sobota, 19 stycznia 2019

Tydzień z rekinami 5/7: "Sharktopus"

(źródło)

Cóż, dziś było ambitnie. Wiem, że w kontekście tego tygodnia to brzmi co najmniej kuriozalnie, ale serio mówię. Tym razem to nie był film o tym, że morderczy rekin kosi plażowiczów czy tam miażdży motorówki… to znaczy to też było, ale za tym wszystkim mieliśmy intrygę! Fabułę! A nawet – tak właśnie! – AKTORA! Prawdziwego aktora! …znanego głównie ze słabych filmów, w których gra złoczyńcę, ale zawsze coś!
Faktem jest, że w przypadku tego filmu nawet za bardzo nie będę narzekać, że było za dużo ludzi, a za mało rekina – bo kiedy już się nasz sharktopus pojawiał, to naprawdę z przytupem. Miał macki, na których mógł chodzić po lądzie, więc nic nie dawało, jeśli ofiary usiłowały ukryć się gdzieś dalej od brzegu – on po prostu dreptał po wybrzeżu, wpełzał na głazy i w ogóle. Fajne, bo ucieczka przed typowym rekinem wydaje się dość prosta: stykłoby nie iść na plażę.
Mamy więc Nathana Sandsa (Eric Roberts), który jest naukowcem na usługach chyba marynarki wojennej i ma stworzyć dla niej machinę do zabijania – czyli, jak łatwo się domyślić, naszego ośmiorekina. Nathanowi towarzyszy córka Nicole (Sara Malakul Lane), również genialna naukowiec. Zdołali wyhodować straszliwą bestię, mają ją pod kontrolą – więc cóż może pójść źle, zapytacie?
Żartuję, wiadomo, że nikt nie pyta, tylko wszyscy czekają, aż rekin wreszcie wyrwie się spod kontroli. Z jakiegoś jednak powodu bohaterowie wydają się tym faktem zaskoczeni. Meh.

(źródło)
Po koniecznym wstępie fabularnym, film rozkręca się już w jedynym słusznym kierunku: ośmiorekin zeżera plażowiczów, po czym zasuwa na inną plażę. Jego śladem podąża rodzina Sandsów i niejaki Andy Flynn (Kerem Bursin), który jest dawnym pracownikiem Nathana, ale został zwolniony i łoił tequilę w basenie, aż odnalazł go dawny współpracownik i (chyba) przyjaciel… oglądaliście Meg? No to tego typu bohater. Tylko zamiast Stathama jest jakiś ciul, który ciągle pudłuje. Bardzo nie chciał, ale w końcu dał się namówić na ratowanie świata.
Ratowanie idzie mu nędznie, bo – jak już wspomniałam – gościu ma ewidentny problem z celnością. Nawet strzelając nieomal z przyłożenia w wielgachnego ośmiorekina, nadal pudłuje. Pozytywny jest fakt, że ma tego świadomość, bo pod koniec filmu to zostaje mu wypomniane i sam mówi, że na dziś ma już dość pudłowania. Brawo, filmie, umiesz w dystans. Może wyszło ci to przypadkiem, ale i tak wyszło.
Mamy też pulę bohaterów drugoplanowych, którzy będą odpowiedzialni za humor w tej produkcji. Jest więc pierwsza grupa: dziennikarka Stacy (Liv Boughn), jej operator Bones (Hector Jimenez) i rybak Pez (Blake Lindsey) – i całkiem szczerze, ja ich polubiłam. W szczególności sympatycznego Peza i wkurwionego na swoje życie Bonesa, ale dziennikarka też była wyrazista. To nie są postacie, które się zapamięta na dłużej, za którymi by się tęskniło czy coś – ale są po prostu fajną, lekką odskocznią w typie drugoplanowych bohaterów z Sharknado (ziomek z taboretem FTW!).
Myślę, że podobną robotę próbuje robić druga grupa, czyli kapitan Jack (Ralph Garman) i Stephie (Shandi Finnessey), którzy pod pokładem jachtu prowadzą audycję radiową. Temu duetowi jednak zabrakło, jak dla mnie, trochę polotu. W sumie nawet nie pamiętam, co się z nimi stało i czy przeżyli (sprawdziłam w internetach – okej, już przypomniałam sobie ich ostatnią scenę. Ale naprawdę mi wyleciała z głowy po seansie…). Ot, gościu rzucał głodne kawałki do mikrofonu, a laska w tle podrygiwała do muzyki i chichotała. Widać jednak, że byli pomyślani, by rozśmieszać.
Nie zmienia to wszystko faktu, że moimi ulubionymi bohaterami byli: dziadek, który był świadkiem zeżarcia jakiejś plażowiczki szukającej skarbów, oraz dwaj panowie – chyba malarze, choć może myli okna, trudno mi w tej chwili określić. Ogółem film zdecydowanie lepiej poradził sobie z postaciami z dalszych planów (im dalszy plan tym lepiej) niż z głównymi, którzy pozostali mocno bez wyrazu.

