czwartek, 25 marca 2021

"Achaja"

Autor: Andrzej Ziemiański
Tytuł: Achaja
Miejsce i rok wydania: Lublin 2002
Wydawca: Fabryka Słów

Achaja to bardzo zła książka i chciałabym odzyskać godziny życia, które zmarnowałam na jej przeczytanie. I jakkolwiek to zdanie dość dobrze oddaje istotę tego, co chciałam dziś wyrazić, to jednak czuję się w obowiązku napisać coś więcej na ten temat.
Zacząć muszę od tego, że do przeczytania Achai zbierałam się naprawdę długo, prawdopodobnie jakieś dziesięć-piętnaście lat. Tytuł korcił mnie głównie ze względu na to, że wykreowany przez autora świat – jak mi się zdawało – nie będzie oparty na generycznym czymś w rodzaju średniowiecza, tylko na antyku. A że antyk lubię, no to Achaja wylądowała na liście rzeczy do przeczytania. I była tam tak długo, że prawdę mówiąc chyba już nawet zapomniałam o jej istnieniu. Do czasu, gdy wzięła za nią Kasia Babis w ramach swojego youtubowego cyklu „Dziady polskiej fantastyki”. Albo jeszcze inaczej: cyklem Kasi Babis pewnie też bym się szczególnie nie przejęła, bo nie lubię się sugerować cudzymi opiniami, ale ze zdumieniem zobaczyłam, że Kiciputek strasznie striggerowała polski fandom. I naprawdę mnie to zjawisko zafascynowało. Korzystając więc z faktu, że Achaję i tak mieliśmy w domu, w końcu zabrałam się za lekturę.

Przede wszystkim muszę nadmienić, że miałam szczerze i serdecznie w nosie wszystkie achajowe seksizmy, omówione już na wylot przez dosłownie każdego, kto chociaż słyszał o tej powieści na przestrzeni ostatnich osiemnastu lat. Skoro stereotypowe gospodynie domowe mogą mieć po pięćdziesiąt tomów harlequinów kipiących seksizmem, to Ziemiański może mieć parę tomów panienek jeżdżących konno bez gaci. Każdemu jego porno, wszak to nie moje odparzenia.
To, co jednak okazało się najpotężniejszym rozczarowaniem, to ów „bazujący na antyku” świat. Dawno nie czytałam powieści osadzonej w uniwersum tak bardzo ulepionym z gówna i tektury. W Achai nic się nie klei – od działań wojennych, po strukturę społeczną. Piechotę, która „stała w równym szyku za ochronną barierą pochylonych pik” atakuje się szarżą konnicy. Co ciekawe, gdzieś tam są łucznicy, ale dziwnym trafem nieskuteczni – najwyraźniej te pochylone piki mają moc odbijania strzał, bo o tarczach nie mamy ani słowa. Gdzieś daleko jest ponoć państwo, w którym żyją i walczą tylko kobiety – no dobra, standardowe wrzucenie w tekst Amazonek, klimatem teoretycznie powinno pasować. Tylko że te Amazonki to jako wojowniczki są w ogóle o kant dupy potłuc, no bo, hehe, baby, no nie? Wiadomo, że baby nie potrafią się bić. Gdzieś pośród lasów mamy jakąś niedużą wioskę, która nie bardzo ma warunki na uprawę fikuśnych roślin (no bo siedzą pośrodku lasu), ale ma dwie podstawowe rzeczy: oliwę i wino. Bo wiadomo, że drzewa oliwne i winorośl totalnie nie potrzebują nasłonecznionych stoków ani niczego takiego. Legitne. I takich rzeczy jest niepokojąco dużo. Prawdę mówiąc, teraz już rozumiem, dlaczego Maja Lidia-Kossakowska jest nazywana „Pierwszą Damą Polskiej Fantastyki” czy jakoś tak. Ja co prawda bardzo często narzekałam, że ta pani ma skłonność do irytującego strzelania czytelnikowi w twarz ogromem swojego riserczu i wiedzy, ale teraz dostrzegam, jak maleńką to jest niedogodnością w porównaniu z sytuacją, w której autor nie zrobił kompletnie żadnego riserczu i zdaje się nie za bardzo mieć wiedzę.
Szukając w Achai śladów antyku, natknęłam się też na kwestię wina: tu i ówdzie dostajemy informację, że w Troy wino pija się rozcieńczone, ale najwyraźniej zabrakło wiedzy, po co i dlaczego Grecy rozcieńczali swoje wino, więc w Achai to jest coś takiego jak u nas „chrzczone” piwo w knajpach. Wiadomo: lepsze nierozcieńczone. Pojawia się też w powieści klasyczny babol, czyli piękna, śnieżnobiała zabudowa. Co ciekawe, zupełnie znikąd dostajemy w tym świecie kapkę baroku, gdy nasi bohaterowie podczas zarazy zakładają maski z ptasimi dziobami. I nietrudno odnieść wrażenie, że znów: ktoś gdzieś zobaczył strój doktora plagi i uznał, że to fajnie wygląda, więc wepchnął to kolanem w świat, do którego taki element pasuje jak pięść do nosa, w dodatku wyjaśnienie istnienia tych masek jest zgoła idiotyczne.
Zanim ktoś mi powie: „to jest świat fantasy, a nie starożytna Grecja”, zaznaczę, że serio mam tego świadomość. Toteż brak antyku wprawdzie uwierał mnie tak mocno subiektywnie, ale gdyby to był jedyny problem powieści, nie czepiałabym się jakoś szczególnie. Ot, po prostu byłabym rozczarowana. Tylko że to nie jest jedyny problem.

