![]() |
| Bagienny - ilustracja inspirowana dwiema poprzednimi NaNoPowieściami |
A co mogę napisać o 2025?
Udało mi się nie zmienić pracy. Co więcej, dosłownie przedwczoraj zdałam egzamin ITIL Foundation, więc jestem certyfikowaną yyy… nie wiem, zarządczynią usług IT?
Spotify mi powiedział, że moim
ulubionym wykonawcą był Pawel Perepelica (och, czyżby kilka miesięcy
zapętlonego OSTa z Rogue Tradera miał tu jakieś znaczenie…?) i zaraz za nim
Nomy, a ulubionym pojedynczym utworem – Only Us Miracle of Sound. Choć
depcze mu po piętach Children of the Omnissiah. YouTube nie miał
właściwie dużo więcej do powiedzenia, może poza tym, że doszło nieco kontentu
kulinarnego i rpgowego. Steam powiedział, że przez większość czasu grałam w
Mount & Blade II: Bannerlord, choć nie grałam w to ani przez sekundę.
Ogólnie ja Steama raczej ograniczam (wyjątkiem jest Stardew Valley, które z
jakiegoś powodu mam właśnie na Steamie – faktycznie końcówka roku upłynęła mi
mocno pod znakiem głaskania kur), jestem #teamGOG, ale GOG nie ma podsumowania
żadnego.
Ale nawet jeśli GOG nie ma jako takiego podsumowania, wszak ma kategorię „Niedawno grane” – no i tu już widać wszystko jak na dłoni:
- Slay the Princess – słyszałam tu i ówdzie pozytywne opinie, a że gra nie była bardzo droga, to postanowiłam z ciekawości spróbować. I jak Jeżusia kocham, warto było. Świetny tytuł, ogromnie satysfakcjonujący i regrywalny. Śliczny i wyrazisty wizualnie, fajnie zagrany głosowo (no dobrze, to nie jest poziom Disco Elysium, ale bądźmy realistami, okej?) i wciągający jak bagno. Jeden run zajął mi prawie 6h, ale wiem, że jeszcze do tego wrócę. Co więcej, mimo że zakończenie, które udało mi się osiągnąć, z całą pewnością nie jest dobre, jest… no po prostu satysfakcjonujące. Generalnie myślę, że im mniej się pisze o tej grze tym lepiej, bo najfajniejsze tam jest odkrywanie i zaskakiwanie się. Więc już ten, no – dziób na kłódkę i idźcie zabijać Księżniczkę. Albo jej nie zabijać.
- Warhammer 40,000: Rogue Trader – no co ja mogę powiedzieć, no? Jestem aktualnie w piątym runie. Tym razem próbuję pójść bardziej heretycko. To oznacza, że będę musiała biegać z Idirą, a w odstawkę pójdzie np. Argenta. I jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza – jedno, co mnie boli, to że Abelard pewnie nie będzie zachwycony. A Imperator Imperatorem, Chaos Chaosem, ale przecież wiadomo, że nikt nie chce rozczarować Abelarda. Aha, ważna rzecz! Przy jednej z ostatnich aktualizacji na GOGu wreszcie zaczęły działać achievementy – w dodatku zaskoczyły wstecznie, czyli wrzuciło mi wreszcie te wszystkie zaległe z ponad 500h gry! Yay!
- Dr Livingstone, I Presume? – a to była taka losowa ciekawostka. Generalnie ograłam tylko jakieś demo, które gdzieś było do pobrania, ale gra jest nazwana „reversed escape room” i ma bardzo fajny klimat i wciągającą historię. Z całą pewnością wrócę w 2026 do tematu i ogram sobie całość.
- Heroes of Might and Magic III – no wiadomo. Bądźmy poważni. Horn of the Abyss i jazda, nie trzeba tu chyba niczego tłumaczyć?
- Pathfinder: Wrath of the Righteous – bardzo, bardzo fajna gra, znów od OwlCata. Nie tak fajna jak Rogue Trader, ale nadal było to dobrze spędzone dwieście godzin. Ścieżka Eona – cudo, jestem mega zadowolona, że ją wybrałam, bo była idealna pode mnie i pod moje marudzenie na pewne wydarzenia, które działy się w fabule. Potem odpaliłam pierwszego Pathfindera i powiem tylko tyle, że oczywiście też był fajny, ale nie tak fajny jak WotR, który nie był tak fajny jak RT, więc no… widać tendencję. I ta tendencja mi się bardzo podoba, bo dobrze wróży na przyszłość!

własnoręcznie zmajstrowany
ZupełnieNieNecronomicon na potrzeby
przygody DnD
Tymczasem jestem w końcówce prowadzenia takiej kapkę dłuższej przygody DnD i na początku grania w kampanię DnD. Z perspektywy gracza zaprzyjaźniłam się dodatkowo z Cyberpunk RED, z perspektywy GMa zaś – z Imperium Maledictum. Umacniam też przyjaźń z Zewem Cthulhu w wydaniu normalnym (np. poprowadziłam przygodę dla jednego gracza – muszę powiedzieć, że ten setting nadaje się do tego jak mało który i chyba nawet lepiej się podtrzymuje wtedy klimat niż z liczniejszą drużyną. Wszak u Lovecrafta zazwyczaj mamy właśnie samotnego badacza, a nie całą ekipę) oraz Cthulhu Invictus (minikampania rusza w styczniu). Poprowadziłam też autorski crossover roboczo zatytułowany Zew Muminków, czyli Zew Cthulhu w uniwersum Muminkowym. Okazuje się, że te dwa światy da się naprawdę świetnie połączyć i czasem zazębiają się lepiej, niż można by to sobie zaplanować. Odbiór był, jak mi się zdaje, raczej pozytywny. Ja w każdym razie bawiłam się przednio.
Filmy i seriale jakieś były, nawet
fajne się trafiały, ale jak je sobie teraz wspominam, to chyba w 2025 nie było
nic, co by mi jakoś szczególnie urwało dupę. Długo wyczekiwany drugi sezon Hazbin
Hotel mimo wszystko wypadł bladziej niż pierwszy (choć nadal mi się podoba,
to nie tak, że jakoś będę strasznie kręcić nosem), szczególnie piosenki jakieś
takie niewydarzone.
O, był jeden wyjątek! The
Amazing Digital Circus – cudowni bohaterowie, świetny klimacik,
generalnie nie chcę nikomu narzucać odbioru i interpretacji, powiem tylko tyle,
że Kinger <3 <3 <3 i jak ktoś nie zna, to niech sam sobie obczai na
YouTube. Wtedy już można rozmawiać nie obawiając się o spoile.
Napisałam NaNoWriMo. To
znaczy nie NaNoWriMo, bo NaNoWriMo już nie istnieje, o czym – całkiem serio –
nawet nie wiedziałam. To znaczy słyszałam i czytałam, że od pewnego momentu
zaczęli się zmagać z kolejnymi aferami, jak załatali jedno szambo, to wybijało
kolejne. Jak nie odwieczne problemy ze stroną i moderacją, to jakieś gówno z
nadużyciami wobec nieletnich, a jeszcze to wszystko finalnie przysmarowane
burzą o AI. Właściwie nie powinno bardzo mocno dziwić, że oficjalna odsłona
inicjatywy padła.
No ale to oficjalna. A prawda jest
taka, że sama od kilku lat używałam oficjalnych narzędzi tylko po to, żeby
sobie zliczać słowa i patrzeć na wykres słów. Okazało się, że to samo można
osiągnąć z Excelem (a nawet więcej, bo można odznaki personalizować!), więc kto
chce pisać NaNo, ten dalej może to robić, bo właściwie czemu by nie?
No i napisałam – tak naprawdę wcale
tego nie planowałam, ale jakieś dwa dni przed NaNo prowadziłam sesję DnD i
gracze trafili do biblioteki, gdzie znaleźli powieść awanturniczką o
barbarzynce, która podróżuje po świecie i przeżywa przygody. Z powodu przyczyn
sporo uwagi podczas tej sesji było skupionej na owej powieści. No to
pomyślałam, że hej – za kilka godzin NaNo, właściwie mogłabym napisać o
barbarzynce przeżywającej przygody.
Oczywiście, jak to bywa w moim
przypadku, plan jedno, a finalny efekt drugie. Hedda wprawdzie jest barbarzynką
i jakieśtam przygody przeżywa, ale głównie angstuje i jest smutna i chciałaby z
kimś porozmawiać, ale się boi. Ale dla niepoznaki wrzuciłam między jedno a
drugie niezręczne milczenie nieco fruwających flaków i bryzgającej krwi. I choć
wciąż nie mam tytułu, choć wiem, że to jest obiektywnie słaba powieść, to muszę
powiedzieć, że pisało mi się to naprawdę dobrze. Dobiłam prawie do 80k słów.
Wydaje mi się, że moją tajną bronią w tym roku był brak jakichkolwiek
oczekiwań: to intencjonalnie miała być zła powieść, czytadło. Nie zamierzałam
poruszać Problemów ani niczego przemycać. Ba, tak naprawdę też żadnych ambicji
związanych z potencjalnym czytelnikiem. Ten zupełny brak presji dużo ze mnie
zdjął w konteście pisania.
I chyba wystarczy tego podsumowania,
co? Najlepszości w nadchodzącym roku! I pamiętajcie:

