W swoim czasie Fraa czytała i prezentowała na poprzednim blogu książkę Kinga Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika. Teraz kawiarka sięgnęła po coś pokrewnego, tylko że polskiego autorstwa.
Feliks W. Kres Galeria złamanych piór |
No dobrze, bez przesady. Fraa nie będzie ukrywać, że w tym przypadku to wygląda raczej tak:
Feliks W. Kres, Galeria złamanych piór (kserokopia) |
- Autor: Feliks W. Kres
- Tytuł: Galeria złamanych piór
- Miejsce i rok wydania: Lublin 2005
- Wydawca: Fabryka Słów
- Plamy na kserówce: czerwone wino, chyba półwytrawna albo półsłodka Varna 1444
Fraa właściwie zawsze była sceptycznie nastawiona do podręczników pisania. Nie wierzy w żadne 100 i 1 wskazówek jak napisać bestseller. Tym niemniej, jeśli wszystkie poradniki dla próbujących się wybić grafomanów miałyby tak wyglądać – to Fraa jest za.
Co tu dużo mówić – książka jest świetna.
Podstawową różnicą między Kingiem a Kresem jest to, że u tego pierwszego to istotnie był pamiętnik: opowiastki, jak to z ubogiego dzieciaka wyrósł pisarz, jakimi posługiwał się technikami, co mu pomagało, a co przeszkadzało. Tymczasem w Galerii... nic z tych rzeczy. Czytelnik nie znajdzie osobistych wynurzeń z lat chłopięcych Kresa.
I tu należy wyjść od tego, co się właściwie składa na tę książkę.
Galeria złamanych piór dzieli się na trzy części:
- Kącik złamanych piór
- Galerię osobliwości
- Przyganiał kocioł garnkowi – albo czy to prawda, że szewc bez butów chodzi
Wtajemniczonym zapewne dwa pierwsze tytuły mogą wiele powiedzieć.
W tym miejscu Fraa musi wyjaśnić, że Feliks W. Kres na przełomie tysiącleci prowadził rubrykę w Feniksie, w której to rubryce starał się wskazywać drogę początkującym autorom. Robił to za pomocą krótkich felietonów oraz – jeszcze krótszych, w końcu to tylko rubryka w czasopiśmie, a nie samodzielna publikacja – porad kierowanych bezpośrednio do poszczególnych osób, które nadsyłały mu próbki swoich tekstów. To właśnie był Kącik złamanych piór, zamknięty i okłódkowany w 2001 roku.
Okazało się jednak, że popyt na tego typu rubrykę jest doprawdy imponujący i rok później, tym razem w Science Fiction, Kres podjął się prowadzenia Galerii osobliwości – polegającej mniej-więcej na tym co Kącik...
To właśnie z tych felietonów z Feniksa i Science Fiction pochodzą teksty, które zasiliły dwa pierwsze rozdziały Galerii złamanych piór.
Jak sam Kres napisał w przedmowie, tak naprawdę nigdy nie planował wydania czegoś takiego. Inicjatywa nie wypłynęła od niego. Nawet jeśli to prawda, Fraa i tak się cieszy, że w ogóle ktoś wpadł na pomysł zbiorczego wydania Kresowych porad. Rzecz w tym, że kawiarka nie czytała ani Feniksa, ani Science Fiction. W okolicach lat 1999-2002 była młodym dziewczęciem, które co prawda od dawien dawna już bawiło się w pisanie, ale nie miało pojęcia o istnieniu tego typu czasopism. Toteż obecność książki, która byłaby wyciągiem z tych felietonów, okazała się zbawienna.
