...iii, niestety, o nim nie będzie tu mowy. |
Książka, którą zgwałciła ekranizacja.
O rety, rety… Dzisiejsze wyzwanie daje taki
wachlarz możliwości, że ja doprawdy miałam trudność ze zdecydowaniem się. Żeby
było śmieszniej, pierwsze, co mi przyszło do głowy, to Solaris – a bawi mnie to dlatego, że ani nie czytałam oryginału
Lema, ani nie widziałam filmu. No ale dużo słyszałam o pośladku Clooneya czy
czymś takim…
Potem jednak nadeszła pora na poważne propozycje.
Ja, Robot
– och, ten film jest tak denny…! I tak bardzo nie ma nic wspólnego z
jakimkolwiek tekstem Asimova! No tak, tylko że właściwie nie jestem przekonana,
czy w ogóle ma mieć coś wspólnego. Odnoszę wrażenie, że pisarz stanowił tu
tylko jakąś inspirację i nie należy się wczuwać. To… to po prostu nie jest
ekranizacja. Odpuściłam.
Dalej: Wehikuł
czasu z 2002 r. To było złe, było do urzygu moralizatorskie, był romans z
jakąś seksowną Amazonką i… i za diabła nie trzymało ducha literackiego
pierwowzoru. Bwah, Wells w ogóle jakoś nie miał szczęścia, bo Wojna światów z 2005 r. to też jakieś
mdłe filmidło w stylu wszystkich innych amerykańskich katastroficznych, gdzie
cały kataklizm/najazd obcych/wojna światowa/cokolwiek służy tylko temu, żeby
połączyć jakąś ciulowatą skłóconą rodzinę. A szkoda, bo powieść czytałam z
wypiekami na facjacie i to była naprawdę fantastyczna obserwacja ludzkości. W
ogóle u Wellsa bardzo mi się podobało to, że pokazywał świat i ludzi, a
bohater… cóż, bohater był tylko samobieżną kamerą.
Cóż by tu jeszcze…? Ekranizacje Dicka, o dziwo,
zazwyczaj trzymają poziom. To znaczy owszem, Arni w Pamięci absolutnej budzi wesołość, ale to nic takiego, żeby
to obsmarowywać z jakąś szczególną dawką hejtu. Tolkienowskie filmy też dają
radę – nie zawsze wychodzi jak trzeba, ale na pewno się starają. Ekranizacje
Kinga bywają gówniane (Maglownica, Langoliery), ale co ja się będę
wypowiadać, skoro nie czytałam pierwowzorów. Może są równie gówniane, więc się
nie odzywam.
Pewnym olśnieniem był Dom Usherów – filmidło z 2006 r., w jakimś szalonym wszechświecie
będące ekranizacją noweli Poego Zagłada
domu Usherów. Dzieło w reżyserii Hayley Cloake to półtorej godziny
doskonale straconego czasu. Ale pisałam o tym trzy… cztery… kilka lat temu,
więc odpuszczę sobie powtarzanie. Choć serce mnie boli za każdym razem, kiedy
pomyślę o tym filmie, bo utwór Poego był absolutnie przepiękny (w ogóle ja
srodze fangirluję Poego, ale nie wymieniałam go wczoraj, żeby nie robić zamętu
jeszcze większego… bo serio? Jak niby miałabym porównać jego i Clarke’a? Toż to
dwa odmienne kosmosy, każdy doskonały w
swojej kategorii).
I ze wstydem przyznam, że o mały włos a
przegapiłabym taką fantastyczną okazję do wyrzygania moich żali pod adresem
ekranizacji doskonałej powieści Aleksandra Dumasa: Hrabia Monte Christo. Na
szczęście tyle o tym zawsze wszystkim ględzę, że w przytomności umysłu hevi mi
o tym przypomniała.
Hrabia Monte
Christo nie ma szczęścia do ekranizacji. Podjęto kilka prób i im dalej tym
gorzej. To znaczy inaczej: odcinam się od ekranizacji sprzed 1975 r. – po prostu
ich nie znam, w życiu nie widziałam.
Bardzo dawno oglądałam wersję właśnie z 1975 r., z
Richardem Chamberlainem w roli głównej. Jej główną bolączką było pociachanie
fabuły – szczegółów, niestety, nie pamiętam. No ale obsada była fajna.
Chamberlain doskonale pasował jako tytułowy hrabia. W 1998 r. przyszła pora na
serial telewizyjny z Gerardem Depardieu w roli głównej. Przez kolejne dziesięć
lat wyczynowo hejtowałam Depardieu – zrehabilitowało go dopiero wypięcie się na
francuskie podatki i przyjęcie rosyjskiego obywatelstwa. Serial był w sumie
niezłym pomysłem: pozwolił na dość szczegółowe przedstawienie fabuły. Niestety,
uznano za konieczną zmianę zakończenia i… no i błagam: Depardieu jako hrabia
Monte Christo?! W jakiej rzeczywistości to mogłoby w ogóle pasować?!
Ale nagle tamte filmy wydają mi się nadzwyczaj
zacne, kiedy widzę ekranizację z 2002 r. w reżyserii Kevina Reynoldsa, z Jimem
Caviezelem jako hrabią, a także Guyem Pearcem w roli Fernanda Mondego oraz Jamesem
Frainem jako Villefort.
Tak naprawdę dość trudno mi jakoś rzeczowo pisać o
tym filmie. Myślę więc, że zaprezentuję tylko pakiet notatek, jakie popełniłam
w trakcie powtórnego oglądania (bo przez dziesięć lat intensywnego wypierania
coś mi mogło umknąć). Będzie nieco spoilerów, bluzgów i emotek.
***
1.
– Nasz
kapitan nabawił się zapalenia mózgu, szukamy pomocy!
...kurwa. Reżyser i scenarzysta mieli zapalenie
mózgu. ;/
2.
Edmund i Danglars - tak bardzo było widać, że ten
drugi jest zUyyy, a Edmund jest świetliście dobry. xD
3.
– Pokochajmy
się.
– [...blablabla...]
Wiem, czego chcesz. [...]
Kuźwa - jakoś szczególnie to tego nie ukrywał xD
Mercedes nie jawi się jako Sherlock.
4.
[13:25 minuta filmu]
Heh, niełatwo być przyjacielem Mary Sue. ;] TAK -
u Dumasa Dantes też był ideałem. ALE NIE BYŁ MERYSÓJKĄ! A TUTAJ KURWA JEST!!!
5.
Pierścionek z nitki - ej. Żeby chociaż to Dantes
jej dał. Ale ona SAMA sobie urwała z sukienki i obwiązała palec. WTF? o.O
6.
– Mieni się
moim przyjacielem. A jednak ma przede mną tajemnice.
– Jakie?
...ekhm. Nie wiem. Bo to tajemnice. Przede mną. To
znaczy, że ich nie znam. -.-
7.
I zupełnie nie wzbudza podejrzeń Dantesa, że „do
domu” go odwożą zamkniętego w tym wozie dla więźniów. Zupełnie. Każdego gościa odwożą
w ten sposób.
8.
Mondego czytał list. Jak go później zapieczętował?
o.O
9.
TEN FILM TRWA JUŻ PÓŁ GODZINY, A JEGO JESZCZE NIE
ZABRALI DO IF!
10.
Rytualne i powitalne bicie w If – och tak, och
tak. Taki on biedny. I ci źli są tacy źli. Powiedzcie to jeszcze wyraźniej, bo
mogło mi umknąć, z kim mam sympatyzować.
11.
Tego nie ogarniam: Mercedes dostała list o tym, że
Edmund został stracony, ok. Ale tak właściwie: czemu NAPRAWDĘ go nie stracili? o.O
Do czegoś był im potrzebny jako więzień? Przecież nic nie wiedział, ot taki
sobie przygłupek. :| Inna sprawa, że list był tak bardzo tylko po to, żeby
usprawiedliwić puszczalskość Mercedes, że omg.
12.
Siedzi cztery lata w lochu, ale paznokietki
wypielęgnowane jakby co tydzień manikiurzystka go odwiedzała xD
13.
Faria siedzi dwa razy dłużej niż Dantes w celi, a
jakoś lepiej wygląda xD Kapcie ma, koszulę nie taką podartą i wogle.
14.
Czemu Faria miał takie wyposażenie? On nie
siedział w lochu, on miał salon niemal o.O Meble, książki...
15.
Scena śmierci Farii byłaby nieco bardziej
dramatyczna, gdyby nie była aż tak moralizatorsko-słodkopierdząca. ;/
16.
