wtorek, 18 czerwca 2019

Okiem obserwatora: Fallout 76

(źródło)
O tym, jak bardzo zła jest najnowsza odsłona Fallouta, czyli Fallout 76, słyszałam praktycznie od dnia premiery. Przy okazji wypuszczania tego produktu Bethesda, jak się zdaje, zaliczyła wszystkie możliwe wtopy, począwszy od wypuszczenia na rynek pełnego dziur bubla, przez żenujące wpadki w temacie gadżetów do edycji kolekcjonerskiej, aż po banowanie graczy za to, że… cóż, że poświęcili dużo czasu na grę i ośmielili się odnieść jakieś sukcesy. Szczególnie zabawne było zaglądanie na polskiego fanpejdża Fallouta, gdzie pod każdym niusem związanym z grą pojawiała się momentalnie lawina krytyki, wątów i zwykłych podśmiechujków z nieustających wpadek.
No ale to wszystko była wiedza teoretyczna.
W zeszłym tygodniu pojawiło się ogłoszenie, że oto Fallout 76 będzie udostępniony przez caluśki tydzień za zupełnie darmo! I to okazało się całkiem interesującą propozycją, no bo wreszcie człowiek miał okazję w praktyce zweryfikować wcześniejsze plotki i opinie.
No to Ulv weryfikował, a ja robiłam notatki. Bo nie to, że grałam. E-ee, co bardziej drażliwych czytelników uprzedzam: będę pisać o grze, w którą nie grałam. Przez kilka dni gapiłam się graczowi przez ramię i konsultowałam ewentualne wątpliwości.
Z oczywistych więc względów nie wspomnę o systemie walki czy lootowaniu, bo z perspektywy obserwatora to są rzeczy, których po prostu się nie widzi. To będzie raczej pakiet ogólnych refleksji w temacie.
No.

Mam wrażenie, że wbrew pozorom Fallout 76 nie jest aż tak tragiczny, jak to się powszechnie przyjęło twierdzić. To znaczy: jest świat – duży i wypełniony ładnymi, klimatycznymi lokacjami. Przyjemnie się je ogląda.
Oczywiście, zakładając, że w ogóle można je oglądać, a gra akurat postanowiła nie wywalić nas z serwera. Bo problemy techniczne w ciągu tego tygodnia występowały jednak ciutek za często.
Kurde, co tam problemy techniczne: myśmy się najpierw umęczyli, żeby w ogóle tę grę zassać! Bo tytułu nie znajdowało w wyszukiwarce sklepu na PS4. Trzeba było dopiero przegrzebać się przez wszystkie podkategorie i działy, żeby dotrzeć do tego, że darmowy Fallout 76 znajdował się w „gorących ofertach”. I tylko tam. Niewykrywalny dla wyszukiwarki, bo nie.

No dobra, ale w końcu się udało.
Mamy więc duży sandbox, a w nim graczy. To, co mi się spodobało, to zabezpieczenie przed ludźmi grającymi jak kutasy: bo gra nie lubi takich postaw i je piętnuje. Gracz dokonujący czynów, nazwijmy to, niefajnych, dostaje status zbiega i za jego głowę jest wyznaczona nagroda. Inni gracze mają go zaznaczonego na mapie, tropią i zabijają. Podobnie w ogóle PVP ma miejsce wyłącznie po upewnieniu się, że obie strony są taką walką zainteresowane – pod tym względem bardziej przypomina mi to pojedynki w WoWie niż faktycznie walkę.
Kiedy więc mam już taki komfort psychiczny, rzeczywiście wierzę, że ze znajomymi może się całkiem przyjemnie zwiedzać te postapokaliptyczne pustkowia.

