wtorek, 24 września 2013

Fraa w czytelni (59) - "Ja, robot"

Autor: Isaac Asimov
Tytuł: Ja, robot
Tytuł oryginału: I, Robot
Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
Miejsce i rok wydania: Poznań 2013
Wydawca: Dom Wydawniczy REBIS

Dawno temu ktoś powiedział mi o Asimovie, że to autor co prawda niewątpliwie wiele wart, ale w sumie to nudny i przyciężkawy. No to trochę się spłoszyłam i faktycznie zaznajamiałam z rozmaitymi innymi nazwiskami, Asimova odsuwając na dalszą przyszłość. Potem przyszła pora na Koniec Wieczności i Równych bogom – powieści, przy których notorycznie zapominałam wysiąść z pociągu wracając z pracy, bo mnie nielitościwie wciągała lektura. Nabrałam wtedy pewnych podejrzeń. Teraz, kiedy przeczytałam zbiór opowiadań Ja, robot, wiem jedno: ta osoba, za przeproszeniem, pierdoliła od rzeczy. Powiedziałabym, że nigdy więcej nei zaufam tej osobie w kwestii książek, gdyby nie to, że zupełnie nie pamiętam, kto mi to powiedział.
Anyway. 

Ja, robot stanowi wprowadzenie do cyklu o robotach – obok Fundacji, najbardziej rozpoznawalnego dzieła Asimova. W dziewięciu opowiadaniach czytelnik zapoznaje się z historią robotyki od czasów pierwszych, jeszcze niemych robotów z końcówki XX wieku, po moment, w którym – jak to nazywa jedna z bohaterek – roboty „stanęły między ludzkością a zagładą”. A o wszystkim opowiada doktor Susan Calvin, osiemdziesięciokilkuletnia robopsycholog z U.S. Robots, która była świadkiem praktycznie całego tego procesu – który, nawiasem mówiąc, był dość gwałtowny i szybki.
Pierwszą więc rzeczą, która szczególnie mi się spodobała, była właśnie sama kompozycja – to stopniowe pokazywanie czytelnikowi coraz bardziej zaawansowanych robotów, od Robbiego po Maszyny, a także prezentowanie ludzi i ich stosunku do coraz doskonalszych sztucznych pomocników. Ponadto opowiadania bardzo zgrabnie się ze sobą łączą, momentami wręcz stanowiąc zwartą całostkę („trylogia” o Powellu i Donovanie), a momentami co prawda luźniej, ale wciąż są ładnie spięte rozmowami dziennikarza z Susan.

Ale opowiadania są świetne również oddzielnie. W pierwszym doktor Calvin przybliża sylwetkę wspomnianego już Robbiego, niemego robota, co tu kryć – starego gruchota – który był opiekunem małej Glorii – był to czas, kiedy ludzie jeszcze nie byli tak przeczuleni na punkcie robotów i ci mogli zajmować się tego typu rzeczami. Późniejsze trzy teksty poświęcone są dość niezwykłym przygodom dwóch uczonych, Grega Powella i Mike’a Donovana, których zadaniem jest testowanie polowe nowych robotów. Jak łatwo się domyślić, nigdy nie dostają do wypróbowania maszyn, które byłyby w stu procentach sprawne. Jednocześnie są to trzy najzabawniejsze opowiadania ze zbiorku. Do elementów komicznych zaliczyć tu można zarówno dziwaczne przypadłości, na które zapadają roboty, jak i relacje samych uczonych. Choć można się zastanowić, dlaczego tacy wybitni inżynierowie zachowują się nieustannie jak dzieci, to jednak jakoś podczas lektury człowiek po prostu wcale nie ma ochoty tracić czasu na takie rozważania. A zachowują się. Są nadpobudliwi, porywczy i złośliwi – kiedy trzeba, a szczególnie kiedy nie trzeba. Szczerze mówiąc, w ich rozmowach tylko raz mi zgrzytnęło, kiedy jeden drugiemu wymieniał Trzy Prawa Robotyki – nazbyt wyraźnie czułam w tym ukłon w stronę czytelnika, bo przecież dlaczego niby oni mieliby sobie przypominać rzeczy, które są dla nich oczywistościami niemal takimi jak konieczność naprzemiennego wykonywania wdechu i wydechu?
Przy trzecim tekście z serii jednak zaczęłam się zastanawiać, czy nie zacznie wiać wtórnością: bądźmy szczerzy: opowiadania, choć ciekawe, zabawne i niegłupie, są dość przewidywalne i oparte na jednym schemacie (jest robot i coś w nim nie działa jak należy). I właśnie to jest moment, kiedy czytelnik rozstaje się z Powellem i Donovanem, a zaczynają się historie nieco poważniejsze – te, w których bezpośrednio brała udział sama doktor Calvin albo przynajmniej ktoś z jej otoczenia – bliższego niż dwaj pracownicy terenowi. W opowiadaniach przede wszystkim pokazane są problemy, jakie wynikają z Praw Robotyki. A okazuje się, że tych komplikacji jest więcej niż można by się spodziewać, bo przecież czasem poszczególne Prawa mogą pozostawać ze sobą w konflikcie, czasem zaś Pierwsze Prawo zderza się ze zwykłym, pełnym dziwnych skłonności charakterem człowieka (który, tak się składa, czasem woli być krzywdzony niż okłamywany), a w jeszcze innych momentach Drugie Prawo wymaga od ludzi szczególnie precyzyjnego i przemyślanego formułowania poleceń, co nie każdy, niestety, rozumie. Kłopoty wynikające z działania Praw w połączeniu z pewnego rodzaju intelektualną przewagą, jaką mają roboty nad ludźmi, powodują, że współpraca człowieka i maszyny napotka wiele przeszkód.
A wraz ze wzrostem zaawansowania robotów i ich upodabniania do ludzi pojawiają się nowe komplikacje. Bo nagle okazuje się, że maszyna może podszywać się pod człowieka. Ale zasadnicze pytanie wcale nie brzmi „Jak rozpoznać robota?”, a raczej „Czy to źle?”. Nutka niepewności przy okazji opowieści o Byerleyu to tylko dodatek towarzyszący refleksji „A gdyby nawet, to co w tym złego?”.

Wizja świata Asimova jest niezwykle wciągająca. Sposób pisania zaś – prosty, lekki i przyjemny, zabawny tam, gdzie ma być zabawnie, a poważny w chwilach tego wymagających. Duże pytania zostały postawione w sposób niemal prozaiczny. Wszystko to sprawiło, że na razie na dłużej rozstaję się z Herbertem i łapię za właściwy cykl „Roboty”. Dodatkowo muszę wspomnieć tu o dwóch rzeczach, które uświadomiłam sobie dopiero teraz:
– doktor Susan Calvin to niemal moja rówieśnica,
– za dwa lata spodziewam się drugiej ekspedycji na Merkurego. Dlaczego ominęła mnie pierwsza?! I czemu nigdy nie miałam w domu własnego robota, nawet niemego?

Zbiorek jest wielce zacny i wart polecenia, a czyta się błyskawicznie. To znaczy jeśli kogoś jara tematyka robotów, bo to na nich (i to głównie z punktu widzenia psychologicznego i moralnego, a nie np. konstrukcyjnego… czy ja wiem? W dużej mierze można by to nazwać obyczajówką o robotach) skupiają się opowiadania, nie pozostawiając miejsca na problemy i wątki poboczne. Mnie to jara, więc 9/10.





A wpis, ma się rozumieć, powstał w ramach wyzwania czytelniczego Eksplorując nieznane




– Do rzeczy.
– Już. Załóżmy, że mamy tu do czynienia z militaryzmem. Załóżmy, że tworzy armię. Załóżmy, że szkoli ich w manewrach wojskowych. Załóżmy…
– …że dostałeś rozmiękczenia mózgu.

6 komentarzy:

  1. Patrząc na Twoje powieściowe wpisy początkowo myślałem, że postanowiłaś zaliczyć wszystkie kamienie milowe s-f :). Ale dopiero dziś zajrzałem na linka o tym wyzwaniu czytelniczym i zrozumiałem o co chodzi. Widzę, że fraa farara króluje pośród biorących udział :). Polecam z listy "Świat Rocannona" Ursuli K. Le Guin i wogóle całą Ekumenę. Powieści nie są długie, ale świetne. Rocannon to jedna z moich ulubionych hybryd s-f i fantsy. No a Roboty Azimova - tego nie trzeba nikomu polecać ;).
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że do Le Guin troszkę się zraziłam "Lawinią" i dlatego ciągle ją omijam. Ale skoro polecasz, to może skorzystam, jak mi się Roboty znudzą ^^

      Usuń
  2. jak chodzi o humorystyczną SF to ja bym polecał henry kutnera zwłaszcza cykl o "mutantach";))jak ktoś lubi przygodowe SF to murray leinster (tu niestety wiekszość rzeczy po angielsku ale za to dostępna u wujka google) asimova lubię nastanie nocy i ostatnie pytanie pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy wiesz, ja bym jednak Asimova nie wciągała do kategorii "humorystyczna SF" - to jest SF zupełnie na serio i poważnie, tyle tylko, że autor ma poczucie humoru i od czasu do czasu to przebija w tekście. :) Inna sprawa, że te nazwiska sobie zanotuję gdzieś na dalszą przyszłość, dzięki. A wymienionych przez Ciebie tytułów, niestety, jeszcze nie czytałam - można powiedzieć, że dopiero zaczynam przygodę z Asimovem, więc na razie mam za sobą tylko "Koniec Wieczności", "Równych bogom", "Ja, robot" i (prawie) "Pozytonowego detektywa". :)

      Usuń
  3. Podobała mi się ekranizacja robotów. Co prawda luźno nawiązująca do opowiadań, ale zrobiona z niezłym rozmachem i dobrym przekazem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie film muszę sobie odświeżyć, bo kiedyś oglądałam, ale za diabła nie pamiętam. :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...