(źródło)
Co w filmie budzi moje wątpliwości? Dlaczego Nicole miała tak duży problem z odgadnięciem hasła, skoro było tak bardzo oczywiste? Czy facet tej laski skaczącej na bungee swoją nową dziewczynę też kiedyś zabierze na bungee? Jak to możliwe, że ośmiorekin bez szczególnego skrępowania zaatakował plażowiczów i zasiał niezłe spustoszenie, a inni plażowicze i turyści z kurortu oddalonego o kilka kilometrów już nic o tym nie wiedzą, nic nie słyszeli i w ogóle mają wszystko w nosie? Czy taki nius nie powinien się rozejść z szybkością błyskawicy po całym wybrzeżu, a potem na cały świat? O wyrzuconym na brzeg delfinie świat dowiaduje się w kilka godzin, a ośmiorekin nie był godzien zainteresowania mediów i wrzucania filmików na jutuba?

Sam pomysł ośmiorekina ogromnie mi się podoba. Choć zdawałoby się, że będzie wyglądał komicznie, rzeczywiście daje radę jako potwór – ma wielkie zęby, jest odpowiednio zabójczy i w dodatku może łapać ofiary mackami. Jedyny zgrzyt, którzy miałam, to CGI macek w takich akcjach. No po prostu wyglądało to słabo. W żaden sposób nie mogłam uwierzyć, że ta macka naprawdę tam jest. Szczególnie jak aktor nie bardzo wiedział, w którą stronę powinien się obracać, więc kręcił się w obie i to by miało sens chyba tylko wówczas, gdyby ośmiorekin bawił się delikwentem jak jo-jo.

W sumie Sharktopus to fajny film. Nie tak radośnie przaśny jak Dwugłowy rekin…, bo jednak stara się być czymś innym – ale nadal ma poprawną proporcję między gadaniem a atakami rekina, nieco drętwe aktorstwo i świadomość tworzywa, w którym pracuje. Z jednej strony, próbuje ugryźć temat trochę poważniej niż filmy, które widzieliśmy dotychczas, z drugiej jednak wie, że to film o wielkim, morderczym ośmiorekinie, więc nie może tego zrobić tak zupełnie na serio. Uważam, że z seansu Sharktopus wyszedł obronną ręką i na pewno będę ryzykować kolejne części serii.

4 komentarze:

  1. przysypiałem na końcówce, więc jak się skończyła sprawa rekina musiano mi streścić :bag: A przysypiałem nie dlatego, że nudne, w tygodniu były gorsze filmy, a tutaj i sam rekin ciekawy i zabijał efektownie i generalnie mogło być gorzej. I to chyba pierwszy raz, kiedy widziałem Erica Robertsa w roli innej niż głównego złego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, jak się rekin rozkręca w kolejnych częściach, może trochę podkręcili CGI? :)
      Eric Roberts może nie był głównym złym, ale i tak był, no, Erikiem Robertsem xD

      Usuń
    2. Mam żarcik z wąsem!! Bo jak wejdziesz na wiki i poszukasz Erica Robertsa to znajdziesz informację, że jest pochodzenia: angielskiego, niemieckiego, szwedzkiego, irlandzkiego, szkockiego i walijskiego. I wiesz co to znaczy? Że sukces ma wielu ojców!

      Usuń
    3. Hmmm...
      https://www.meme-arsenal.com/memes/5836e52e178754a625be1df1d0841fe1.jpg
      :D

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...