Aleksander Newski (okładka) |
Zahipnotyzowana
obrazem Eisensteina poświęconym Iwanowi Groźnemu, prędzej czy
później musiałam obejrzeć również Aleksandra
Newskiego
(oryg. Александр
Невский).
Jest to film wcześniejszy od tego o carze, tym niemniej wymienia się
go jako jedno ze szczytowych osiągnięć reżysera.
Poprzeczka
więc była umieszczona wysoko.
Być
może trochę za wysoko, bo Aleksander
Newski,
powstały w roku 1938, w reżyserii Sergiusza Eisensteina i Dimitra
Wasiliewa, przyniósł
lekkie rozczarowanie.
Zacząć
należy od tego, że – jak łatwo się domyślić – był to jeden
z tych filmów, które kręcono na zamówienie Stalina w celach
czysto propagandowych. I o ile w Iwanie Groźnym
polityka nie przytłoczyła obrazu, o tyle tutaj widz może się
poczuć, jakby miał do czynienia z powiastką tendencyjną.
Nikołaj
Czerkasow, który kilka lat później jako pierwszy car Wszechrusi
dał przepiękny pokaz swoich aktorskich umiejętności, tutaj, w
roli tytułowej, jest tylko niezbyt ciekawym baniakiem pełnym
słowiańskich cnót, który poprowadzi swoich rodaków do
zwycięstwa. Choć nie powiem, prezentuje się całkiem nieźle, ale
jako chodzący ideał jest po prostu nudny.
Nieco
lepiej pod tym względem wypadają dwaj oddani przyjaciele, Gawryło
Oleksycz
(Andriej Abrikosow) i Waśka
Busłaj
(Nikołaj Ochłopkow) – owszem, też są idealni, ale jednocześnie
trochę zabawni i bardzo sympatyczni. To ich udziałem są
humorystyczne scenki w filmie, jak również te najbardziej
wzruszające.
kadr z filmu Aleksander Newski (ruscy wojowie przed bitwą) |
Ale
prawda jest taka, że o bohaterach filmu trudno powiedzieć coś
więcej niż to, że są idealni. Dzielni, odważni, ale też
pogodni. Ba! Gawryło i Waśka starają się o względy tej samej
kobiety – ponieważ są przyjaciółmi, nie będą oczywiście
robić sobie świństw, a dziewczyna postanawia, że wybierze tego,
który w bitwie wykaże się większą dzielnością. Toteż
patriotyzm siedzi nie tylko w ruskich wojach, ale i w kobietach. Żeby
tego było mało, jest też druga niewiasta, która bierze udział w
walce i pod względem męstwa dorównuje rodakom. Słaba płeć nie
jest więc ani słabsza, ani mniej lojalna od mężczyzn – wszyscy
są gotowi stanąć do boju w obronie ojczyzny i dla wszystkich
służenie jej jest najważniejszym obowiązkiem i zaszczytem.
Jedyny
błysk niejednomyślności pojawia się, gdy – jeszcze przed
przybyciem Aeksandra Newskiego do miasta – w Nowogrodzie mieszkańcy
debatują nad tym, czy i jak się bronić. Odzywa się, między
innymi, szlachcic, który sprzeciwia się planom pójścia na Niemców
za Aleksandrem. Natychmiast jednak lud go ucisza.
Po
drugiej stronie zaś stoją Krzyżacy. Paskudni, zdradliwi Niemcy,
tchórze, którzy dadzą się złapać w pułapkę. Są okrutni i
bezwzględni. Scena zdobywania przez nich miasta i palenia niemowląt
stoi w kontraście z późniejszym momentem, kiedy Aleksander Newski
bardzo łaskawie obejdzie się z jeńcami.
I
choć całe widowisko pod względem treści jest naiwne i
niesamowicie bije po oczach propagandą (wspaniały lud ruski,
przywódca, choć przecież jest księciem, prowadzi skromne życie
rybaka; szlachta, która musi się temu ludowi podporządkować; źli
Niemcy; jest też drobny akcent mongolski – nawiązujący do
relacji ZSRR z Japonią, kiedy cała uwaga Stalina koncentrowała się
na zachodzie), ogląda się całkiem nieźle.
kadr z filmu Aleksander Newski (okolice jeziora Pleszewo) |
Oprócz
miłej dla ucha muzyki Sergiusza Prokofiewa, duże wrażenie robi
sceneria: kiedy do Aleksandra przybywa poselstwo z prośbą o pomoc w
walce z Niemcami, książę znajduje się w małej, rybackiej wiosce
nad jeziorem Pleszewo, w środku bezkresnego pustkowia, otoczonego
jedynie pobojowiskiem po starciu nad Newą. Podobnie wygląda później
okolica jeziora Pejpus, na którym w 1242 roku odbyła się bitwa –
to śnieżny bezkres, gdzie poza kilkoma sosenkami nie ma życia.
Wygląda to trochę jakby było na granicy jawy i snu.
Jeśli
wziąć pod uwagę, że film powstał w 1938 roku, imponująca
również jest scena samej bitwy. Co prawda bardzo długa. Co prawda
momentami niezbyt dynamiczna, a nawet nużąca. Jednak sam fakt, że
nakręcono sceną batalistyczną na taką skalę bez komputerowego
mnożenia statystów, bez podkręcania wrażenia efektami
specjalnymi, zasługuje na podziw i sprawia, że niedociągnięcia
łatwo daje się wybaczyć. Widok nacierających na siebie armii i
świadomość, że to wszystko dzieje się „naprawdę”, a nie na
błękitnym ekranie z udziałem jednego aktora, jest czymś, o co
ostatnimi czasy bardzo trudno.
Duże
wrażenie na mnie wywarł też lód. Film kręcono latem, toteż
trzeba było obejść się sztucznymi krami. I muszę przyznać, że
w wielu całkowicie współczesnych produkcjach sztuczny lód wcale
nie wygląda lepiej. Ba – oglądając Aleksandra
Newskiego
kilka razy zastanawiałam się, czy na pewno to było lato i czy na
pewno to wszystko są tylko imitacje, bo momentami wyglądało
niesamowicie autentycznie.
Ciekawe
też, już chyba tylko ze względu na moje własne zainteresowania,
było częściowe streszczanie historii za pomocą chóru – w jakiś
sposób przypominało to antyczny dramat i spodobało mi się.
kadr z filmu Aleksander Newski (od lewej: Mongoł i Aleksander) |
Jednak
mimo tych wszystkich zalet i prawdziwej efektowności (zwłaszcza jak
na 1938 rok!), trudno zatrzymać się nad filmem na dłużej. Nie ma
po co. Wszystko jest proste, podane tak łopatologicznie, że
bardziej się nie da, podniosła pointa na końcu nie pozostawia
cienia wątpliwości co do przekazu dzieła, a sama fabuła nie
obejmuje zbyt wielu wydarzeń: ruscy wojowie się zbierają do walki,
dochodzi do bitwy, na zakończenie widz dostaje kilka scenek czegoś,
co można by nazwać „epilogiem”. Nie ma miejsca na refleksję
czy ocenę bohaterów inną od jedynej słusznej. Nie ma też takiej
uczty dla oka, gdzie niemal każdy kadr robi wrażenie, tak jak w
Iwanie
Groźnym.
Dla
mnie to wszystko znacznie obniża wartość filmu, który – moim
zdaniem – nie może się równać z produkcją o pierwszym ruskim
carze.
Mocne
7/10,
to dobry film i raz można obejrzeć, ale raczej nic nie ciągnie,
żeby do niego wracać.
–
Oznajmijcie
wszystkim obcym ziemiom, że Ruś żyje! Ale kto przyjdzie z mieczem,
od miecza zginie! Takie zasady panują na Rusi i tak będzie zawsze!
A mnie ten film przypomina się za każdym razem, gdy oglądam filmy Jerzego Hoffmana. Od razu widać, że studiował na moskiewskiej filmówce. I sceny batalistyczne podobne, i podkład muzyczny pod nie. Zresztą temat szturmu Kawalerów Liwońskich (to jeszcze nie byli Krzyżacy! To zwykłe uproszczenie historyczne!) Prokofiewa to temat na szersze omówienie. Ciężkiej konnicy Niemców towarzyszą dźwięki raczej azjatyckie, to dzika horda zagrażająca cywilizacji. Takie a rebours słyszenie świata w czasach stalinowskich...
OdpowiedzUsuńEisensteina pamiętam głównie za "Strajk" i fragmenty "Pancernika Potiomkina" (całości jakoś nie przyszło mi obejrzeć). Może przyjdzie czas na nadrobienie zaległości.
OdpowiedzUsuńP.S. Nieuchronnie i niezmiennie Eisenstein będzie mi się kojarzył z genialnym Fantozzim, choć nie pamiętam w której odsłonie pojawił się waŧek z "Pancernikiem" ;)