czwartek, 19 września 2013

Granie na Fraakranie (31) - "Testament Sherlocka Holmesa"

Żeby nie krążyć zbytnio wokół tematu.
Drodzy Państwo. Chciałabym przedstawić Państwu grę, która absolutnie mnie wessała swoją zajebistością. Nie mówię, że wywołała syberiowego kaca, niemniej wciągnęła jak diabli i skłoniła do zaprzyjaźnienia się z całą serią.
Ale po kolei.

Kiedy Ulv mi powiedział, że na Steamie jest promocja, nawet nie wiedziałam, że jakakolwiek seria istnieje. Ot, podobały mi się screeny, Holmesa lubię, to uznałam, że skorzystam.
Wkrótce po zaczęciu gry doszłam do wniosku, że Whitechapel wygląda zupełnie jak w jakiejś innej grze, którą na pewno kojarzę – i po jakimś czasie spojrzałam wreszcie na pudełko leżące obok mnie od długiego czasu: Sherlock Holmes kontra Kuba Rozpruwacz. I dopiero skumałam, że to seria studia Frogwares. Którą zaczynam od ostatniej części. Cóż. Skoro już miałam odpalone, to kontynuowałam, czyż nie?

Pierwszym zaskoczeniem był sam główny bohater: nie wiedzieć czemu, na pudełku Sherlock funkcjonuje jako ten pan w czapeczce z dwoma daszkami, w kraciastym, brązowym płaszczu. Nie ukrywam, że nastrajało mnie to raczej sceptycznie, bo nie przepadam za tym nieszczęsnym wizerunkiem słynnego detektywa. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że w grze przyjdzie nam sterować całkiem normalnym dżentelmenem,  w czadowym cylindrze i eleganckim garniaczku! I tu właśnie muszę się na chwilę zatrzymać, żeby zachwycić się nad światem przedstawionym.
 Gra jest najzwyczajniej śliczna. Dobra, animacja postaci może nieco kuleje, ale sam ich wygląd, doskonale zresztą korespondujący z charakterami, wystrój wnętrz, klimat ulic – wszystko jest świetnie dopracowane, realistyczne (czasem aż nadto – i tu zerkam z niejakim obrzydzeniem na zwłoki biskupa i pułkownika, choć nie przeczę, że to takie niby obrzydzenie, ale i tak podglądam przez palce) i sprawia, że gracz momentalnie zatapia się w Londynie końca XIX wieku. Miałam wrażenie, że jakościowo odstają o tego tylko wstawki z czytającymi dziećmi (cała gra jest historią spisaną przez Watsona, którego notatnik znalazła trójka dzieci na jakimś strychu), trochę jakby twórcy uznali, że c’mon, to tylko takie przerywniki, nie trzeba się do nich przykładać.
Obok świetniej, wciągającej klimatem strony wizualnej, gra zapewnia również chwile beztroskiej rozrywki podczas słuchania dialogów. Pojawiające się tu i ówdzie słowne przepychanki Sherlocka z Watsonem są wielce zacne, a ironia Holmesa bywa całkowicie rozbrajająca. W ogóle Holmes jest jednym z najlepszych Holmesów, jakich znam.
A, tak w ogóle, to napisy końcowe też są kapitalnie zrobione.

Ale, ma się rozumieć, mamy do czynienia z przygodówką, więc wiadomo, że rozchodzi się o coś innego tak naprawdę: zagadki.
Tych jest, jak łatwo się domyślić, mnogość. Po pierwsze więc, co chyba nie dziwi, trzeba naprawdę wnikliwie przyglądać się otoczeniu, nieraz po kilka razy obmacując różne przedmioty w różnych momentach fabuły, bo a nuż już możemy czegoś użyć. Po drugie, bardzo przypadł mi do gustu system dedukcji. Naprawdę fajne i do tej pory nie miałam z niczym takim do czynienia. No i po trzecie, gracz będzie miał do rozwiązania szereg łamigłówek, jak to zwykle bywa. Jeśli chodzi o te łamigłówki zaś, to ich poziom trudności jest ogromnie zróżnicowany. Część rozwiązywałam niemal z zamkniętymi oczami, część po dłuższym czasie kombinowania, a zdarzyło się też, że… no właśnie: tutaj przechodzę do czegoś, do czego wciąż mam ambiwalentny stosunek i za bardzo nie wiem, co o tym myśleć.
Otóż kiedy gracz biedzi się nad jakąś łamigłówką już dłuższy czas, uaktywnia się przycisk „pomiń”. Jest to ni mniej ni więcej, tylko natychmiastowe ominięcie zagadki ze skutkiem pozytywnym, czyli skrzynka się otwiera, a zaszyfrowaną wiadomość daje się odczytać. A gracz już po wsze czasy będzie się zastanawiał, o co mogło chodzić w tamtej zagadce…
Z jednej strony: fajne. Taki tryb Litości-Dla-Idiotów, z doświadczenia wiem, że bywa potrzebny (zbyt wiele razy zarzucałam grę, bo się zacięłam), z drugiej jednak prowokuje do używania, kiedy tak naprawdę jeszcze nie jest potrzebny (myślenie „ach jej, ależ się zacięłam!” włącza się dziwnym trafem po pięciu minutach, a nie po pięciu dniach prób i błędów…). Bo jest po prostu za prosty. Myślę, że wolałabym w ramach takiego wsparcia głuptaków raczej jakiś system podpowiedzi, a nie tak po prostu z grubej rury omijanie łamigłówek.

A sama historia? Bardzo zacna. Przede wszystkim: nasz bohater, Sherlock Holmes, jest zwierzyną. Oskarżony o oszustwa, kradzież, a nawet morderstwo. To wszystko jest tak wkręcające, że człowiek w czasie gry sam się gubi, kto w ogóle jest dobry a kto zły. I o co w tym wszystkim chodzi. I jeśli mam mieć jakieś uwagi odnośnie tego aspektu gry, to chyba tylko do zakończenia. Bez zbytniego spojlowania, dla mnie jest zdecydowanie zbyt słodko rozmemłane, a jeśli już w ogóle, to powinno się skończyć wraz ze sceną, w której bohater odchodzi ze znaleziskiem na rękach. Dalsze pitolenie do wywalenia. Ja zamierzam je wyprzeć. Nawet jeśli starszy Sherlock wygląda jak kapitan Picard. Niemniej cała opowieść naprawdę trzyma w napięciu.


To naprawdę świetna gra. Tylko zabija mi komputer, szczególnie kiedy trzeba odwiedzić Whitechapel – za duży obszar, za bardzo napakowany i lagi jak ta lala. Ale poza tym – mniut. Wszystkie obrazki w tej notce ukradłam z internetów, bo zapomniałam robić własne screeny. 9/10.


7 komentarzy:

  1. Skoro polecasz, to muszę w końcu sięgnąć po tę grę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej, że polecam :) Gra jest fantastyczna, a człowiek okrutnie się przywiązuje do postaci, że aż nie chce się kończyć. ;) Ma klimacik, ojj ma.

      Usuń
  2. Już dawno wpadła mi w oko, więc cieszę się, że ją zrecenzowałaś. Z chęcią zagram, skoro polecasz :) Bardzo ciekawie piszesz, uwielbiam Twój styl.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czaiłem się na zakup pudełka w wersji na PS3 i po przeczytaniu tego tekstu chyba się skuszę. A Ciebie, wnioskując z tekstu, widocznie ominęło L.A. Noire i Heavy Rain ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie mnie ominęły ;) To znaczy jeśli dobrze pamiętam, L.A. Noire znam z widzenia, bo Ulv grał. To drugie znam jeno z tytułu. Ale mnie ominęła wielość gier, w dodatku nie ma żadnej reguły, że jak klasyk czy wybitne dzieło to grałam, a bardziej niszowe - nie. Random. :)

      Usuń
  4. Zaintrygowałaś mnie. Tylko, cholera, nie wiem czy mi pójdzie :/ Niby powinna... zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...