Pielgrzym i Pielgrzym: Rajski Ogród - okładki |
- Autorzy: Garth Ennis (scenariusz), Carlos Ezquerra (rysunek)
- Tytuł: Pielgrzym (t. I), Pielgrzym: Rajski Ogród (t. II)
- Tytuł oryginału: Just A Pilgrim (t. I), Just A Pilgrim: Garden of Eden (t. II)
- Tłumaczenie: Adam Biały (t. I), Orkanaugorze (t. II)
- Miejsce i rok wydania: Wrocław 2002-2003
- Wydawca: Mandragora
Po ogromnym wrażeniu, jakie wywarł na mnie Kaznodzieja (do tego tytułu będę jeszcze
wracać w dzisiejszym wpisie), było czymś naturalnym, że sięgnę po inne historie
firmowane nazwiskiem Ennisa. Na początek padło na Pielgrzyma, poleconego mi
ze względu na tytułową postać i ogólny klimat.
Istotnie, na pierwszy rzut oka miniseria przedstawia
się bardzo zachęcająco. Postapokaliptyczny świat, zniszczony przez konanie
Słońca, jest w istocie malowniczy i działa na wyobraźnię: po tym, jak morza i
oceany wyschły, wyłoniły się stare wraki statków i nowe, bezkresne pustynie,
niegdyś zalane przez wodę. W tym krajobrazie snują się nieliczne grupki ludzi,
którym udało się przeżyć Wielki Ogień –
wędrują w poszukiwaniu wody i bezpiecznego miejsca na odpoczynek, otoczeni
przez niebezpieczne, dziwaczne stwory i – być może jeszcze niebezpieczniejszych,
bo całkowicie ludzkich – bandytów.
Jedna z takich grupek spotyka na swojej drodze
tytułowego Pielgrzyma. To twardy gość o oszpeconej twarzy, w długim płaszczu i spiczastym
kapeluszu o szerokim rondzie. Pielgrzym ciągle powtarza, że dostał od Boga
misję. Cytuje Biblię i pomaga zbłąkanym tułaczom na pustyni. A – jak się okaże –
posługuje się dość radykalnymi metodami, litość jest mu z gruntu obca, choć,
nie da się ukryć, skuteczność ma nader wysoką. Jednakże trudno mu będzie
zjednać do siebie ludzi, skoro w każdej chwili może kogoś zastrzelić, kwitując
to jakimś fikuśnym cytatem z Pisma Świętego.
W pierwszym tomie spotkanie Pielgrzyma i małego Billy’ego
odmieni całe życie zarówno jednego, jak i drugiego. W drugim tomie, Rajski Ogród, bohater dotrze do –
wydawałoby się – idealnego azylu, gdzie grupie naukowców udało się na nowo
stworzyć życie. Jak to jednak bywa, ideały nie istnieją i już wkrótce Pielgrzym
będzie musiał walczyć o przetrwanie zarówno swoje, jak i innych osób.
strona z Pielgrzyma |
Rzadko czytuję recenzje przed wyrobieniem
sobie zdania na jakiś temat, czyli de facto przed popełnieniem wpisu na blogu –
boję się, że przesiąknę cudzą opinią. Tym razem właściwie bardzo konkretne
zdanie ukształtowało mi się już podczas lektury Pielgrzyma, więc spokojnie poszperałam za jakimiś ciekawymi recenzjami.
I muszę przyznać, że potwierdziły się moje obawy: w większości artykułów
autorzy pieją z zachwytu nad tą komiksową miniserią.
Niestety, nie mogę podzielić tego entuzjazmu.
Teoretycznie Pielgrzym ma wszystko,
co powinno zagwarantować świetną zabawę: malownicza postapokalipsa, horrorowo-westernowy
bohater, dużo strzelania, nie takie oczywiste pojęcia dobra i zła, bardzo
wyraziste postacie i wspominałam o strzelaniu? Dużo go jest.
A jednak komiks mnie rozczarował.
Zacząć należałoby od tytułowego Pielgrzyma: jest
tajemniczy, mroczny, groźny, w jakiś zwichnięty sposób dobry… ale brakuje mu
jaj. Tak zwyczajnie. Czytając komiks nie mogłam opędzić się od wrażenia, że
Ennis po genialnym świętym od morderców z Kaznodziei
starał się stworzyć kolejną taką niemal niepokonaną postać w klimacie Dzikiego
Zachodu, ale zabrakło mu fantazji. Pielgrzym w swojej grozie jest dość
kiczowaty. Kanibalizm przypomniał mi tylko o świetnych Przygodach Artura Gordona Pyma Edgara Allana Poe’go, gdzie
rozbitkowie, wobec braku jakiegokolwiek pożywienia, postanowili zjeść kogoś ze
swojego grona. Jeśli mam być szczera, to w powieści dziewiętnastowiecznego
pisarza kanibalizm zrobił na mnie dużo większe wrażenie – może dlatego, że
Ennis za mocno to eksponował. W końcu miałam ochotę prychnąć „Łojzicku,
łojzicku, szamał ludzi, wiem, to wstrząsające. Możemy przejść dalej?” –
niestety, dalej znów pojawiał się motyw kanibalizmu…
Po prostu Pielgrzymowi zabrakło całego ładunku
zajebistości, którym był obdarzony święty od morderców.
