(źródło) |
A dziś
pomoce innego rodzaju – czyli Organizacja Pracy (podkategoria: zmuszajki; inne podkategorie
następnym razem).
Zarówno
z obserwacji ludzi na forach literackich jak i z autopsji znam jedną z
największych bolączek niespełnionych pisarzy-amatorów: „chciałabym, ale nie mam
weny”. Tak – ludzie, niestety, wierzą w magiczną Wenę, która przyjdzie razem z
całym dobrodziejstwem inwentarza, typu zwiewna szata, alabastrowa cera i
nostalgiczne spojrzenie, i natchnie tego biednego człowieczka do napisania
wiekopomnego dzieła.
Otóż nie
– tak się nigdy nie stanie. Wiem, jestem amatorką i się nie znam, ale serio - w takie cuda to ja nie wierzę.
Im
dłużej człowiek będzie siedział, wzdychał i czekał, tym później Wena przyjdzie.
Wenie trzeba wyjść naprzeciw. Może gdzieś są odosobnione przypadki
natchnionych geniuszy, zdecydowana większość domorosłych pisarczyków jednak
musi zacząć od prostej, rzemieślniczej roboty. I liczyć na to, że w ten sposób
wywołają sobie Wena. Lub Wenę – zależy, u kogo jakiej jest płci.
Najlepsze,
co my, bidni amatorzy możemy zrobić, to najpierw wydrukować sobie i powiesić
nad komputerem to:
A potem
zacząć systematycznie pisać. Po
prostu.
(źródło) |
Na
szczęście Internet oferuje bardzo fajne motywatory i zmuszajki dla takich jak
my.
Po
pierwsze więc: 750words – strona,
która wymaga od nas jednej rzeczy: codziennego pisania po 750 słów. Rejestracja
jest dość komfortowa, bo nie musimy zakładać sobie kolejnego konta w sieci,
tylko wystarczy zalogować się na przykład przez konto gmail, czy facebooka.
Samo pisanie zaś nie jest w żaden sposób upublicznione ani nikt, poza automatem
zliczającym słowa, nam tego nie sprawdza. Możemy pisać cokolwiek i
kiedykolwiek, byle codziennie. Nie musi to być jeden tekst. Nie musi to być
konkretnie seria opowiadań. Równie dobrze można wyrabiać dzienne normy a to
jakimś artykułem, a to recenzją, a to opowiadaniem i tak dalej. Na upartego
możemy nawet napisać 750 razy „piszę”, ale oszukiwanie samego siebie w tak
idiotyczny sposób? Cóż, co kto lubi…
Założenie
jest takie, że pisanie odbywa się w przeznaczonym ku temu polu – istnieje nawet
możliwość doboru najodpowiedniejszej dla nas czcionki. Ja jednak zignorowałam
pisanie bezpośrednio na stronie, a po prostu piszę w Wordzie i przeklejam. Prowadzi
to, oczywiście, do pewnych zafałszowań w statystykach, ale trudno. Tym
bardziej, że na stronie są kłopoty z działaniem „ś”.
No
właśnie, statystyki: nasze pisanie jest analizowane i możemy przejrzeć szereg
statystyk z nim związanych. Niestety, ponieważ strona jest anglojęzyczna,
większość wykresów będzie dla nas bezużyteczna, jeśli piszemy po polsku. Co
mnie nawet zasmuciło, bo chętnie bym przeczytała, ile w danym tekście użyłam
wulgaryzmów, ile zdań okolicznikowych celu, a ile liczb. Może być pomocne,
jeśli na przykład mamy kłopot z monotonnym językiem. Dla grafomana
polskojęzycznego tymczasem jest dostępne ogólne zliczanie „dniówek” i
statystyka wyrazów użytych w danym dniu – oczywiście w większości będą to „się”,
„nie”, „na” i tego typu, ale jeśli się je odsieje, może się okazać, że na
przykład nadużywamy jakiegoś słowa.
A co tak
naprawdę skłania nas do pisania codziennie? Odznaki. Niby nic, ale taka „nagroda”
(w cudzysłowie, no bo jaka to właściwie nagroda?!) potrafi przytrzymać
człowieka, jeśli już się w to pisanie wsiąknie. Zaczynamy od jajka, po trzech
dniach dostajemy odznakę indyka, po pięciu – pingwina. Potem dziesięć,
trzydzieści i tak dalej. Obecnie odznaki są do pięciuset dni. Jeśli któregoś
dnia nie wypełni się normy, odznaki się resetują i trzeba zaczynać znów od
jajka. O ile początkowe jeszcze mają dość niewyraźną „moc”, o tyle już przy stu
dniach człowiek zaczyna odczuwać żal na myśl o tym, że tyle systematycznej
pracy miałoby pójść w Pireneje i faktycznie zaczyna się bardzo pilnować. Ja
zazwyczaj sprawdzam dwa razy dziennie, czy na
pewno wypełniłam normę.
Oprócz odznak
za dni, są dodatkowe odznaki za sposób pisania: nietoperz za dziesięć dni z
rzędu pisanych w nocy, kogut za to samo rano, gepard za szybkie pisanie, chomik
– za nieprzerwane. I tak dalej. Dodatkowe odznaki za napisanie łącznie stu
tysięcy słów i dwustu pięćdziesięciu tysięcy. Szczególnie gepard i chomik
wychodzi oszukańczo, jeśli się wkleja – ale to niewielki mankament jak na
całościowy geniusz tej idei.
Oczywiście,
jak każde lekarstwo, 750words początkowo jest bardzo gorzkie. Fragmenty są
wymuszone i słabe, a siedzi się nad nimi niewymiernie długo. Potem jednak jest
już tylko lepiej. Inni, którzy korzystają z tej metody, twierdzą, że napisanie
dziennej normy zajmuje im dwadzieścia minut, czasem pół godziny. U mnie aż tak
optymistycznie to nie wygląda, ale i tak jest szybciej niż na początku. I, co
najważniejsze, te dniówki z czasem robią się coraz lepsze, bo człowiekowi
przychodzi to naturalniej. Dobrze oczywiście sobie gdzieś wcześniej przemyśleć,
co mniej-więcej chciałoby się zawrzeć w dzisiejszej normie, ale 750 słów to na
tyle niewiele, że nie powinno być z tym większych problemów. A wymówka „nie
piszę, bo nie mam czasu”, traci całą moc. No bo serio: nikt mi nie wmówi, że
nie jest w stanie wygrzebać sobie z dnia pół godzinki. To jest naprawdę tyle co
nic.
A jeśli
ktoś ma skłonność do pisania więcej, niż siedemset pięćdziesiąt słówek – proszę
bardzo, można pisać więcej. 750wods daje minimalną normę. Od nas zależy, co z
nią zrobimy. Jak ktoś lubi, może pisać i dwa tysiące słów dziennie. Byleby
następnego dnia znów coś napisał.
Aha –
750words ma też odznakę za sukces w innym przedsięwzięciu: NaNoWriMo.
NaNoWriMo – Czyli National Novel Writing Month: tu już jest bardziej hardkorowo, ale
nie tak długofalowo. Miesiącem pisania jest listopad – rejestrujemy się na
stronie i… i mamy tak naprawdę całkiem sporo możliwości. Przede wszystkim, jest
forum. Podzielone na regiony – jeśli znajdziemy dział dla Polaków, możemy się
dzielić swoimi nanosowymi frustracjami z rodakami uczestniczącymi w
zabawie. Możemy dodawać sobie writing buddies
i śledzić ich postępy (750words też ma opcję śledzenia innych, ale dostępną
tylko dla tych, którzy wesprą projekt finansowo – za co, tak przy okazji, też
jest odznaka). A przede wszystkim: piszemy powieść. Założenie jest takie, żeby
stworzyć jeden, zwarty tekst w miesiąc. Tekst ma mieć co najmniej 50 tys. słów,
czyli wychodzi mniej-więcej 1700 słów dziennie. Nie musimy pisać tego
codziennie, choć jest to zalecane. Tym niemniej jeśli komuś wygodnie, może
pisać co drugi dzień po 3500 słów i też będzie dobrze. Ba! Można napisać całość
w tydzień, jeśli tylko ktoś ma aż taki level turbopisania na klawiaturze. Grunt, żeby 30 listopada mieć napisane 50 tys. słów. Tyle.
Nie
ukrywam, że w zeszłym roku boleśnie poległam, napisawszy coś około siedmiu tysięcy
słów. Tu taka wskazówka: wymyślcie Państwo odpowiednio wcześnie, o czym w ogóle
chcecie pisać. Ja leciałam zupełnie na żywioł i szybko okazało się, że
improwizacji nie wystarczy na całość. Tym razem mam nadzieję, że mi się uda –
jakby nie patrzeć, od kilku miesięcy ćwiczę 750words, co powinno mnie jakoś
przygotować do systematycznego pisania na NaNo.
Oczywiście,
powieść będzie pewnie wymagała wielu korekt i łatania dramatycznych dziur w
fabule, ale już przynajmniej coś
będzie. Więc jeśli ktoś z Państwa ma pomysł na powieść, a nie wie, jak to
ugryźć – polecam NaNoWriMo w listopadzie.
