czwartek, 25 września 2014

ZaFraapowana filmami (104) - "Play Misty for Me"


Chyba czas zacząć popełniać notki w temacie wyzwania, prawda?

Najpierw dwa słowa dla niewtajemniczonych: w tej wąskiej szpalcie po prawej jakiś czas temu pojawił się nowy banner – wiecie, tuż pod „Eksplorując nieznane”. Może jest za mały i tego nie widać, ale napis na nim głosi: „Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Clinta Eastwooda”. Poniżej jest deadline: 31 maja 2015. Więcej o całej inicjatywie można przeczytać po kliknięciu w rzeczony baner, ale sedno sprawy jest takie, że do wymienionej wyżej daty trwa tak naprawdę nieustający maraton filmów, gdzie po drugiej stronie kamery stał Eastwood. Dołączyłam do akcji bardzo ochoczo, bo co prawda część tytułów wyreżyserowanych przez niego oglądałam, niektóre więcej niż raz, ale przecież ta lista w rzeczywistości jest dość długa i mam w niej spore luki. Nie można być fangirlem z takimi brakami!
Przy tej okazji w ogóle bardzo polecam dołączenie do zabawy, gdyż albowiem ponieważ że, Eastwood genialnym reżyserem jest. Rzekłam.

Postanowiłam jechać chronologicznie, toteż zaczęłam do reżyserskiego debiutu Eastwooda, filmu z 1971 r., Play Misty for Me.
W wielkim skrócie: historia psychofanki i jej idola. Tak, wiem, brzmi straszliwie znajomo i kojarzy się bardzo z Kingiem. Trochę czasu minęło, nim się zorientowałam, że kiedy Eastwood kręcił swój film, King brał ślub i nie myślał jeszcze nawet o Carrie, a cóż dopiero o Misery, które powstanie szesnaście lat później. Pod pewnymi względami też Play Misty… może przypominać Fatalne zauroczenie, które jednak też jest sporo młodsze.
Wbrew pozorom, nie zmierzam do obnoszenia się z tym, jak świetnie znam teksty kultury poświęcone psychopatkom. Prawdę mówiąc, nie oglądałam ani nie czytałam Misery i wcale nie jestem pewna, czy oglądałam Fatalne zauroczenie. Może kiedyś, bardzo dawno… Zmierzam natomiast do tego, że wydaje mi się, że Eastwood wybrał sobie dość karkołomnego czelendża na debiut reżyserski. Już samo postawienie na thriller wydaje mi się hardą decyzją: pozostanie po właściwej stronie tej cienkiej granicy między utrzymaniem widza w stanie najwyższego napięcia i niepokoju a zanudzeniem nie może być łatwe i jeśli mam być szczera, nawet wielbiony przez miliony Kubrick potrafi mnie do cna uśpić. Cóż dopiero debiutant? I to taki, który do tej pory – jako aktor – wykazywał się głównie w westernach?
Czy mu się udało?
Sama ciągle się zastanawiam. Nie mogę powstrzymać się od stwierdzenia, że jak na debiutanta, poszło Eastwoodowi naprawdę dobrze. Z drugiej strony, jestem widzem: nie obchodzi mnie, ile reżyser ma doświadczenia – chcę obejrzeć ciekawy film. I tutaj Play Misty for Me troszkę się wyłożyło. Nawet nie chodzi o to, że jest nudny. Choć pod tym względem nie będę nigdy obiektywna, bo wiecie… Clint Eastwood. Mógłby stać przed kamerą i mówić, że lubi placki, a ja najprawdopodobniej nadal będę się jarać. A wracając do Play Misty…: nie jest to nudny film. Po prostu bywa irytujący.
Jakkolwiek piszę to z prawdziwą zgrozą i moje fangirlowskie serduszko pęka w drabiazgi, w całej tej opowieści najsłabiej wypada postać… cóż, samego Eastwooda, czyli prezenter radiowy Dave. Znosiłam go tylko dlatego, że c’mon, to Eastwood. Ale to był taki dziwny i rozmemłany Eastwood . I nie chodzi mi o to, że ach jej, nie grał twardziela. Raczej sęk w tym, że sprawiał wrażenie, jakby nie mógł się zdecydować, kogo grać. Z jednej strony: przystojny, niezależny, dziany koleżka, który prowadzi swoje niezależne, dziane życie i uwielbiają go tysiące. Jako ktoś taki powinien umieć się zachować w obliczu psychofanki: wystawić ją za drzwi, uprzejmie poprosić, by spierdalała i tyle. Tymczasem on z jakiegoś niepojętego powodu zaczyna się angażować w związek, otacza ją opieką i nieomal chroni przed światem (serio, jego rozmowa z policjantem? Miałam wrażenie, że on naprawdę chce ją kryć). No dobrze, czyli po prostu okazuje się, że to wcześniejsze wrażenie to tylko pozory, a Dave w istocie jest duszą wrażliwą i skłonną do psiego przywiązania. Tylko że nie. Bo z trzeciej strony, on przecież po wielekroć każe jej spierdalać. Ale kiedy tylko nadarza się ku temu okazja, znów przygarnia kobietę. Nie rozumiałam tego i nadal nie rozumiem, Dave mnie tylko irytował i nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to wszystko go spotyka na jego własne życzenie.
Zupełnie inaczej odebrałam natomiast wspomnianą psychofankę, Evelyn (Jessica Walter). Była po prostu creepy. Choćby z tym, jak gładko przechodziła ze słodkiego uśmieszku niewiniątka w stan krwiożerczej furii. A w tym wszystkim zachowała jakąś przeraźliwą naturalność. To, czego zabrakło w jej przypadku, to jedynie trochę więcej stopniowania napięcia. Bo właściwie w jednej chwili się pojawia, a w następnej widz już ma pokazane czarno na białym, że to niebezpieczna wariatka.

Mimo ambiwalentnego stosunku do bohaterów, nie da się ukryć, że film miał klimat i w jakiś sposób wciągnął, nawet jeśli momentami miało się ochotę zrobić fejspalma i dooglądać już nie odrywając ręki od twarzy. Nie powiem, że mnie zachwycił – byłoby to jednak z mojej strony pewną hipokryzją. Nawet mimo młodego Eastwooda. Mimo wszystko jednak – biorąc pod uwagę to, o czym pisałam wcześniej, że to nie było łatwe zadanie na starcie – uważam, że wyszedł z debiutu obronną ręką. A przecież dobrze wiem, że potem było już tylko coraz lepiej i lepiej. Naprawdę cieszę się, że to obejrzałam. Warto zobaczyć, od czego zaczynał reżyser Gran Torino.




– Why didn't you take my call?
– Where does it say that I gotta drop what I'm doing and answer the phone every time it rings?
– Do you know your nostrils flare out into little wings when you're mad? It's kinda cute.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też zaczęłam od Play Misty for Me, ale muszę przyznać, że strasznie mnie ten film zirytował. Właśnie przez tę "niewiadomo-jaką" postawę głównego bohatera - raz każe lasce spadać, raz wymięka, potem znów każe jej spadać, potem chroni przed policją. Umęczyłam się okropnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Eee a ja polubiłem ten debiut właśnie dlatego że Clint wykazał się odwagą konstruując bohatera, który był kompletnym przeciwieństwem jego dotychczasowych postaci. Kowboj, samiec alfa vs miglanc, bawidamek. Jednak ostatnimi scenami i strzałem z prawej prostej zadeklarował się co do przyszłych bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...