sobota, 11 stycznia 2014

30-Day Book Challenge: dzień 1

Kiedy kliknęłam w podrzucony przez kogoś link do tego wyzwania, najpierw pomyślałam, że może i fajne, ale przecież przez miesiąc dzień w dzień recki nie dam rady walnąć. Potem pomyślałam, że to chyba nie o reckę chodzi, przecież są tam pytania też o bohaterów itp. No ale przecież nie o rzucenie tytułem, to by nie miało sensu i co to za wyzwanie…? Przyjazne dusze wyjaśniły mi, że chodzi o coś pośredniego – o tytuł i krótkie uzasadnienie; jeszcze nie recka, ale już trochę bardziej rozbudowany opis. Pomyślałam: „okay, zobaczymy, o czym mniej-więcej bym pisała”. Zaczęłam przy każdym punkcie wypisywać tytuły. No i szybko okazało się, że przy jednych nie mam nic, przy innych zaś – po dziesięć pozycji. I chyba zrozumiałam, na czym polega to wyzwanie. Bo nie jest problemem rzucić lansem pod tytułem „jestem tak zajebiście oczytana, że mam pierdylion ulubionych książek” – problemem jest zastanowienie się nad sobą i swoim gustem czytelniczym. I to mnie skusiło.
Niniejszym biorę udział w 30-Day Book Challenge, dorzuciwszy nową etykietę. Zachęcam zresztą do udziału innych. I odpowiadam na pierwsze pytanie:

1.      Najlepsza książka, jaką przeczytałam w zeszłym roku

Miałam tu szczególnie trudny wybór. W zeszłym roku dołączyłam po raz pierwszy do wyzwania czytelniczego „Eksplorując nieznane”, co zaowocowało tym, że przeczytałam całkiem sporo totalnie świetnych rzeczy. Wśród czytanych przeze mnie w 2013 r. autorów znaleźli się: Lem, Asimov, Dick czy Clarke. Dodatkowo odświeżyłam sobie Hobbita, a także dopadłam Braci Sisters. Stwierdzenie, która z tych książek była najlepsza, nie jest łatwe. Tym bardziej, że każda z nich reprezentuje nieco inny gatunek – a porównywanie ich jest z góry skazane na niepowodzenie. To trochę jakby wrzucić do jednego worka Pacific Rim z Gran Torino i próbować wybrać lepszy. Ale lepszy pod jakim względem? Jakie przyjąć kryteria dla tak odległych produkcji? Z książkami jest ten sam kłopot.
Hobbit to doskonała powieść o chciwości, zgrabnie i lekko napisana, ale jednocześnie tak bardzo poruszająca i z wyraźnymi zalążkami fantastycznego, nakreślonego z niebywałym rozmachem świata. Z drugiej strony, to „tylko” taka opowiastka o krasnoludach (u-wiel-biam krasnoludy) i choć lubię do niej wracać, to chyba nie przeorała mi mózgoczaszki w aż takim stopniu, jak zrobiła to Odyseja kosmiczna na przykład (której nie mogę w tym punkcie uwzględnić, niestety, gdyż czytałam ją wcześniej).
Bracia Sisters to świetny western z intrygującymi bohaterami i zakręconą fabułą, ale przypuszczam, że moja słabość do tej powieści w dużym stopniu powiązana jest ze słabością do westernu w ogóle.
Z bólem serca odrzucam Clarke’a (bo mimo wszystko to nie jest moja najulubieńsza jego powieść) i Dicka (bo Blade Runner bez Rutgera Hauera wciąż pozostawia we mnie pewne uczucie pustki, choć klimat powieści jest absolutnie doskonały). Asimov odpadnie, bo przecież nie będę uznawać powieści za najlepszą tylko dlatego, że wielbię jednego bohatera.
Zostaje więc Lem. Dzienniki gwiazdowe lub Fiasko – i, jakkolwiek absolutnie uwielbiam Ijona Tichego, jego niebywały wdzięk, klasę i nieskrępowany egocentryzm, jako najlepszą powieść przeczytaną w zeszłym roku wybieram właśnie Fiasko.
Dlaczego?
Za wspaniałe, plastyczne opisy niesamowitych zjawisk i światów (Tytana oraz Kwinty). Za superkomputer GOD, nawet jeśli nie jest HALem. Za świetnych bohaterów i zakończenie, które sprawiło, że po odłożeniu książki wciąż tliło mi się w głowie pytanie „Ale że jak to?”. Za świetną opowieść o człowieku i o tym, czy próba kontaktu z obcą cywilizacją jest możliwa. I za ten klimat – zdezelowanego kosmosu, tak bardzo innego od tego, czego załoga „Hermesa” oczekiwała.
Owszem, z mojego punktu widzenia ta powieść nie jest zupełnie wolna od wad – momentami gubiłam się w niuansach technologicznych, a część bohaterów, przynajmniej na początku, pozostawiała nieco do życzenia. Ale w ostatecznym rozrachunku to wszystko były detale, bo wciąż jestem pod wrażeniem całości, a piosenka, której słuchałam podczas czytania (w kwietniu!), nadal wywołuje we mnie wspomnienie pewnych obrazów i sekwencji scen z Fiaska, tak silnie się to wszystko we mnie zagnieździło.

Rzekłam.


A korzystając z czasu antenowego, chciałam jeszcze pochwalić się czymś najzupełniej bez związku, o. Albowiem stworzyłam bohatera - na razie jest samoistnym bytem, nieprzypiętym do żadnego tekstu ani nic, niemniej - jak każdego mojego bohatera - już zdążyłam go polubić. Jest zombie. I jest krasnoludem. Jego szkic powstał na zasadzie improwizacji, za pomocą ołówka, skanera i myszki. Wiem, że ma krzywe ręce. I mam to trochę w nosie, a samym Grblorem i tak się jaram. Pojaram się więc i tutaj, o, skorom jarała się też Kapitanem i Nes.

praca bardzo własna

8 komentarzy:

  1. Nie będę się chyba przyznawać, kto rzucił tym linkiem ;) Podziwiam Cię, ja jestem nadal na wyłanianiu finałowej piątki do dnia pierwszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że samo pisanie pomogło mi w tym wyłanianiu, jak sobie spisywałam plusy i minusy. :) Teraz siedzę i się głowię nad tymi punktami, do których wciąż nic nie mam.

      Usuń
  2. Ach książki, zawsze miałem problem by wybrać ulubioną lub chociażby przypomnieć sobie treść przeczytanej w zeszłym miesiącu :D I chociaż pochłaniam ich kilka tygodniowo to jednak wolę film, bardziej zapada mi w pamięć.

    Fajne to wyzwanie, ale chyba bym mu nie podobał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bah, też mam problemy. Ale przecież na tym polega wyzwanie - na pokonywaniu problemów, czyż nie? ;)

      Usuń
    2. Może lekko sobie to zmodyfikuję, np. zamieniając słowo "książka" na "film" :D I wtedy zagram.

      Usuń
    3. Idziesz Pan na łatwiznę ;) ale każda metoda dobra, żeby się w ogóle aktywizować jakoś, więc czemu nie. :) Acz pytanie o film, który widziało się więcej niż 3 razy jest... no, ujmę to tak: większym wyzwaniem byłoby mnie zapytać o film, który widziałam mniej xDDD
      No i musiałbyś jakoś obejść te pytania o ekranizacje. :)

      Usuń
    4. Więcej niż 3 razy... hmmm... Yes, of course, ja wohl, naturlish, absolimo, persze, oczywiście! :D Ostatni Mohikanin :)
      Pytanie o ekranizację? No to bym sobie przerobił, jak odnoszę się do pierwowzoru :D

      Usuń
  3. Trudno mi wybrać pomiędzy "Rivers of London" a "Oceanem na końcu drogi", hmm.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...