Przez
naprawdę długi czas nie wiedziałam, jak zacząć ten wpis. Z pomocą ostatecznie
przed kilkoma dniami przyszedł mi któryś z portali społecznościowych, gdzie
ktoś zamieścił następujący obrazek:
(źródło) |
To
właściwie wiele wyjaśnia.
Bo
ja naprawdę, naprawdę jestem w takim właśnie stanie. Za wyjątkiem drobnego
detalu, że zamiast „Shepard” słyszę „Kate Walker”.
Początek Syberii 2 (screen z gry) |
O
tym, że Syberia ma niesamowity i nielitościwie wciągający klimat,
wspominałam przy okazji pierwszej części gry. W drugiej odsłonie to się nie
zmienia – wciąż jest tak, że jak już się zasiądzie do zabawy, odejdzie się od
komputera dopiero jak przewiną się napisy końcowe. Różnica natomiast jest w
samym charakterze owego klimatu. W przeciwieństwie do jedynki, w dwójce nie
mamy już tej melancholii i poczucia, że oto Kate Walker trafiła do dziwnego
miejsca, w którym czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Owszem, prawniczka
z Nowego Jorku podróżuje przez przestrzenie odizolowane od jakiejkolwiek
cywilizacji, ale izolacja ta wynika z prostej geografii. W końcu bowiem
bohaterka Syberii na dobre opuszcza
Europę i zagłębia się w bezludną – tak przynajmniej mogłoby się wydawać – tundrę.
Z
jednej strony, brakowało mi trochę tamtej atmosfery: nieco ciężkawej, magicznej,
nostalgicznej. Z drugiej zaś strony, śnieżne pustkowia i inuickie zagadki
również mają swój nieodparty urok. Podkreślony zresztą przepiękną – choć dość
cichą i dyskretną – muzyką.
Oto
więc Syberia nie jest już tylko mrzonką czy jakąś mętną plotką, ale staje się
rzeczywiście celem podróży. Tak naprawdę w drugiej odsłonie gry dostałam
dokładnie to, czego spodziewałam się w pierwszej, nim włożyłam płytę do napędu:
śnieg, Rosję i mamuty.
Nakręcany pociąg Hansa Voralberga (screen z gry) |
O
ile więc to nie wzbudziło moich zastrzeżeń, o tyle jednak odczułam duży żal, śledząc wątek samej
Kate Walker: w jedynce bohaterka zmieniała się. Z dobrze sytuowanej prawniczki
o spokojnym życiu powoli przeobraziła się w kobietę, która dla marzenia (w
dodatku nie swojego) była w stanie porzucić wszystko i wszystkich.
W
dwójce, co zresztą jest dość logiczne, gracz przychodzi „na gotowe”, więc
całość jest uboższa o ten element. Kate Walker jest trochę jak mniej cycata
Lara Croft, ot co. Co prawda twórcy próbowali wzbogacić to nieco, wprowadzając
prywatnego detektywa, Cantina, wynajętego przez byłego szefa Kate, ale… Ale to
wszystko się trochę kupy nie trzyma. Po pierwsze: jaki, u licha, Kate Walker ma
telefon i w jakiej jest sieci, że gdzieś na środku tundry, do której jechała
nakręcanym pociągiem bogowie wiedzą jak długo, wciąż jest w stanie
przeprowadzić mnóstwo rozmów telefonicznych? I po drugie: czemu właściwie
wspomniany szef tak bardzo chciał odzyskać Kate? Jasne, gdzieś wspominał, że
matka prawniczki suszy mu głowę, ale jakoś nie kupuję tego. Nie mam nic
przeciwko inteligentnym automatom, zegarowym pociągom i żywym mamutom, ale to
mi po prostu wydało się naciągane.
Poza
tym (uwaga, spoiler!), zabrakło mi jakiegoś zakończenia tego wątku z
detektywem. Liczyłam na konfrontację czy coś takiego, a tymczasem Cantin w
którymś momencie po prostu odmawia współpracy i tyle. Cała ta heca z nim nie ma
żadnego wpływu na poczynania Kate i Hansa. No i Oskara, ma się rozumieć.
Odczułam tu pewien niedosyt, jakby twórcom zabrakło inwencji, jak to dalej
pociągnąć, więc po prostu ucięli.
Ciąg dalszy podróży na Syberię (screen z gry) |
Kolejnym
minusem Syberii 2 jest… tadam!
Cenega. Co prawda w napisach jest mniej byków ortograficznych (co nie znaczy,
że ich nie ma, co to to nie!), problem jednak w dubbingu. Po pierwsze: aktorzy.
Pozmieniali się. I to akurat ci, którzy podkładali głosy bohaterom z pierwszej
części. Zdecydowanie nie odpowiadał mi nowy Oskar – brzmiał jakoś ludzko i
mdło, to nie był tamten wkurzający automat-służbista. Szkoda. Nowy Borys,
radziecki pilot, którego Kate wystrzeliła w kosmos w pierwszej części, też nie
daje rady. I ma strasznie wybiórczy akcent.
Choć
to akurat ogólny zarzut do dubbingu: aktorzy cierpią na częściowe zaciąganie.
To samo słowo raz wypowiadają z czymś, co przy maksimum dobrej woli można by
potraktować jako rosyjski akcent, innym zaś razem – całkowicie normalnie i
wyraźnie. Nie ma w tym konsekwencji. W dodatku już nie tylko Kate przekręca
nazwisko „Voralberg”.
Ale
porzućmy polską wersję językową, bo po co psuć sobie dalej humor… Nieważne, jak
słaby byłby dubbing, gra jest na tyle miodna, że nawet alternatywna gramatyka
Cenegi tego nie popsuje.
Nie
mogę tylko oprzeć się wrażeniu, że w Syberii
2 naprawdę można odczuć krótszy czas jej tworzenia w porównaniu do czasu poświęconego na
pierwszą odsłonę gry. Jest takie… niedokończone. Ba! Najbardziej niedokończony
jest dla mnie finał, którego po prostu nie mogę pominąć milczeniem – teraz więc
będzie giga-spoiler, proszę zakryć oczy, jeśli ktoś z Państwa jeszcze nie
grał: czemu, do wszystkich diabłów, Kate Walker pomachała Hansowi, jak
odjeżdżał na mamucie, a sama została? Na serio: i co niby dalej? Wróci do
Nowego Jorku? Ostatnie tygodnie (miesiące? trudno powiedzieć…) żyła życiem Hansa,
całkowicie się dla niego poświęciła, spaliła za sobą mosty. I tak po prostu
została na środku mitycznej wyspy, samiutka? Dosłownie i w przenośni: została
na lodzie? Szlag mnie trafia, jak o tym myślę. I nie, to nie słabnie, mimo że
grę skończyłam przeszło tydzień temu.
Nie
zmienia to faktu, że ogólnie końcówka gry była wzruszająca i głęboko przeorała mi
psychikę. Choć ja miałam chęć smarkać w rękaw już przy finale epizodu z
sercem Oskara, więc może po prostu mam jakiś defekt.
W
ramach podsumowania mogłabym więc powtórzyć, że gra ma niesamowity klimat,
wciąga, porusza i każe zapomnieć o bożym świecie, ma piękną muzykę, oczywiście zachwycającą
grafikę w tle oraz fajne zagadki (za wyjątkiem pewnego momentu, w którym
człowiek biega po gigantycznej jaskini i czuje narastającą frustrację, bo z
biegania w większości niewiele wynika…), niestety jest słabo spolszczona i
pozostawia pewien (dość duży, nie bójmy się tego słowa) niedosyt… ale myślę, że
zrobię inaczej.
Pokażę
Państwu obrazkowo, w czym rzecz.
Tydzień
po skończeniu gry, kiedy około siódmej rano szłam do pracy, zobaczyłam w
chodniku coś takiego:
Widzą to Państwo w ogóle? I co Państwo przy tej okazji myślą...? Słusznie, nic. Bo i co tu myśleć, prawda? Otóż moją pierwszą refleksją i niemalże odruchem bezwarunkowym było: „Gdzie może być klucz Voralbergów, żeby to
otworzyć…?”.
Klucz Voralbergów |
Słowem
– pozycja obowiązkowa i fantastyczne dopełnienie pierwszej części. Zdecydowane must-have. Ode mnie 8/10 – z najserdeczniejszymi życzeniami, by Cenega nigdy więcej nie brała się za spolszczanie gier...
No cóż, o ile pierwsza część Syberii wydaął mi się zbyt przeciągnięta (nie treściowo, lecz z powodu kilometrowych wycieczek z pozycji na pozycje, by rozwikłać zagadkę) i przegadana (denerwujące monologi, czytane przez aktorkę [dobrą, żeby nie było] jakby nie znała gry [to chyba główny grzech Cenegi!]), to Dwójka bieży zbyt rączo. Choć zawsze pozostaje ciekawie opowiedziana historia, i kontakt z wyobraźnią Benoît Sokala. A to wiele zmienia w odbiorze.
OdpowiedzUsuńNo, nie jestem taka przekonana, czy latanie w tę i nazad po ogromnej jaskini Jukoli można nazwać szczególnie rączą akcją... Ja tam spędziłam jakieś trzy dni i miałam co najmniej dwie fazy "pierdolę, nie robię". xD
OdpowiedzUsuńTroszkę mi do klimatu w dwójce nie pasowały te elementy kiczowatej sensacji, typu uciekanie w trumnie czy pościg drezyną - ale że faktycznie chyba były to dwie scenki, to łatwo wybaczam. ;)
Nie grałam w pierwszą część,a jedyne w drugą. I muszę powiedzieć, że to chyba jedna z nielicznych gier z tak niesamowitymi krajobrazami, że aż chce się wytarzać w śniegu :P. Mam wrażenie, że na korzyść technologii (ps3), zniknęła ciekawa fabuła...
OdpowiedzUsuńW takim razie pierwsza część powinna dla Ciebie być absolutnie obowiązkowa. ;) Jest nieco lepsza od drugiej, no i ogarniesz, o co w ogóle się rozchodzi, skąd te mamuty, kto zacz ten Oskar itp. Naprawdę, bardzo-bardzo sugeruję zaopatrzyć się w jedyneczkę i przejść. :)
UsuńI owszem, zgadzam się, że gry im bardziej wypasione graficznie, tym - zazwyczaj - gorsze pod względem fabuły. Tylko komputer do każdego tytułu trzeba nowy kupować, bo przecież po przekroczeniu progu sklepu sprzęt robi się przestarzały... ;/ To jest fajne w grach z grafiką 2D - mogą cudnie wyglądać, nie obciążając kompa. :)
Świetna recenzja. Miałem to samo po przejściu pierwszej i drugiej części gry. Cały czas myślałem o niej i nie dawało mi spokoju, że to już koniec tej cudownej historii. Ta gra posiada duszę, tworzy wręcz magiczny klimat. Jak dla mnie część druga dorównuje, a nawet jest lepsza od jedynki, ponieważ twórcy musieli wczuć się i oddać atmosferę na nowo, pokazać klimat zupełnie inny niż ten z pierwszej części. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej :). Jesienne nostalgiczne Valadilene było dawno za nami, im dalej na wschód tym akcja nabiera innego tempa, stąd mroźny Romansburg, wioska Jukoli i co najważniejsze kres podróży- mamuty . Za same wątki przyznaje dwójce taką ocenę. Między innymi za : powrót do francuskiej wioski we śnie - poznanie ojca Hansa, sytuacji jego samego jak był małym dzieckiem, poświęceniem Oskara - poznanie prawdziwego celu jego skonstruowania, bracia z Romansburga, wioska Jukoli, kościana arka, Juki ^^ Mam nadzieję, że trójka dorówna poprzedniczkom. Póki co zapraszam do lajkowania strony o Syberii. Będę wstawiał tam wszystkie newsy o powstającej grze, filmiki, screeny i nie tylko. Strona dopiero się rozwija, chciałbym aby na niej skupiały się osoby zajarane Syberią.
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/pages/Syberia-Trilogy/107808479333110
Z góry dzięki :)