Podobnym
projektem jest na przykład April’s Script Frenzy – tu jednak chodzi o napisanie
w trzydzieści dni stu stron scenariusza. Zresztą, na stronie NaNo jest cała
lista adresów z podobnymi akcjami.
Ostatnim
mobilizatorem do pisania, o jakim wspomnę (ale tylko wspomnę, bez szerszego
opisywania), będzie Write or Die. Nie przeczę, że osobiście nie mam jeszcze
odwagi po niego sięgnąć – ale inni używają i chwalą sobie. Odpalamy, ustalamy
czas na napisanie konkretnej liczby słów i… piszemy.
A teraz
zestaw sznurków:
O
NaNoWriMo można przeczytać bardzo obszerne teksty u Ched i u hevs. U której
zresztą, w innym wpisie, wspomniane jest też 750words oraz Write or Die. A o
tej ostatniej aplikacji można poczytać opinie tu, tu oraz tu.
Oczywiście,
używanie tych narzędzi nie robi z człowieka pisarza. Ale dzięki nim wyrabia się nawyk systematycznego pisania. Przestaje się siedzieć i jęczeć na Wena, a zaczyna się pisać. Nawet jeśli - szczególnie początkowo - teksty wychodzą słabe i na siłę, z czasem jest coraz lepiej. A przede wszystkim: coś już jest. Czyli mamy już jakiś start.
Przypomniałaś mi o tekście o WoDzie, który napisałam kiedyś na Craiisie. Wrzuciłam na blogaska http://hevs.cba.pl/index.php/pisz-lub-gin-czyli-rzecz-o-wodzie/ . Też mi się kiedyś wydawało, ze to nie dla mnie, że tak się nie da, że to bełt jakiś będzie, że... a dupa :P Działa doskonale. Jasne, że nie zawsze uda mi się napisać normę bez kar, albo w wyznaczonym czasie, ale ważne jest to, że jednak piszę i że nauczyłam się, że jak się pisze, to się nie siedzi na shoucie na Craiisie i nie jęczy, że się mało napisało :P Oczywiście mówię o wersji "stacjonarnej" WoDy, ta sieciowa niespecjalnie mi się sprawdziła (jest internet nie ma pisania, parafrazując diwę polskiego aktorstwa).
OdpowiedzUsuńCo do NaNo... jakoś do tego nie mam przekonania, ale z zupełnie innego powodu niż to co podlinkowałaś i może w grudniu, po kolejnych doświadczeniach z tą zabawą coś napiszę. Bo jednak CMN leży od tamtej pory i nic z tego nie wynikło :/ Ale to było zanim zaczęłam się bawić z 750 i WoDem, więc może w tym roku będzie inaczej. No i nie spodziewam się, żeby mi zabrakło materiału w połowie, tak jak było w zeszłym roku. To znaczy, jak już będę miała jakieś konkretniejsze wyobrażenie o tym, co mam pisać (dalszy ciąg Colta, ale nie wiem co dokładnie ma w nim być. A nie chcę, żeby była jakaś sraczka pisarska z tego...).
W ramach ostrzeżenia: 750 silnie uzależnia, powoduje napady histerii i stany lękowe. Do tego NaNo stało się dla mnie po prostu oczywiste O.o" co z tego, że uważam je za głupi pomysł, że... kuźwa, oni mnie wyprali musk!!!
Ty... Nawet fajne to 750Words, ale nie wiem, czy mam no to czas :D Może to jakoś zmobilizowałoby mnie do twórczego myślenia, a nie ciągłego zamulania przed monitorem....
OdpowiedzUsuńJa NaNo spróbuję... Myślę, że jak będę miała fabułę, pójdzie lepiej. Plus po treningu z 750...? Wielkie mi rzeczy, pisać podwójną dniówkę przez miesiąc. ^^
OdpowiedzUsuńSebastianie, właśnie w tym rzecz: masz czas. :) 750 słów to (z pojedynczą interlinią, co prawda) pi razy razy drzwi półtorej strony. Pół godzinki i masz - zwalanie niepisania na brak czasu traci całą moc. ;) Nikt Ci nie każe pisać w jeden wieczór całej powieści - dlatego to takie fajne. Postępy są powolne, ale SĄ. :)
Bardzo fajne narzędzia. W szczególności te do sprawdzania nadużywanych wyrazów :)
OdpowiedzUsuńBardzo to wszystko fajne :-) Zwłaszcza te nagrody, ha ha nietoperz za pisanie w nocy :-)
OdpowiedzUsuń