Nie mogę nie wspomnieć o tytułowej bohaterce: księżniczce Achai. Tu i ówdzie widywałam opinie, że oto Achaja stanowi przykład świetnej żeńskiej postaci, że to dziewczątko, które na przestrzeni powieści przeobraża się w Silną i Niezależną Kobietę. No tyle że nie. I w sumie nie mam o to szczególnych pretensji, bo może niektórzy lubią takie postaci. Skojarzyła mi się trochę z Barrym Lyndonem czy Jackiem Crabbem: płynie z prądem i w sumie jest jak chorągiewka. Po prostu robi to co inni, byle jakoś przetrwać: znajomi są bucami? Spoko też będzie bucem, skoro w tym miejscu to się ceni. Ot, taka bohaterka o iście gowinowskim kręgosłupie moralnym. Nie walczy o swoje, a po lekturze nadal nie wiem, jakie ona właściwie ma pragnienia czy wartości. Nie ma też charyzmy ani talentu Dustina Hoffmana, więc sympatyzowanie z nią było dla mnie niemożliwe. Nie rozumiem, jak w tym wszystkim ktoś może dostrzegać siłę. Czy chodzi o to, że narrator tu i ówdzie podkreślał, że jest silna? Szkoda, że bohaterka nie chciała potwierdzić w żadnym miejscu tych słów.

Inną sprawą jest samo wydanie. Po pierwsze, ilustracje są naprawdę zaskakująco słabe. Trochę mnie to zdziwiło, bo Fabryka Słów jakoś w mojej pamięci funkcjonowała jako wydawnictwo może nie jakieś nowatorskie od strony wizualnej, ale przynajmniej przyzwoite. Profesjonalne. Tymczasem brakuje tym ilustracjom detali, poprawnej anatomii, przemyślanej kompozycji i spójnego stylu. Z ciekawości wygóglałam sobie osobę odpowiedzialną za te grafiki, czyli Dominika Brońka, i z radością stwierdzam, że to co podsuwa Internet jest o wiele poziomów lepsze. Brawo, panie Dominiku. I wiem, że każdy od czegoś zaczynał. Nie mam żalu. Po prostu zaskoczyły mnie te ilustracje w Fabryce.
Drugą sprawą jest korekta, która chyba gdzieś sobie poszła, ale w sumie trudno się dziwić – na miejscu korektorki też nie chciałabym tego czytać. Acz miałam wrażenie, jakbym przebijała się przez powieść wydaną przez Copernicus Corporation. Przecinki szaleją w każdy możliwy sposób (zdecydowanie nie jestem interpunkcyjną mistrzynią, ale naprawdę pewne sytuacje są na tyle oczywiste, że nie powinny sprawiać problemu przy wydawaniu książki), mamy też oczywiście literówki i błędy ortograficzne, a już moim faworytem była scena, w której wójt spontanicznie zmienił się w sołtysa, bo w sumie co za różnica. I wiem, że w grubej powieści może się zdarzyć potknięcie – wszyscy jesteśmy ludźmi, a ja na szczęście jakiś czas temu wyrosłam z bycia grammar nazi. Ale Achaja to przykład potężnej przesady.

Nie wiem, czy Andrzej Ziemiański faktycznie chciał wzorować swój świat na antyku. Niby tytuł Achaja (a także nazwy w samej powieści) na to by wskazywał, ale treść – zdecydowanie nie. Natomiast jeśli jednak tak, to tym bardziej przykre, bo oznacza, że autor kompletnie nie rozumiał (mógłby to pewnie sprawdzić, ale po co?), czym był antyk. Uznał, że białe budynki, rozcieńczone wino i faceci w spódniczkach (co, swoją drogą, pojawia się jako element komiczny – bo wiecie, chłop przebrany za babę, hehe). To nie tak, że chociażby medycyna (co byłoby super elementem do wprowadzenia, skoro w powieści jest zaraza!) czy filozofia. Nie tak, że skoro mamy opisywaną wojnę, to Grecy też całkiem nieźle ogarniali temat i mieli nawet ciekawe publikacje z tej dziedziny.
Ehh.

A jeśli cokolwiek z tego poprawia się w kolejnych tomach – to trudno. Mam to serdecznie w poważaniu. Słaba powieść to słaba powieść – a to ona, a nie obietnice fanów, powinna zachęcać do kontynuowania lektury cyklu.





PS. Jest jeszcze spektakularnie niezwiązany z niczym wątek uwięzionego maga. Ale nie ma tu o czym pisać: po prostu jest. I jest niezwiązany z niczym.

2 komentarze:

  1. Cudny wpis, taki bardzo dla mnie, która Achai nie zna, nie chce poznać i ktoś mu pisze, że ma absolutnie rację. No kocham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D Tak, z czystym sumieniem stwierdzam, że masz zupełną rację i szkoda Twojego czasu na tę lekturę. Wiem, że "Achaja" ma swoich fanów. Nie mam pojęcia, jakim cudem. Serio. :|

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...