Feliks W. Kres, w przeciwieństwie do Kinga, nie prezentuje wszystkich swoich metod pisarskich. Owszem, czasem coś się przewinie, ale to niejako przy okazji. Polski autor koncentruje się na wskazaniu przede wszystkim jak nie należy pisać. Na przykładach wziętych z tekstów nadesłanych przez spragnionych porad czytelników, Kres pokazuje, żeby nie przekombinować z cudacznymi, wewnętrznie sprzecznymi metaforami, żeby nie porywać się na pisanie o rzeczach, o których nie ma się pojęcia, żeby nie oczekiwać, że od razu będzie idealnie etc. W sugestiach pozytywnych (czyli tych mówiących co robić, a nie czego unikać) znajdują się natomiast wskazówki, które właściwie pokrywają się z radami Kinga w Pamiętniku rzemieślnika.
Kres również, tak jak i King, wierzy w pisarza-Rzemieślnika. W ogóle polski autor prezentuje w Galerii... swój pogląd na pisarzy dzieląc ich na kategorie: Artysta (ten, który przelewa na papier pianie duszy swojej), Rzemieślnik (ten, który do tego maleńkiego procentu talentu dorzuca ogrom pracy), a później pojawia się trzecia grupa – Gracze (gracze RPG, którym się wydaje, że sesja w warmłotka i powieść to mniej-więcej to samo, z czego wynika dość specyficzny styl pisania przez tychże).
Kres jest zwolennikiem Rzemieślników. Fraa, szczerze mówiąc, również, więc tutaj nastąpiło z kawiarczej strony pełne zrozumienie. Jako że King także przedstawia się jako Rzemieślnik, między tymi dwoma autorami i ubogą duchem kawiarką istnieje pewna zgodność co do niektórych elementów pisarstwa, jak choćby przykładanie dużej wagi do poprawności gramatycznej (czyli: najpierw naucz się chodzić, a dopiero potem startuj w maratonie) czy do znajomości tematu, na jaki się pisze (czyli: nie bierz się za pisanie o czymś, o czym nie masz bladego pojęcia – pisanie to tak naprawdę w większości czytanie).
Niewątpliwą zaletą Galerii... jest fakt, że jej autor to Polak. Toteż jego sugestie odnośnie języka są siłą rzeczy dużo bardziej adekwatne do zainteresowań kawiarki, niż gramatyczno-stylistyczne porady Kinga.
Część trzecia książki to trzy opowiadania samego Feliksa W. Kresa – przed korektą, w stanie surowym. Ku przestrodze, a może ku pokrzepieniu, co kto woli. Czytelnik może się dzięki ich lekturze przekonać, w jakim stopniu Kres jest wierny dekalogowi Kresa.
Fraa miała – i ma nadal, bo to książka, którą można zgłębiać dowolnie długo i dowolnie często – wiele radości czytając Galerię złamanych piór. Felietony są pisane lekko i z humorem, bez wymądrzania się i przyjmowania postawy Nauczyciela i Mistrza, który by oddzielił światło od ciemności, że tak kawiarka pozwoli sobie na parafrazę. Toteż Fraa rechotała nad lekturą niczym surykatka na speedzie nie raz i nie dwa.
A tak naprawdę ogromnym plusem posługiwania się nie oryginalną książką, ale kserówką jest to, że można bez ograniczeń bazgrać na marginesach i podkreślać. Kawiarcza Galeria... jest więc calutka pomazana, a Fraa czuje się nadzwyczaj podbudowana, że w teorii byłaby świetną pisarką, skoro tok jej myślenia jest niemal identyczny z Kresowym i Kingowym. Przeciągnąć to jeszcze na praktykę i voilà! Szukajcie Państwo bestsellera kawiarki na księgarnianych półkach.
10/10
Oddaję w Twoje ręce książkę wyjątkową – i to wyjątkową co się zowie, jest to bowiem dzieło bez sensu, tak przynajmniej mi się wydaje. Jednak jego wyjątkowość nie polega na tym, że jest bez sensu; toż dzieł spełniających ten warunek można znaleźć w księgarniach całe mnóstwo. Chodzi o to, że nigdy nie nosiłem się z zamiarem publikowania tych tu felietonów w formie książkowej i spokojnie siedziałem na tyłku, aż naraz przyszedł do mnie facet mający, tak na oko, wszystkie klepki na swoim miejscu i powiedział: „Zróbmy z tego zbiór”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz