Urodzinowy tort Vista z 2015 r. Bo tak. |
Od kilku tygodni już zastanawiałam się, jaką by tutaj speszyl
notkę popełnić z okazji dziesiątych urodzin bloga. Może zająć
się jakąś wyjątkową książką? A może napisać o Rorschachu
lub Picardzie, zainspirowawszy się wpisami o tych bohaterach na
Mistycyzmie Popkulturowym (czy muszę dodawać, że z wpisami na
Mistycyzmie w 100% się nie zgadzam?)?
Ostatecznie jednak podjęłam decyzję, że nie będzie żadnego
speszyla.
A tak konkretnie, to choć myślałam o tym od dość dawna, to
koniec końców niczego sobie zawczasu nie przygotowałam i teraz
lecę na żywioł.
Zresztą, w ogóle zaczynam dochodzić do wniosku, że ustalenie
terminu pojawiania się kolejnych notek na wtorek to nie był
najmądrzejszy z pomysłów (technicznie rzecz biorąc to nawet nie
był pomysł, po prostu tak wyszło – spontanicznie).
Okazuje się, że nie do końca potrafię uciągnąć Star Treka w
poniedziałki i tego bloga we wtorki. I nie będzie lepiej, bo
planuję mały niedzielny cykl, ale to się tak naprawdę jeszcze
okaże.
Oczywiście, można by powiedzieć: „Ależ Froo, możesz pisać
kiedy ci wygodnie, choćby w czwartek albo piątek, a po prostu
ustawić datę publikacji na wtorek”. I byłoby to najzupełniej
słuszne. Sama jeszcze jakiś czas temu miałam takie podejście.
Niestety, później zderzyłam się z rzeczywistością, która
pokazała mi, że jeśli mam na coś jakikolwiek deadline, to muszę
się o niego obetrzeć wykonując daną pracę czy też ogólnie
zadanie. Nie ma mowy o żadnym robieniu czegokolwiek z wyprzedzeniem.
Ale żeby nie było, że dzisiaj tylko taki randomowy słowotok, to
ten…
Platformy streamingowe!
Ale od początku: jakiś czas temu dowiedziałam się o istnieniu
filmu Velocipastor. A to tytuł, obok którego żadna Fraa nie
przejdzie obojętnie. No to siup, zaczęłam szukać, gdzie tu bym
mogła obejrzeć Velocipastora. Okazało się, że –
szczególnie w Polsce – to wcale nie jest takie proste. I nie
chodzi mi tu nawet o żadne szemrane strony, które odtworzą mi film
całkiem za darmo, tylko żebym się zarejestrowała i podała numer
karty. Nie jestem może najbardziej praworządną dobrą istotą na
dzielni, ale umiem w płacenie za film, który chcę obejrzeć. No
więc mówię „hej, bierzcie moje pieniądze, tylko dajcie mi
obejrzeć film” – przy czym nie chciałam sprowadzać sobie DVD
ani innych blurejów z zagranic, tylko chciałam obejrzeć jak
najszybciej. Moją uwagę zwrócił Amazon Prime, który miał
Velocipastora w swojej ofercie. No to sobie pomyślałam, że
okej, zapiszę się do Amazon Prime, najwyżej później anuluję
subskrypcję, co mi tam.
Amazon Prime natomiast powiedział mi, że nu nu, on jest dla widzów
z USA, a dla mnie jest Prime Video, czyli taka europejska wersja
Amazon Prime. No i dobrze – założyłam konto na Prime Video.
A potem okazało się, że Velocipastor jest tylko na
platformie amerykańskiej, a na europejskiej… no cóż, a na
europejskiej go nie ma.
I było mi smutno.
Wie ktoś, gdzie mogę obejrzeć/kupić/wypożyczyć Velocipastora?
Ale skoro już mam to konto, przejrzałam ofertę – i stwierdziłam,
że na razie się nie będę wypisywać, no bo jednak tam jest
naprawdę dużo rzeczy do obejrzenia: zaległe sezony Expanse,
Good Omens, Człowiek z Wysokiego Zamku, Elektryczne
Sny, Kleszcz i parę innych tytułów.
Ale jednocześnie uświadomiłam sobie, że na chwilę obecną mam
dostęp do trzech platform streamingowych: Netflixa, HBO GO i
Amazona. I to nawet zabawne, jak różne odczucia można mieć przy
korzystaniu z tych stron.
Do Netflixa jestem najbardziej przyzwyczajona. W zasadzie nigdy mnie
nie zawodził. Jest wygodny w użyciu, pozwala na stworzenie profilów
użytkowników, dzięki czemu każdy może mieć własną listę
filmów do obejrzenia, spersonalizowane polecanki i tak dalej, a
oferta jest wcale bogata. Inna sprawa, że zaczynam mieć
ambiwalentny stosunek do produkcji Netflix Original, bo trochę mam
wrażenie, że idą w ilość kosztem jakości. Jasne, sama niedawno
chwaliłam takiego na przykład Wiedźmina, ale jednak nawet
on – skądinąd fajny – byłby o wiele lepszy, gdyby jednak
dopracować CGI. Brak pieniędzy? Czasu? No nie wiem, ale szkoda
trochę. Albo Lost in Space, najwyraźniej tak bardzo
finansowany przez Oreo, że nachalnym scenom z product placementem
brakuje tylko jakiejś pogodnej melodyjki pod koniec i logo Oreo na
środku ekranu. No po prostu to jest słabe.
I w tym natłoku netflixowych produkcji łapię się na tym, że
przeglądam ofertę i nie znajduję sobie tam nic dla siebie (nie, to
nie tak, że już wszystko obejrzałam). A jeśli już mają tam
jakiś tytuł, który faktycznie śledzę, to akurat w Polsce musimy
czekać na aktualne sezony bez porównania dłużej niż w Stanach, a
niekiedy w ogóle się nie doczekamy, bo najwyraźniej mamy Netflixa
Trzeciego Świata.
Tutaj w sukurs przyszło nam swego czasu HBO GO. No tak, oferta
bardzo fajna, bo akurat jeśli chodzi o produkcje HBO, to można być
pewnym wysokiej jakości. Co pewnie w dużej mierze wiąże się z
tym, że HBO po prostu ma więcej pieniędzy i nie potrzebuje Oreo,
żeby na przykład rzucić w widza fajnym efektem wizualnym.
Drogą stroną medalu w przypadku HBO GO jest jednak… no cóż,
sama platforma. I tu ja już nie rozumiem, dlaczego zrobili coś tak
bardzo słabego, no bo chyba nie z braku hajsów. Taki przykład
akurat z HBO GO na PlayStation: podczas oglądania jednego odcinka
Last Week Tonight with John Oliver potrafi wywalić błąd
jakieś trzy razy, a drobniejsze zwiechy łapie z grubsza co siedem
minut. Wszelkiego rodzaju zamulanie bywa tak intensywne, że film
staje się zwyczajnie nieoglądywalny. Chcę na moment zapauzować?
Nie, nie wolno, bo po ponownym włączeniu play najpewniej
wywali błąd. Chcę przewinąć o parę sekund do tyłu? Nie ma
mowy, bo nie dość, że wywali błąd, to jeszcze i tak system
przewijania jest zupełnie debilny. Zamiast przeskoczyć w tył
wzorem choćby takiego wspomnianego już Netflixa, HBO czerpie z
najlepszych tradycji przewijania… nie wiem, kaset magnetofonowych.
Czyli kręcę na oślep i mam nadzieję, że zatrzymam w odpowiednim
momencie. Choć to taka bardziej fensi kaseta, bo mogę wybrać
prędkość przewijania. Super, no to teraz tylko muszę dokonać
małej matematyki, złapać za stoper i już będę wiedziała, ile
muszę przewijać przy prędkości x8, żeby cofnąć się o minutkę,
przy założeniu, że rozpoczynałam przewijanie z prędkością x2.
Tak, nienawidzę przewijania na HBO GO.
Z niezależnych źródeł wiem, że problemy z HBO GO nie dotyczą
tylko PlayStation, ale występują również na innych urządzeniach.
I tutaj, jak objawienie, na nasz ekran spłynął Amazon. I okazało
się, że nie dość, że ma fajną ofertę (choć bez
Velocipastora), to jeszcze nie wywala błędów (przynajmniej
przez tydzień użytkowania nie zdarzyło się ani razu), ma normalne
przewijanie (czyli w typie tego Netflixowego), no i jeszcze jedną
zarąbistą opcję. Kojarzycie takie sytuacje, że oglądacie jakiś
film i widzicie na ekranie jakiś znajomy pyszczek, i przez resztę
filmu zmóżdżacie się, gdzie widzieliście ten pyszczek albo czy
to aby na pewno ten aktor, co myślicie, że to on? Albo przerywacie
oglądanie, żeby szybko wygóglać, co tam wam chodzi po głowach?
No to na Amazonowej platformie streamingowej wystarczy wyświetlić
interfejs (nie wiem, jak to się fachowo nazywa – no te wszystkie
opcje, pasek przewijania i tak dalej na dole ekranu, co się pojawia
czy to jak się tam zjedzie kursorem, czy to przy pauzie). W małych
okienkach wyświetlają nam się nazwiska aktorów obecnych w danej
scenie wraz z imionami bohaterów, których tutaj grają. Nie wiem,
ile zachodu było z implementacją czegoś takiego, ale to jest
genialne.
Widzisz, HBO GO? Tak się robi fajną platformę streamingową.
Nie wiem, co zrobię za pół roku – na początku Amazon kosztuje
2,99 euro, ale po sześciu miesiącach cena wzrośnie do 5,99. Ale
tym będę się martwić jakoś latem.
Tak. To mój speszyl o tym, że HBO GO ssie, a Amazon Prime jest pro.
Dziękuję za uwagę.
PS. Nikt mi nie zapłacił za tę notkę. Ale jeśli tylko chcesz,
Amazonie, to się nie krępuj.
Wypróbuj VPN na Amerykę w Operze. Powinno pociągnąć nawet streaming. Gdyby jednak nie dało rady, to ofert typu "Express VPN" czy "Nord VPN" nie brakuje. Ej, kto wie, może nawet przez Tora coś by się dało obejrzeć - nigdy nie próbowałem.
OdpowiedzUsuńO Amazonie słyszałem, że miewa problemy z utrzymaniem prawidłowego aspect ratio w niektórych filmach. A na bajery filmowe ich stać - w końcu trzymają łapki na całym imdb, to i mają uzasadnienie biznesowe do każdej tego typu inwestycji.
HBO najstabilniej działa na przeglądarce na kompie (choć też się czasem przywiesi albo całkiem wywali albo nie zapamięta gdzie się skończyło oglądanie - szczególnie przy słabszej lub niestabilnej przepustowości). Na komórce też wywala błędy. Inna rzecz, że mają fajną kategorię filmów posortowaną po ocenie na imdb. Można tam znaleźć prawdziwe perełki.
Wiedźmin - Platige Image, z tego co wiem, dostarczało odcinki w tempie wręcz ekspresowym z jakością akceptowalną i Netflix był z tego zadowolony. Także raczej "zabrakło czasu" byłoby najbliższą prawdy odpowiedzią, choć podejrzewam, że to po prostu taka strategia. I ja ją akceptuję, bo wolę zobaczyć serial teraz niż za 7 lat "bo jakość".
VPN póki co znam tylko z reklam na jutubie. xD Szczerze mówiąc, trochę nie ogarniam, z czym to się je... Może kiedyś rzeczywiście trzeba będzie się obwąchać z tematem.
UsuńAle co mi po znalezieniu perełki na HBO, skoro nie będę jej mogła obejrzeć? Znaczy są lepsze momenty, w końcu przecież udało nam się bez bólu obejrzeć Westworld i parę innych rzeczy, ale to ani trochę nie jest regułą. Dziwne, no bo HBO chyba na brak kasy nie cierpi? ;|
I może 7 lat na Wiedźmina bym czekać nie chciała, ale pół roku bym dała radę. Plus wiesz, są też ludzie, którzy nie oglądają wszystkiego w dniu czy tygodniu premiery. Za przykład mogę dać moje oglądanie "Gry o tron". I jak się ogląda coś po iluś latach, to już w sumie opóźnienia przy premierze są totalnie poza obszarem zainteresowań, natomiast patrzy się bardzo mocno na efekt końcowy. Naprawdę nie chciałabym, żeby Netflix stał się nowym Hallmarkiem.
Poleciłem na początek VPN wbudowany w Operę, bo włączenie go to dosłownie dwa kliknięcia. Jak masz preferencje, to trzy. Dobre na pierwsze macanki.
UsuńJest jedna rzecz, która robi różnicę, gdy oglądasz serial "po latach". Widać, gdy aktorzy się starzeją między sezonami. Nad jedną porządną Hollywoodzką produkcją w postprodukcji prawie trwają nawet rok. A tu masz osiem odcinków po godzinie. 4 filmy. I wybitne nie są, ale nie kolą w oczy, jak w Irlandczyku.
❤️
OdpowiedzUsuńHappy Valentine's Day.
~ ~
OdpowiedzUsuń* * * *
* *
~ * * ~ *
* ~ * * ~
) ( ) *
* ~ ) (_) ( (_) ) (_) ( *
* (_) # ) (_) ) # ( (_) ( # (_) *
_#.-#(_)-#-(_)#(_)-#-(_)#-.#_
* .' # # # # # # # # # # # `. ~ *
: # # # # # # # # :
~ :. # # # # .: *
* | `-.__ __.-' | *
| `````"""""""""""````` | *
* | | ||\ |~)|~)\ / |
| |~||~\|~ |~ | | ~
~ * | | *
| |~)||~)~|~| ||~\|\ \ / | *
* _.-| |~)||~\ | |~|| /|~\ | |-._
.' '. ~ ~ .' `. *
jgs : `-.__ __.-' :
`. `````"""""""""""````` .'
`-.._ _..-'
`````""""-----------""""`````
Ech, to powyżej, to miało być ciasto urodzinowe w ASCII :D
UsuńHej, może trochę się rozsypało, ale nadal pycha! :D Dzięki!
OdpowiedzUsuń