Ksiądz - plakat |
Z filmami, które obracają się wokół interesujących
mnie gatunków, ostatnio nie jest zbyt dobrze. Odgrzewa się stare klasyki – Conan, Łowca androidów, Pamięć absolutna,
Batman, Prawdziwe męstwo, ewentualnie kręci kontynuacje tych produkcji,
które co prawda są nowe, ale na pewno dadzą zarobić (Piraci z Karaibów czy Straszny
film). Oczywiście jakość tych produkcji jest bardzo zróżnicowana, ba!
niektóre filmy wypadają naprawdę nieźle, nawet w zestawieniu z
pierwowzorami/poprzednimi częściami. Nie zmienia to faktu, że ostatnio mam dużą
trudność ze znalezieniem nowego, oryginalnego filmu z kręgu fantastyki, że o westernie
nie wspomnę, bo w westernie ta dolegliwość trwa już od dawna.
Pewnym ratunkiem są filmy na podstawie innych tekstów
kultury: gier, książek, komiksów. Większość produkcji opartych na grach jest
żenująca, książki ekranizowano od zawsze, no i komiksy… Oczywiście: Batman, Superman, Spiderman, a
nawet X-Men to produkcje mające już
swoje lata. Mam jednak wrażenie, że w końcu zaczęto sięgać do czegoś spoza
stajni Marvelowskich superherosów. Powstaje adaptacja filmowa Kaznodziei. Mieliśmy 300. Mamy i Księdza.
Ksiądz (oryg.: Priest) to produkcja w
reżyserii Scotta Stewarta, która premierę miała w maju tego roku. Film powstał
na podstawie manhwy Min-Woo Hyunga pod tym samym tytułem. Nie ukrywam, że
komiksu nie czytałam, głównie dlatego, że nie udało mi się dopaść, ale też z
tej przyczyny, że mam alergię na orientalną kreskę. Jednak jeśli ktoś ma
namiary, to chętnie poznam komiksowy oryginał.
Co do filmu:
Wielka wojna ludzi z wampirami wyniszczyła świat,
który przeobraził się w pustynię. Ludzkość pozamykała się w miastach i żyje
podporządkowana Kościołowi. Księża – elitarny oddział Kościoła do walki z
wąpierzami – przestali być potrzebni, toteż kazano im siąść na zadkach w
miastach i nie przeszkadzać. Wampiryczne resztki pozamykano w rezerwatach.
A jednak coś nie gra, bo wampiry dobierają się do
jakiejś chaty na środku pustkowia, zabijają niestare małżeństwo i porywają
osiemnastoletnią córkę, Lucy (Lily
Collins). Tak się składa, że dziewczyna jest spokrewniona z tytułowym księdzem
(Paul Bettany) – toteż odwiedza go Hicks
(Cam Gigandet), przyjaciel rodziny, by namówić duchownego na wyprawę ratunkową.
Wysoko postawione szychy kościelne nie pozwalają księdzu opuścić miasta, więc
bohaterowie robią to wbrew prawu i ruszają w pustynię.
Tyle tytułem fabuły, żeby nie tłuc strasznymi
spoilerami.
Odkąd pojawiły się reklamy i zwiastuny tego filmu,
chciałam pójść na to do kina. Trailer był dynamiczny, postapokaliptyczny
klimacik wydawał się bardzo mocny, miasto jawiło się niemal jak to z Łowcy androidów, a jeden z bohaterów wyglądał,
jakby był stylizowany na Clinta Eastwooda – zresztą, również był postacią
bezimienną – dopiero na liście płac można zobaczyć, że określony został jako Czarny Kapelusz (Karl Urban).
Oczywiście, film był w 3D, więc ostatecznie z kina nic
nie wyszło.
