wtorek, 9 lipca 2019

O czym nikt już nie pamięta: "Gra o Tron"

(źródło)

Na początek disklejmer: nie czytałam książki.
A teraz do rzeczy.
Gra o Tron to w gruncie rzeczy niekoniecznie moje klimaty. Kiedyś, dawno temu, obejrzałam chyba jeden odcinek (może dwa) i mnie nie wciągnęło. Obejrzenie całego serialu było swego rodzaju wyzwaniem, które podjęliśmy z Ulvem jakoś w kwietniu i właśnie udało nam się zwyciężyć. I wiem, że się spóźniłam. Podczas emisji Gry o Tron Internet świata nie widział poza kolejnymi odcinkami. Oczywiście im bliżej było finału, tym szerszy strumień artykułów i rozkmin o Jonie, Tyrionie i reszcie. Potem jeszcze tylko parodniowa gównoburza wokół 6. epizodu 8. sezonu i… no cóż, i temat umarł. Pisząc więc coś o tym w lipcu, nie jestem nawet jak ktoś, kto spóźnił się na imprezę, ale raczej jak ktoś, kto przyszedł na imprezę, a zobaczył tylko zatrzaskujące się drzwi za gospodarzem, który właśnie wynosił śmieci po wysprzątaniu całego mieszkania. Śmieciarkę widać już na horyzoncie.
Ale nie po to obejrzałam takie mnóstwo godzin serialu, żeby nic o tym nie napisać!

Rzeczą, która w Grze o Tron zafascynowała mnie chyba najbardziej, był ten niesamowity szał, jaki wzbudziła na całym świecie. W moim otoczeniu oglądali to niemal wszyscy – włącznie z osobami, które na co dzień nie mają za bardzo do czynienia z fantastyką. A przecież to nie był pierwszy i nie ostatni dobry serial HBO: swego czasu  chociażby Rzym, Rodzina Soprano czy Kompania braci, całkiem niedawno zaś – Czarnobyl, o którym zresztą pisałam. A jednak nie widziałam takiego medialnego szału na punkcie tych produkcji. Mam więc kilka pomysłów:
Po pierwsze, nasuwa mi się coś takiego: to takie fantasy, gdzie element fantastyczny jest bardzo wygodnie sprowadzony do pewnego minimum, które mieści się w granicach tolerancji mainstreamu. No bo co tam mamy? Zombiaki – a tych popkultura dostarcza nam ostatnimi czasy na pęczki, wręcz zombie stały się modne, więc ich obecność w serialu nie mogła zaszkodzić. Smoki – no ale jaki smok jest, każdy widzi, niefantastyczny widz bez problemu może to przełknąć, bo to jednak dość znajoma sprawa. Jest trochę magii czy bogów, ale minimalne ilości, zwłaszcza początkowo. A cała reszta? To coś, co całe rzesze ludzi nazywają „prawdziwym średniowieczem”. I jakkolwiek to bzdura, to jednak serial zgrabnie udaje, że jest taki no właściwie historyczny, tak było, panie i panowie, znany fakt.
A co tam, Bronn zawsze na propsie.
(źródło)
Po drugie, co tu kryć: mamy naprawdę fajnie zrobionych bohaterów. Raz, że są dobrze zagrani (mimo braku gwiazdorskiej obsady, naprawdę nie zaobserwowałam drewna), ale dwa, że po prostu dobrze napisani. Jasne, na pewno duża w tym zasługa Martina. Prawdę mówiąc, w kinie i telewizji wcale nie tak łatwo o dobrze napisanych bohaterów i po iluś sknoconych filmach i serialach z prawdziwą przyjemnością ich oglądałam, to było odświeżające. Każda z postaci jest wyrazista i dość szybko można całkiem sporo o niej powiedzieć. W wielu przypadkach bohaterowie ewoluują, zmieniają priorytety, albo wręcz przeciwnie: mimo rzucanych pod nogi kłód twardo trzymają się swoich zasad. W dodatku – i z całą pewnością to miało niemałe znaczenie – nie ma wyczuwalnego faworyzowania którejś płci, a w tytułowej grze graczem może być każdy, niezależnie od wzrostu, orientacji seksualnej, rasy, wieku i tak dalej, i tak dalej. To fantastycznie równouprawniony świat, nieomal utopijny.
Po trzecie, szeroko pojęta cała reszta: ładne kadry, bardzo ładna, rozpoznawalna muzyka, widowiskowe kostiumy, klimatyczne panoramy. Widok Muru był imponujący, nie ma co gadać.
Jeśli złożyć do kupy wszystkie te elementy, wychodzi rzeczywiście sprawnie zmajstrowana, zaludniona ciekawymi charakterami opowieść, skierowana w zasadzie do każdego. Wspomniane wcześniej seriale nie miały szansy na tak szeroką widownię: Kompania braci jest bardzo wyraźnie wojenną opowieścią o przyjaźni, po Rzym sięgną miłośnicy bardzo konkretnego wycinka historii i tak dalej. A Gra o Tron obiecuje seksy, intrygi polityczne, przyjaźnie, rozmach, bitwy i każdy może znaleźć w niej coś dla siebie.
Nie jest to serial, który urwał mi zad, ale w końcu ja też nie żałuję spędzonych nad nim godzin,
Nawet godzin spędzonych przy ostatnim sezonie!

Cersei dla odmiany permanentnie miała minę,
jakby właśnie się zorientowała, że wdepnęła
ciżemką w wielkie kupsko, ale próbuje nic
nie dać po sobie poznać.
(źródło)
Ach, no właśnie: druga sprawa, która mnie zaintrygowała: ta straszliwa gównoburza wokół finałowego sezonu Gry o Tron.
WTF?, zapytuję. Podejrzewam, że cały sęk w tym, ile trzeba było na ten sezon czekać (jeśli, oczywiście, oglądało się serial na bieżąco). O ile się orientuję, dwa lata. Przez dwa lata czekania fani mogli sobie spekulować, tworzyć własne teorie, nakręcać się, pisać ten sezon po swojemu. I przypuszczam, że tak robili. I przez dwa lata tak bardzo przyzwyczaili się do tych własnych wersji serialu, że kiedy scenarzyści zaproponowali coś innego, podniosło się larum.
Ja nie czekałam dwa lata. Nie tworzyłam żadnych teorii, bo mi się aż tak mocno nie chciało. Toteż – choć nastawiałam się na ten osławiony spadek poziomu w ósmym sezonie – nie dostrzegłam wcale żadnej dramy. A serio, oglądałam już pod koniec z zaciśniętymi zębami, że oho, no to teraz strzeli we mnie ta cała chujnia z grzybnią. Półtora miliona fanów napisało petycję, żeby zrobić remake całego sezonu. No to coś musi być na rzeczy, prawda?
No więc nie, nieprawda. Bohaterowie nie wychodzą z ról, rozwiązania wątków są dość zaskakujące, W dodatku przeżyła większość moich ulubionych postaci. Nie mam powodów do narzekania.

Owszem, serial ma swoje wady, mniejsze i większe. Do moich poniekąd ulubionych – to znaczy takich, które szczególnie zapadły mi w pamięć – należą chyba trzy kwestie:
Oblężenia miast. W szczególności, ma się rozumieć, obrona Winterfell. Nie wiem, czy widziałam gdzieś ostatnio równie spektakularnie głupio przeprowadzoną obronę miasta. Serio, pal sześć, że było ciemno i kompletnie nie widziałam, kto kogo zabija. Okej, bitwa miała się toczyć w nocy, szanuję to, nie czepiam się. Ale obrońcy sprawiali wrażenie, jakby od samiutkiego początku robili absolutnie wszystko, żeby to przegrać. Nie będę się rozpisywać, bo internety zrobiły to bardzo obszernie za mnie. Prawdę mówiąc, witki opadły mi już przy tym, jak obrońcy zaczęli od szarży konnicy.  Potem właściwie było mi wszystko jedno. Damn, Heroesi lepiej mnie nauczyli taktyki niż ten serial! Heroesi of Might and Magic III!!! Ale kiedy tak prychałam, jaka to bzdura, Ulv przypomniał mi, że już przy wcześniejszych bitwach parskaliśmy, że to i tamto jest głupie, więc cóż… no po prostu serial niekoniecznie umiał w bitwy.
Po drugie: mieszkańcy północy. Noszą imponujące futra, świetnie. Nawet byłam zaskoczona, bo widziałam na ich dłoniach rękawiczki. Brawo, to już kilka leveli wyżej niż Star Trek. Natomiast to, czego nie widziałam, to ciepłe czapki, szaliki i kaptury. Imho oni wszyscy powinni mieć czerwone nochale, smarkać, kasłać i kolejno odmrażać sobie uszy. Wielka, wieczna i straszliwa zima, a tam wszyscy z gołymi łbami latają… A mówi coś nazwa Ojmiakon? Maleńka miejscowość w Jakucji. Tak się tam noszą:

(źródło)
Więc po prostu kompletnie nie kupiłam tych mrozów, zim, wiecznych nocy i całej reszty. Nie wystarczy założyć futerkowego kołnierza, żeby wiarygodnie pokazać straszną, surową, zimną północ.
No i po trzecie: smoki. Niby CGI było ładne, ale dizajn tych smoków był przekoszmarnie leniwy. Nie było w nich nic oryginalnego, nic, co pozwoliłoby mi się nimi jarać. Podejrzewam, że to mogło być celowe – to takie mainstreamowe smoki, żeby nie spłoszyć niefantastycznego widza. Ale Jeżu drogi, tak zupełnie bez polotu… przykre, bo przecież w tym przypadku twórców ograniczała tylko ich wyobraźnia, a skoro na całym bożym świecie istniały tylko trzy ostatnie sztuki, to fajnie by było, gdyby naprawdę wbijały w fotel.

Nie ma sensu dzielić się wrażeniami dotyczącymi szczegółów Gry o Tron, bo tych szczegółów było po prostu zbyt dużo, no i nie chcę spoilować (choć kto miał obejrzeć, to już i tak dawno obejrzał...). To dość ciekawy, naprawdę sprawnie zrealizowany serial, acz na pewno do niego nie wrócę. Oglądałam rzeczy, które wywołały we mnie dużo większe emocje (wspomniany już Czarnobyl, Deadwood, Orville i parę innych). Gra o Tron była, cóż, okej. Duże, solidne okej.
No i małe dziewczynki FTW!

3 komentarze:

  1. Nigdy nie lekceważ małej dziewczynki. Żadnej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieliśmy z Ewą podobnie - zarówno z końcówką sezonu, że w sumie ok, no ale też ja sam osobiście jakimś wielkim fanem serialu nie byłem. Także mnie też to nie zabodło. A z czapkami to za każdym dosłownie razem przy ujęciach z Północy padało pytanie - ale dlaczego czapek nie mają :D

    OdpowiedzUsuń

  3. hello,
    Your Site is very nice, and it's very helping us this post is unique and interesting, thank you for sharing this awesome information. and visit our blog site also
    Best Tourist Place In India

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...