- Dawno temu Fraa nabyła drogą kupna DVD z filmem Ned Kelly z 2003 roku, w reżyserii Gregora Jordana. Zakup co prawda nie był szokująco drogi, tym niemniej zaszło coś, co bardzo kawiarkę zirytowało: płyta nie uruchamiała się. Oczywiście, Fraa w pierwszej chwili zrzuciła to na karb coraz bardziej fiksującego CD-romu, toteż spróbowała włączyć film jeszcze na dwóch innych, sprawnych, komputerach. I nadal nic. Ostatecznie zdegustowana faktem wyrzucenia pieniędzy w błoto, odłożyła DVD na półkę.
- Wczoraj podjęła próbę włączenia filmu na czwartym komputerze.
- I zadziałało.
- Kilka słów od wydawcy:
- A więc: XIX wiek, Irlandczycy, napady na banki, klimatyczna muzyka – Fraa miała wielkie oczekiwania. Obawiała się nieco Orlando Blooma, ale i tak spodziewała się naprawdę fajnego widowiska.
- Kawiarka dawno nie widziała równie irytującego filmu.
- Po pierwsze: główny bohater, Ned Kelly (Heath Ledger) – postać bardzo w typie bohaterów granych przez Michała Żebrowskiego. Albo Wyatta Earpa odtwarzanego przez Kevina Costnera. Czyli cierpiętnik. Smutny, smętny cierpiętnik, wiecznie odczuwający ból egzystencji z powodu tego, co musi robić. I jak okrutnie obszedł się z nim los. Tylko że Fraa ma już serdecznie dość takich bohaterów, wystarczył Wiedźmin, Pręgi i – wspomniany już – Wyatt Earp. Toteż podstawowym problemem kawiarki był fakt, że odczuwała głęboką niechęć do tytułowej postaci. Trudno wtedy się zaangażować w jej losy inaczej, niż: „Matko z córką, może w końcu cię zastrzelą...”. Zresztą, kawiarka nie wyklucza, że była w ogóle negatywnie nastawiona, bo Ledgera nie cierpi odkąd zobaczyła go jako Jokera (każdy wie, że jest tylko jeden Joker!), więc może to jakoś rzutowało... Trudno powiedzieć.
- Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest poszukiwanie pozytywów wśród innych bohaterów. O ironio!, Fraa znalazła pozytyw w przyjacielu Neda: Orlando Bloom jako Joe Byrne dał radę. Kawiarka jeszcze nie będzie się rozpędzała z chwaleniem aktora, ale istotnie w tym filmie zaprezentował coś innego niż jego wieczny kowal-patetyczny frajer. Nie przypominał Legolasa ani nie brał udziału w błyskotliwych dialogach w stylu:
- To było naprawdę miłym zaskoczeniem. Ale Fraa już raz tak się dała zaskoczyć, kiedy zobaczyła Blooma w jednym z odcinków Morderstw w Midsomer, gdzie kawiarka dopiero musiała przeczytać nazwisko na liście płac, żeby uwierzyć, iż to istotnie ten Orlando. Najwyraźniej ten facet jak chce, to potrafi.
- Szkoda, że rzadko chce.
- Natomiast bardzo słabo sprawa przedstawia się z relacjami między bohaterami. Tak naprawdę tylko z opisu na pudełku było wiadomo, że są dwaj bracia i dwaj przyjaciele. Wielkiej uwagi wymagało zorientowanie się, który z członków gangu jest tym bratem – Danem Kelly (Laurence Kinlan). Tak naprawdę na początku, zanim Fraa przeczytała opis, przez cały początek filmu była przekonana, że ma do czynienia z samymi braćmi. W żaden sposób nie zaakcentowano więzi łączących bohaterów, trzymali się razem w zasadzie „bo tak”.
