|
Twierdza: Antologia Plus - opakowanie |
Z
okazji minionego komunistycznego święta, Fraa – a co, pochwali
się! – została obdarowana. Co prawda nie było goździków i
rajstop (biorąc pod uwagę kawiarczy talent do rwania i dziurawienia
rajstop praktycznie każdej grubości, to ostatnie nie byłoby tak do
końca absurdalnym pomysłem), za to była antologia gier Stronghold,
historycznych strategii czasu rzeczywistego od Firefly Studios.
Składają się na nią: podstawowy i pierwszy Stronghold z
2001 roku, dodatek Stronghold: Crusader (i Stronghold:
Crusader Extreme) z 2002, kolejna część, która ukazała się
w 2005, czyli Stronghold 2 oraz coś w rodzaju podrasowanej
wersji tego ostatniego, czyli Stronghold: Legends z roku 2006.
Celem
pozorowania ładu i porządku, zacząć wypadałoby od
najwcześniejszej części.
Pierwsza
rzecz, jaka po uruchomieniu gry rzuca się nie tyle w oczy, ile w
uszy, to muzyka – bardzo ładna, bardzo pasująca do zabawy w
średniowiecze. Następnie można obejrzeć intro, które dość
dobrze wskazuje na klimat, z jakim gracz będzie miał do czynienia.
Chodzi
o to, że Twierdza, choć daleka od stuprocentowej
historycznej wierności, prezentuje jednak pewną wizję
średniowiecza, a nie quasi-średniowiecznych, cukierkowych bzdur.
Strongholdowe średniowiecze jest nieco montypythonowskie, co chyba
zresztą nie jest do końca przypadkowym efektem. Zwraca uwagę
choćby fakt, że wszyscy poddani mówią tym samym głosem – a
pisząc „wszyscy”, Fraa ma na myśli naprawdę wszystkich, a więc
kobiety również. Kiedy więc gracz słyszy, jak kołysząca
niemowlę chłopka mówi Morning, your Lordship!, od razu
przed oczami staje jakakolwiek losowo wybrana, żeńska rola Terry'ego Jonesa.
Jeśli
zaś komuś to nie wystarczy jako wskazówka, że pythonowski klimat
jest zamierzony, niech go przekona strzelanie do przeciwnika krową.
Gra
oferuje bardzo wiele możliwości, wśród których każdy może
znaleźć swój ulubiony rodzaj rozgrywki: można się nastawić na
walkę, a można skoncentrować na gospodarce. Istnieje opcja
kampanii, oddzielnych scenariuszy, jak również zupełnie swobodnego
budowania bez przeciwników i bez określonego celu. No i jest edytor
map. I multiplayer.
|
screen z gry Stronghold |
Graficznie
Stronghold również przedstawia się bardzo przyjemnie – co prawda
nie ma płynnego zoomu ani 3D, maksymalna rozdzielczość również
nie powala, ale wszystkie obiekty są bardzo szczegółowe i ładne.
Do części budynków można „zajrzeć” przez najechanie na nie
kursorem – w ten sposób można podglądać na przykład zawartość
zbrojowni. Zresztą, jeśli w danym budynku coś się akurat dzieje,
tryb podglądania włącza się samoistnie, więc gracz widzi
pijących chłopów w karczmie, warzenie piwa w browarze czy
pieczenie chleba w piekarni.
Ale
klikać i obserwować można nie tylko budynki – szlajających się
po okolicy poddanych również można, a wręcz należy kliknąć,
celem usłyszenia choćby wspomnianego wcześniej Morning your
Lordship!. Jednak w zależności od wysokości podatków czy
wybudowanych ozdób, wypowiadane kwestie mogą być dużo bardziej
zróżnicowane. A oprócz tego, co można usłyszeć, jest też sporo
do poczytania – na przykład zwierzęta czy pijacy (pojawiają się,
jeśli jest co najmniej jedna działająca karczma) nie mówią, ale
mają podpisy, co aktualnie robią. Wół wsuwa trawę, pies węszy,
pijak się zatacza – i nie tylko. Każda postać może robić kilka
rzeczy. Zresztą, tak naprawdę nigdy nie będzie napisu, że to pies
węszy. To nie będzie jakiś tam „pies”, tylko pojawi się jego
imię. Tak samo woły nie są bezimienne.
W
kościołach zaś odbywają się śluby, gdzie zawsze ktoś z gości
będzie miał coś do powiedzenia.
Tutorial
w jakimś stopniu wprowadza w grę, choć kawiarce brakowało czasem
pewnych informacji, na przykład: ile farm jest w stanie „obsłużyć”
jeden młyn i ile młynów – piekarnia. W efekcie Fraa ustawiła
wstępnie po jednym budynku każdego rodzaju i dostawiała kolejne
jeśli zauważyła, że jakiś półprodukt zalega w magazynie.
A
podczas walki leje się krew.
|
screen z gry Stronghold: Crusader |
W
dalszej kolejności należałoby powiedzieć parę słów o
samodzielnym dodatku Krzyżowiec.
Właściwie
wielu nowości tu nie ma, poza tym, co oczywiste, a więc nowymi
kampaniami i scenariuszami, rozgrywającymi się – co dość
logiczne w klimatach dość pustynnych, jak to na krucjacie.
Mechanizmy
są te same, interfejs ten sam, nawet głos poddanych ten sam.
Zmieniają się krajobrazy, budynki i muzyka. I strój lorda.
Szczególnie
na dobre zmiany te wyszły domom mieszkalnym, które w podstawce
miały tylko jeden „model”, a w Krzyżowcu mają ich
sześć. Budowle, oczywiście, wyglądem dopasowane są do Bliskiego
Wschodu i do pustyni, a więc pojawia się nieco inna kolorystyka, a
na przykład kościoły są przekryte złocistymi kopułami.
