czwartek, 15 kwietnia 2010

ZaFraapowana filmami (18) - "Cesarzowa i Wojownicy"

Film otwierają sceny bitwy, w której – po wielu znojach – bohaterowie pokonują przeciwnika. Umierający cesarz chce mianować swoim następcą ulubionego, dzielnego generała. Nie podoba się to osobie z rodziny, która – aby dać wyraz swojemu niezadowoleniu – pomaga cesarzowi zejść z tego świata. Zaczynają się niesnaski w państwie. Dodatkowo córka cesarza jest blisko związana z wyżej wymienionym generałem.
Nie, to nie „Gladiator”, choć Fraa się domyśla, że tak to może wyglądać.
Mowa tu o filmie „Cesarzowa i Wojownicy” z 2008 roku, w reżyserii Siu-Tung Chinga.

Cesarzowa i wojownicy
Kiedy film ten wchodził do kin, Fraa poważnie się zastanawiała, czy by się na niego nie wybrać. W końcu jakoś się nie zebrała w sobie, później nawet trochę żałowała, ale ostatecznie nie widziała „Cesarzowej...” aż do tej chwili.
Teraz Fraa wie, że niepotrzebnie żałowała.

Nie, żeby film był bardzo zły. W kinie mógłby nawet rzeczywiście być atrakcyjny ze względu na ładne zdjęcia, dużo akcji, siekania i fikuśne zbroje.
Niestety, efektowne filmy rzadko kiedy przechodzą próbę małego ekranu. I tak właśnie było tym razem: w momencie kiedy strona wizualna została ściśnięta na dziewiętnastocalowym monitorze, okazało się, że „Cesarzowa i Wojownicy” nie ma wiele więcej do zaoferowania. Już chyba „Dzień Niepodległości” lepiej się obronił, bo przynajmniej był tam jakiś humor.

Fraa naprawdę nie oczekiwała chińskiego Kurosawy, ale wolałaby jednak coś ambitniejszego, niż chińskiego „Gladiatora”. No dobrze, może cały film nie miał wiele wspólnego z „Gladiatorem”, ale początek – owszem. Kiedy cesarz proponował generałowi tron, Fraa po raz pierwszy pomyślała, że to już było. Ale kiedy siostrzeniec cesarski, po rozmowie z władcą i przekonywaniu go o własnych czystych intencjach, pomógł cesarzowi przenieść się na tamten świat, to już nie było zwykłe podobieństwo. To się zrobiła przygnębiająca powtórka z rozrywki.

Następne chwile nie były wiele lepsze, choć Fraa dostrzegła już inwencję własną twórców „Cesarzowej...”. Widz ma okazję zobaczyć, jak cesarza przebiła na wylot strzała. Oczywiście od razu władca zostaje przetransportowany do namiotu, gromadzą się dookoła niego zatroskani poddani i tak dalej. Ranny cesarz wydusza z siebie, że chce, żeby jego następcą został (chwilunia, Fraa musi sprawdzić, bo niestety nie była w stanie zapamiętać imion bohaterów...) Muyong Xuehu (Donnie Yen) i żeby jak najszybciej kontratakować. Muyong wykonuje rozkaz „jak najszybszego kontrataku” na swój specyficzny sposób: mianowicie podchodzi do cesarza i zaczyna z nim ględzić.
A najlepsze, że kiedy już wojsko rusza do boju, okazuje się, że cesarz został w namiocie sam, bez żadnej opieki, bez medyka, ze strzałą sterczącą jednym końcem z pleców, drugim z piersi, no i tak sobie spaceruje po tym namiocie. Sam. Świetnie, naprawdę świetnie. W końcu to tylko stary cesarz, no nie? Kto by się tam przejmował...

Jak łatwo się domyślić, zjawia się wtedy zły siostrzeniec, Wu Ba (Xiaodong Guo), który wykorzystuje okazję w nadziei, że po śmierci cesarza zasiądzie na tronie.
Wu Ba
Nawiasem mówiąc, niech sobie Państwo wyobrażą perfidnego, żądnego władzy, okrutnego, bezlitosnego i ogólnie złego Chińczyka. Wyobrazili sobie Państwo? No. To tak właśnie wygląda Wu Ba. Od pierwszego wejrzenia wiadomo, kto tu będzie największym przeciwnikiem tytułowej cesarzowej.
To samo dotyczy innych postaci i relacji między nimi – intryga jest prosta jak konstrukcja cepa, a twórcy nie pokusili się choćby o jeden, malutki nieoczekiwany zwrot akcji. Fraa już mówiła: nie spodziewała się drugiego Kurosawy, naprawdę nie oczekiwała też Hitchcocka. Czasem pewne banały potrafią dodać uroku, stanowią taki miły, znajomy akcent. Ale tutaj banał popędza banał. Przez cały czas Fraa miała wrażenie „to już było”. A to „Gladiator”, a to „Merlin” i scena, w której Artur bezkrwawo wygrywa bitwę i wszyscy go kochają, do tego dochodzą truizmy o tym, że wojna jest be i że odizolowanie się w lesie nie jest rozwiązaniem, bo o to co się kocha, należy walczyć. Żadnej świeżości myśli, niestety.