- Oczywiście, pojawiła się też kobieta – Julia Cook (Naomi Watts). Na wszystkich bogów kurzu, pajęczyn i innych atrybutów dość dużego nieporządku! Trudno o bardziej irytującą babę. Fraa nie wie, czy Julia miała wzbudzać taką niechęć, czy to wyszło przypadkiem, ale wzbudzała. Bo najpierw przychodzi do głównego bohatera i spędza z nim upojną noc, a potem odmawia przyznania się do tego (jej zeznanie mogłoby ocalić całą rodzinę, fałszywie oskarżoną o napaść na policjanta – szczególnie pomogłoby matce braci, która została aresztowana), bo mąż i dzieci. Mało tego, pod koniec ma czelność wyskakiwać z żalami, moralizatorskimi gadkami i dobrymi radami, kiedy za głowy członków Gangu Kelly są wyznaczone wysokie nagrody. Chciałoby się wykrzyczeć: „Teraz to już trochę musztarda po obiedzie, głupia krowo! To przez ciebie to wszystko, więc łzawe wyznania, że nie chcesz musieć opłakiwać Neda schowaj sobie w buty!”.
- Jeśli o bohaterach mowa, to trzeba tu koniecznie wspomnieć o komisarzu policji. Francis Hare (Geoffrey Rush, czyli Barbossa z Piratów z Karaibów) był naprawdę niezły. Dość przekonujący, wyróżniał się tym, że traktował przeciwnika poważnie, właściwie jak równego – z szacunkiem. Najlepsze sceny w filmie są w większości z jego udziałem. Fajna scena bez niego, to napad na bank, kiedy to Joe gzi się z jakąś nieutuloną w żalu, jurną wdową, Dan plotkuje z jej służącą, ogólnie sielanka i tylko herbatki brakuje. No plus wątek Aarona Sheritta (Joel Edgerton) zasługuje na uwagę. Przykry, ale pozytywnie zapisał się w kawiarczej pamięci – wywołał chyba dokładnie takie emocje, jakie miał wywołać.
- Skoro już Fraa wspomniała o policji,to wróci jeszcze do postaci Neda – jego relacje ze stróżami prawa, od samego początku napięte, prowadzą oczywiście do paru strzelanin. Są to te chwile, w których kawiarka miała ochotę zapłakać. Bo gdyby nie to, że policjanci strzelali chyba z zamkniętymi oczami, bo notorycznie pudłowali, właściwie nie byłoby o czym kręcić filmu. Ned ma wyjętą broń, celuje w przeciwnika, każe mu podnieść ręce albo coś takiego. I co się dzieje? Ten przydybany przeciwnik spokojnie wyjmuje rewolwer i strzela (jako pierwszy!) w naszego bohatera. Dopiero potem Ned naciska spust. Skoro nie zamierzał strzelać, to Fraa pyta: po kiego wafla wyjmował broń i celował? Jasne, zapewne chodziło o to, żeby pokazać, jaki to pozytywny bohater. Bo to nie on zaczyna. On tylko w obronie, jak ktoś do niego otworzy ogień, to on ewentualnie. Tak sam z siebie to nigdy. Ale na bogów, w efekcie głównym bohaterem jest wkurzający frajer i pierdoła, nie żaden szef gangu!
- W ogóle z tym gangiem to też nieciekawa sprawa: film trwa godzinę czterdzieści. Przez pierwsze czterdzieści minut trwa coś w rodzaju wstępu – jak w ogóle doszło do tego, że Ned musiał uciekać, co go zmusiło do zejścia na drogę przestępstwa. Jak niesprawiedliwie był traktowany. Właściwa akcja zaczyna się gdzieś tak w połowie, kiedy Fraa już od dwudziestu minut co i rusz zerkała na zegarek, bo smęcenie zaczynało ją potężnie nudzić.
- Zresztą, smęcenie było akurat cały czas – narratorem całej historii jest sam Ned Kelly, pociskając co i rusz jakieś farmazony o tym, że jechał na koniu próbując złapać własny cień i wyglądał jak centaur. Fraa nie wie, od kiedy centaury łapią cień, ale mniejsza o to. Generalnie elokwencja Neda pozostawia wiele do życzenia. Raz czy dwa w filmie pojawiają się momenty, w których bohater przemawia, ale za każdym razem jest to bardziej jakiś poplątany zbiór ogólników, niż faktycznie porywający spicz. Nie no, Fraa nie oczekuje od razu Henryka V, ale jeśli w czasie przemowy widz (a przede wszystkim w tej sytuacji: słuchacz) siedzi i czeka, kiedy przemawiający przejdzie w końcu do rzeczy, i czeka tak do momentu, w którym okazuje się, że przemawiający już skończył, no to coś jest nie tak.
- Dodatkową słabością filmu była sama Australia – ukazana bardzo, bardzo mizernie. Fraa wie, że nie ma co się spodziewać Propozycji, gdzie australijska przyroda była właściwie jeszcze jednym bohaterem. Ale tutaj, gdyby nie parę kangurów, które przewinęły się przed kamerą, Fraa w ogóle by nie zauważyła, że rzecz się dzieje w Australii. Zero klimatu.
- A skoro już o klimacie mowa: muzyka – jest. Wiele więcej powiedzieć się nie da. Jest nawet sympatyczna momentami, kiedy Irlandczycy chleją w barze i ktoś tam przygrywa. Acz kiedy tylko następowała cisza, kawiarka zapominała, co w ogóle przed chwilą słyszała. Żadnej specjalnej uwagi, ot, po prostu muzyka nie przeszkadza.
- Podsumowując, Fraa bardzo się rozczarowała. Obecnie ma silne postanowienie obejrzeć film o tym samym tytule z roku 1970, z Mickiem Jaggerem – może będzie ciekawsze. Bo materiał na kawał fajnego widowiska bez wątpienia jest. A póki co? Dobry Bloom, fajny Rush, parę niezłych scen, a reszta raczej kiszkowata.
- 3/10
- – Witaj, Aaron.
- – Joe? Ned.
- – Więc co u ciebie, Aaron?
- – Nie tak źle. Cóż... Nie jest źle. Sporo o tobie czytałem, Ned. Razem siejecie niezły postrach, czyż nie?
- – Chcieliśmy z tobą porozmawiać, Aaron. Zastanawialiśmy się, czy mógłbyś zostać naszym zwiadowcą. Udajemy się do Beechworth obrabować bank.
- – Zwiadowca? Cóż, bardzo mi to pochlebia, chłopaki, ale...
- – Nie jesteś zainteresowany?
- – Skądże. Z przyjemnością. Gdyby to tylko zależało ode mnie, to byłbym tam w mgnieniu oka. Sami przecież wiecie. Ale muszę się teraz opiekować moją żonką.
Ned Kelly - okładka |
„Film zrealizowany na podstawie powieści Roberta Drewe'a Our Sunshine, opowiada historię Neda Kelly, legendarnego bandyty, który żył w XIX wieku. Był synem irlandzkiego złodzieja, który został skazany na banicję do australijskiej kolonii karnej. Tam Ned wraz ze swym bratem i dwójką przyjaciół stworzył Gang Kelly, z którym przemierzył całą Australię, dokonując przez ponad 2 lata napadów rabunkowych głównie na banki. Ned Kelly stał się bohaterem Australijczyków, którego legenda trwa do dziś.
Wielkim atutem filmu jest brawurowa gra aktorska Heatha Ledgera (Tajemnica Brockeback Mountatin) i Orlando Bloom (Piraci z Karaibów) oraz oddająca klimat tamtych czasów muzyka.”
kadr z filmu Ned Kelly (Gang Kelly w komplecie) |
– Jestem kowalem.
– A ja jestem królem.
– A ja jestem kowalem.
– (…)
kadr z filmu Ned Kelly (Francis Hare) |