środa, 31 października 2012

ZaFraapowana Fimami (73) - "Lesbian Vampire Killers"

Lesbian Vampire Killers - plakat
Dziś ostatni wpis przed NaNoWriMo. Nie mam pojęcia, czy w listopadzie cokolwiek tu napiszę – istnieje uzasadnione przypuszczenie, że raczej będę nieustannie walić w klawiaturę, coby odwalić gdzieś między gotowaniem obiadu a pracą 1667 słów dziennie.

No to lecim: Lesbian Vampier Killers to film z 2009 roku w reżyserii Phila Claydona. Fabuły nie ma sensu chyba przybliżać, no bo czyż fabuła ma znaczenie w obliczu czegoś, czeog tytuł brzmi, u licha, Lesbian Vampire Killers?! No właśnie. Ale, żeby nie było niedomówień, nadmienię tylko, że oto mamy dwie egzystencjalne pierdoły, Jimmy’ego (Mathew Horne) oraz Fletcha (Jamesa Cordena, a więc ciemiężonego sługę Muszkieterów), którzy po tym, jak ponieśli kolejne życiowe porażki, po pijaku postanawiają udać się w ramach urlopu na pieszą wędrówkę gdzieś po angielskich bezdrożach. Nie wiedzą jeszcze, że spotkają tam bus pełen seksownych studentek, jeszcze bardziej seksowne wampirzyce i jednego samozwańczego Van Helsinga…

Pewnie część z Państwa już zamknęła tę kartę przeglądarki. Bardzo słusznie. To na pewno nie jest film – a co za tym idzie: wpis – dla każdego. Ba!, tu trzeba zaopatrzyć się w solidną dawkę dystansu do wszystkiego. Butelka dobrego, portugalskiego wina też pomaga.
Zacznę od proporcji: tytuł filmu brzmi Lesbian Vampire Killers, ale tak prawdę mówiąc Lesbian jest tam niewiele. To znaczy: jeśli chodzi o erotykę, to sugeruję wszystkim czternastoletnim onanistom z trądzikiem odpuszczenie sobie tego filmu, bo to naprawdę nie jest tego rodzaju produkcja. Horroru, ma się rozumieć, też nie ma tu ni w ząb. To przede wszystkim komedia. Komedia lekka, łatwa i przyjemna, a przy tym nie tak boleśnie amerykańsko-nastolatkowa jak Scary Movie. Choć można się doszukiwać podobieństw: oto mamy zupełnie niebohaterskich bohaterów, którzy stają w obliczu mistycznych niebezpieczeństw, duchów i demonów Dildo. Powtórzę jednak: jak na Scary Movie mam mocno ograniczoną tolerancję, tak tutaj naprawdę rechotałam jak głupia i się tego nie wstydzę. Film jest zabawny i już – nie jakiś arcyśmieszny, ale człowiek po prostu świetnie się bawi.

Ponieważ ostatnio narzekałam na bohaterów, pojadę tym samym schematem: otóż bohaterowie w Lesbian Vampire Killers… Cóż, są o kilka nieb lepsi od bohaterów w filmach, które oglądałam ostatnimi czasy. Po pierwsze: grają dużo lepiej, niż ktokolwiek z Warbirds. Są bardziej przekonujący i automatycznie ja po prostu ich przygody kupuję bez szemrania. Po drugie: wzbudzają sympatię. Nie są wkurzającymi kretynami, którzy koncentrują się na tym, by być bardziej zajebistymi i twardszymi niż ustawa przewiduje. Są pierdołami, ale ich pierdołowatość jest zabawna. Tak po prostu. No dobrze, po części wynika to z tego, że film jest angielski. Najgorsza fabuła zyskuje +30 do lansu, jeśli bohaterowie mówią z brytyjskim akcentem.

Ale tak na serio: oni są po prostu przekonujący. Mimo że przewija się cała spuścizna tego typu produkcji, a więc przyjaciel będący chodzącym Elementem Komicznym, bohater-Wybraniec, jego Oblubienica, a także podstarzały Mistrz, to wszystko jest podane w jakiś taki lekkostrawny i fajny sposób. Ba! Pan, którego tu podciągnęłam pod rolę „Mistrza”, czyli Wikary (Paul McGann) jest na serio bardzo fajny. Urzekł mnie w momencie, kiedy dowiedział się, że o czosnku, krzyżach, świetle słonecznym i całym tym ustrojstwie wie każdy, bo są przecież książki i filmy… Cóż, to naprawdę jest piękne: widzieć, jak Wielki Pogromca Wampirów nagle dowiaduje się, że jego wiedza wcale nie jest jakaś szczególnie tajemna czy wybitna.

kadr z filmu Lesbian Vampire Killers (Jimmy i Fletch)
Fabuła? W istocie nie jest szczególnie przekombinowana. Ogranicza się do tego, że bohaterowie biegają, mordują wampirze lesbijki i bluzgają. Och, kto by się tym przejmował?

Poza tym, film ma naprawdę niezłą muzykę. Serio. Nie jest, ma się rozumieć, epickim soundtrackiem, który by się chciało dorwać w swoje łapki, by odsłuchiwać przez kolejne dni, niemniej jest po prostu fajny. W odpowiednich momentach pojawiają się odpowiednie kawałki i budują klimat… No, to coś, co w filmie robi za klimat… Całość jest na tyle leciutka, że trudno tu mówić w sumie o jakiejś szczególnej atmosferze. Z całą pewnością widz nie wsiąknie w niesamowitą opowieść o krwiożerczych dzieciach nocy – bo tych po prostu tu nie ma.
Choć jeśli się nad tym wszystkim poważnie zastanowić, to całe te lesbijskie wampirzyce są bardziej kanoniczne od niejednego wampira z filmów ostatnich lat. Mi one od razu przypomniały te wampirzyce-pomagierki Draculi – i mam tu na myśli tego literackiego Draculę, tego, co go opisał Bram Stoker. Tam też były to piękne kobiety i też ich główną, odrażającą cechą była ta zwierzęca, bezwstydna chuć. Tutaj tak naprawdę jest jakaś tego namiastka, choć zaserwowana, ma się rozumieć, w formie niezbyt wyszukanej, raczej powierzchownie. Wciąż lepiej niż wszelkiego rodzaju zmierzygi. Męskie wampiry w filmie nie występują, więc przeciętna gimnazjalistka nie znajdzie tu wiele dla siebie.

Och, no tak se gadam, ale to tylko gadanie dla natłuczenia słów (trenuję przed NaNo). Prawda jest taka, że to po prostu fajny, zabawny filmik. Nic z erotyki, nic z horroru, a wampirzyce tryskają – zamiast krwi – czymś, co przypomina (zaciskam zęby i staram się być przyzwoita) budyń waniliowy, ale kto by się tym przejmował? Jest zabawnie. Zabawne są relacje bohaterów, ich charaktery, to, jak radzą sobie z grozą nie z tej ziemi – człowiek po prostu ogląda ten film i śmieje się jak głupi. Nie jest to arcydzieło, ale z czystym sumieniem mogę polecić. Na jakiś błogi, pijany wieczór będzie jak znalazł. Ode mnie 7/10, bo to naprawdę dobry film. W sam raz na relaks, jeśli człowiek siedzi i zachodzi w głowę, co ma pisać w tegorocznym NaNoWriMo. Fraa approved!




kadr z filmu Lesbian Vampire Killers :D





Yep, lesbian vampires. Just another one of God's cruel tricks to get on my tits. Even dead women'd sooner sleep with each other than get with me it would appear. But eatin' me alive, oh no, that's fine. Next time he'll have me bummed by a big gay werewolf I swear.

9 komentarzy:

  1. Tytuł powinien wejść w jakąś pierwszą dziesiątkę najlepszych w kinematografii;p A no i widzę, że parę osób wypowiada się podobnie co do filmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, chyba sobie drwisz. ;) Tytuł jest całkiem przeciętny - http://www.youtube.com/watch?v=5YGqdpnNtPY dla samych tytułów warto obejrzeć wszystkie części. ;)

      Usuń
  2. Na plakacie co najmniej dwa nazwiska aktorów znanych z Doktora Who, to musi być dobry film. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On JEST dobry. :D Co prawda jak widziałam Wikarego, to nie mogłam oprzeć się myślom, jak fantastycznie w tej roli sprawdziłby się Tim Roth, ale to już moje prywatne zboczenia i uwielbienie dla Rotha. ^^

      Polecam na przyjemny, odmóżdżający wieczorek. ;)

      Usuń
  3. Ja też bawiłem się setnie podczas oglądania tego filmu.

    W podobnym klimacie jest "Doghouse" i wiele innych brytyjskich filmów.

    http://www.filmweb.pl/film/Doghouse-2009-450879

    OdpowiedzUsuń
  4. Paru znajomych, piwo i faja dobrze się z tym komponują. Ogólnie nie jest żle, ale są dużo lepsze pozycje w tych klimatach, chocby ,, Evil Aliens'' czy jedynka ,, Feast'' ; czarniejszy humor i porządna jucha zamiast tych ejakulacji budyniowych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Po plakacie i tytule wnioskowałbym, że to jakiś tani pornol :P dawno nie oglądałem lekkiej komedii, więc zapewne się na to skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kupiłam go jakiś czas temu za grosze na promocji w Media Markcie, na Halloween postanowiłam sprawdzić i cóż, trudno się nie zgodzić :D Zresztą lepszy dobrze skombinowany film rozrywkowy niż gniot pretendujący do miana arcydzieła.
    A Paul McGann miecie. Zawsze i wszystkich.
    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak to jest: ludzi zwabiło do tego wpisu słowo "lesbian" czy "vampire"? xD Dzięki za komentarze - wszystkie tytuły odnotowane, zobaczymy, z czym to się je. ^^

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...