Teraz się poważnie zastanawiam, czy na pewno tego
żałuję.
kadr z filmu Ksiądz (ksiądz) |
Nikt oczywiście nie spodziewał się produkcji wielce
ambitnej, ze skomplikowaną intrygą i pogłębioną psychologią bohaterów. Miał być
klimat, strzelanie, wybuchy i Kościół przedstawiony w taki „demoniczny” sposób.
Czyli – ni mniej, ni więcej – miał to być film do
oglądania w kinie. To jak Dzień
niepodległości. Całość durna, ale ma parę takich scen, które po prostu
trzeba zobaczyć na dużym ekranie i wtedy robi to stosowne wrażenie. Oglądanie
takich filmów na małym ekranie obnaża całą głupotę fabuły.
Tak było i tym razem.
Właściwie od samego początku pojawiają się pytania: no
bo czemu wampiry poutykano w rezerwatach, zamiast po prostu wszystkie wytłuc? A
skoro już doszło do nieszczęścia, czemu monsignor
Orelas (Christopher Plummer) nie pozwolił księdzu ruszyć na odsiecz
dziewusze? Przecież księża nic nie robili w tym mieście. Obijali się, usiłując
wpasować się w społeczeństwo. A niech se pohasa po pustyni, komu to
przeszkadza?
Jeśli cała fabuła filmu osadzona jest na dwóch
bzdurach, to trudno ją tak na poważnie później śledzić. Tym bardziej, że
później też rodzą się w widzu wątpliwości. Na przykład ślady – bohaterowie docierają
do chatki, w której doszło do porwania i szukają śladów. Ksiądz je znajduje,
głęboko wygniecione w ziemi. Tak głęboko, że ta ziemia (twarda i wyschnięta) w
chwili ataku musiała być rozmemłanym błockiem. Czyżby niedawno padało? No
jasne, przecież to pustynia, tu często pada… Zaraz, zaraz…! No ale jak inaczej
wyjaśnić to, że wampiry zostawiły takie głębokie ślady, a nasi bohaterowie są
jak duet Legolasów? Bo już nawet szkoda tracić nerwy na dociekanie, czemu Lucy,
miotając się po płonącym wagonie pociągu, zachowała swoje piękne, długie,
rozpuszczone włosy. Chciałabym zobaczyć choć jeden film, którego twórcy mają
świadomość tego, że włosy-są-łatwopalne. Ba! Wystarczy bliskość ognia, żeby
wyłysieć, nie trzeba od razu wsadzać głowy do pieca hutniczego.
Również niektóre akcenty, mające podkreślić superfajność
bohaterów i mające być tymi „mocnymi” scenami, są po prostu bezbrzeżnie durne:
Hicks początkowo nie umie strzelać do wampirów, bo one skaczą i WOGLE. Ksiądz
go instruuje – w końcu następuje scena, w której Hicks ustrzeli potworę i rzuci
ciętą ripostą nawiązującą do nauki księdza („od punktu A do cholernego punktu B”
czy jakoś tak). Dobra. Może robiłoby to jakiekolwiek wrażenie, gdyby tylko nie
to, że – na litość bogów – ten facet strzelał wtedy do nieruchomego i śmiertelnie rannego celu! Z jakiego punktu A do
jakiego punktu B? Ten wampir leżał!
Ponadto całość jest boleśnie przewidywalna: za księdzem
rusza pościg w postaci czwórki innych księży, z których jeden jest kobietą
(Maggie Q). Ona dołącza do naszego bohatera (skądinąd chyba najmniej irytująca postać w całym filmie, gdyby tylko momentami tak nie smęciła...), reszta ginie. I choć armia
wampirów zmiotła w ciągu jednej nocy jakieś miasteczko i trzech księży, to nasi
bohaterowie rozjadą tę armię. I nawet się nie spocą. Ani nie będą do końca filmu
pluć piachem, chociaż jadąc motocyklami przez ten niegościnny bezkres
prowadzili między sobą rozmowy, więc powinni mieć połowę pustyni w ustach.
kadr z filmu Ksiądz (Czarny Kapelusz) |
No dobrze. Ale nie ma co patrzeć tylko na fabułę, tak?