Skoro już była mowa o głupotach, to jeszcze tylko należy wspomnieć o pościgu w lesie – bo Fraa cały czas się zastanawiać, po co zabójcy tyle się tyrdlali z wcelowaniem zatrutymi strzałkami w Yan Feier (Kelly Chen), która gibała się w tę i z powrotem na boki, zamiast od razu strzelić w konia. Albo przynajmniej bliżej okolic zadka Yan, niekoniecznie w ramiona. Przecież jeśli się siedzi na koniu, to łatwiej zrobić unik górnymi partiami ciała, niż okolicami lędźwiowymi. Fraa ma wrażenie, że co jak co, ale intelektem to chińscy zabójcy nie grzeszą. Od razu mija lęk przed nagłym atakiem Triady. 
Podobną błyskotliwością popisał się zabójca-truciciel i jego pomagierka, no ale Fraa nie będzie tu spoilerować. Widz sam sobie może zobaczyć.

Za to  przy pierwszym ataku zabójców, kiedy cesarzowa zajmowała się koniem w rzece, Fraa miała tylko jedną myśl: będzie padało, ninja nisko latają... (i owszem, Fraa wie, że ninja to Japonia)


Można by jednak uznać, że popychla głównego złego są kretynami, żeby na ich tle lepiej wypadały główne postacie. Niestety, wcale tak się nie dzieje.
Cesarzowa Yan Feier to irytująca, rozchwiana emocjonalnie bździągwa, która – kiedy tylko zaczyna się robić nieciekawie – zadziera kiecę i leci do lasu. W ogóle jej deklaracja, że od teraz, skoro została cesarzową, będzie się uczyć walczyć, jest cośkolwiek idiotyczna. Fraa nie zna się aż tak dobrze na przebiegu kariery wojskowej w starożytnych Chinach, ale coś jej się zdaje, że choćby bohaterka trenowała i rok (a wygląda na to, że trenuje dużo krócej), to raczej nie dorówna zaprawionym w bojach wojownikom, o których chciałoby się powiedzieć, że zjedli zęby na wojnach, gdyby nie to, że raczej nie tyle tam zjedli te zęby, ile ktoś im je wybił w wirze walki. Słowem: rychło w porę Yan Feier wzięła się za trening. Fraa tylko nie bardzo wie po co, bo na prawdziwym polu bitwy i tak cesarzowa byłaby bezużyteczna.

Co więcej? Cesarzowej z dużą lekkością przychodzi mówienie, że przeżyła z kimś najlepsze chwile życia. Takim komplementem obdarzyła zarówno (Fraa ma nadzieję, że te imiona jakoś tak się odmieniają...) Muyonga Xuehu, jak i Duana Lan-Quana (Leon Lai) . Sprawia to, że Yan Feier sprawia wrażenie jeszcze bardziej chorągiewkowate. Jak jej powieje, tak ona się skłania. W finałowej walce też daje ciała, a efekt można określić całkiem prosto: „więcej szczęścia jak rozumu”.

Muyong Xuehu
Dla równowagi, pierdołowatej cesarzowej towarzyszą dwaj najwięksi wojownicy cesarstwa – acz tylko generał Muyong Xuehu ma taką scenę, gdzie w pojedynkę roznosi w pył całą armię, w dodatku z połowicznie zdjętą zbroją, podziurawiony gorzej niż Boromir, z rozwianym włosem prawdopodobnie całkowicie zasłaniającym mu widoczność. Jest jednym, wielkim kłębkiem waleczności, siły i odwagi. Niestety, o ile na początku byłoby to czymś w rodzaju wspomnianego już drobnego, dodającego uroku kiczu, o tyle z czasem zaczyna robić się z tego bezlitosna dłużyzna.

Fraa mogłaby ewentualnie o muzyce coś jeszcze powiedzieć, ale właściwie nie ma tu czego mówić. Ot, coś pośredniego między „Władcą Pierścieni”, „Gladiatorem” a czymś jeszcze. Nie porywa, ale i nie drażni zanadto.

Można obejrzeć, jeśli ktoś toleruje wesołą jatkę przeplatającą się z mdłymi scenkami jak z tandetnego romansidła. Film nie męczy, trwa zaledwie półtorej godziny, choć Fraa nieśmiało stwierdza, że te półtorej godziny można spędzić ciekawiej. Chociaż kiedyś można zerknąć na „Cesarzową i Wojowników”, bo scena, w której wkręcają Yan Feier w objęcie tronu jest jednak niezmiernie urokliwa.





„– Przed wyruszeniem na bitwę król zostawił instrukcje, że w przypadku śmierci jego nastąpcą zostanie Muyong Xuehu.
– (…) Czy chcesz się sprzeciwić woli króla?
– Gdyby rzeczywiście było to ostatnie życzenie króla, nikt nie śmiałby oponować. Ale jeśli dobrze rozumiem, mamy na to tylko twoje słowo.
– Lordzie Wu, podważasz moją szczerość?
– Będziemy słuchać rozkazów króla. Nie twoich!
– Przed śmiercią król przekazał mi swój miecz, i powiedział...
– Rozumiemy cię, pani! Jego Wysokość wyznaczył córkę na następczynię! Muyong i armia Yan przysięgają wierność Waszej Wysokości do ostatniego tchu!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...