Oczywiście, pojawiają się też inni bohaterowie – z których
część wzbudza pewne zainteresowanie. Szczególnie antagonista naszego fanatyka
religijnego z pierwszego tomu, kapitan Castenado. Jest bardzo piracki i bardzo
zły. Tak – on jest postacią z jajem. Może nawet oboma. Choć to nie jest takie
oczywiste, biorąc pod uwagę stopień okaleczenia fizycznego tego faceta.
Najwyraźniej Ennis lubi znęcać się nad swoimi bohaterami, bo przecież w Kaznodziei Herr Starrowi również się
oberwało.
strona z Pielgrzyma: Rajski Ogród |
Nie będę się rozwodzić nad zmaganiami
człowieka z samotnością i z nieprzyjaznym światem ani nad naturą dobra i zła w
komiksie, bo przyznam, że podczas lektury te kwestie zupełnie nie przyciągnęły
mojej uwagi. Tom pierwszy przeczytałam ze względu na kapitana, tom drugi – na Doca,
naukowca, który miał parę lepszych momentów.
Elementem, który drażnił mnie od początku do końca
czytania Pielgrzyma, była kreska.
Zdecydowanie wolałam rysunek Dillona – od strony graficznej miniseria jest po
prostu brzydka. I to nie jakoś tam brutalnie realistyczna czy coś. Po prostu
brzydka. Bardzo daleko jej do dokładności kreski z Kaznodziei, jednocześnie nawet nie leżała obok nieco uproszczonych,
stylizowanych rysunków z takiego na przykład Hellboy’a.
Innym polem, na którym Pielgrzym przegrywa z Kaznodzieją
(czytałam te komiksy jeden po drugim, jeden pod wpływem drugiego, więc
porównania są nie do uniknięcia), jest fabuła: w opowieści o pastorze Jesse’m
Ennis upchnął masę wątków, masę problemów i emocji. Tutaj historia jest prosta
jak konstrukcja cepa, nawet mimo pewnych prób nadania jej głębi, na przykład
przez całą tę bujną przeszłość Pielgrzyma i jego wewnętrzne przemiany.
Jak już mówiłam, komiks okazał się rozczarowaniem.
Pomysł pewnie jakiś w tym wszystkim był, ale mimo wszystkich fajerwerków,
całość wypadła jakoś blado. Choć może to wina kolejności, w jakiej czytałam
dzieła Ennisa. Z drugiej strony, nie mogę mieć o to do siebie pretensji: autor
w takiej właśnie kolejności je tworzył. Dla mnie Pielgrzym to popłuczyny po świętym od morderców. I nic na to nie
poradzę. Nie mogę dać więcej niż 3/10, słabo, choć ufam, że kolejne komiksy spod znaku Ennisa przyniosą więcej satysfakcji (na celowniku jest Hitman).
Wierzę też, że komuś Pielgrzym może
się spodobać. W końcu z jakiegoś powodu powstają te wszystkie pochwalne
recenzje!
strona z Pielgrzyma (Castenado) |
A mi się jego radykalizm właśnie podobał. Co nie zmienia faktu, że w Kaznodziei jestem zakochany, a o Pielgrzymie pewnie szybko zapomnę :) No i rysunki się świecą jak psu jajca, okropnie to wygląda. Teraz korci mnie pospoilerować, a co tam.
OdpowiedzUsuńSPOILER! SPOILER! SPOILER! SPOILER DO SAMEGO KOŃCA!
Czy nie wydawało ci się dziwne, że Pielgrzym jakoś przyjął za dobrą monetę zagładę całej ludzkości, a przemiana i odrzucenie Boga trafiła go dopiero po śmierci i przemienieniu tej małej dziewczynki? Znaczy wybicie kilku miliardów ludzi - cacy, wola boska. Śmierć jednej dziewczynki - Boga nie ma. Piszę o tym, bo dla mnie postać Pielgrzyma byłaby ciekawsza, gdyby nie ten właśnie element. To jego powtarzane jak mantra: "Tylko Ty i ja Panie. Ty i ja." było fajne. Takie fanatyczne, ale jednocześnie zapadające w pamięć. "Ty i ja, Billy" było już niesmaczne :/
Ta fraza "Tylko Ty i ja, Panie. Ty i ja" mi się podobała. Wyczuwało się w tym ten fanatyzm. Fajne. :) Gdyby to był amatorski komiks/opowiadanie w necie, napisałabym: "Fajny motyw. Cały tekst do kosza, ale to sobie zachowaj - do wykorzystania kiedyś w jakiejś lepszej historii. Powodzenia!" :)
OdpowiedzUsuńDziewczynka... może trzeba ją traktować jako tę kroplę, co to przepełniła czarę goryczy? Choć nie jest to nijak zaakcentowane. Mamy tylko fanatyka-niefanatyka. Nie podobało mi się w ogóle tak szybkie i lekkie odrzucenie tego, w co się wierzyło przez ileś lat i czemu poświęciło się całe życie. Trochę to wszystko było jakby Ennisowi kończyły się wolne strony, więc musiał pod koniec zrobić coś, żeby nikt później nie zarzucił, że komiks jest o niczym. No to zrobił: przeprofilował bohatera. ;/