Jak pisałam wcześniej, ten film to od samego początku miało być przede
wszystkim siekanie, strzelanie i wybuchy. Słowem – efekty. No dobrze, trochę
tego było. Bardzo podobały mi się sceny jazdy przez pustynię – dynamiczne, a
krajobrazy bardzo malownicze. Nastrój w istocie wytworzony.
Reszta efektów, to już, niestety, było efekciarstwo. Ksiądz
za pierwszym razem wydobył swoje ninja-krzyżyki w najbardziej idiotyczny i
wydumany sposób, jaki tylko dało się wykombinować. Miało być efektownie – wyszło
bezmiernie kiczowato i bezsensownie. Pewne momenty po prostu waliły po oczach
tym, że to nakręcono jedynie na potrzeby większego 3D-efekciarstwa.
A między scenami efekciarskimi i wypełnionymi akcją,
pojawiało się dla kontrastu rzewliwe smęcenie, upchnięte chyba na siłę, żeby
dodać całości głębi.
Ale to nie było w tym filmie najgorsze. Najbardziej
bolała mnie przerażająca ilość kalek (i nie mam tu na myśli niepełnosprawnych,
tylko kalki).
Jak mówiłam – Czarny Kapelusz ewidentnie robiony na
Clinta Eastwooda, ale nie miał nawet połowy Eastwoodowej charyzmy. Ba! Scena
finalnego pojedynku zawiera nawet sergioleonowskie zbliżenia na oczy, które,
niestety, nie buduje żadnego napięcia, bo pasuje jak pięść do nosa. Miasto, z
którego ucieka tytułowy ksiądz, zdecydowanie za bardzo przypomina miasto z Blade Runnera. Scena, w której Czarny
Kapelusz rozmawia z Lucy w czasie posiłku jest z kolei kalką z Piratów z Karaibów, gdzie Barbossa
ugościł Elizabeth. Lucy nawet, tak jak Elizabeth, zaiwaniła ze stołu nóż.
Czarny Kapelusz dyrygujący wśród akcji – Smecker ze Świętych z Bostonu. Nawet się zgadza, że przy muzyce klasycznej.
Mimo więc, że Ksiądz
nie jest żadnym remake’m, oglądając miałam wrażenie, że to remake każdego filmu.
Nie ma co zawracać sobie głowy Księdzem. Wystarczy obejrzeć zwiastun – ba, można nawet kilka razy.
Zwiastun nadal mi się podoba. Jedyne, czego żałuję, to że nie obejrzałam paru
scen na dużym ekranie. Ale pewnie i tak moja uwaga byłaby wtedy odwrócona od
filmu tym, że okulary do 3D wgniatają mi się w nos, więc właściwie nie ma
powodów do smutku.
2/10 – a ocenę podnoszę głównie za
zwiastun. I za wstęp – ładnie zrobiony, w komiksowej konwencji. Plus parę klimatycznych widoczków.
– Błagam was. Pozwólcie mi ją odnaleźć.
– Zrozum jedno, Księże. Świętość tego miejsca jest trwała. Obywatele miast
mają pełne zaufanie do tego, że Kościół ich ochrania. Nie nakruszysz tej wiary.
– Co to za wiara, skoro jest stekiem kłamstw?
– Kwestionowanie kościelnej władzy jest absolutnie zakazane. Jeśli
spróbujesz opuścić miasto, uznamy to za akt agresji wobec Kościoła. Zostaniesz
wydalony z zakonu oraz ekskomunikowany. Czy wyraziłem się jasno? Spytałem, czy
wyraziłem się jasno, ojcze!
– Tak, Ekscelencjo.
– Pamiętaj o przysiędze. Sprzeciwiając się Kościołowi, sprzeciwiasz się
Bogu.