowie zachowują się po
prostu głupio i/lub irytująco. W krytycznym momencie zamiast biec
przed siebie, jedna postać zatrzymuje się i zaczyna wyznawać
miłość drugiej postaci – no bo co może pójść źle?
Osiągnąwszy swój cel na początku filmu, bohater pcha się w
fabułę razem z całą resztą, choć właściwie mógłby zupełnie
bezpiecznie się wycofać i mieć wszystko w nosie. </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Niepokorna
córka w zasadzie przez cały czas sabotuje misję i doprowadza do
kolejnych zgonów, bo bez tego nie byłaby pewnie dostatecznie
niepokorna.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">I jest jeszcze Tig Notaro. Przyznam,
że w ogóle zainteresowałam się tym filmem wyłącznie ze względu
na nią (może i lubię Zacka Snydera, ale nie aż tak, żeby oglądać
zombie) – co jest o tyle zabawne, że przecież pierwotnie w ogóle
nie miała się tam znaleźć. I jakkolwiek cieszy mnie jej obecność
w </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Armii…</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">, to jednak
widać, że to nie było planowane. Bo </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">to
kolejny niewykorzystany potencjał. Obecność komiczki mogła wnieść
nieco fajnego, cynicznego i niezręcznego humoru – mogła, ale tego
nie zrobiła. Mam wrażenie, że scenarzystom zabrakło tu pomysłów
i ograniczyli się do stwierdzenia wprost: „hej, ona jest dziwna”.
Czy widzieliśmy gdzieś potwierdzenie owej dziwności? No tak też
nie za bardzo. Ale skoro postacie w filmie mówią o innej postaci,
że ta jest dziwna, no to pewnie jest, prawda?</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Ale pomijając tę zgraję
nieciekawych bohaterów, to mogłoby być nawet całkiem interesujące
uniwersum. Przede wszystkim, jest coś dziwnego w tych zombiakach.
Mam w ogóle wątpliwości, czy można występujące w filmie stwory
nazwać zombiakami, bo mamy dość kategoryczny argument za tym, że
to nie są nieumarli. Nie chcę spoilować (choć film był dość
głośny, więc pewnie kto miał obejrzeć, ten już obejrzał), ale
to naprawdę by się nie udało, gdybyśmy mieli do czynienia z
ożywieńcami. Co więcej, intrygujące jest ich wyewoluowanie w –
jak się wydaje – całkiem nieźle zorganizowaną społeczność, z
wyraźną hierarchią oraz rozmaitymi możliwościami fizycznymi i
intelektualnymi. Dlaczego część stworów świeciła na niebiesko?
Dlaczego respektowali układ z żyjącymi „po sąsiedzku” ludźmi?
</span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Zresztą, przecież pierwszy
złol, przewożony przez wojsko (akcja z wojskiem i omójborzeszumiący
praktycznie żadnym zabezpieczeniem „towaru”, była w ogóle
żenująco zła – już lepiej by zrobili, gdyby w ogóle tego nie
pokazywali), zdecydowanie nie przypomina zombie – jest jakimś
nadczłowiekiem, silniejszym, szybszym, sprytniejszym,
pancerniejszym. W pojedynkę rozpykał cały konwój. Jak teraz o tym
myślę, tutejsze zombie przypominają mi raczej wilkołaki: też
gryzą </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">i przemieniają</span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">,
też mogę sobie wyobrazić ich w zhierarchizowanej sforze </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">i
tak dalej</span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">… Tylko zamiast
wilczych pysków, ci tutaj mają zgniłe zęby.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">T</span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">o
wszystko jest ciekawe. Tak po prostu. Kompletnie niewyjaśnione, ale
zdaje się, że sam Snyder wspominał o chęci stworzenia kolejnych
tytułów z tego uniwersum, w których sporo na temat naszych
zombie-niezombie by się miało wyjaśnić.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Wizualnie</span><i style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"> Armia…</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtPcLIrx_nDiYl35FLTnZ6G0XC3C7YpOnpN3T0XPkpskoyrf0X7veG82lJcmQP6kSCdvLda0iFZHeoWKlwzQEX2fOz8teIYxKdaAX45p4vw-7D8aaoYM6apUeQqc_FNeo6NGSnbyHGZARk/s882/armia2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; display: inline !important; font-family: verdana; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="882" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtPcLIrx_nDiYl35FLTnZ6G0XC3C7YpOnpN3T0XPkpskoyrf0X7veG82lJcmQP6kSCdvLda0iFZHeoWKlwzQEX2fOz8teIYxKdaAX45p4vw-7D8aaoYM6apUeQqc_FNeo6NGSnbyHGZARk/s320/armia2.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: small;">(</span><a href="https://www.filmweb.pl/film/Armia+umar%C5%82ych-2021-836439/photos" style="font-family: verdana; font-size: small;" target="_blank">źródło</a><span style="font-family: verdana; font-size: small;">)</span></td></tr></tbody></table>
też nie jest zła. Wiem, że ludzie narzekali na rozmycia – tak,
rzeczywiście, momentami wygląda to, jakby Zack Snyder odkrył dotąd
nieznane pokrętło od regulowania ostrości w kamerze i strasznie mu
się to spodobało. Ale nie było to coś, co jakoś szczególnie by
mi przeszkadzało podczas seansu. Same sceny zaś są zupełnie ładne
i klimatyczne, a spustoszone Vegas prezentuje się całkiem
widowiskowo. Widowiskowy jest także zombie-tygrys, a nawet i
zombie-koń ubrany w końską czaszkę, bo co dwa końskie trupy to
nie jeden.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">N</span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">o
i bardzo podobała mi się czołówka – może znów: nie jest
idealnie, ale jednak dostajemy fajny vibe Watchmenów, więc hej, tak
czy owak cieszy. I w dość pomysłowy sposób w tym openingu widz
może poznać bohaterów.</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">No i tak to jest – dobór muzyki
nie za fajny, bohaterowie nieciekawi, ale same zombie i widoczki w
porządku. </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Armia umarłych</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">
najzupełniej nadaje się do jednorazowego, niezobowiązującego
seansu. Niczego nie urwie, ale da radę zainteresować, a i tu i
ówdzie można się zaśmiać (nawet jeśli nie zawsze w tych
momentach, w których mieliśmy się śmiać).</span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; font-style: normal; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Listen, I hate my life so deeply, if I had two million
dollars, my life would change drastically.</i></span></div>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-31781044426592380602021-07-14T07:00:00.011+02:002021-07-14T07:38:26.019+02:00Klaskaniem mając obrzękłe prawice: "Dziewczyna, która klaszcze"<div style="line-height: 115%; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjY2siPuPhWerFydr_25HNznaVd-8Ds5H0b4xpO4ISrPYZ-YJhGYYYvDMCtwNBW_SIMFdeuLRU1nG8mBWaapl8u1dKLG55PPQ57Cryin8xi-ddNpyQhN8aZb59C-mS2BgkCvQIXIwia3_LN/s500/dziewczyna.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="351" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjY2siPuPhWerFydr_25HNznaVd-8Ds5H0b4xpO4ISrPYZ-YJhGYYYvDMCtwNBW_SIMFdeuLRU1nG8mBWaapl8u1dKLG55PPQ57Cryin8xi-ddNpyQhN8aZb59C-mS2BgkCvQIXIwia3_LN/s320/dziewczyna.jpg" /></a></div>Autor</b><span style="text-align: justify;">: Tomasz Kozioł<br /></span><b style="text-align: justify;">Tytuł</b><span style="text-align: justify;">: <i>Dziewczyna, która klaszcze<br /></i></span><b>Miejsce i rok wydania</b>: Warszawa 2021<br /><o:p></o:p><b>Wydawca</b>: Uroboros</span></div><div style="line-height: 115%; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br />Powinnam
zacząć od disklejmera: nie znam się na horrorach. Ale tak naprawdę się nie znam.
Jeszcze filmy okej, zdarzyło mi się parę tytułów obejrzeć. Gry? Observer – i wciąż
go nie skończyłam, bo trochę peniam. Ale książki? Czytałam dwie, o których
chyba mogę powiedzieć, że to horrory. Miałam wtedy piętnaście lat – pamiętam,
bo to było dokładnie w wakacje między
podstawówką a liceum. Tytułu jednego z tych horrorów nie pamiętam, ale rzecz
była z zacięciem chyba kryminalnym, a zapamiętałam głównie cycki. Narrator bardzo
lubił koncentrować się na obnażonych przed bohaterem kobiecych piersiach.
Drażniła mnie ta erotyka, bo była kompletnie niepotrzebna. A potem przeczytałam
<i>Rzecz</i> Alana Deana Fostera – i ta powieść zrobiła na mnie naprawdę duże
wrażenie: izolacja bohaterów, mróz, napięcie (do przeczytania <i>Terroru</i>
myślałam, że to było naprawdę dobrze napisane).</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I
to koniec moich przygód z literackim horrorem (chyba że… czy <i>Terror</i>
Simmonsa podpada pod horror?).</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">Ten
przydługi wstęp ma uświadomić wszystkim, że nie do końca ogarniam gatunek. Nie
wiem, czego się spodziewać po reprezentującej go powieści. Mam się bać?
Niepokoić? Odczuwać dyskomfort? Zwracać uwagę bardziej na krew, czy na intrygę?
Sięgając po </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Dziewczynę, która klaszcze</i><span style="text-indent: 35.45pt;">, kompletnie nie wiedziałam, jak
do tej książki podejść i jakie mieć oczekiwania.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I
szczerze? Nadal nie wiem.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Po
lekturze długo się zastanawiałam, czy jestem degeneratką, czy brak mi wyobraźni
(z dwojga złego, wolałabym tę pierwszą opcję). Nie było w powieści chyba
momentu, w którym rzeczywiście bym się bała. Nie było sceny, w której odwracałabym
wzrok od książki i wzbraniała się przed podjęciem lektury. Choć opisy były
bardzo zgrabne i sugestywne, bo a to kałuże krwi, a to mrugające światła, a to
znów sylwetka tytułowej dziewczyny wyłaniająca się gdzieś z cienia – a jednak
to jakoś na mnie nie działało.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Miałam
wręcz wrażenie, że te wszystkie „straszaki” (jest na to jakaś profesjonalna nazwa?)
były żywcem wyjęte z innego medium – z filmu. Oczami wyobraźni widziałam te
wszystkie rzeczy jako filmowe sceny i miałam wrażenie, że wówczas działałyby
dużo lepiej. Takich kinematograficznych naleciałości było zresztą więcej: ot,
choćby bohater, który podczas jednej z istotniejszych konfrontacji dostaje
łomot, aż w którymś momencie ma flashbacki ze swoim przyjacielem, przez moment są
razem w krainie szczęśliwości, no i potem się mobilizuje i przystępuje do
dalszej walki pełen nowych sił – przecież to żywcem z filmów. Bardzo, bardzo
wielu filmów zresztą.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">Im
dłużej czytałam, tym bardziej miałam wrażenie, że </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Dziewczyna…</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> czym
prędzej powinna dostać ekranizację, bo dopiero takie medium mogłoby wyłuskać z
niej to co najlepsze.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Czy
to oznacza, że jako powieść się nie sprawdza?</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">A
skądże. To nadal bardzo wciągająca historia – ma świetny klimat osaczenia i
izolacji, a pozbawiona nazwy, przycupnięta pośrodku niczego zapadła wioska (choć
„zapadła wioska” to mało powiedziane – przypuszczam, że mieszkańcy zapadłych
wiosek łapaliby się za głowy w zdumieniu, jaka to dziura i zadupie) buduje
atmosferę niepokoju i beznadziei. Co znajdzie się w jej granicach, to już nie
wydostanie się na zewnątrz – tak to przynajmniej wygląda. Można rozważać, że gdyby
chodziło o zupełnie niezwiązanego z intrygą człowieka, to wieś by go wypuściła,
ale tak się składa, że nikt taki się nie pojawia. Tu powstaje zresztą kolejne
pytanie: dlaczego nikt nie przejeżdża przez to miejsce? Czy ono w ogóle istnieje,
czy te wszystkie wydarzenia działy się już gdzieś poza granicą tego świata?
Dlaczego sprzedawczyni w położonym nieopodal sklepiku nie umiała nic powiedzieć
o tej wsi? To wszystko jest mocno podejrzane i ładnie podkręca tajemnicę.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">W
tę dziwaczną rzeczywistość świetnie wpisują się mieszkańcy: są równie
zmarnowani co ich otoczenie. Zapadli się w sobie, zdają się szarzy i martwi w
środku.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 35.45pt;">I
tu taka uwaga: </span><i style="text-indent: 35.45pt;">Dziewczyna…</i><span style="text-indent: 35.45pt;"> podobałaby mi się bardziej, gdyby… był inny
tytuł. Aktualny trochę niepotrzebnie już na początku spoiluje, na czym polega
sekret wsi, do której przybyli Mirek i Adam. Wolałabym chyba, gdyby najpierw było
tylko to enigmatyczne klaskanie i jakieś wzmianki, które sugerowałyby, że coś
się dzieje, ale bez rzucenia w czytelnika tak od razu, że hej, jest duch
dziewczyny i on klaszcze.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ale
to już zapewne bardzo, bardzo subiektywne, a w sumie nie na istnieniu
wspomnianej niewiasty zasadza się główna tajemnica.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Historia
dziewczyny jest interesująca nie mniej od kreacji wsi. Co jednak znamienne,
dużo bardziej niepokojąca od opisywanych okaleczeń i przemocy była dla mnie
obojętność ludzi – i to raczej w tym dopatruję się głównego ciężaru
horrorowego. Bo gore nie jest straszne. Krew to tylko krew, niejedne bebechy
wyrwałam swoim bohaterom w opowiadaniach i nigdy nawet nie pomyślałam o tym, że
to może być straszne. Po prostu flaki się fajnie pisze. Ale postawa otoczenia –
oj, tutaj przecież momentalnie można to sobie przełożyć na zupełnie bliskie nam
realia. Na te wszystkie sytuacje, kiedy ktoś gdzieś znajduje okaleczone zwłoki,
a wszyscy sąsiedzi opowiadają, że przecież to była „porządna, katolicka rodzina”.
I rzeczywiście to trochę generuje ciarki.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">To,
co najmniej na mnie zrobiło wrażenie, to główni bohaterowie: wspomniani już
Adam i Mirek. Po pierwsze, znów mamy ten dość generyczny, filmowy pakiet: jest protagonista
i jego zabawny sidekick. Ale ja właściwie nic o nich nie wiem ponad to, co wyżej
o nich napisałam. Na ich obronę muszę
oczywiście wspomnieć, że faktycznie w sytuacji, w której się znaleźli, raczej
trudno kontemplować swoje życiowe pasje. Niemniej czegoś mi w nich zabrakło.
Nawet te emocje, które często i gęsto nimi targają, wydały mi się nieco
wyblakłe: narrator informował raczej o banałach: że się bali, że płynęły łzy,
okazjonalnie komuś trzęsły się ręce. Zabrakło mi więcej plastycznej fizjologii,
która pozwoliłaby mi wsiąknąć w ten ich lęk, poczuć go na własnej skórze.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Tak,
wiem: domagam się dokładniejszego opisywania, co czuł koleś, kiedy wymiotował
pod drzewem.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Nie
umiem jakoś zwięźle podsumować wrażeń z lektury. Jak na debiut – zarąbiste. Jak
na powieść po prostu – spoko. Intryga – ciekawa. Miejsce akcji – świetne. Bohaterowie
– trochę wyblakli. Horror – nie mam pojęcia. Każdy chyba musi ocenić to po swojemu.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Wieś
dzieliła się na tych, którzy albo nigdy stąd nie wychodzili, albo nigdy nie
postawili tu swojej nogi. Jedni nie oceniali drugich i vice versa. I była jedna
osoba gdzieś pośrodku. Weronika. Czasem tu, czasem tam. Obowiązkowy wyjątek od
reguły. Tu, w tej Sali, chodziło jednak o ukrycie.</span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ukrycie…
Chyba miał nadzieję, że jeśli go nie widać, to go nie ma. I ona go wtedy nie
zauważy. Ale wiedział, że to tak nie działa.</span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">PS. </span><span style="color: red;"><span style="font-family: verdana;">Aha, jeszcze jedno
zastrzeżenie, ale mocno spoilujące, więc żeby nie było, że nie ostrzegałam</span><span style="font-family: verdana;">!</span></span><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">
</span><span style="color: #444444; font-family: verdana;">Okładka. Okładka wprowadza w błąd, przedstawiając płonący dom. Jeśli niczego
nie pominęłam, to w całej powieści nie ma ani jednego płonącego domu. Oszukańcy!</span></span></div>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-84510415578380161872021-07-07T07:00:00.039+02:002021-07-11T15:34:00.301+02:00"Jak to wyjaśnić?" - czyli odpowiedzi na głupie pytania<div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhldW42e5g_tzRnrFK0dfIhe0fiPpXvhReAz2402zESYhMHXOApDBE16taRB4Lyrh0aUYftQILJFmYoMowSJV5KrILU5t-_W98R26EHz5iac4jnF8SLmNumnkw6AupW9uKIsrnI9XD7a4So/s693/pitala.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="693" data-original-width="500" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhldW42e5g_tzRnrFK0dfIhe0fiPpXvhReAz2402zESYhMHXOApDBE16taRB4Lyrh0aUYftQILJFmYoMowSJV5KrILU5t-_W98R26EHz5iac4jnF8SLmNumnkw6AupW9uKIsrnI9XD7a4So/s320/pitala.jpg" /></a></div>Autor</b>: Kacper Pitala</span></div>
<div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Tytuł</b>: <i>Jak to wyjaśnić? W poszukiwaniu odpowiedzi na
pytania, które pozornie nie mają odpowiedzi</i></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Miejsce i rok wydania</b>: Kraków 2021</span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Wydawca</b>: Otwarte</span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Dawno, dawno temu, za dzieciaka
miałam takie trzy książeczki: <i>Dlaczego woda jest mokra</i>,
<i>Dlaczego sól jest słona</i>
i <i>Dlaczego zebra jest w paski</i>
– trzy pozycje z krótkiej
serii „odpowiedzi na głupie pytania” Jana Rurańskiego. I
wprawdzie kompletnie już nie pamiętam żadnej z odpowiedzi na
tytułowe pytania, ale siedzi mi w głowie wspomnienie, że te
książki mi się bardzo podobały. I co tu dużo kryć: kiedy
trafiłam na <i>Jak to wyjaśnić?</i>,
trochę strzeliła mnie nostalgia. Albo może po prostu nigdy nie
wyrosłam z fazy „chcę wiedzieć rzeczy, ale tak, żeby to było
ciekawe i nie wymagało za dużo nauki”. Tak
czy owak, książka Kacpra Pitali okazała się bardzo trafionym
nabytkiem.</span></div>
<div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee; font-style: normal;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Trzeba powiedzieć to bardzo jasno i
wyraźnie: to nie jest tytuł dla ludzi z takim prawdziwie naukowym
zacięciem, którzy przez lata siedzą w astrofizyce, biologii czy inszych
dziedzinach. </span><i>Jak to wyjaśnić?</i><span style="font-style: normal;"> to książka popularnonaukowa i w tym określeniu mamy duży nacisk na człon
„popularno-”. I w sumie to bardzo dobrze – jak ktoś potrzebuje
czegoś więcej, to ma specjalistyczne, stricte naukowe publikacje.
Kacper Pitala zapewnia czytelnikowi kilka garści bardzo fajnych
ciekawostek, którymi możemy się pochwalić w towarzystwie w
najmniej odpowiednich momentac</span><span style="font-style: normal;">h
i pełne autentycznej pasji poszukiwania odpowiedzi na pytania typu "kiedy jest teraz?" czy "czym jest nic?" (stąd nie powinno budzić zdumienia moje skojarzenie z
książeczkami z dzieciństwa). Te pytania są, oczywiście, troszkę pretekstowe, bo tłumacząc na przykład, dlaczego pojęcie jest zielone, tak naprawdę autor rzuca w czytelnika miniwykładem w ogóle o postrzeganiu kolorów, złudzeniach optycznych i tego typu rzeczach, które - przynajmniej na pozór - nie mają za wiele wspólnego z samym "zielonym pojęciem". Ale to wcale nie znaczy, że te główne pytania są bez znaczenia i zostawia się je bez żadnej odpowiedzi. Po prostu docieramy do niej dość okrężną drogą. Człowiek nawet nie zauważa, kiedy do jego głowy wślizguje się jakaś wiedza i - co ważne - ciekawość, chęć samodzielnego pogłębienia tematów. Bo przecież ta książka nie mówi nam wszystkiego. Bah, nawet nie próbuje udawać, że wyczerpuje jakikolwiek temat. Ona ma zaledwie zaczepić wędkę - reszta zależy od nas. I wydaje mi się, że to jest bardzo zgodne z założeniami publikacji popularnonaukowych. Mają popularyzować, a nie dawać gotowe odpowiedzi na wszystko.</span><span style="font-style: normal;"> </span><span style="font-style: normal;">A
co jeszcze lepsze, czytelnik nie jest zostawiony sam sobie z tą
rozbudzoną ciekawością, bo do każdego rozdziału dostajemy
bibliografię. Bardzo mnie to ucieszyło i jestem mocno przekonana,
że w bliższej lub dalszej przyszłości z tego sobie skorzystam.</span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Autor sam przyznaje, że nie jest
ekspertem w tematach poruszonych w książce – nie znał się na
nich, ale go zainteresowały, więc po prostu zaczął szukać
informacji. Myślę, że w tym tkwi tajemnica sukcesu </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Jak
to wyjaśnić?</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> – bo nie sztuką
byłoby zalanie czytelnika wiedzą i </span><span style="text-indent: 1.3cm;">wieloletnim
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">riserczem, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">być
może takim, które wynika ze studiowania danej dziedziny</span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Myślę zresztą, że to pułapka, której nie uniknął </span><span style="text-indent: 1.3cm;">tak
do końca</span><span style="text-indent: 1.3cm;"> Dawid Myśliwiec w
</span><i style="text-indent: 1.3cm;">Przepisie na człowieka </i><span style="text-indent: 1.3cm;">(więcej
o tej książce innym razem) – </span><span style="text-indent: 1.3cm;">sztuką
jest dokonać takiej selekcji wiedzy, żeby dało się to
zaproponować czytelnikowi w atrakcyjny sposób, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">bez
przytłoczenia go</span><span style="text-indent: 1.3cm;">. W
przypadku </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Jak to wyjaśnić?</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
autor sam jest trochę takim docelowym czytelnikiem – z dużą dozą
pewności więc może ocenić, co będzie fajne, a co stanowi już
nadmiar informacji.</span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><i style="text-indent: 1.3cm;">Jak to wyjaśnić?</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> to lektura
lekka i przyjemna. Jeśli ktoś słyszał autora na jego jutubowym
kanale, bardzo szybko można się zorientować, że jej język jest w
zasadzie jednaki ze stylem prezentowanym na tymże kanale. Do tego
stopnia, że właściwie słyszy się głos Kacpra Pitali podczas
czytania. To trochę creepy, ale </span><span style="text-indent: 1.3cm;">jednocześnie
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">taki płynny, swobodny sposób
pisania sprawia, że całkiem dużo się zapamiętuje.</span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Dodatkowo bardzo spodobało mi się
zakomponowanie całej książki – to znaczy płynne połączenie ze
sobą poszczególnych rozdziałów, tak że z jednego wynika kolejny,
z tego jeszcze następny, a koniec końców wszystko się wdzięcznie
zapętla i w </span><span style="text-indent: 1.3cm;">tych
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">rozważaniach o kosmosie,
czasie i całej reszcie lądujemy w punkcie wyjścia.</span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Jeśli miałabym się do czegoś
przyczepić, to (prawdziwa intelektualistka ze mnie wychodzi w tym
wpisie) brak obrazków. Już tłumaczę: w jednym z rozdziałów
autor omawia kilka złudzeń optycznych. To są dość znane
złudzenia, np. z obiektem rzucającym cień na szachownicę, ale
jednak nie każdy musi znać wszystkie obrazki z internetu. A
opisywanie takiej grafiki i omawianie, na czym polega dane złudzenie,
to dość karkołomne zadanie. Podobnie czytelnika mogła ominąć
sukienkagate, wiecie, z tą sukienką, co to była czarno-niebieska
albo biało-złota. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Przy czym
okej, brak zdjęcia sukienki jeszcze mogę zrozumieć, bo ilustracja
siłą rzeczy musiałaby być w kolorze, ale wspomniana już
szachownica spokojnie dałaby radę w czerni i bieli, więc hej –
czemu by nie?</span><span style="text-indent: 1.3cm;"> To trochę
jakby w podręczniku do polskiego było omówienie „Pejzażu z
upadkiem Ikara”, ale bez zamieszczenia reprodukcji obrazu. Niby się
da, ale jednak trochę dziwnie.</span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">A</span><span style="text-indent: 1.3cm;">le
to chyba był jedyny moment, kiedy rzeczywiście coś mi zazgrzytało.
Owszem, trochę mnie zaskoczył kompletny brak Neila deGrasse Tysona w
bibliografii, ale to wrażenie było tak naprawdę spowodowane tym,
że w pierwszym rozdziale autor objaśnia definicję kosmosu i
zapoznaje czytelnika z pojęciem „linii Kármána” – a ja parę
dni przed lekturą oglądałam krótkie wideo na kanale <a href="https://www.youtube.com/watch?v=-8mM1SYYGwc" target="_blank">StarTalk</a>
właśnie na ten temat. Moja chęć ujrzenia Tysona w bibliografii
więc może być absolutnie subiektywn</span><span style="text-indent: 1.3cm;">a</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
i wynikając</span><span style="text-indent: 1.3cm;">a</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
z moj</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ej</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
sympati</span><span style="text-indent: 1.3cm;">i</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
do tego astrofizyka i popularyzatora nauki </span><span style="text-indent: 1.3cm;">(ma
do perfekcji opanowane bycie jednocześnie zarąbiście mądrym i
proste, atrakcyjne przekazywanie tej wiedzy)</span><span style="text-indent: 1.3cm;">.</span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">T</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ak
poza tym, to po prostu fajna, lekka książka, która da radę i
poszerzyć nieco horyzonty, i zaciekawić. Ja na przykład wreszcie zrozumiałam, czym jest efekt Dopplera, o którym wprawdzie słyszałam wcześniej i tak tyle o ile ogarniałam, ale po prawdzie to jednak nie za bardzo. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Jeśli
ktoś na co dzień śledzi i/lub czyta innych popularyzatorów nauki,
jest pewna szansa, że sporą część ciekawostek z </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Jak to
wyjaśnić?</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> miał okazję już
poznać. Ale raczej wątpię, żeby tak zupełnie wszystkie. Po
lekturze nie staniemy się geniuszami, ale na pewno będziemy mieć
poczucie fajnie spędzonego czasu. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">A
o nanokryształach kameleonów będę pamiętała pewnie jeszcze
długo, bo hej, jeśli to nie jest czyste i radosne saj-faj, to ja
już nie wiem, co nim jest.</span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; break-before: auto; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee; text-indent: 1.3cm;"><i>Ciekawe, że jesteśmy w stanie teoretycznie zajrzeć tak absurdalnie daleko w czasie - choć jest w tym też pewien oczywisty haczyk. Mamy teraz pewną wiedzę na temat naszego uniwersum, wiedzę na temat rządzących nim praw fizyki i limitów takich jak prędkość światła. Na podstawie owej niepełnej wiedzy przewidujemy przyszłość, ale gdy tylko stan wiedzy ulegnie zmianie, nasza wizja nadchodzącej historii wszechświata też może się dramatycznie zmienić. Wiele jest potencjalnych rzeczy, których nie wiemy, albo rzeczy, o których myślimy, że wiemy - ale tylko do czasu, aż ktoś nie udowodni, że się myliliśmy. Jednak póki co nasza wciąż jeszcze młoda nauka przewiduje, że kiedyś, za niewyobrażalnie wiele lat, po wszystkim nie zostanie zupełnie nic.</i></span></span></div>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-70213683415062570262021-06-30T07:00:00.050+02:002021-06-30T07:00:00.255+02:00Wesołego Międzynarodowego Dnia Planetoid!<div style="text-align: left;"><div style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee;"><b style="font-family: verdana; text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjH9hqN-vVUSTsrZOxfrMRmD-h9HSJsO1q5LCu9NgvgudyPuUOxyjnv28zSgmJ8N2TCkcQpf1WIuesh1FgRQokQvFcuALKndPEds40OoRmtZyXamEIN5BXLRrFSFP6La1is2GdDMWxPJjQP/s482/astronauci.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="482" data-original-width="300" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjH9hqN-vVUSTsrZOxfrMRmD-h9HSJsO1q5LCu9NgvgudyPuUOxyjnv28zSgmJ8N2TCkcQpf1WIuesh1FgRQokQvFcuALKndPEds40OoRmtZyXamEIN5BXLRrFSFP6La1is2GdDMWxPJjQP/s320/astronauci.png" /></a></div>Autor</b><span style="font-family: verdana; text-align: justify;">: Stanisław Lem</span></span></div><b style="font-family: verdana; text-align: justify;"><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee;"><b>Tytuł</b>: <i>Astronauci</i></span></div></b></div><div style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee;"><b style="font-family: verdana; text-align: justify;">Miejsce i rok wydania</b><span style="font-family: verdana; text-align: justify;">: Warszawa 2009</span></span></div><div style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee;"><b style="font-family: verdana; text-align: justify;">Wydawca</b><span style="font-family: verdana; text-align: justify;">: Agora</span></span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-family: verdana; text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana;">Kiedy
zaczęłam (po raz kolejny) mozolne wskrzeszanie tego bloga, nie planowałam, że
notki wybiorą sobie akurat środy, żeby się pojawiać. Jakoś samo tak wyszło. A
potem wyszło tak, że 30 czerwca to też środa. I zupełnie bez łączenia jakichkolwiek
kropek, tak po prostu na fali lemowskiego roku, wciągnęłam </span><i style="font-family: verdana;">Astronautów</i><span style="font-family: verdana;">.
I nagle zorientowałam się, że hej: bardziej idealnie nie mogło trafić!</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Oto
więc, w ramach świętowania sto trzynastej rocznicy katastrofy tunguskiej (która
miała miejsce dokładnie 30 czerwca 1908 roku) oraz ustalonego przez ONZ w 2016 roku Międzynarodowego Dnia Planetoid (btw, wiedzieliście, że Brian May, gitarzysta
Queen, jest również astrofizykiem i właśnie jednym z pomysłodawców ustanowienia
tego dnia? Ja nie wiedziałam!), popełniam notkę tak tunguską i tak lemowską, jak
tylko umiem: przed Państwem <i>Astronauci</i>.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">W
ogóle to jest powieść dla mnie prywatnie trochę dołująca: no bo wydana po raz
pierwszy w 1951 roku, czyli Stanisław Lem miał wówczas 30 lat. I taki debiut
powieściowy. Nie żebym zazdrościła, no ale ten – zazdroszczę bardzo. Przy czym oczywiście
nie sposób tutaj nie nadmienić, że </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">Astronauci</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"> są mocno wpisani w czasy,
w których powstali, i w pewnych punktach nie zestarzeli się najlepiej. Z drugiej
jednak strony, czy naprawdę jest tak źle? Nie sądzę.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">Jasne, bardzo łatwo jest dostrzec w </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">Astronautach</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"> cienie komunistycznej
propagandy: mamy bardzo wprost powiedziane, że kapitalizm był błędem i dopiero
porzucenie go na rzecz komunizmu przyniosło ludzkości prawdziwy postęp i – co tu
owijać w bawełnę – szczęście. Kurde, futurystyczny pierwiastek, który umożliwił
człowiekowi eksplorację kosmosu, nazywa się <i>Communium</i>! Z drugiej zaś strony,
Jerzy Jarzębski w posłowiu bardzo gorliwie tłumaczy, że nie, Lem absolutnie nie
dał się uwieść systemowi i to w ogóle o coś innego chodziło – i w pierwszej
chwili nawet się zdziwiłam, że po jaką cholerę tak bronić pisarza, przecież
dobra książka to po prostu dobra książka, nikt nikogo nie oskarża… a potem
pomyślałam sobie, że pewnie przez wiele lat Lem rzeczywiście był oskarżany i
ten defensywny ton posłowia Jarzębskiego nie wziął się znikąd. Próbuje czarować
rzeczywistość, bo wielu było takich, którzy próbowali z kolei wmawiać Lemowi
dziecko w brzuch.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">I
uświadomiłam sobie, jak bardzo to wszystko jest dla mnie bez sensu. W momencie
publikacji </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">Astronautów</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">, Stanisław Lem miał – jak wspomniałam – trzydzieści
lat. </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"> </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">Jego młodość to II wojna światowa,
a żydowskie pochodzenie nie ułatwiało mu w tamtym czasie życia. I myślę sobie,
że gdybym była takim dwudziestoparolatkiem zaraz po wojnie, pewnie też bym
chciała wierzyć w propagandę, którą rzucałaby we mnie władza. Świat jest
wówczas prostszy i czytelniejszy, daje nadzieję po okropieństwach wojny. Dodatkowo oczywiście dochodzi cenzura: można
publikować teksty zgodne z jedyną słuszną linią albo nie publikować wcale.
Zazwyczaj człowiek musi chociażby jeść, żeby żyć, więc jednak opcja „publikować”
wydaje się nieco lepsza. Tak więc naprawdę nie widzę powodów, żeby czepiać się
Lema o komunistyczne naleciałości w </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">Astronautach</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">. Tak, są obecne. I nie,
nie są niczym złym.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;">W
ogóle to jest nawet trochę zabawne, że te peany na cześć komunizmu miałyby
komukolwiek przeszkadzać – bo przecież one nie są niczym dziwnym czy
odosobnionym w historii. W analogiczne tony uderzały Stany Zjednoczone – i uderzają
w sumie dalej. Kurde, nie szukając daleko, Star Trek jest pełen idealistycznego
pierdololo, na które jednak mało kto narzeka, no bo jest okołoamerykańskie, a
nie radzieckie. Myślę, że jednak dorośli ludzie powinni umieć odróżnić pochwalanie
pewnych ideałów (jak wspólna praca ponad podziałami, altruizm czy odrzucenie
zabobonów) od pochwalania całych systemów, które w jakimś punkcie podpierały się
tymi ideałami.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;">Ale
do rzeczy, bo poświęciłam zdecydowanie za dużo miejsca na uwagi zupełnie
poboczne.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">Jak
się bronią dziś </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">Astronauci</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">? Świetnie. Naprawdę moim zdaniem świetnie.
Ich bodaj największym problemem jest to, że przez ostatnie siedemdziesiąt lat
nauka poszła do przodu – no i zarówno nasza wiedza o katastrofie tunguskiej,
jak i o Wenus, jest bez porównania większa niż w roku 1950. Jeśli chodzi o ten
pierwszy temat, to w sumie traktuję to raczej jako wycieczkę sentymentalną niż
jakiś rzeczywisty mankament. Sama pamiętam, jak za dzieciaka z zapartym tchem
oglądałam jakieś dokumenty na Discovery o tym, jak to nie wiadomo, co się wtedy
wydarzyło. Ta nuta tajemnicy, choć teraz już nieco osłabła, nadal żyje gdzieś w
pamięci. Nadal przypomina, że nie wiemy wszystkiego.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;">Jest
jeszcze drugi temat: Wenus. Dziś wiemy, że planeta opisana przez Lema nie ma
nic wspólnego z Wenus krążącą wokół naszego Słońca. Ale to aż niebywałe, jak
bardzo mi to nie przeszkadzało w czasie lektury. W sumie wystarczy wyobrazić
sobie, że to dowolna inna planeta – choćby i fikcyjna. Ot, jakiś glob, którego
istnienie w Układzie Słonecznym zakładamy dla potrzeb fabuły. Nie takie rzeczy
autorzy kazali łyknąć czytelnikom. A planeta sama w sobie jest super ciekawa, spójnie
pomyślana, zagadkowa i przekonująca. No i, przede wszystkim, strasznie wciąga.
Czym jest Martwy Las? O co chodzi z dziwną białą kopułą? Dokąd prowadzi tajemnicza
rura? Czy w ogóle są jacyś mieszkańcy, z którymi można by próbować się
porozumieć? Tak, nie jest to wszystko zgodne ze współczesnymi odkryciami. A wiecie, co jeszcze nie jest zgodne ze współczesnymi odkryciami?<i> Księżniczka Marsa</i> Burroughsa. I cóż z tego? Absolutnie nic. Bo to dalej świetnie się czyta. Bo liczy się fabuła.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;">Okej,
w którym momencie widać, że powieść się zestarzała? Kiedy Lem sugeruje, że
świetnym pomysłem byłoby ocieplenie biegunów. Bo, rozumiecie, tam bez sensu
jest tak zimno, tyle miejsca się marnuje. Hej, zróbmy atomowe ciulwieco i
zlikwidujmy lodowce. Przy dzisiejszej wiedzy o zagrożeniach płynących z antropogenicznych
zmian klimatu to brzmi niemal groteskowo. Ale hej – można na to przymknąć
oko. To i tak nie ma wpływu na właściwą historię.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">Owszem,
nie jest łatwo wsiąknąć w tę powieść. Jeśli w przypadku </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;">Solaris</i><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"> wspominałam
o obszernych fragmentach z ekspozycją, to tutaj ekspozycja przekracza granice
rozsądku. Niemal jedna trzecia książki to bardzo szerokie i rzetelne
zarysowanie historii badań nad katastrofą tunguską, a także dokładny opis
konstrukcji Kosmokratora. Prawdę mówiąc, wcale się nie dziwę, że zaczynałam tę
powieść jakieś trzy razy (a zaczynałam – od kilku lat robiłam do niej podejścia).
Tu trzeba być przygotowanym. Trzeba wiedzieć, na co się zgadzamy. Autor nie
wrzuci czytelnika od razu w wartką akcję. Ale jeśli czytelnik da się ponieść
historii, to jej zwieńczenie będzie bardzo satysfakcjonujące.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;">W
dodatku tych wspomnianych wcześniej naleciałości komunistycznych tak naprawdę
później w ogóle nie ma, bo i uwaga narratora skupia się na zupełnie innych
problemach.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%; text-indent: 35.45pt;"><o:p><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></o:p></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;">Bohaterowie
są ciekawi, wiarygodni i nie są przesadzeni. Postać, z perspektywy której
poznajemy przygody załogi Kosmokratora, pilot Smith, prawdę mówiąc chyba żadnej
roboty nie wykonuje jak należy. Rozbije samolot, narazi całą ekspedycję przez
swoje nierozsądne decyzje, a nawet zaśpi – jeśli coś da się spieprzyć, on to
spieprzy. Jednocześnie nie odnosi się wrażenia, że jest kulą u nogi reszty
załogi. Jest po prostu człowiekiem. I ma swoje mocne strony, po prostu nie zawsze
to właśnie one są w cenie. Pozostali bohaterowie zresztą też nie są nieomylni,
dzięki czemu jakoś tak przyjemniej śledzi się ich perypetie. Czujemy żal, kiedy
Czandrasekar (niezmiennie nurtuje mnie, czy ten bohater jest w jakimś stopniu
inspirowany Subrahmanyanem Chandrasekharem, choć pewnie nie) musi zostać na
pokładzie rakiety i pilnować Maraxa, podczas gdy w gruncie rzeczy chciałby choć
raz rozejrzeć się po planecie. Czujemy ciężar decyzji podejmowanych przez Arseniewa.
To wszystko po prostu działa.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="color: #eeeeee;"><i style="font-family: verdana; text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;">Astronauci</span></i><span style="font-family: verdana; line-height: 115%; text-indent: 35.45pt;">
to świetna pozycja, tylko trzeba wiedzieć, na co się porywamy. Tak, mamy tam
echa minionego ustroju. Mamy też nieco przestarzałą wiedzę. Ale poza tym, mamy
też bardzo ciekawą historię, stworzony z rozmachem i pomysłem świat, fajnych bohaterów
i tajemnicę, którą bardzo chciałoby się rozwiązać. Może nie należałoby zaczynać
od tego tytułu swojej przygody z twórczością Lema, ale na pewno jest na <i>Astronautów</i>
miejsce w puli lemowskiej prozy do przeczytania. Z początku może męczyć, ale ze
wszech miar warto. Warto widzieć, jak to się wszystko zaczęło: to zgłębianie
obcości, konfrontowanie ludzkości z kosmicznymi bytami. Te koncepcje, które z
czasem rozwinęły się w <i>Solaris</i> czy <i>Niezwyciężonym</i>. Dla mnie to
trochę jak poznanie historii Trelane’a z oryginalnej serii Star Treka w kontekście
późniejszego pojawienia się Q – niby jeszcze nie to, ale już widać zarys myśli. Bardzo fajne i bardzo cenne. A z czasem tylko zyskuje.</span></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></i></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><i style="text-indent: 35.45pt;"><span style="line-height: 115%;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">-
Siedemdziesiąt sześć głosów padło za pokojowym rozwiązaniem konfliktu –
powiedział. – Decyzja ta nie jest oczywiście ostateczna, ale nie o to tej chwili chodzi. Od z górą ośmiuset tysięcy
lat żyje na Ziemi gatunek ludzki. W czasie pełnej trudów i cierpień drogi
pokoleń poznał on nie tylko sposoby opanowania sił przyrody, ale nauczył się także
kierowania siłami społecznymi, które przez całe wieki udaremniały postęp,
zwracając się przeciw człowiekowi. Epoka wyzysku, nienawiści i walki skończyła
się wreszcie kilkadziesiąt lat temu zwycięstwem wolności i współpracy narodów.
Jednakże nie jest nam dane spocząć i zadowalać się osiągnięciami. Na progu
nowej ery nastąpiło pierwsze zetknięcie cywilizacji ludzkiej z pozaziemską, i
oto wydano na nas wyrok zagłady. Cóż mamy począć? Czy na groźbę rzuconą z innej
planety opowiedzieć ciosem, który zniszczy atakujących? Moglibyśmy tak zrobić
tym swobodniej, że mamy do czynienia z istotami całkowicie od nas odmiennymi,
którym nie można przypisać ani uczuć, ani umysłowości ludzkiej. A jednak, mając
do wyboru wojnę i pokój, wybraliśmy pokój. W tym naszym kroku widzę głęboką więź
człowieka z całym Wszechświatem. Minęła epoka, w której uważaliśmy Ziemię za
planetę wybraną spośród wszystkich.
Wiemy, że w nieskończonej przestrzeni toczą się miliardy światów
podobnych do naszego. Cóż stąd, że istniejące na nich formy czynnego trwania,
które nazywamy życiem, są nam nieznane,. My, ludzie, nie uważamy się za lepszych
ani gorszych od wszystkich innych mieszkańców wszechświata. Prawda, z naszą decyzją
wiąże się nieprzewidziane ryzyko, olbrzymie trudy i niebezpieczeństwa. Mimo to
jesteśmy jednomyślni. My, uczeni, służymy społeczeństwu, jak wszyscy jego członkowie.
Jesteśmy równymi wśród równych, ale jedno jest nam dane szczodrzej niż innym.
Odpowiedzialność. Podejmujemy ją świadomi naszego obowiązku wobec świata.</span></span></i></div>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-80386073482009291012021-06-23T07:00:00.001+02:002021-06-23T07:00:00.249+02:00Rok Lema: "Solaris"<div style="text-align: left;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_GlhRhpqSipzE-XRGrpCaKbvCEzx9-SNI7m4ByVH4491QVQnBK4jJ-_a1hAF1_xiAStgDzQbnSapTxzP7wUwxGJsOR7bZoIQjWwhhrAJrVQbxh4yH5VOg-26Hkdn-JxvilFv8iNDlw0dc/s661/solaris.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" data-original-height="661" data-original-width="419" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_GlhRhpqSipzE-XRGrpCaKbvCEzx9-SNI7m4ByVH4491QVQnBK4jJ-_a1hAF1_xiAStgDzQbnSapTxzP7wUwxGJsOR7bZoIQjWwhhrAJrVQbxh4yH5VOg-26Hkdn-JxvilFv8iNDlw0dc/s320/solaris.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;"><b>Autor</b>: Stanisław Lem</div></b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Tytuł</b>: <i>Solaris</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Miejsce i rok wydania</b>: Warszawa 2008</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Wydawca</b>: Agora</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana;">Pomyślałam, że może trzeba
poczytać trochę mądrych rzeczy.
A sk</span><span style="font-family: verdana;">oro i tak jest rok Lema,
to czemu by nie wrócić do tego autora, którego dotąd znałam
głównie z Ijona Tichego oraz <i>Fiaska</i>.
No i Ulv we mnie rzucił Lemami z domowej biblioteczki. Chyba więc
nie miałam wyboru. Zaczęłam
od <i>Solaris</i> (teraz
wreszcie będę mogła obejrzeć ekranizacje i
Słynny Pośladek Clooneya).</span></span></div>
<div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">O czym konkretnie jest </span><i>Solaris</i><span style="font-style: normal;">,
zapewne cała ludzkość już od dawna wie. </span><span style="font-style: normal;">Ale
prawdę mówiąc, nawet jeśli ktoś nie wie, to w sumie samo to, o czym jest powieść, trudno nazwać spoilem.
Bo przecież o tym, że ocean na Solaris żyje, czytelnik dowiaduje
się niemal od razu po rozpoczęciu lektury. Wkrótce potem z
łatwością przychodzi rozkminienie, skąd się biorą dziwni goście
wewnątrz stacji. </span><span style="font-style: normal;">I właściwie
w ogóle nie jestem w stanie więcej powiedzieć o wydarzeniach zachodzących na Solaris</span><span style="font-style: normal;">.
To nawet zabawne, że mimo wszystko powieść ma całkiem uczciwą
pojemność i, co więcej, przez cały czas trzyma w napięciu. Na
dobrą sprawę można by to samo streścić w opowiadaniu.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">No, ale to by oznaczało
wyrzucenie na przykład wielostronicowego zarysowania historii
solarystyki – wszystkich nazwisk badaczy, kolejnych teorii na temat
oceanu czy nomenklatury związanej z aktywno</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ścią
fal. Jak my byśmy sobie bez tego poradzili?</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;">Okej, okej – trochę sobie
śmieszkuję, oczywiście. Faktycznie na pierwszy rzut oka ta
historii solarystyki wydaje się absurdalnie zbędna – i zresztą
może jest zbędna, ale trzeba przyznać, że nadaje powieści fajny
klimacik. Czytelnik wsiąka w ten akademicko-naukowy światek, </span></span><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;">w
którym profesorowie spierają się o detale, które nie interesują
nikogo poza nimi – i to jest tak niesamowicie przekonujące. Tak
bardzo widać, że autorem jest osoba obeznana z tą rzeczywistością,
a w konsekwencji również bohaterowie, którzy wszak są uczonymi,
stają się przekonujący (nawet jeśli noszą te straszne siatkowe
koszule).</span></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">A</span><span style="text-indent: 1.3cm;">le
tak abstrahując od śmieszków – będę spoilować. Uczciwie
ostrzegam.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">O</span><span style="text-indent: 1.3cm;">gromnie
podoba mi się też relacja Kelvina z innymi. To znaczy jasne, moim
ulubionym bohaterem i tak był Sartorius, ale to właściwie nie jest
nic zaskakującego. Pojawia się raptem w dwóch scenach na krzyż i
nic o nim nie wiadomo, może poza faktem, że wydaje się wkurzony na
cały świat – wyobraźnia robi swoje. Na przykład ogromnie jestem
ciekawa, czym był jego „gość”.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ale Kelvin obracał się głównie w
towarzystwie dwóch osób: Snauta oraz Harey. Bardzo interesująca
jest stopniowa zmiana nastawienia bohatera do tej drugiej: z
początkowej ostrej niechęci czy wręcz lęku, przechodzimy do
totalnej akceptacji, wręcz jakiegoś koślawego zastępczego
romansu, w którym obie strony wiedzą, że to nie ma szans, ale chcą
się oszukiwać, ile się da, bo to lepsze niż nic. I wprawdzie nie
mamy obszernej ekspozycji, w której poznalibyśmy pełną historię
związku sprzed tragicznej śmierci kobiety, ale to zdecydowanie nie
jest konieczne, bah, tak jest nawet lepiej. Czytelnik wie dokładnie
tyle, ile musi, żeby nadążyć za wątkiem. Chciałabym, żeby
współcześni twórcy tak dobrze potrafili wyczuć granicę między
całkowicie zbędnym przytaczaniem dokładnej genezy wszystkiego a
wrzuceniem odbiorcy w chaos bez jakichkolwiek odpowiedzi czy nawet
sugestii. Tutaj Lem zrobił to, moim zdaniem, idealnie.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ale głównym bohaterem pozostaje
jednak ocean i w ogóle cała Solaris – Kelvin, Snaut czy Sartorius
to tylko obserwatorzy, którzy mówią nam coś o kondycji ludzi w
tej wersji przyszłości, ale bardzo niewiele dowiadujemy się od
nich o tytułowej planecie.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">A to jest fantastyczna planeta, jak
Jeżusia kocham. I pomijam już nawet samą ideę żywego oceanu i
prób zrozumienia go – oczywiście, to jest pasjonujące i po
lekturze człowiek nadal się zastanawia, która z interpretacji
zjawiska, przedstawionych przez bohaterów, jest właściwa: czy
ocean próbował porozumieć się z przybyszami z Ziemi? Czy był
czymś w rodzaju rodzącego się bóstwa? Do mnie dość mocno
przemawia wyjaśnienie z kosmicznym dzieckiem, które po prostu
wypróbowuje swoje możliwości i bawi się – jasne, ludziom może
wydawać się istotą przepotężną, niemal boską, zagadkową i
nieskończenie starą, ale ludzka perspektywa jest jednak bardzo
biedna. Tymczasem ocean przypomina mi trochę (uwaga, to będzie
dalekie skojarzenie) Trelane’a z odcinka </span><i style="text-indent: 1.3cm;">The Squire of
Gothos</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> z oryginalnej serii Star
Treka. Trelane również jawi się Kirkowi i reszcie jako
wszechmogący i również nie wiemy, do jakiego gatunku należy. Ale
pod koniec odcinka dowiadujemy się, że w istocie nasz rozrywkowy
kosmita jest niczym więcej, jak tylko psotnym dzieckiem, które
zaraz dostanie opiernicz od rodziców.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Nie twierdzę, że ocean na Solaris
ma gdzieś swoich kosmooceanicznych rodziców, ale swobodnie może
być dzieckiem. Nawet to jego umykanie przed dotykiem ludzi wygląda
mi trochę na takie droczenie się.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Ale ja miałam nie o tym: bo
jakkolwiek sam zamysł oceanu jest oczywiście świetny, to tym, co
mnie naprawdę zafascynowało, były opisy Solaris. Niesamowicie
piękne i plastyczne opisy wzbudzonego, bulgocącego oceanu,
spienionych formacji, które pojawiają się nad powierzchnią na
kilka godzin tylko po to, by z powrotem zatonąć, a to wszystko w
zmieniającym się świetle dwóch słońc, które sprawiają, że
planeta za każdym rzutem oka wygląda nieco inaczej. Te opisy
zresztą skojarzyły mi się z totalnie doskonałymi opisami z </span><i style="text-indent: 1.3cm;">2001:
Odysei kosmicznej</i><span style="text-indent: 1.3cm;">, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">które
uwielbiam. Dodatkowo tutaj wiem, że to co przeczytałam,
rzeczywiście w takiej formie zostało napisane i nie muszę się
zastanawiać, jak to brzmi w oryginale i co poprawił, a co popsuł
tłumacz.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Wcale się nie dziwię, że </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Solaris</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
jest tak popularną powieścią Lema. Jest na tyle oderwana od
rzeczywistości, że świetnie się starzeje, a jednocześnie to co
znane, ludzkie, jest w niej bardzo wiarygodne. Mamy i trochę dramatu
człowieka, który dostał szansę na naprawienie swoich błędów z
przeszłości, a może nawet na swego rodzaju odkupienie, i trochę
rozkmin o prawdzie i o tym, co znaczy właściwie </span><i style="text-indent: 1.3cm;">życie</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
a na pierwszym planie oczywiście próbę nawiązania kontaktu z
</span><i style="text-indent: 1.3cm;">obcym</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> – takim bardzo
obcym, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">obcym w stopniu, który
tak naprawdę uniemożliwia jakiekolwiek porozumienie. Ale mam
wrażenie, że ani Solaris, ani specjaliści w dziedzinie solarystyki
nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i powieść nie jest tak do
końca pozbawiona nadziei.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></i></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee;">Tak to wygląda: gładka powierzchnia marszczy się, uspokojony
już, zaschłymi pianami okryty przybój poczyna wrzeć, od
horyzontów pędzą współśrodkowe ciągi fal, takich samych
umięśnionych kraterów jak te, które asystują narodzinom mimoidu,
ale tym razem rozmiary ich są nieporównanie większe. Podmorska
część symetriady zostaje ściśnięta, kolos podnosi się z wolna
w górę, jakby miał zostać wyrzucony poza obręb planety,
wierzchnie warstwy oceanicznego gleju zaczynają się aktywizować,
wpełzają coraz wyżej, na boczne ściany, powlekają je, tężejąc,
zamurowują wyloty, ale to wszystko jest niczym w porównaniu z tym,
co zachodzi jednocześnie w głębi</span>.</span></i></div>Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-13272595517876772512021-06-16T07:00:00.027+02:002021-06-16T07:00:00.265+02:00Jak DC Comics spełnia marzenia: "Zegar Zagłady"<div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVYDkd0hyphenhyphen9KYz6gXTLK1HVVgXpxhV4L_2PUpNxNUHPHkFvItZPzzZgBizK1bG5wxa2NBMIiXTunefemcfGNUd_UF-Bqj37e2ASJcnKeow93T0J-d2WJh90PHUYKlyf0zzrJ3B-RW7_ZsH8/s733/zegar.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="733" data-original-width="477" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVYDkd0hyphenhyphen9KYz6gXTLK1HVVgXpxhV4L_2PUpNxNUHPHkFvItZPzzZgBizK1bG5wxa2NBMIiXTunefemcfGNUd_UF-Bqj37e2ASJcnKeow93T0J-d2WJh90PHUYKlyf0zzrJ3B-RW7_ZsH8/s320/zegar.jpg" /></a></div>Autor</b>: Geoff Johns (scenariusz), Gary Frank (ilustracje)</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Tytuł</b>: <i>Zegar Zagłady</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Tytuł oryginału</b>:<i>
</i><i>Doomsday Clock</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Tłumaczenie</b>:
Jacek Drewnowski</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Miejsce i rok wydania</b>: Warszawa 2020</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b>Wydawca</b>: Egmont</span></div>
<div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Ze </span><i>Strażnikami</i><span style="font-style: normal;">
zetknęłam się po raz pierwszy w połowie 2016 roku za
pośrednictwem filmu Zacka Snydera. Filmu, który mnie absolutnie i z
miejsca urzekł. Do tego stopnia, że zaraz rzuciłam się na komiks,
który – o ile to w ogóle możliwe – okazał się jeszcze
lepszy. </span><span style="font-style: normal;">Kiedy tylko więc
pojawiła się możliwość zapoznania się z serią komiksowych
prequeli do </span><i>Strażników</i><span style="font-style: normal;">,
bez zbędnego zastanowienia wgryzłam się w lekturę. </span><span style="font-style: normal;">I
było… cóż, może nie bardzo źle, ale przede wszystkim: bardzo,
bardzo nierówno. Geneza Ozymandiasza na przykład irytująca,
Komedianta – niezgodna z tym, co pamiętałam z oryginalnej
historii, rozdział o Gwardzistach zaś był chaotyczny i tylko
trochę wynagradzał to plot twist z Zakapturzonym Sędzią. Toteż
koniec końców </span><span style="font-style: normal;">moje
pragnienie przedłużenia jakoś przygody ze </span><i>Strażnikami</i><span style="font-style: normal;">
pozostało niezaspokojone.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">A później tu i ówdzie zaczęły
migać jakieś plotki o crossoverze uniwersum DC i Watchmenów. W
internetach można było zobaczyć ilustrację przedstawiającą
Batmana trzymającego znaczek Komedianta. Jakby tego było mało,
były też grafiki z Batmanem i Rorschachem podającymi sobie dłonie
– koncept tyleż zarąbisty, ile nierealny ze względu na
dramatyczne różne podejścia tych dwóch bohaterów do konceptów
dobra i zła.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">No i stało się: rozbudzony
plotkami i obrazkami mózg wreszcie dostał świeże mięsko w
postaci komiksu </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Zegar Zagłady</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
czyli sequela </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Strażników</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
wprowadzającego oryginalnych bohaterów </span><span style="text-indent: 1.3cm;">z
tego ostatniego </span><span style="text-indent: 1.3cm;">do świata
Batmana i reszty. Można by zapytać: czegóż właściwie chcieć
więcej?</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">No więc na dobry początek można
by chcieć, żeby napisał to Alan Moore.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Całkiem serio: mam wrażenie, że
głównym problemem wszystkich postrażnikowych produkcji jest fakt,
że scenariusze tworzyli inni ludzie. Może zdolni, może mega
kompetentni, niemniej zupełnie nie dawali rady pociągnąć ani
oryginalnego klimatu, ani ponadczasowości niektórych wątków, ani
pogłębienia bohaterów. Seria prequeli wygląda jak zbiór fanfików
– lepszych i gorszych, ale nadal to tylko fanfiki. W sumie podobnie
serial HBO – co prawda to akurat bardzo dobry fanfik, fajnie
osadzony w komiksie, ale nadal nie wsiadł mi tak bardzo jak komiks
Moore’a czy nawet film Snydera. </span><span style="font-style: normal;">I
w Zegarze Zagłady mamy to samo: to dobry fanfik, ale jednak tylko
fanfik. Nawet nie wiem, czy w DC ktoś faktycznie uznał, że hej,
mam super pomysł na taki crossover, czy jednak najpierw dotarły do
nich wieści, że fanom się coś takiego marzy, więc stwierdzili
„jedziemy – da się zrobić”.</span></span></div><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfLl6ds7es7a9r1YI1kU7H7c7v2_YWqjqn_etSpTXsASg5Bj5QAjjKRWcj388XPVBto-j0utx7cNoeRTOvbX9LSeh3-pxmN4NArdIVsAqRxv6a4cr7nNeZkmuOE9-gzFRqgh2xy40cAgPq/s1106/36919428o.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; display: inline !important; font-family: verdana; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="1106" data-original-width="723" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfLl6ds7es7a9r1YI1kU7H7c7v2_YWqjqn_etSpTXsASg5Bj5QAjjKRWcj388XPVBto-j0utx7cNoeRTOvbX9LSeh3-pxmN4NArdIVsAqRxv6a4cr7nNeZkmuOE9-gzFRqgh2xy40cAgPq/s320/36919428o.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: x-small;">Acz nawiązania do dawnego<br />Rorschacha są bardzo udane.<br />(<a href="https://egmont.pl/Zegar-zaglady,34405412,p.html" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">R</span><span style="font-style: normal;">orschach
właściwie nie miał w sobie nic z Rorschacha (co z pewnych względów
jest zrozumiałe, ale moim zdaniem spokojnie dałoby się tu lepiej
powiązać dwóch bohaterów), Komediant właściwie w ogóle stracił
osobowość, nawet Joker się w żaden sposób nie popisał.
Wprowadzenie w historię Mima i Marionetki wydało mi się zbędne,
bo cała historia ma już tak dużo bohaterów, że naprawdę nie ma
potrzeby dorzucania nowych.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Inna sprawa, że Mim i Marionetka
jako tacy byli dość interesującą parą i myślę, że samodzielna
opowieść o nich byłaby zupełnie niezła. Po prostu w Zegarze
Zagłady mam wrażenie, że postacie są wpychane kolanem jak
zapasowa para gaci do napęczniałej walizki, z której wszystkimi
szczelinami sterczą już ciuchy i zaraz zapewne trzaśnie zamek.
</span><span style="font-style: normal;">Przez to mało który bohater
ma szansę fajnie się zaprezentować i w przypadku wspomnianego
Jokera na przykład miałam wrażenie, że jest tylko po to, żeby
być – no bo jak jest Batman, to wypada, żeby pojawił się Joker.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">I teraz nie wiem: może komiksy DC
tak po prostu wyglądają. Może scenarzyści wychodzą z założenia,
że charaktery bohaterów czytelnik poznał już czterdzieści lat
temu i teraz wystarczy, żeby oni wszyscy robili rzeczy. Wprawdzie
nie miałam takiego wrażenia przy tych komiksach z DC, które
czytałam do tej pory, ale może miałam wyjątkowe szczęście.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Słowem: był przesyt bohaterów i
niedosyt satysfakcjonującego rozwinięcia choćby kilku z nich.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Dziwnie czytało mi się fragmenty z
perspektywą Manhattana, </span><span style="font-style: normal;">bo
zastosowano przy nich dokładnie ten sam zabieg, który wypadł
bardzo interesująco w </span><i>Strażnikach</i><span style="font-style: normal;">
– tylko że powtórka </span><span style="font-style: normal;">z
zasady </span><span style="font-style: normal;">rzadko kiedy wypada
równie dobrze </span><span style="font-style: normal;">jak pierwowzór
– przez samo to, że jest powtórką</span><span style="font-style: normal;">.
</span><span style="font-style: normal;">N</span><span style="font-style: normal;">ie
mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorzy uznali „hej, to się
podobało w tamtym komiksie – zróbmy tak samo!”. To już lepiej
na tym tle wypada historia </span><span style="font-style: normal;">Dra
</span><span style="font-style: normal;">Manhattana z prequeli, bo tam
autor poszukał nowego sposobu na pokazywanie oglądu rzeczywistości
przez kogoś, kto istnieje jednocześnie we wszystkich czasach i
przestrzeniach. </span><span style="font-style: normal;">W </span><i>Zegarze
Zagłady</i><span style="font-style: normal;"> wyraźnie zabrakło
świeżego pomysłu, jak można by wykorzystać potencjał tej
postaci.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><br /></div><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_Mb5mOWDFgerNqrpuL-PiD-tge5_ETu5QrN6RadiLticDFZ6kAUrLNW_H9s_pLxK4egm2jalsPA76hGbsh9jCAQ46fXZCj20IJbXkobWniW7g-Bi6mzoEantU0pOAJdIwwT0bGHYK5xgz/s2508/IMG_20201221_202514_392.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; display: inline !important; font-family: verdana; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="2508" data-original-width="1254" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_Mb5mOWDFgerNqrpuL-PiD-tge5_ETu5QrN6RadiLticDFZ6kAUrLNW_H9s_pLxK4egm2jalsPA76hGbsh9jCAQ46fXZCj20IJbXkobWniW7g-Bi6mzoEantU0pOAJdIwwT0bGHYK5xgz/s320/IMG_20201221_202514_392.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-size: x-small;">Teksty przebiegające <br />przez klejenie <br />to rzadko kiedy<br />dobry pomysł.</span></td></tr></tbody></table><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Mimo całego tego czepialstwa muszę
podkreślić, że dobrze się bawiłam podczas lektury. Jasne, nie są
to </span><i>Strażnicy</i><span style="font-style: normal;">, o
jakich nic nie robiłam. Historia nie ma tej wagi, bohaterowie są
pisani trochę naprędce i niektórzy wydają się zupełnie zbędni.
Ale jednocześnie fabuła po prostu wciąga, wątki się przeplatają,
akcja toczy się dynamicznie i nie można narzekać na nudę. Jak
wspomniałam, Mim i Marionetka, choć może w złym czasie i miejscu,
są ogólnie bardzo ciekawymi postaciami (szczególnie Mim i jego
niezwykły pistolet*).</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Ponadto </span><i>Zegar Zagłady</i><span style="font-style: normal;">
jest bardzo ładnie narysowany. Fajne kadry, staranna kreska,
wyrazisty klimat poszczególnych scen – pod tym względem nie mam
najmniejszych powodów do kręcenia nosem.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Aha, muszę nadmienić, że jestem
złym </span><span style="font-style: normal;">i leniwym </span><span style="font-style: normal;">człowiekiem:
nie przeczytałam wszystkich informacji o bohaterach, </span><span style="font-style: normal;">które
zostały zawarte</span><span style="font-style: normal;"> między
poszczególnymi częściami. Nawet nie chodziło o sam fakt, że dużo
literek (a dużo, w dodatku zdarzało się, że literki wypadały w
klejeniu, więc części słów trzeba się było domyślać), tylko
o to, że przedarcie się przez całe te informacyjne wstawki (choć
te wstawki same w sobie super ciekawe!) okropnie wyrywało mnie z
właściwej historii i miałam wrażenie, że zanim skończę to
czytać, </span><span style="font-style: normal;">zdążę zapomnieć</span><span style="font-style: normal;">,
na czym w ogóle stoimy z fabułą.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: verdana;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">__________________</span></div><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">*</span><span style="text-indent: 1.3cm;">)
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Ulvie, nie rechocz!</span></div></span></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-76517548029360366142021-06-09T07:00:00.044+02:002021-06-09T07:00:00.246+02:00O takiego Jokera nic nie robiłam: "Joker"<p style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"></span></p><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; text-align: justify;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTwUShDpwhg_jDF9ieMtSDtyxEtCEP_hUZvfTg8B_ifn-M-RBYJ_Z7SHX1Iww5yxRJaVRI85HhmXdFfOLxXouWYYhg3ViScjA6LuxrQXxKEmu0B46QFCG8Q98YE4HuqRcIFJe1PFpV3NHY/s743/jok0.jpg" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="color: #eeeeee;"><img border="0" data-original-height="743" data-original-width="500" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTwUShDpwhg_jDF9ieMtSDtyxEtCEP_hUZvfTg8B_ifn-M-RBYJ_Z7SHX1Iww5yxRJaVRI85HhmXdFfOLxXouWYYhg3ViScjA6LuxrQXxKEmu0B46QFCG8Q98YE4HuqRcIFJe1PFpV3NHY/s320/jok0.jpg" /></span></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Joker-2019-810167/posters" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><div style="text-align: justify;">Nie mogę powiedzieć, żebym miała jakieś szczególne parcie na
kino, kiedy na ekrany wszedł <i>Joker</i> w reżyserii Todda
Phillipsa. Jakkolwiek lubię kinowe uniwersum DC, a sam Joker wydaje
mi się dość interesującą postacią, w tym akurat przypadku dość
spokojnie założyłam, że obejrzę w domowym zaciszu, kiedy
wreszcie się pojawi na platformach streamingowych. O dziwo, nie
minęło nawet aż tak wiele lat, a w końcu udało się tego dokonać
(a tymczasem kupiony na premierę w 2012 r. czwarty tom <i>Kłamcy</i>
Jakuba Ćwieka wciąż stoi na półce – nówka sztuka, nigdy
nieczytana…).</div></span><p></p>
<div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Oczywiście, do tej pory zdążyłam już zostać zalana zachwytami,
jak wspaniałym filmem jest </span><i style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Joker</i><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">, jak genialnym aktorem
Joaquin Phoenix i jak ważne, fantastyczne to dzieło. Ten mega
pozytywny odbiór skojarzył mi się zresztą trochę z marvelowskim
</span><i style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Loganem</i><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">, którego uważam za bardzo udaną produkcję, nawet
mimo ambiwalentnego stosunku do reszty superbohaterskiego kina spod
tego znaku.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Różnica między tymi dwoma
tytułami jest, ma się rozumieć, zasadnicza: o ile </span><i>Logan</i><span style="font-style: normal;">
był o końcu bohatera, o tyle w </span><i>Jokerze</i><span style="font-style: normal;"> widzimy jego początki (mówię tu „bohater” w dużym uproszczeniu, bez
rozróżniania na bohaterów i złoczyńców, szczególnie że akurat
w uniwersum DC to bywa mocno nieostre). </span><span style="font-style: normal;">I
tutaj muszę od razu powiedzieć jedno: geneza powstania Jokera nie
jest interesująca. Prawdę mówiąc, jest zupełnie banalna. Od
pierwszych minut filmu mamy bardzo jasny, bardzo niesubtelny przekaz:
społeczeństwo jest winne. Ludzie są kutasami, zdepczą twoje
marzenia, </span><span style="font-style: normal;">ośmieszą cię i
sponiewierają. Doprowadzą na skraj wytrzymałości, aż w końcu
pękniesz. Tadam, koniec – i niby nie zaspoilowałam, ale jeśli
mam być szczera, to w tym momencie już nie warto sięgać po </span><i>Jokera</i><span style="font-style: normal;">
– przynajmniej nie jeśli faktycznie oczekujemy odkrywczej fabuły.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1g3gVCM-kN6L3-c9kOA5eDTanMURqOYOFQZO2LXW0U9lufg7camUvUZJshbIfhQ8C0acbHLGdEACkQn_3JV-Ib55blYeoHLfmKmw6fVTZoUoyBURmydjSZTrWUO4i0SmkZaOZpY8MS3KO/s900/jok1.jpg" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1g3gVCM-kN6L3-c9kOA5eDTanMURqOYOFQZO2LXW0U9lufg7camUvUZJshbIfhQ8C0acbHLGdEACkQn_3JV-Ib55blYeoHLfmKmw6fVTZoUoyBURmydjSZTrWUO4i0SmkZaOZpY8MS3KO/s320/jok1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Joker-2019-810167/photos" target="_blank">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Bo zupełnie inaczej ma się sprawa
z samą główną kreacją. Joaquin Phoenix naprawdę jest w tym
filmie rewelacyjny. Przy tej banalnej treści wyłuskał z Jokera
cały ogrom miodności: </span><span style="font-style: normal;">idealnie
i wiarygodnie pokazuje emocje, z jakimi zmaga się tytułowy bohater.
Jego przemiana nie bierze się znikąd: widzimy, jak Arthur Fleck
dojrzewa, jak przez pewien czas jeszcze walczy – </span><span style="font-style: normal;">zarówno
z narastającym gniewem, żalem i frustracją, jak i z chorobą</span><span style="font-style: normal;">.
Zresztą, nawet kiedy znajdzie się już po tej drugiej stronie,
nadal nie mamy do czynienia po prostu z szalonym złolem, czego
dobrym świadectwem jest jego relacja z Garym (Leigh Gill). W
zasadzie od początku do końca widz nie ma problemu z kibicowaniem
Jokerowi, choć trzeba tu zaznaczyć, że przy tak przerysowanym
otoczeniu to nie jest aż tak spektakularne osiągnięcie.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Arthur Fleck jest trochę takim
uosobieniem </span><span style="font-style: normal;">fantazji</span><span style="font-style: normal;">
wielu zwykłych ludzi. Podobnie jak </span><span style="font-style: normal;">Ruth
z </span><i>I Don’t Feel at Home in this World Anymore</i><span style="font-style: normal;">,
Frank z </span><i>God Bless America</i><span style="font-style: normal;">
czy William z </span><i>Falling Down</i><span style="font-style: normal;">,
decyduje się na krok, o którym od czasu do czasu myśli prawie
każdy: przestać zgrywać dobrego człowieka i wreszcie z przytupem
</span><span style="font-style: normal;">zareagować</span><span style="font-style: normal;">
na zaczepki, drwiny czy po prostu czyjąś niekompetencję </span><span style="font-style: normal;">albo
brak kultury. I to działa. Bo to zawsze działa.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Szczególnie w takim świecie,
jakiego wycinkiem jest Gotham.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;">Wspomniałam już, że tło, na
którym występuje Phoenix, jest strasznie przerysowane. W Gotham
normalni, uprzejmi ludzie należą do jakiejś mieszczącej się w
granicach błędu statystycznego mniejszości. Na chwilę obecną
umiem sobie przypomnieć właściwie tylko wspomnianego już Garego.
Bo nawet matka Arthura, Penny (Frances Conroy) jest tylko z pozoru
miłą staruszką. A poza tym, dostaniemy już tylko całą galerię
buców i łajdaków. Począwszy od przypadkowych dzieciaków, które
bez żadnego powodu sklepią Arthura w pierwszej scenie filmu, przez
młode korposzczurki, które spuszczą mu łomot w metrze, a kończąc
na bardziej wyrazistych postaciach, jak Murray Franklin (Robert De
Niro) i, oczywiście, Thomas Wayne (Brett Cullen). Przy tym ostatnim
zresztą muszę się zatrzymać.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn8IgrVijk2G-7ePGb1rSoqqmseaurOwIaAibQlz47fOemoQPC8bmd4M6uzhIvZMlcRshvFqftFcE0qhVk78z7BVTAKrYqEtMdQ0Yv_TVUWgiNjhWYLB8Fta32p76aHqGfAaRXEBjUM6TJ/s900/jok3.jpg" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn8IgrVijk2G-7ePGb1rSoqqmseaurOwIaAibQlz47fOemoQPC8bmd4M6uzhIvZMlcRshvFqftFcE0qhVk78z7BVTAKrYqEtMdQ0Yv_TVUWgiNjhWYLB8Fta32p76aHqGfAaRXEBjUM6TJ/s320/jok3.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: small;">(</span><a href="https://www.filmweb.pl/film/Joker-2019-810167/photos" style="font-size: small;" target="_blank">źródło</a><span style="color: #eeeeee; font-size: small;">)</span></td></tr></tbody></table>Domyślam się, że Thomas Wayne
miał </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">położyć podwaliny
pod konflikt Jokera z Batmanem, czy też Jokera z Brucem. </span><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Ale
jedyne, o czym mogłam myśleć, kiedy pojawiał się na ekranie, to
„dlaczego on w ogóle przeżył tak długo?”. Gościu był
największym burakiem ever. Mówimy o człowieku, który –
kandydując na burmistrza – otwarcie i oficjalnie poniża większość
potencjalnych wyborców i uważa, że wszystko jest w porządku. Przy
czym żeby nie było: wiem, że czasem kandydatowi opłaca się
pocisnąć jakiejś grupie obywateli, żeby w ten sposób przekonać
do siebie inną, liczniejszą grupę. Ale z tego co zrozumiałam,
Thomas pocisnął właśnie tej liczniejszej i szczerze nie mam
pojęcia, kto miałby na niego głosować. W prywatnych kontaktach
również zachowywał się mocno bucowato i trochę chciałoby się
powiedzieć „Batmanie, nie żałuj ojca, był strasznym penisem”.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">O</span><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">statecznie
więc mam wrażenie, że </span><i style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">Joker</i><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">
był filmem ostro przehypowanym, choć zdecydowanie ze względu na
Joaquina Phoenixa warto go obejrzeć. Fabuła jest może prosta, ale
przynajmniej spójna, mamy solidne umocowanie, dlaczego akurat klaun,
dostajemy też dwa może nie jakoś spektakularnie istotne, ale
ciekawe plot twisty. Tu i ówdzie będą nawet fajne zdjęcia.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;">Jokerem mojego dzieciństwa był
Jack Nicholson, bardzo nie lubię Jokera Heatha Ledgera, Joker Jareda
Leto zaś jest moim zdaniem jakimś dziwacznym potknięciem
producentów. Joaquin Phoenix przekonał mnie do swojej wizji, co nie
było proste w konfrontacji z tak wyrazistą postacią, jaką
wykreował Nicholson. Na pewno nie żałuję seansu.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">I'm waiting for the punchline.</i></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="font-family: verdana; text-align: left; text-indent: 1.3cm;">There is no punchline.</i></span></div>Unknownnoreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-12869875343239567282021-06-02T07:00:00.096+02:002021-06-02T07:00:00.272+02:00Disco Elysium, czyli niezwykłe pytania i jeszcze bardziej niezwykłe odpowiedzi<div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 0cm;"><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0cm;"><span style="text-indent: 0cm;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiI5gkJwOMsq2iuWV2EVOpdZqUnOJ7X9Aa9g0BdXZ7truwP0eJb0WFVUMQIyDt6E8jJpqwA-qm3OkxoloHviK75v90DF0-_R93v5VOojIIfrP_QI_mFVyh_fbqTCSgvzovW-3W65RHYtYCB/s1024/disco.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1024" data-original-width="1024" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiI5gkJwOMsq2iuWV2EVOpdZqUnOJ7X9Aa9g0BdXZ7truwP0eJb0WFVUMQIyDt6E8jJpqwA-qm3OkxoloHviK75v90DF0-_R93v5VOojIIfrP_QI_mFVyh_fbqTCSgvzovW-3W65RHYtYCB/s320/disco.jpg" /></a></div>Ojacie, Jeżu kolczasty</span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
jakie to dobre.</span></div></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Okej, okej – </span><span style="font-style: normal;">mój
pierwszy kontakt z Disco Elysium – </span><span style="font-style: normal;">gry
rpg z niezależnego estońskiego studia ZA/UM – </span><span style="font-style: normal;">nie
był może zbyt owocny… </span><span style="font-style: normal;">no,
taki 1.2, bo za faktycznie pierwszym razem, to zginęłam w
samouczku. Ale później to tak: n</span><span style="font-style: normal;">ajpierw
spróbowałam pobić dziecko, ale palnęłam się w nos i dziecko
mnie wyśmiało, a potem pobiegałam trochę po ulicy w tę i nazad i
koniec końców się zacięłam. Potem nastąpiła długa przerwa w
grze. A potem Ulv powiedział, że jest </span><span style="font-style: normal;">wersja
definitive edition</span><span style="font-style: normal;">, któr</span><span style="font-style: normal;">ą</span><span style="font-style: normal;">
można kupić z dużą zniżką, jeśli ma się wersję </span><span style="font-style: normal;">podstawową</span><span style="font-style: normal;">,
więc kupiłam i zaczęłam zabawę od nowa. I tym razem sklepałam
dziecko </span><span style="font-style: normal;">(czy to jest coś,
czym powinnam się chwalić…?)</span><span style="font-style: normal;">!</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">Może byłam po prostu lepiej
przygotowana mentalnie. </span><span style="font-style: normal;">Bo
jest się do czego przygotowywać. Już ten wspomniany przeze mnie
zgon w pierwszych minutach potrafi nieźle zbić człowieka z tropu.
Uczymy się zupełnie innego podejścia – ostrożności zarówno w
stosunku do innych postaci, ale też do przedmiotów nieożywionych.
Może się okazać nawet, że nasz bohater będzie sam dla siebie
najgorszym wrogiem – bo to taki typ: pijak i narkoman, który
nieomal zapił się na śmierć, którego kariera zawodowa wisi na
włosku, a gdzieś w tyle głowy nie dają spokoju mętne wspomnienia
dawnej miłości. Gracz może wykrzesać z tej postaci bardzo wiele –
poprowadzić go w najrozmaitszych kierunkach, być może czasem nieco
szalonych. I nie mówię tu tylko o statystykach, do których
przydzielamy punkty doświadczenia. Mówię o budowaniu charakteru i
osobowości, z którymi wiąże się bardzo fajny system Gabinetu
Myśli – w zależności od konkretnych działań i rozmów, możemy
„przemyśleć” w nim rozmaite tematy, a kiedy już dojdziemy do
rozwiązania danego problemu, dostajemy bonusy-</span><span style="font-style: normal;">niespodzianki.
Dzięki temu dość trudno grać „matematycznie”, wyliczywszy
sobie na początku, że chcę tyle a tyle punktów w tej a tej
umiejętności, bo tak naprawdę te punkty będą przez całą
rozgrywkę dość płynne. Lepiej więc grać po prostu tak, żeby
mieć z tego frajdę i zbudować naszemu glinie taką osobowość, na
jaką mamy ochotę. W grze i tak jest bodaj jeden test umiejętności,
który rzeczywiście bezwzględnie trzeba zdać, żeby ją móc
ukończyć.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="font-style: normal;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt8k5RPmNqNnJISkgLrTeWKLjLUOHjpTnXMkfAagO6uwv7sK1KiVywhvkvaxp7x7-_unSR_HZuh2YZyMczi1CAj5vj5tA20yuPA4-NI-BfkmYAmNITpHI6Ai-gk_qCjSiffki7rwqsimWT/s1920/2021-04-04_2126_1.png" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt8k5RPmNqNnJISkgLrTeWKLjLUOHjpTnXMkfAagO6uwv7sK1KiVywhvkvaxp7x7-_unSR_HZuh2YZyMczi1CAj5vj5tA20yuPA4-NI-BfkmYAmNITpHI6Ai-gk_qCjSiffki7rwqsimWT/s320/2021-04-04_2126_1.png" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Początek gry. Takich epizodów jest<br />więcej - i są to chyba moje ulubione<br />momenty.</span></td></tr></tbody></table>Przygoda w Disco Elysium polega
przede wszystkim na rozmowach. W Revachol spotkamy całą mnogość
nietuzinkowych postaci, mniej lub bardziej przetrąconych przez dość
ponurą historię miasta i uwikłanych w skomplikowane relacje.
Musimy nauczyć się między nimi lawirować i decydować, komu
udzielić pomocy, a kogo wystawić do wiatru. Nie zbawimy całego
świata. Może tylko czasem uda się </span><span style="font-style: normal;">ocalić
grupkę młodocianych narkomanów albo paru wieśniaków w
rozpadających się chałupach, ale równie dobrze możemy mieć
zupełnie inne priorytety. Warto też wspomnieć, że naszym
partnerem w śledztwie jest niejaki Kim Kitsuragi – bardzo rzeczowy
funkcjonariusz RCM (czyli lokalnej policji), który bacznie nas
obserwuje. A on także ma swoje zdanie na poszczególne tematy.
Pytanie, czy w ogóle zależy nam na jego sympatii?</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">D</span><span style="font-style: normal;">o
niezliczonych, niesamowicie rozbudowanych dialogów z postaciami
niezależnymi dochodzą nam – równie rozbudowane – dialogi
wewnętrzne. To wszystko sprawia, że jest naprawdę, naprawdę dużo
czytania. I mam tu na myśli: </span><span style="font-style: normal;"><b>bardzo</b></span><span style="font-style: normal;">
dużo. </span><span style="font-style: normal;">I to nie są raczej</span><span style="font-style: normal;">
proste zdania w stylu „Morning! Nice day for fishing, ain’t it!”
(kopirajty należą do Viva La Dirt League). Gra będzie wymagała
sporego skupienia, żeby to wszystko ogarnąć.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;">W konsumowaniu tych treści bardzo
pomaga oczywiście pełny voice acting. I koniecznie muszę to
podkreślić: on jest absolutnie przezajebisty, pardą maj frencz.
Narratora słyszymy w głowie nawet tydzień po odejściu od gry, a
głosy należące do takich „postaci” jak Ancient Reptilian Brain
albo Limbic System to </span><span style="font-style: normal;">jest po
prostu majstersztyk</span><span style="font-style: normal;">.
Momentami wręcz miałam nadzieję, że stracę przytomność albo
coś, i znowu się odezwą – bo zazwyczaj pojawiają się właśnie
w takich momentach, ewentualnie w nocy podczas snu. </span><span style="font-style: normal;">Ciekawostka:
oba te głosy (i kilka innych) są grane przez jednego aktora,
Mikeego W. Goodmana, który dał prawdziwy popis. Mam na myśli:
prawdziwy. Taki, że ciary, jak się te głosy – </span><span style="font-style: normal;">hipnotyzujące
i wciągające jak bagno – </span><span style="font-style: normal;">słyszy.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0YZNZrxjfd83Aa14MGwVVzexTySqz-BvXAgfS26aOQcMzQSFFlaZ60RdqWj77w7x-AXgB-ssJ52IldT4pLxJp4y9_u9BKFd94pGO6Zu3CsmtGIGtXWbV94fX_XUcvyYbBGu3apsrqFuxP/s1920/2021-04-10_1244_2.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0YZNZrxjfd83Aa14MGwVVzexTySqz-BvXAgfS26aOQcMzQSFFlaZ60RdqWj77w7x-AXgB-ssJ52IldT4pLxJp4y9_u9BKFd94pGO6Zu3CsmtGIGtXWbV94fX_XUcvyYbBGu3apsrqFuxP/s320/2021-04-10_1244_2.png" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Podczas rozgrywki można dołączyć do <br />wybranej frakcji. Absolutnie uwielbiam,<br />że głos namawiający nas do faszyzmu mówi <br />słowa takie jak <i>good </i>czy <i>okay </i>przez <i>ö</i>.</span></td></tr></tbody></table>O</span><span style="text-indent: 1.3cm;">czywiście,
Disco Elysium to nie tylko głosy i rozmowy. Mamy też stronę
wizualną, która jest równie świetna. Świat otaczający naszego
glinę (używam tego określenia jako jedynego znanego mi
odpowiednika angielskiego „cop” – „policjant” po pierwsze
wydaje mi się zbyt oficjalne, po drugie nie mamy tam jako takiej
policji, tylko wspomniane już RCM) jest zmęczony burzliwą historią
i podzielony, skonfliktowany – właściwie zupełnie jak sam
bohater. Wszystko się sypie, a poszczególne frakcje walczą ze sobą
o wpływy na tym pobojowisku. I to bardzo wyraźnie widać: zarówno
w zdezelowanych budynkach, opuszczonych chatach, czy zdewastowanych
muralach, jak i w </span><span style="text-indent: 1.3cm;">niesamowitym
stylu grafik Aleksandra Rostova, malarza i art directora w </span><span style="text-indent: 1.3cm;">zespole
tworzącym </span><span style="text-indent: 1.3cm;">grę. Ich
deliryczność dodatkowo świetnie wpasowuje się w kondycję
psychiczną naszego bohatera, z którego perspektywy ten świat
właśnie trochę taki jest: rozchwiany, niewyraźny, sprawiający mu
ból bezpośrednio w głowie. Ja w ogóle ogromnie lubię takie zdezelowane światy, więc była to dla mnie czysta, niezmącona miodność.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjevU8kn9_HiNYVQaBaqt8DVTmRjSTEoB_iI87gYF2LJsFgCDxrzP0ZO5dpYZAf-6btcv1W0nbdrqeaP76BfGoXHqoOZB-MBwuStldeFr3Ib0pgAxO8z2DqLdKNzRj1Sl1mW-yn_oD7L_Iz/s1920/2021-04-16_2117_1.png" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjevU8kn9_HiNYVQaBaqt8DVTmRjSTEoB_iI87gYF2LJsFgCDxrzP0ZO5dpYZAf-6btcv1W0nbdrqeaP76BfGoXHqoOZB-MBwuStldeFr3Ib0pgAxO8z2DqLdKNzRj1Sl1mW-yn_oD7L_Iz/s320/2021-04-16_2117_1.png" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">Możemy też zapoznać się z kolekcją<br />powieści o Mężczyźnie z Hjelmdall. Taki hint:<br />w trakcie gry można będzie również zdobyć<br />koszulkę z tytułowym bohaterem!</span></td></tr></tbody></table>To doskonale napisana i świetnie
zrealizowana historia, po skończeniu której miałam tylko myśl:
„To było dobre. Bardzo, bardzo dobre!” – co prawda dwa dni
później przyszło mi do głowy małe zastrzeżenie co do
rozwiązania głównego wątku, czyli tajemnicy wisielca </span><span style="text-indent: 1.3cm;">na
podwórzu za hostelem Whirling-in-Rags</span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
ale nie mogę powiedzieć, żeby ten jeden mankament zdołał
przyćmić choć część zajebistości Disco Elysium </span><span style="text-indent: 1.3cm;">(pardą
maj frencz ponownie)</span><span style="text-indent: 1.3cm;">. Poza sprawą morderstwa, nasz bohater próbuje też rozwiązać tajemnicę własnej tożsamości i własnego życia, a śledztwo - zarówno to oficjalne, jak i to prywatne - zaprowadzi go w niesamowite rejony i pozwoli zetknąć się ze zgoła nieoczekiwanymi wątkami, takimi jak całkiem dosłowne dziury w rzeczywistości, kryptydy czy tajemnicze studio developerskie, które miało ambicje stworzenia nowatorskiej gry.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Nie wiem, czy wrócę do tego tytułu
– na pewno bym chciała, ale to jednak ponad 130 godzin życia (w
każdym razie tyle zajęło mi jej przejście, może za drugim razem
to by się odrobinę skróciło). Jestem bardzo ciekawa, jak
potoczyłaby się ta historia, gdybym inaczej pokierowała moim
gliną. Z achievementami nie dojechałam nawet do połowy, więc
sporo przede mną. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Na pewno
warto zapoznać się z tym tytułem i dać się pochłonąć historii
Revachol i Martinaise przynajmniej raz. To kolejny przykład, że nie
trzeba szukać dobrych gier po </span><span style="text-indent: 1.3cm;">żadnych
tam Bioware’ach czy Bethesdach</span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
bo tańsze i bez porównania lepsze produkty możemy dostać z
niezależnego studia, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">które
powstało raptem w 2016 roku</span><span style="text-indent: 1.3cm;">.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Obecnie jest niemal pewne, że Disco
Elysium będzie miało kontynuację – bierę </span><span style="text-indent: 1.3cm;">ją
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">w ciemno. Już. Proszę,
weźcie moje pieniądze, ZA/UM.</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuOyt4qg8ASY2_hnBfATlyJ2aCoFXGcL79P3_SrG0750POdmNg3G8Aa4XjRgyjRQzd8kIjNt489_pWm52k4p1WlRdoXKEZd-5a8yd-IdV7wpfq-1Yivc5PoTsKup5ZMbO3IBxN2K0-EWY7/s1920/2021-04-26_1834_2.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1080" data-original-width="1920" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuOyt4qg8ASY2_hnBfATlyJ2aCoFXGcL79P3_SrG0750POdmNg3G8Aa4XjRgyjRQzd8kIjNt489_pWm52k4p1WlRdoXKEZd-5a8yd-IdV7wpfq-1Yivc5PoTsKup5ZMbO3IBxN2K0-EWY7/s320/2021-04-26_1834_2.png" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="color: #eeeeee; font-size: x-small;">A tutaj mój dzielny bohater właśnie<br />został królem parkietu. HAARDCOOOORE!</span></td></tr></tbody></table><br /><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-90680192665915444412021-05-26T07:00:00.001+02:002021-05-26T07:00:00.233+02:00"Pomiędzy"<div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee;"><span style="font-family: verdana;"><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhn11t0BW8DJXIH-kDuPppyFwzFP_ATXG08STBZHefJ7pSJi6MdyKnZ6__96BYXkOynomGy1cbY5ijiSXs4FfZNn8cCDo-uD4-J20xcp7zSa59MlTYChp9dEwiljpn0NJxOiQOmT_qIAjtA/s1000/pomiedzy-okladka-front_1000px.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1000" data-original-width="698" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhn11t0BW8DJXIH-kDuPppyFwzFP_ATXG08STBZHefJ7pSJi6MdyKnZ6__96BYXkOynomGy1cbY5ijiSXs4FfZNn8cCDo-uD4-J20xcp7zSa59MlTYChp9dEwiljpn0NJxOiQOmT_qIAjtA/s320/pomiedzy-okladka-front_1000px.jpg" /></a></div>Autor</b>: Paweł Radziszewski<br /></span><b style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Tytuł</b><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">: </span><i style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Pomiędzy<br /></i><b style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Miejsce i rok wydania</b><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">: Kraków 2021<br /></span><b style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Wydawca</b><span style="font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">: SQN</span></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Z książkami autorów, których zdarzyło mi się poznać osobiście, zawsze mam ten problem, że nie chcę być posądzana o pisanie notki "specjalnej" po znajomości. Tutaj również czuję się w obowiązku podkreślić, że nic takiego nie ma miejsca. Na mój odbiór tej powieści nie ma wpływu to, czy znam autora, czy też nie.</span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Jednakowoż zasadniczo wpłynęło to</span><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"> na fakt, że w ogóle
po nią sięgnęłam. Gdyby książkę napisał ktoś inny, kogo
nigdy nie miałam okazji poznać, i zobaczyłabym ją na jakiejś
księgarnianej półce (nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w
księgarni…), najpewniej zupełnie bezwiednie bym ominęła. Nie
chodzi mi w sumie o to, że ta okładka jest jakaś brzydka. Jest
bardzo… nieintrygująca. W żaden sposób nie przykuwa uwagi.
Kojarzy mi się trochę z jakimiś niedrogimi wydaniami lektur
szkolnych. I chociaż po przeczytaniu powieści widzę, skąd taka
akurat decyzja, widzę, że ta okładka jest fajnie dopasowana i gra
z całością, to jednak nie mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić,
że to trafiony projekt. Wolę już Siudmakowe okładki do </span><i style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">Diuny</i><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;">,
które trudno w ogóle przypiąć do czegokolwiek, ale przynajmniej
przykuwają uwagę.</span></div><div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Warto więc zaznaczyć: jeśli ktoś widzi okładkę </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Pomiędzy</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
i stwierdza, że chyba trochę meh, po czym przechodzi do
sparklących, tłoczonych i wypasionych okładek np. Hardej Hordy
(dobra, nie czytałam wielu innych książek SQN, wydało się…),
to niech jednak się zatrzyma i przemyśli swoje postępowanie (jakkolwiek nie mam nic do Hardej Hordy, jedno nie wyklucza drugiego, czyż nie?). Bo
</span><i style="text-indent: 1.3cm;">Pomiędzy</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> to powieść ze wszech miar warta przeczytania, po
której naprawdę trudno poznać, że to debiut.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">To nie jest fantastyka. Widywałam
opinie, że to realizm magiczny – tu jednak również byłabym
ostrożna, bo tej magii jest prawdę mówiąc tyle, ile czytelnik
chce zobaczyć – może poza niedźwiedziem, którego rzeczywiście
trudno interpretować w </span><span style="text-indent: 1.3cm;">inny</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
sposób. Większość elementów „magicznych” jest na tyle
dyskretna, że równie dobrze może być odbierana jako całkiem
zwyczajne zbiegi okoliczności, bo też narrator nie narzuca
czytelnikowi żadnej opinii. I to jest ogromną zaletą </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Pomiędzy</i><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Czytelnik ma tu do czynienia z historią miejsca i związanych z nią
na przestrzeni lat ludzi – ich losy splatają się w opowieść. To
jest tak, jakby ktoś opowiadał nam jakąś lokalną legendę, a
potem ktoś inny przedstawi</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ł</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
swoją wersję i uzupełni</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ł</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
o jakieś kolejne informacje – </span><span style="text-indent: 1.3cm;">i
tak dalej. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Być może nigdy
nie poznamy prawdy o </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Zrębach</span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">a</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
może dałoby się ją wyłuskać z poszczególnych, </span><span style="text-indent: 1.3cm;">mniejszych</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">opowiastek</span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Trzeba tylko zdecydować, czy
wierzymy w młodego fornala, czy jednak wolimy wersję z utopcem. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">To,
co jednak przede wszystkim pokazuje </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Pomiędzy</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
to rola opowieści w odbiorze rzeczywistości.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><i style="text-indent: 1.3cm;">P</i><i style="text-indent: 1.3cm;">omiędzy</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> ma coś
jeszcze, co fajnie osadza tę opowieść w tradycji mówionej,
pasującej do tego, o czym napisałam przed chwilą: stałe epitety.</span></span></div><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Jeśli ktoś kojarzy Homera, być
może kojarzy też, że jedną z charakterystycznych cech jego eposów
była obecność stałych epitetów. Miały one dwojakie
zastosowanie: po pierwsze, tym sposobem wybrane elementy, np. cechy
bohaterów, bardziej wrzynały się w pamięć </span><span style="text-indent: 1.3cm;">odbiorcy</span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
bo były powtarzane do znudzenia. Po drugie, aojdom łatwiej było
zapamiętać tekst, w którym powtarzały się pewne frazy. W
</span><i style="text-indent: 1.3cm;">Pomiędzy</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> odniosłam
wrażenie, że jest podobne zjawisko: jakby powieść chciała, żeby
ją </span><i style="text-indent: 1.3cm;">opowiadać</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> –</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
tak tradycyjnie, paszczą</span><span style="text-indent: 1.3cm;">. A
i muszę przyznać, że </span><span style="text-indent: 1.3cm;">z
całą pewnością będę długo pamiętać, czy aby jezioro w
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Zrębach</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
zamarzało zimą.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Nie mogę tym razem raczej pisać o
tym, czy bohaterowie są fajni czy niefajni – są przekonujący, o
tak, ale w gruncie rzeczy nie czułam do żadnego z nich szczególnej
sympatii. Bo odniosłam wrażenie, że to w ogóle nie o nich chodzi.
Ta opowieść jest o miejscu, a nie o nich. O tym, co to miejsce z
nimi robi, jak wikła ich we wzajemne relacje i jak te relacje z
czasem się zmieniają pod wpływem tego miejsca. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">To
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Zręby – z lasem, bagnem,
gruszą, jeziorem, lisami i rowami – są głównym bohaterem.</span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Z</span><span style="text-indent: 1.3cm;">resztą,
mam tu fajny kontrast z dopiero co wspomnianymi </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Snami o
pociągach</i><span style="text-indent: 1.3cm;">: tak jak tam uwaga
narratora była sfokusowana na jednym człowieku, Grainierze, tak
tutaj jest coś odwrotnego: ludzie pojawiają się i przemijają, a
trwa tylko przestrzeń. Jakby rzeczywiście tę opowieść snuły
drzewa, choćby i grusza, co trzyma się na gałęziach. Zresztą,
skojarzenie z Johnsonem miałam również pod względem języka
autora – co prawda nie ma tej bezbłędnej precyzji i minimalizmu,
którą pokazał niedoszły laureat Pulitzera, ale też jest pewna
prostota, która bardzo fajnie działa. Też w jednym zdaniu możemy
dowiedzieć się, że ktoś gdzieś poszedł i umarł, a ta śmierć
wcale nie wydaje się głupsza czy mniej smutna przez sam fakt, że
została zwięźle opisana.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Nie chcę </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Pomiędzy</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
streszczać – moim zdaniem to by odebrało sporo frajdy z czytania.
Miałam satysfakcję ze stopniowego odkrywania powiązań między
poszczególnymi częściami, tych drobiazgów, które pozwoliły mi
ulokować daną historię w czasie i przestrzeni. Dość powiedzieć,
że okładkowy harmonista jest w tekście dużo bardziej interesujący
niż na okładce. A klimat powieści jest na swój sposób
urzekający: trochę właśnie takiej ludowej baśni splecionej z
zupełnymi bajędami, w której to baśni właściwie nie istnieje
żaden świat zewnętrzny. Cyganie przychodzą i odchodzą, ale nie
wiadomo skąd i dokąd. Jakby po opuszczeniu Zrębów przestawali
istnieć – no bo poniekąd przestają. Przynajmniej z perspektywy
opowieści.</span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Oczywiście, można by też w tym
miejscu rozwodzić się nad znaczeniem tytułu i nad mnogością tych
„pomiędzy” obecnych w tekście – ale tego również nie chcę
robić. Niech każdy czytelnik znajdzie tam własne „pomiędzy”,
wszak to część radochy z lektury (hej, trochę jak wyszukiwanie
</span><i style="text-indent: 1.3cm;">easter eggów </i><span style="text-indent: 1.3cm;">w grze
czy filmie).</span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">B</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ędzie
więc kolejna krótka notka, w której tak naprawdę piszę tak, żeby
nic nie napisać, bo myślę, że jeśli ktoś lubi takie nie do
końca magiczne, ludowe </span><span style="text-indent: 1.3cm;">i
miejscami nieco brutalne</span><span style="text-indent: 1.3cm;">
klimaty, to lepiej, żeby sam przeczytał i mógł do wszystkiego
dojść samodzielnie. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Nie
będzie to stracony czas.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div></span></span><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><i><div style="text-align: justify;"><i style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Kim był ten człowiek? Ludzie podejrzewali, że to jeden z
pielgrzymów, którzy regularnie przyjeżdżali do tutejszego
kościoła, licząc na cud. Twarz miał tak zmasakrowaną, że własna
matka by go nie poznała, i być może tak się zdarzyło, bo trzy
matki i dwie żony zaginionych mężczyzn przyjechały na
identyfikację, jednak ofiara pozostała anonimowa. Podobnie jak
morderca. Zmarłego pochowano na lokalnym cmentarzu pod prostym
krzyżem bez żadnego napisu.</span></i></div></i></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-56678579191032654842021-05-19T07:00:00.004+02:002021-05-19T07:00:00.251+02:00To nie jest kolejny film o zombie: "The Dead Don't Die"<div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjO0YDEfPnajRC2KlaKiSKjIzAtoUAG0M8GAe7GswDFi6abzK79gFgNGvNS_sMHkYEzsjtEk0oOUGwmUvOgY260DjjeDHig4skxJcf0_xaD6FjcpdtZTcdZZW7SWMR6pAg6DN_RpOskgz84/s1500/dead.jpg" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1500" data-original-width="1013" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjO0YDEfPnajRC2KlaKiSKjIzAtoUAG0M8GAe7GswDFi6abzK79gFgNGvNS_sMHkYEzsjtEk0oOUGwmUvOgY260DjjeDHig4skxJcf0_xaD6FjcpdtZTcdZZW7SWMR6pAg6DN_RpOskgz84/s320/dead.jpg" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">plakat (<a href="https://www.imdb.com/title/tt8695030/mediaviewer/rm2354617089/">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table>Zdaje się, że nigdy tego nie ukrywałam: nie lubię zombie.
Historie o zombie są zazwyczaj bardzo do siebie podobne, w dodatku
same stwory wydają mi się po pierwsze dramatycznie głupim i
nieciekawym antagonistą, po drugie zaś – niepotrzebnie
obrzydliwym. Moja lista lubianych filmów o zombie jest więc
nadzwyczaj krótka. Znaleźć na niej można </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Shaun of the Dead</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
który zresztą jest moim najmniej ulubionym tytułem z całej
Trylogii Cornetto (dokładnie dlatego, że jest o zombie), dalej jest
</span><i style="text-indent: 1.3cm;">Zombieland</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> i </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Zombieland 2</i><span style="text-indent: 1.3cm;">.</span></span></div><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">I tak było przez całkiem długi
czas, aż ostatnio Ulv odpalił nam </span><i style="text-indent: 1.3cm;">The Dead Don’t Die</i><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Nawet się na początku zdziwiłam, czemu włącza nam coś o zombie,
a odpowiedź „</span><span style="text-indent: 1.3cm;">t</span><span style="text-indent: 1.3cm;">o
film Jarmus</span><span style="text-indent: 1.3cm;">c</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ha”
w żaden sposób nie rozjaśniła mi sytuacji. Nie żebym coś do
Jarmus</span><span style="text-indent: 1.3cm;">c</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ha
miała, znam jego cały jeden film (he he, pozostając w
truposzowatych klimatach – </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Dead Man</i><span style="text-indent: 1.3cm;">),
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">po prostu to reżyser, który
jakoś nigdy nie był obecny w naszym domu.</span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">A </span><span style="text-indent: 1.3cm;">potem
to już poszło: „O, to ten ze Star Warsów!”, „Ooo, Bill
Murray!”, „OOO, Buscemi!!” i tak dalej.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Serio, filmem można się podjarać
już na etapie czołówki, bo obsada jest kapitalna. I żaden z
aktorów nie zawodzi – postacie w tym filmie są świetne. Niektóre
w trochę przewrotny sposób, jak farmer </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Miller</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
(Steve Buscemi), stereotypowy południowiec w rasistowskiej
czapeczce, który jednocześnie przeuroczo stara się być
nierasistowski, szczególnie w obecności </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Hanka</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
(Danny Glover). Wspomniany wcześniej „ten ze Star Warsów” (no
nic nie poradzę, nie umiem zapamiętać imienia tej postaci) to
oczywiście Adam Driver, który wciela się w stróża prawa </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Ronniego</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
– być może jedynego bohatera, który przeczytał scenariusz.
Poświęcona temu rozmowa z </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Cliffem</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
(Bill Murray) wydaje się zresztą być drobniutkim pociskiem na
Murraya i jego udział w aktorskim </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Garfieldzie</i><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Może, ale nie musi. Jak kto woli.</span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">W ogóle to przebijanie czwartej
ściany jest zrealizowane w </span><i style="text-indent: 1.3cm;">The Dead…</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
bardzo uroczo i w sumie dość subtelnie, widz nie jest tym zarzuc</span><span style="text-indent: 1.3cm;">a</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ny
aż do znudzenia </span><span style="text-indent: 1.3cm;">(na ciebie
patrzę, </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Deadpoolu</i><span style="text-indent: 1.3cm;">)</span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
tylko ot, parę razy może się uśmiechnąć, widząc, że w świecie
filmu wydarzyło się właśnie coś, co chyba wydarzyć się nie
powinno było. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Przez to
zresztą na całość łatwiej patrzeć jak na scenę, a więc także
przyjąć pewną umowność wszystkiego. Kiedy więc dowiadujemy się,
skąd w ogóle zombie na świecie i co się dzieje wokół bohaterów,
nic nie zgrzyta.</span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgAxjNanPGfYbmz1FglS1I3B5LoIx7Lu3nqh7H0BOmROmmy5OztCfZ4HxetSiwdExkog7HPLpJwVmXskr6KK6126V43nWOEDWNdZrzVLZdoyN_VvBCwtbc7qzC51Qixvly6T7DcfSNC6-8/s900/dead3.jpg" style="clear: right; display: inline; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="506" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgAxjNanPGfYbmz1FglS1I3B5LoIx7Lu3nqh7H0BOmROmmy5OztCfZ4HxetSiwdExkog7HPLpJwVmXskr6KK6126V43nWOEDWNdZrzVLZdoyN_VvBCwtbc7qzC51Qixvly6T7DcfSNC6-8/s320/dead3.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Iggy Pop bez charakteryzacji (<a href="https://www.filmweb.pl/film/Truposze+nie+umieraj%C4%85-2019-817413/photos">źródło</a>)</span><br /><br /></td></tr></tbody></table></span><span style="text-align: left; text-indent: 49.1339px;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Całość wygląda na film
o zombie, który sam widział już mnóstwo filmów o zombie i jest z
nimi oswojony. Nie zobaczymy tradycyjnej paniki, niedowierzania,
szoku. Niektórzy bohaterowie wprawdzie są nieco zdziwieni obrotem
wydarzeń, ale to trwa tylko przez chwilę. Szybko bowiem orientujemy
się, że oni znają tę konwencję równie dobrze co widzowie,
postępują więc dokładnie tak, jak się tego od nich oczekuje. Ta
relacja między nimi a odbiorcą jest bardzo przyjemna i
odświeżająca.</span></div></span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Przyjemny jest też – mimo
obecności nieumarłych – klimacik ospałego, prowincjonalnego
miasteczka Centerville, w którym dzieje się cała akcja. Miasto
zresztą także zdaje się rozumieć konwencję, bo ma wszystkie
niezbędne lokacje, żeby zrobić dobry film o zombie. Oczywiście, z
klasyczną amerykańską knajpką włącznie. Centerville mogłoby
być jednocześnie wszędzie i nigdzie. Świat poza Centerville
właściwie nie istnieje.</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEit-9UN7Z88WN1GRw8wO_E97C_Zq0XUimUI1JPMDsN_Qnmaa6lfE2OoGMom2gZG73pOX5WnMCCXIyHfsYz1_kQIOlQwzhNDti0_ydw3J-_qD40FQu9R0o2DWFr8-yVUbRcwLENskKXeHDl7/s900/dead1.jpg" style="clear: left; display: inline; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="483" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEit-9UN7Z88WN1GRw8wO_E97C_Zq0XUimUI1JPMDsN_Qnmaa6lfE2OoGMom2gZG73pOX5WnMCCXIyHfsYz1_kQIOlQwzhNDti0_ydw3J-_qD40FQu9R0o2DWFr8-yVUbRcwLENskKXeHDl7/s320/dead1.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Steve Buscemi widzi na horyzoncie nowy film <br />(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Truposze+nie+umieraj%C4%85-2019-817413/photos">źródło</a>)</span><br /><br /></td></tr></tbody></table></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Ach, rzecz konieczna wzmianki: jest
Tilda Swinton jako </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Zelda</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">,
właścicielka zakładu pogrzebowego (zasługa skojarzenia z </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Sabriną</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
przypada Ulvowi) – </span><span style="text-indent: 1.3cm;">jeśli
chodzi o jej wątek, to przyznam, że jestem bezradna: nie mam
pojęcia, o co chodziło, po co i dlaczego. Nie mogę oprzeć się
wrażeniu, że po prostu Jarmusch chciał mieć Tildę Swinton w
filmie, więc zaprosił ją i powiedział: „rób coś”. Więc
kręciła się po planie i była dziwna. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Czyli,
wiecie, jak to Tilda Swinton.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Jeśli miałabym się do czegoś
przyczepić, to chyba do zakończenia. Rzecz w tym, że podczas
seansu miałam dwa olśnienia, jeśli chodzi o interpretację pewnych
elementów w filmie. I czułam satysfakcję z tego, że sobie to
wymyśliłam (okej, okej, to nie było tak naprawdę nic odkrywczego,
ale hej, nigdy nie byłam mocna w te klocki). A w samej końcówce
pełniący funkcję narratora pustelnik </span><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Bob</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">
(Tom Waits) bardzo dosłownie i kropka w kropkę powiedział to, co
było treścią moich olśnień. Nie chodzi o to, że mi coś odebrał
– chodzi o to, że nie lubię takiej łopatologii. Że gdybym np.
wyciągnęła z filmu jakąś inną treść, inne przesłanie, film
dosłownie powiedziałby mi, że się mylę, a chodziło o to i o to.
Trochę dziwnie tak zamykać furtkę na jakiekolwiek zabawy
interpretacyjne.</span></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6_4r1WypJoum5qH-UWybWCSrDpahFJJtkyyuCgsBZRWIANH6Dsa7n-3QWhZABVmbLDIA5TmifxizJ06gqOd4sa-oBLZOfxcRzNcVxcWyZWpXrGy7vb05NYxOIzqtu7Hjj831folJKEfG5/s900/dead2.jpg" style="clear: right; display: inline; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center; text-indent: 1.3cm;"><img border="0" data-original-height="483" data-original-width="900" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6_4r1WypJoum5qH-UWybWCSrDpahFJJtkyyuCgsBZRWIANH6Dsa7n-3QWhZABVmbLDIA5TmifxizJ06gqOd4sa-oBLZOfxcRzNcVxcWyZWpXrGy7vb05NYxOIzqtu7Hjj831folJKEfG5/s320/dead2.jpg" width="320" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Adam Driver ociepla wizerunek policji<br />(<a href="https://www.filmweb.pl/film/Truposze+nie+umieraj%C4%85-2019-817413/photos">źródło</a>)</span></td></tr></tbody></table></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Tak czy owak, to jest świetny film.
Wcale nie wykluczam, że jeszcze do niego wrócę, choć na pewno
przy pierwszym oglądaniu bardzo duże znaczenie ma nieznajomość
fabuły z jej wszystkimi fajnymi niuansami. Na chwilę obecną wydaje
mi się, że muszę odrobinę poprzesuwać </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Shaun
of the Dead</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> i oba
</span><i style="text-indent: 1.3cm;">Zombielandy</i><span style="text-indent: 1.3cm;">, a na
pierwszym miejscu na podium filmów o martwiakach ustawić właśnie
</span><i style="text-indent: 1.3cm;">The Dead Don’t Die</i><span style="text-indent: 1.3cm;">.
To dziwna produkcja, w zupełnie innym klimacie, niż te pozostałe.
Pewnie ktoś, kto ma więcej niż ja wspólnego z dziełami
Jarmuscha, mógłby użyć tu nawet jakichś mądrych słów i
wskazać na typowe dla reżysera elementy. Ja mogę napisać </span><span style="text-indent: 1.3cm;">z
grubsza to, co pisałam o </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Truposzu</i><span style="text-indent: 1.3cm;">:
film ma sporo humoru, ale jest też bardzo brutalny. Dziwny i
specyficzny. Po obejrzeniu człowiek zastanawia się, na co właściwie
patrzył przez ostatnie półtorej godziny. I co prawda nie ma tego
ciężaru co wspomniany </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Truposz</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
ale to nie zmienia faktu, że wciąga bez reszty. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Uwielbiam
też te wszystkie powściągliwe dialogi, słowa rzucane jakby od
niechcenia, w których widać taką bezradność bohaterów wobec
historii, która się na nich zwaliła. Nie uświadczymy w tym
filmie wielkich monologów i chwytliwych powiedzonek. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">I
to jest piękne.</span><span style="text-indent: 1.3cm;"> W ogóle być
może przekonam się jeszcze do Adama Drivera (po Star Warsach miałam
doń raczej ambiwalentny stosunek).</span></div></span><span><div style="text-align: justify;"><span style="font-style: normal; text-indent: 1.3cm;">F</span><span style="text-indent: 1.3cm;">ilm
to ogólnie miodność. I ma kapitalną <i>theme song</i>!</span></div></span></span><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Is our plan to inform people about the zombie danger before it
gets dark?</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">I guess so.</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Because we passed Farmer Miller's place a little while ago, do
we need to inform him?</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Fuck Farmer Miller.</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Oh ok.</i></span></div></div>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-349004697333832940.post-74898581466419839822021-05-12T12:53:00.001+02:002021-05-13T12:09:07.116+02:00"Sny o pociągach", czyli chyba lubię w Pulitzery<div style="background: transparent; line-height: 115%; margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 1.3cm;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; font-weight: bold; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><img border="0" data-original-height="2048" data-original-width="1315" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYODaHq7n2avqskjav8cFM4maGwW_vbSScpjKoglqmBf_sRhMjwflXj_PPv90VnGwWuv01Bo24oKcxbAc4agPGy_6JsPEJ3-xt4CYlF8HrEuqWpDrwAcJ2zxHNVlHdJoyPKgnL-iXecwgg/w205-h320/sny_o_pociagach.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="205" /></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"></td></tr></tbody></table><b style="color: #eeeeee; font-family: verdana; font-weight: bold; text-indent: 1.3cm;">Autor</b><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana; text-indent: 1.3cm;"><b>: </b>Denis Johnson</span></span><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b style="text-indent: 1.3cm;">Tytuł</b><span style="font-weight: bold; text-indent: 1.3cm;">: </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Sny o pociągach</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Tytuł oryginału</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">:</span><i style="text-indent: 1.3cm;">
</i><i style="text-indent: 1.3cm;">Train Dreams</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><b>Tłumaczenie</b></span><span style="text-indent: 1.3cm;">:
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">Tomasz S. Gałązka</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b style="text-indent: 1.3cm;">Miejsce i rok wydania</b><span style="text-indent: 1.3cm;">: Wołowiec 2021</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><b style="text-indent: 1.3cm;">Wydawca</b><span style="text-indent: 1.3cm;">: Czarne</span></span></div></div><b style="text-indent: 1.3cm;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div></b><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Chyba już kiedyś wspominałam, że najwyraźniej mój gust
literacki jest całkiem zbieżny z gustami jurorów z Uniwersytetu
Columbia, którzy przyznają nagrodę Pulitzera. Tak więc poza
wszystkim innym – pociągami, westernowym klimatem czy moim
ulubionym wydawnictwem – fakt, że </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Sny o pociągach</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> w 2012
roku znalazły się w finale tej właśnie nagrody*, zdecydowanie
sprawiał, że chciałam tę książkę przeczytać.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">I wprawdzie ja o tym fakcie po pewnym czasie zapomniałam, ale Ulv
pamiętał – i któregoś pięknego dnia po prostu mi </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Sny o
pociągach</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> wręczył do rąk własnych.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">I to jest naprawdę dobra książka.
Zgoda, nie zostawiła mnie z kacem na miarę </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Lonesome Dove</i><span style="text-indent: 1.3cm;">,
niemniej </span><span style="text-indent: 1.3cm;">jest to coś, co się
zapamiętuje</span><span style="text-indent: 1.3cm;">. Historia Sama
Grainiera wydaje się jednocześnie dość egzotyczna – no bo mamy
do czynienia z gościem z pogranicza amerykańsko-kanadyjskiego na
początku XX wieku, gdzie dopiero wkracza cywilizacja, a lasy
ustępują miejsca torowiskom – ale i bardzo swoja, bliska – a to
</span><span style="text-indent: 1.3cm;">przede wszystkim </span><span style="text-indent: 1.3cm;">za
sprawą głównego bohatera, który od początku do końca pozostaje
bardzo ludzki i wiarygodny, jak całe jego życie zresztą. To nie
jest epicka opowieść o ratowaniu czegokolwiek, to po prostu
opowieść o człowieku. Takim może trochę niedookreślonym, bo w
zasadzie Grainier jest całkiem poczciwy, ale przecież tu i ówdzie
zachowuje się </span><span style="text-indent: 1.3cm;">nieładnie</span><span style="text-indent: 1.3cm;">.
Przy czym to niedookreślenie w żadnym razie nie sprawia, że jest
nijaki, bo jest właśnie bardzo „jakiś”.</span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">W</span><span style="text-indent: 1.3cm;">okół
niego nie brak też postaci epizodycznych, podobnie jak Grainier –
wyrazistych przy jednoczesnym braku przerysowania ich w jakąkolwiek
stronę. </span><span style="text-indent: 1.3cm;">Najmocniej wrył mi
się w pamięć Bob Kutenaj, który nie tykał alkoholu. Towarzyszy
mu intrygująca aura tajemnicy i egzotyki właściwej dla
powieściowego Indianina, a jednocześnie znów: jest zupełnie taki
jak my – podobnie jak każdy człowiek zdarzy mu się popełnić
głupi błąd, paść ofiarą czyjegoś na pozór niewinnego żartu,
a konsekwencje są trudne do przewidzenia. Bo to wszystko przecież
tylko zwykłe życie, podczas którego nikt nikogo nie ocali w żadnym
heroicznym porywie.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><br /></span></div></span><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;">Można by właściwie dojść do
wniosku, że w </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Snach o pociągach</i><span style="text-indent: 1.3cm;">
nic się nie dzieje. Ot, facet sobie żyje, pracuje, ma żonę i
córkę, aż wreszcie starzeje się i umiera. Czytelnik śledzi
większe i mniejsze dramaty, z którymi przyjdzie się zmierzyć
Grainierowi, ale tak naprawdę one są opisane w najbardziej
lakoniczny sposób, w jaki się da. Narrator nie odmalowuje przed
nami </span><span style="text-indent: 1.3cm;">niesamowitych pejzaży
Dzikiego Zachodu, nie przeżywa przez kilka akapitów każdej
śmierci, nie opisuje z fizjologiczną dokładnością emocji
targających bohaterem. Zresztą, łatwo się tego domyślić,
patrząc na objętość książki.</span></div></span></span><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ale ta narracja, choć przesadnie prosta, jest niesamowicie
precyzyjna. Tam, gdzie u innego autora można by przeczytać kilka
stron na temat jakiegoś wydarzenia, Johnsonowi wystarczyło zdanie,
może dwa. I to są zdania, które działają, które budzą w
czytelniku emocje. Przyznam, że taka precyzja w języku do tej pory
kojarzyła mi się raczej z poezją – teraz widzę wyraźnie, że w
prozie to także świetnie działa.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Jest tak naprawdę tylko jedno wydarzenie, któremu narrator
poświęcił nieco więcej miejsca – dzięki temu tym mocniej da
się odczuć, że to było coś ważnego, przełomowego. Że to
ukształtowało dalsze losy Grainiera.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Całościowo zaś jest trochę brutalnie, trochę tęskno, a trochę
pięknie – czyli chyba dokładnie tak, jak mogło wyglądać życie
takiego Sama Grainiera. Spomiędzy wierszy wychylają się smutne
nuty, kiedy tak zwana nowoczesna cywilizacja dosłownie rozjeżdża
dziki, nieznany świat, ale narrator nie epatuje tym smutkiem. Nie
wciska nam morałów, jest tylko obserwatorem, przyglądającym się
historii zza pleców Grainiera. A dla Grainiera to codzienność,
więc też nie zwraca na to większej uwagi. Jest częścią procesu.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">W tym miejscu pewnie warto by było się rozpisać, ale to wymagałoby
dość obszernego spoilowania – nie chcę tego robić, bo </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Sny o
pociągach</i><span style="text-indent: 1.3cm;"> zasługują na to, żeby je po prostu przeczytać, a
nie prześlizgnąć się po streszczeniu. Zostawię więc notkę
taką, jaką jest: pełną pozbawionego treści pitolingu, z którego
nie da się niczego wynieść bez znajomości książki.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Nie ma za co.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">Ach, no i dialogi. Uwielbiam te dialogi: z jednej strony nie są
niepotrzebnie wulgarne, ale z drugiej – doskonale wiarygodne i
naturalne. Krótkie, pełne niedomówień i nieprecyzyjnych
sformułowań. Dawno nie czytałam tak świetnych dialogów.</span></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Jakoś nie widzę, żeby pies mógł strzelić.</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">No a on wziął i strzelił.</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Ze sztucera wypalił?</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Panie, armata to to nie była. Pistolet też nie. Więc tak,
ze sztucera.</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">Panie Peterson, to jest zagadkowa sprawa. Jak to się stało?</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">– </span><i style="text-indent: 1.3cm;">W obronie własnej.</i></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="text-indent: 1.3cm;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;">__________________</span></span></div><span style="font-style: normal;"><div style="text-align: justify;"><span style="color: #eeeeee; font-family: verdana;"><span style="text-indent: 1.3cm;">*</span><span style="text-indent: 1.3cm;">)
Wbrew temu, co napisano na portalu Lubimy Czytać, Denis Johnson nie
zdobył wówczas nagrody. Pulitzer w kategorii literatury pięknej
nie został w ogóle przyznany w 2012 roku ze względu na brak
zdecydowanej przewagi któregokolwiek z finalistów. Zresztą, Denis
Johnson był nominowany także w 2008 i również nie został
laureatem.</span></span></div></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com1