Ach, no tak: pokolorowano te delikatne szkice, które były widoczne po kliknięciu na budynek lub poddanego - jeśli chodzi o kawiarcze zdanie, to zupełnie niepotrzebnie to zrobiono. Taka pstrokacizna w niczym nie jest lepsza, niż ładny, stonowany rysunek.
W
przeciwieństwie do podstawki, w katedrze już nie odbywają się
śluby, tylko można rekrutować mnichów. Pojawia się też
możliwość wykupienia islamskich najemników – ale nie ma co się
łudzić: może i mówią w obcym języku, ale głos mają wciąż
ten sam.
A
potem pojawia się Stronghold 2 i zaraz potem Stronghold:
Legends. Wraz z drugą częścią, do serii wchodzi trójwymiar.
Z jednej strony jest to pewne uatrakcyjnienie: można dowolnie
obracać mapą, zbliżać i oddalać widok wedle uznania, ale z
drugiej strony, odbyło się to kosztem szczegółów, tak jak miało
to miejsce w przypadku HoMM III i HoMM V. Niby cacy, niby ładniej,
ale jednak wcale niekoniecznie, bo te wcześniejsze, płaskie grafiki
miały tyle głębi, że w zupełności rekompensowały brak 3D. Poza
tym, skoro już można sobie obrócić i przybliżyć widok na tyle,
że gracz dosłownie patrzy przypadkowemu poddanemu na ręce, to
momentalnie zwiększają się oczekiwania. Dopóki taki na przykład
drwal był malutki, kawiarce nie przyszło do głowy przyglądać
się, czym dokładnie pracuje. W trójwymiarowej Twierdzy 2 i
Legendach owszem, ten pomysł się pojawił i nagle okazało
się, że w Legendach dzielny drwal piłuje deski gigantycznym
nożem do masła. I na co to komu?
Z
kwestii wizualnych jedno, co Fraa musi pochwalić w tych dwóch
częściach serii, to możliwość odpalenia gry w lepszej
rozdzielczości. Muzyka nadal trzyma poziom, nie ryzykując żadnymi
niespodziankami.
Poza
tym zdaje się, że w tutorialu do Legend wcisnął się
malutki błąd, wynikły chyba ze skopiowania fragmentu tekstu z
tutoriala z dwójki. W którymś momencie gracz ma wysłać wojsko na
oddział bandytów, który, wedle informacji w okienku, powinni
znajdować się na północ od wspomnianego wojska. Wedle całej
wiedzy geograficznej, jaką Fraa dysponuje, bandyci w Legendach
zdecydowanie są daleko od północy, w przeciwieństwie do
Stronghold 2, gdzie istotnie to by się zgadzało.
W
ogóle Stronghold: Legends w kawiarczej opinii wypada
najsłabiej (mimo możliwości wyboru herbu i avatara): wpuszczanie się w banalne fantasy było zupełnie
niepotrzebne – właśnie brak tej fantastyki w poprzednich
częściach gry (duch szlajający się po murach był chyba
najbardziej fantastycznym elementem) stanowił coś ciekawego. Gracz
miał do czynienia nie z fantasy, a ze średniowieczem. Ponurym i
zabawnym jednocześnie, pythonowskim średniowieczem. A strategii
fantasy jest przecież już takie zatrzęsienie, że dorzucać do
tego Stronghold wydaje się najzupełniej zbędne.
No
i nowy interfejs, choć może i bajerancki, zupełnie do kawiarki nie
przemówił.
Na
zakończenie należałoby powiedzieć parę słów o antologii jako
takiej. Jakkolwiek Fraa ma alergię na Cenegę, która zazwyczaj
czego dotknie, to spieprzy, tym razem nie może powiedzieć złego
słowa. Gra została wydana dokładnie tak, jak powinna: czyli po
angielsku z możliwością spolszczenia. Fraa nie spolszczała i nie
żałuje, bo jednak nie ma to jak brytyjski akcent chłopki o męskim
głosie.
Warto
też zignorować zbiorczą, polską instrukcję gry, a poczytać
manuale do poszczególnych części, które są dużo obszerniejsze i
zawierają na przykład charakterystyki wszystkich poddanych. Niby
nic istotnego, ale po prostu fajnie się czyta. I znów kolejny plus,
że instrukcje te znalazły się w ogóle w pakiecie – w formacie
PDF.
Fraa
naprawdę jest pod bardzo pozytywnym wrażeniem Twierdzy i
właściwie nie potrafi do końca powiedzieć, dlaczego wcześniej w
to nie grała, choć miała dostęp do pierwszej części. Zabawa
jest przednia – czy to chce się powalczyć, czy pobudować, czy po
prostu dać upust artystycznej duszy poprzez zmajstrowanie mapy.
Ponure średniowiecze z lekką dawką humoru stanowi zaś bardzo cacy
połączenie, które sprawia, że Fraa będzie pewnie trawić kolejne
godziny na grze, zamiast robić coś pożytecznego – i istnieje
obawa, że nawet sugestie samej gry nie pomogą (tak właśnie! Gra
sama zwraca uwagę, żeby zrobić sobie przerwę, jeśli gracz się
zasiedział przy komputerze!).
Byłoby
wyżej, ale przez wzgląd na Stronghold: Legends, będzie
8/10.
Stone
Masons: They work in the
quarry cutting and carving stone. Some say they have their own
mysterious society where masons indulge in a sacred ritual known as
trouser leg rolling.