Autor: Peter Carey
Tytuł: Prawdziwa historia Neda Kelly’ego
Tytuł oryginału: True History
of the Kelly Gang
Tłumaczenie: Magdalena Gawlik-Małkowska
Miejsce
i rok wydania: Warszawa
2016
Wydawca: Wielka Litera
Prawie
dziewięć lat temu obejrzałam film Ned Kelly z 2003 roku w reżyserii
Gregora Jordana. Produkcja niekoniecznie utkwiła mi w pamięci i dość szybko nie
byłam w stanie powiedzieć, o czym to właściwie było. Jedyne, co ze mną zostało,
to wrażenie nudy i jakiegoś zbyt pospiesznego, niegramotnego prezentowania
wątków i budowania bohaterów. I właśnie to wrażenie przełożyłam sobie od razu z
automatu na samą tytułową postać – i kolejne lata spędziłam w przeświadczeniu,
że to zupełnie nieciekawy bohater.
Toteż
do powieści Prawdziwa historia Neda Kelly’ego autorstwa Petera Careya
zabierałam się dość długo, niepewna, czy aby na pewno chcę się znów zapuszczać
w te rejony. Zdobyłam się na to dopiero przeczytawszy Ptaka dobrego Boga,
Rącze konie i Przeprawę (o żadnej z tych książek nie napisałam
notki, prawda…? Ehh), kiedy po prostu nie miałam już niczego innego z tych
klimatów pod ręką.
O
Nedzie Kellym można powiedzieć sporo, ale postać, która wyłania się z powieści Careya
zdecydowanie nie jest nudna.
To
znaczy powiedzmy sobie szczerze: jeśli wierzyć internetom, historia
zaprezentowana przez pisarza nie jest taka do końca prawdziwa. Zmyślone są
charaktery bohaterów (choć postaci jako takie w większości są autentyczne), a
także relacje między nimi – szczególnie chodzi tu o życie miłosne Neda i
kwestię jego ojcostwa. Ale to tak naprawdę w niczym nie przeszkadza. W
przeciwieństwie do wielu filmowych „prawdziwych historii”, gdzie owa
„prawdziwość” oznacza głównie albo nudę, albo zbędne brutalizowanie, opowieść o
Nedzie Kellym jest wciągająca, poruszająca i bardzo wiarygodna. Sam Ned zaś to
nieomal bohater tragiczny, który raz po raz dostaje kopy od losu – tym więcej,
im mocniej stara się ich uniknąć i żyć uczciwie. Aż w końcu jedyne, co mu
pozostaje, to pogodzić się z tym, że jest bandytą.
Autor
fantastycznie zarysowuje losy całej rodziny: matki, która stara się utrzymać na
powierzchni i ma ogromnego pecha do mężczyzn, pracowitych sióstr, które próbują
ułożyć sobie życie, a także młodszego brata Dana, którego klan Kellych stara
się chronić przed nieuchronną przyszłością. Czytelnik towarzyszy bohaterom w
nielicznych radosnych chwilach i w całej masie katastrof. Świat powieści jest
okrutny dla biednych irlandzkich zesłańców, którzy w zasadzie są problemem.
Okoliczni mieszkańcy woleliby się jakoś zgrabnie pozbyć Kellych i im podobnych,
co owocuje szeregiem fałszywych oskarżeń, zdrad i doprowadza do niejednej tragedii.
W
tych okolicznościach Ned pozostaje nieugięty. Im bardziej życie daje mu w kość,
tym mocniej on walczy. Chociaż czytelnik doskonale wie, do czego to wszystko
doprowadzi, bo powieść otwiera scena strzelaniny w Glenrowan. Potem już tylko
odkrywamy kolejne wydarzenia, które doprowadziły do tamtego.
Mam
jednak pewien problem z tą powieścią: język. Losy Neda Kelly’ego poznajemy z
trzynastu paczek autobiograficznych listów (fikcyjnych, ma się rozumieć), które
ten pisał do swojej córki. Ponieważ mamy do czynienia z ubogim irlandzkim
imigrantem, który był zajęty walką o przetrwanie i niekoniecznie miał możliwość
zdobycia wykształcenia, listy oczywiście są pisane specyficznym językiem. Na
przykład: nie ma w tej książce przecinków. I, prawdę mówiąc, w ogóle za bardzo
nie ma interpunkcji poza kropkami od czasu do czasu. Tyle tylko, że właściwie
mam wrażenie, iż na tym kończy się stylizacja. Nie wiem, czy to kwestia samego
autora, czy niezbyt dobrego przekładu. Wikipedia podpowiada mi, że Carey
zmodyfikował język Neda, by uwypuklić jego irlandzkie pochodzenie i że styl
jest zbliżony do autentycznego listu napisanego przez Neda do przyjaciela,
Joego Byrne’a, w 1879 roku. Tylko że w polskim wydaniu ja w ogóle nie czuję
żadnej oryginalności – poza tymi przecinkami, których nie ma. Zdania mają dość
skomplikowaną konstrukcję, pojawiają się bardzo interesujące porównania i
ogólnie ja po liceum i studiach filologicznych chciałabym tak zgrabnie operować
słowem, jak ten prosty, niewykształcony Ned Kelly. Zdecydowanie bardziej
przekonująco pod tym względem wypadła narracja we wspomnianym już Ptaku
dobrego Boga Jamesa McBride’a (przełożył Maciej Świerkocki – tak zaznaczam,
bo uważam, że odwalił świetną robotę i warto powtarzać jego nazwisko).
Na
marginesie jeszcze wspomnę, że jest już w postprodukcji filmowa adaptacja Prawdziwej
historii Neda Kelly’ego i jeszcze w tym roku ma się pojawić w kinach.
Jestem ogromnie ciekawa tej produkcji. Fabuła powieści jest złożona, obfituje w
emocje i nieoczekiwane zwroty akcji, jest w niej miejsce i na mordobicia, i
strzelaniny, i lojalność, i mnóstwo innych rzeczy, które bardzo zgrabnie się ze
sobą splatają. Mam nadzieję, że reżyser Justin Kurzel tego nie popsuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz