środa, 1 września 2021

Czarne msze, ćwiartowane niemowlęta i śpiew: "Szatan w naszym domu"

Autor
: Lawrence Wright
Tytuł: Szatan w naszym domu. Kulisy śledztwa w sprawie przemocy rytualnej
Tytuł oryginału: Remembering Satan
Tłumaczenie: Agnieszka Wilga
Miejsce i rok wydania: Wołowiec 2021
Wydawca: Wydawnictwo Czarne

O rany, jaka to dobra książka!

Tak do końca to nie wiem, czemu ją kupiłam. Chyba po prostu pomyślałam, że Wydawnictwo Czarne, temat kompletnie mi nieznany i do tego Amerykańska Seria, która ma sporo fajnych tytułów. No i uznałam, że co może pójść źle? I okazało się, że miałam zupełną słuszność. Szatan w naszym domu to rewelacyjna pozycja, którą w dodatku czyta się naprawdę szybko (nie wiem, ile ma stron papierowe wydanie, ale w każdym razie ebooka starczyło na dwa popołudnia).
Zacząć muszę jednak od tytułu: w oryginale reportaż Lawrcence’a Wrighta nosi tytuł Remembering Satan – i, jakkolwiek Szatan w naszym domu nie jest sam w sobie zły, to jednak oryginał bez porównania lepiej oddaje istotę książki, która jest właśnie o tym: o pamięci. Oczywiście, przemoc rytualna jest ogromnie istotnym punktem, ale, w moim odczuciu, w całym tytułowym śledztwie rozchodziło się jednak o tę dziwną, ulotną pamięć i o to, jak osoby zaangażowane w sprawę wracają myślami do tych wszystkich dziwacznych minionych zdarzeń.
Ale teraz już po kolei.

Jeśli ktoś jest – tak jak ja – nie do końca zorientowany, o co w ogóle chodzi, to Lawrence Wright zbadał przebieg śledztwa w sprawie Paula Ingrama, szczęśliwego (choć surowego) ojca rodziny, przykładnego katolika (później przykładnego zielonoświątkowca), no i – last but not least – zastępcy szeryfa w Olympii, stolicy stanu Waszyngton (choć, wbrew pozorom, nie jest to wcale spektakularnie duże miasto – to raczej jedno z tych, gdzie ludzie się nieźle znają). Paul został oskarżony przez swoje dwie córki o wielokrotne, długoletnie dopuszczanie się na nich gwałtów. A im dalej śledczy zapuszczali się w sprawę, tym stawała się dziwniejsza i bardziej przerażająca.
Problem od samego początku był jednak taki, że Paul - choć niby nie próbował się wypierać - to jednak niczego nie pamiętał.
Tyle mogę napisać, by nie spoilować. A nie chcę tego robić, bo tam się robi naprawę dziwacznie. Co więcej, po skończonej lekturze wcale nic się w głowie nie rozjaśnia.

Gdyby jednak chodziło tylko o relację ze śledztwa, pewnie całość nie byłaby tak fascynująca i angażowałaby emocjonalnie tyle co wpis na Wikipedii. Lawrence Wright jednak zrobił dużo więcej: po pierwsze, nie mamy wrażenia czytania notki encyklopedycznej, jako że dostajemy przytoczone dokładne cytaty z przesłuchań, całe dialogi spisane z oryginalnych nagrań. Autor dotarł do bohaterów i dysponował informacjami z pierwszej ręki, jeśli chodzi o emocje śledczych i ich przemyślenia podczas prowadzenia całej sprawy. I to jest bardzo mocno odczuwalne przy lekturze: te emocje są nieustannie odczuwalne, czytelnik płynie przez to piekło razem z bohaterami.
W którymś momencie mamy sytuację, w której śledczym badającym domniemane zbrodnie Ingrama przydzielono specjalistów-psychologów, żeby stanowili wsparcie w tak trudnym śledztwie. Specjaliści uciekli zaraz po pierwszym spotkaniu, stwierdziwszy, że dosłownie cała grupa śledczych ma galopujący PTSD. I ta scena jest genialnie wiarygodna, bo do tego momentu czytelnik już sam się łapie za głowę i ma nieomal zespół stresu pourazowego. Dynamika emocji i napięcie w Szatanie… jest niesamowite.

Ale nie tylko o to chodzi: jak wspomniałam, reportaż w ogromnej mierze jest o pamiętaniu. Bo, jak również wspomniałam, Paul Ingram nie pamięta zbrodni, o które został oskarżony. Zresztą, nie on jeden ma problemy z pamięcią. Autor poświęca przy tej okazji bardzo dużo miejsca w ogóle tematowi pamięci, zahaczając przy tym szerzej o psychologię. Sięga między innymi do historii Freuda, co jest o tyle ciekawe, że teorie tego pana zazwyczaj są kojarzone w boleśnie uproszczony sposób, podczas gdy to w istocie były ciekawe koncepcje – nawet jeśli niekoniecznie w każdym aspekcie słuszne. A trzeba tu też dodać, że sam Freud w trakcie kariery naukowej wycofał się ze swoich wczesnych pomysłów.
Jeszcze ciekawszy od Freuda był temat hipnozy – jak działa, kiedy się jej używa i, co interesujące, jakie są wady uzyskiwania czyichś zeznań czy wspomnień za pomocą hipnozy. Może jeśli ktoś jest obeznany z tego typu zagadnieniami, nie dowie się z tego reportażu niczego nowego, dla randomowej osoby, która o psychologii wie tyle, że psychoanaliza i te kleksy od Rorschacha, to wszystko są prawdziwe objawienia.

No i jest trzeci duży temat: tytułowa przemoc rytualna. W ogóle nie wiedziałam, że Stany Zjednoczone zmagały się z takim problemem w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. A okazuje się, że to była wręcz plaga. Sądy były zawalone oskarżeniami o rytualne zbrodnie, ćwiartowanie niemowląt, oczywiście dziesiątki tysięcy rytualnych gwałtów przy wtórze satanistycznych pieśni i tak dalej. I, jak nietrudno się domyślić, w zasadzie nigdy nie dawało się znaleźć żadnych dowodów na te wszystkie zbrodnie. Niemniej panika ogarnęła bodaj cały kraj, podsycana jeszcze przez środowiska religijne, które przestrzegały przed satanistami i (autentyczny przykład z książki) takimi wytworami popkultury jak Dungeons & Dragons, które mogły ściągnąć człowieka na ciemną stronę.
Nie muszę wspominać, że znowu: dla kogoś, kto nie miał pojęcia o tej aferze, to jest niesamowicie fascynujące.
Przy czym muszę tu nadmienić, że Lawrence Wright nie bagatelizuje w żadnym momencie tych oskarżeń, bardzo wyraźnie dając odczuć, że wszystkie opisywane przestępstwa seksualne (i inne, ale głównie mamy do czynienia z różnorakimi gwałtami) są bezwzględnie straszne i należy je ścigać z pełnym zaangażowaniem (co też zresztą starają się robić śledczy w tej konkretnej sprawie). Raczej mamy rzetelne wyjaśnienie, dlaczego przemoc rytualna jest tak trudna do wyśledzenia i skąd się w ogóle wzięła wspomniana plaga tego typu przestępstw. W moim odczuciu autor do samego końca właściwie wystrzega się oceniania i ferowania jakichkolwiek wyroków.

I taki właśnie jest cały ten reportaż. Z jednej strony, pełno w nim emocji i napięcia. Z drugiej, człowiek najzwyczajniej w świecie dowiaduje się o wielu rzeczach, o których wcześniej nie wiedział. Bo nie wydaje mi się, żeby satanistyczne lęki końcówki XX w. w Stanach Zjednoczonych szczególnie silnym echem odbiły się w Polsce.
Jedyną wadą reportażu jest fakt, że powstał w 1994 r. Polskie wydanie w przypisach przemyca nieco aktualnych informacji, ale pozostaje pewien niedosyt – co się dalej stało z zaangażowanymi ludźmi? Jak się dalej potoczył problem przemocy rytualnej w USA? No ale teraz przynajmniej człowiek wie, jakie pytania zadawać, więc odpowiedzi można sobie poszukać we własnym zakresie.
Reportaż bardzo, bardzo polecam. Niezbyt długi, a niebywale treściwy.





Opowiadała, że gdy była w drugiej klasie szkoły średniej, położono ją, ciężarną, na stole i do niego przywiązano. Wówczas ktoś wieszakiem zrobił jej aborcję, sprawiając ogromny ból. Następnie dziecko rozczłonkowano i nacierano nim jej ciało. W ciągu całego życia widziała ofiary złożone z około dwudziestu pięciu niemowląt lub płodów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...