I tu zaczyna się problem.
Fallout 76 na PlayStation 4 kosztuje 289 zł. I oferuje dokładnie tyle, ile napisałam: świat do pobiegania. Za te same pieniądze można mieć fantastyczne Red Dead Redemption II – z ładniejszą grafiką, fantastycznymi bohaterami, piękną muzyką, wciągającą fabułą i także z wielkim światem. Za te pieniądze można mieć Assassin’s Creed: Odyssey – z ładniejszą grafiką, wciągającą fabułą i tak dalej.
A tymczasem w Fallout 76 nie ma nawet postaci niezależnych. Tak, czasem są roboty, ale bądźmy szczerzy: raczej trudno uważać je za pełnoprawne postaci. Bethesda oczywiście usiłuje sprzedać to jako atut gry: że oto cały świat kreują gracze, każdy, kogo spotkamy podczas rozgrywki, to prawdziwy, żywy człowiek.
Okej, już mówię, o co mi chodzi: gdybym chciała grać z samymi żywymi, prawdziwymi ludźmi, z którymi będziemy współtworzyć świat, wzięłabym kartkę, ołówek i zagrała ze znajomymi w erpega. Ale jeśli kupuję grę za 289zł, oczekuję, że ten produkt będzie miał mi coś konkretnego do zaoferowania. Że twórcy przygotują jakąś rozbudowaną opowieść i przedstawią ją we wciągający, emocjonujący sposób, kierując się najbardziej podstawową zasadą narracji: show, don’t tell. A Bethesda zrobiła coś odwrotnego: tell, don’t show. Jakiekolwiek szczątki fabuły przekazuje graczom za pomocą taśm czy inszych nagrań – a to nudne, monotonne i po prostu nie angażuje. To jest na maksa leniwe. Tak, Borderlandsach też w ten sposób przekazuje się graczowi sporo fabuły. Ale mimo wszystko nie tylko tak, bo wchodzimy tam też w interakcje z rozlicznymi postaciami niezależnymi. Tak szczerze mówiąc, borderlandsową fabułę przekazywaną na taśmach w większości przegapiałam, bo nagranie odtwarzało się niezależnie od tego, co akurat robiłam – czy akurat byłam w środku walki, czy jakiś NPC coś do mnie mówił… więc z rozmaitych względów nie mogłam się na tym tekście skupić. Takie taśmy to po prostu słabe, leniwe rozwiązanie, które sprawdza się, jeśli jest tylko uzupełnieniem innych elementów, ale nie kiedy ograniczamy się wyłącznie do tego.

I to jest mój podstawowy zarzut do Fallouta 76: ta gra jest leniwa. Żenująco leniwa i nawet nie próbuje tego ukrywać. Trochę jakby twórcy zaczęli pracować nad multiplayerem z uniwersum Fallouta, a w którymś momencie stwierdzili, że a ciul tam, dużo z tym pierdzielenia się, bo rozgałęzienia fabuły trzeba wymyślać, postaci, interakcje… do dupy z tym. Olewamy. Powiemy, że to tak specjalnie i niech się gracze cieszą. Bo tak nowatorsko.
Bethesdo: a nie pomyślałaś, że inne MMO nie poszły tą drogą nie dlatego, że nikt nigdy nie wpadł na taki pomysł, tylko dlatego, że ten pomysł jest po prostu głupi? Nie zasłaniaj się tym, że ze znajomymi to świetna rozrywka – damn, ze znajomymi zbieranie truskawek może być świetną rozrywką, bo to znajomi. Daj im piłkę i też dadzą radę się świetnie bawić. Tylko że piłka nie będzie kosztowała 289zł i nie będzie się zawieszać dwa razy dziennie.

Nie twierdzę, że Fallout 76 jest jednoznacznie zły i pfuj. Ale serio, to nie jest tania gra. A jest okropnie, przeraźliwie leniwa. Leniwa ponad granice przyzwoitości. Gdyby kosztowała 28,90 zł, można by na to przymknąć oko. Ale nie w takiej sytuacji. I to przykre, że Bethesda od samiuśkiego początku pali głupa, jakby nie dostrzegała wszystkich problemów tego produktu. Ale w sumie może to robić, bo właśnie się przekonała, że może robić wszystko – przywiązanie do marki robi swoje.

A w bonusie:
W pierwszym komentarzu pod tą notką - pakiet spostrzeżeń spisanych przez Ulva, czyli Tego-Który-Grał. Fraa poleca! Uświadomił mi o tych rzeczach, o których zapomniałam napisać, a także o tych, o których - jako kibic - nie miałam możliwości wiedzieć. :)

1 komentarz:

  1. A to od siebie dodam kilka innych rzeczy. Strasznie niechlujna wersja językowa. Niby polska, ale czasami pojawiają się opisy po angielsku, czasami angielskie nazwy, czasami jest polsko-angielska przeplatanka. Jakby się komuś nie chciało ujednolicić w którąkolwiek stronę. Jest jednak masa błędów. I to od zwykłych graficznych w stylu, że nie załadowała się tekstura, po takie, że znikają ciała kuzynów zanim zdążysz je wylootować, jeden z bossow utknął w teksturze i tak sobie biegł w miejscu dobre kilka minut aż wystrzelałem się ze wszystkiego co miałem, przedmiot potrzebny do ukończenia zadania, po prostu się na mapie nie pojawił. Bo nie. Wrócił po restarcie serwera, chyba następnego dnia, więc nie wiem czy nie jest aby tak, że jak go ktoś weźmie, to kolejni muszą czekać? A no i klasyk czyli przenikanie przez obiekty. W sumie wszystkiego, bo i obiekty przez obiekty i gracze przez obiekty i potwory przez obiekty. Plus ofkoz zapadanie pod teksturę. Potworów, graczy nie widziałem. Generalnie całość sprawia jakieś takie niedokończone wrażenie. Znów, jakby się komuś nie chciało tego dopracować.

    Chyba jest coś nie tak z respawnem stworków, bo kilka razy po oczyszczeniu jakiegoś miejsca zdarzało mi się, że byłem otoczony potworami, pojawiającymi się dla innego gracza, który akurat przechodził obok.

    To w gruncie rzeczy strasznie pusty świat. Owszem, zagęszczenie potworów jest duże, nie wiem nawet czy nie większe niż w poprzednim Falloucie. Nie ma enpeców, gracze nie tworzą żadnej wspólnoty. To nie Eve online, gdzie wszyscy trafiają na jeden serwer i grają jednocześnie. Tutaj serwerów jest wiele, spora szansa, że przypadkowych ludzi z dzisiaj nie spotkam nigdy więcej, więc nie ma sensu się jakoś do napotkanych przywiązywać. Kilka razy ktoś mi pomógł, nie pamiętam nawet jaki miał nick. Ktoś mnie dłuższy czas próbował zabić i siekał dobrą minutę, nie pamiętam jak się nazywał. Nigdy się więcej nie spotkamy, więc nie było warto zapamiętywać.

    Bardzo szybko natrafiłem na problem z ekwipunkiem. Spodziewałem się tego, ale nie do tego stopnia, a to jest już podobno ulepszone. Każda rzecz ma swoją wagę, postać ma ograniczony udźwig, dość szybko kończy się miejsce i albo coś wywalam, albo się męczę. Mogę niby zostawić całość w jednym z prywatnych kuferków rozsianych po świecie i potem sobie coś z niego wyjąc, ale te kuferki też mają ograniczoną pojemność i chyba nie można jej zwiększyć - nie znalazłem przynajmniej sposobu. Generalnie dość szybko robi się nudnawo. Fabuła na taśmach może być fajna, ale nie jak to jedyne co mamy. Rozgrywka jest w sumie ślamazarna i powolna. Co chwila trzeba robić przerwy, bo ekwipunek przeciążony, a przecież nie zostawię dwudziestu wentylatorów, i tostera w polu, bo w warsztacie przerobię go sobie na śrubki, których potrzebuję do naprawy skórzanej zbroi, rewolweru i strzelby.

    Meeeh, nie za tę cenę

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...