POŁOWA FILMU, A ONI DOPIERO GO WYRZUCAJĄ Z IF!!
SZFAK!!!
17.
Mhm, co robi nasz super Merysój zaraz po ucieczce?
Uśmierca kolesia, który grzecznie wykonywał swoje obowiązki. No jasne. Taki
jest dobry.
18.
– To
najlepszy nożownik, jakiego widziałem.
– Widać za
rzadko wychodzisz na miasto.
No ok, to był uroczy dialog. ^^
19.
– Przysięgam
na moich zmarłych krewnych i na tych, którzy jeszcze niedomagają, że będę ci
wiernie służył.
xD I ten też.
20.
[o ojcu Edmunda, kiedy wreszcie Edmund wrócił do
Marsylii]
– Niestety,
powiesił się na myśl o zdradzie syna.
XDDD "A mój piesek Pongo?" xD
21.
Film trwa 2h 11 min. Jesteśmy na 1h 12 min. I ONI
JESZCZE NIE ZNALEŹLI SKARBU!!!! KURWAAAAAAAA! Chłopie! Kiedy ty się zdążysz
jeszcze zemścić?!
22.
Monte Christo w balonie. WTF? To jest tak bardzo
złe, że brak mi słów ;((( Durne i zdupywzięte.
23.
Pytanie: dlaczego nikt nie poznał Monte Christo?
Serio, zarost to nie jest AŻ TAKA różnica. Ja wiem, że Supermanowi wystarczyły bryle,
ale EJ. To... BRODA!!! I to nie WIELKA, KRZACZASTA BRODA
która zasłania pół twarzy – taka bródka tylko, no! W tym wieku ludzie
się aż tak nie zmieniają. Zresztą, Villefort, Mondego, Mercedes - nic się nie
zmienili.
24.
– Żądam 70%.
– Dostaniesz
50%.
– Zgoda.
Łał xD Tytan targowania się xDDD
25.
Urodziny Alberta: ciekawe, wedle jakiego porządku
oni tam siedzą. :| Matka gdzieś na szarym końcu, mega daleko od syna.
26.
...1h 50min... Hura, hura: Mercedes nosiła na
palcu nitkę, KTÓRĄ SOBIE SAMA ZAWIĄZAŁA - to absolutny dowód miłości. Chuj, że
po miesiącu od aresztowania Edmunda wyszła za Mondego. MIAŁA NITKĘ, BICZYZ!
27.
Iiiiii TAK! Mamy najbardziej żenujący fragment
filmu! ALBERT JEST SYNEM EDMUNDA! FAAAAAAAAAAAAAK!!!
28.
– Żegnaj,
Mercedes. Czasami było mi z tobą dobrze.
– A mi z
tobą nigdy.
...i udawałam wszystkie orgazmy! Ehh... Cięte
riposty od siedmiu boleści... ;/
29.
NO JASNE. Zgolił brodę i od razu Mondego go
poznał. xD
30.
W ostatnim pojedynku:
– Dlaczego?!
Riposta w mojej głowie: „Bo dostałeś gwizdek!”
xDDD
***
ARGH! To jest tak bardzo złe na tak wielu płaszczyznach! Ssie zarówno jako zwykły film, jak i jako ekranizacja. Z książką ma wspólne... no... nazwiska bohaterów. Bo fabułę wykastrowali i nagięli tak, żeby wyszedł słodkopierdzący i kompletnie nielogiczny happy end. No i DLACZEGO ONI GO NIE POZNAWALI?! I gdzie, do jasnej cholery, podziała się Hayde?! DOMAGAM SIĘ HAYDE! Przecież to był jeden z głównych wątków! Tam było pełno wątków i wszystkie były ważne! Bez nich ten film to denne i naciągane romansidło!
AAAARGH!!!
Moim zdaniem najlepsze seryjne ekranizacje mają Alistair MacLean i Tom Clancy. I nie dlatego, że cały regał u mnie jest obstawiony ich książkami. Po prostu Hollywood od zawsze specjalizowało się i lubowało w filmach wojennych i filmach akcji. Druga Wojna Światowa to chyb najbardziej fascynujący okres w historii dla przeciętnego Smitha, Kowalskiego itp. I na tym polu sprawdził się MacLean. Po kilku udanych ekranizacjach napisał "Tylko Dla Orłów", pisząc równolegle scenariusz do filmu. Z kolei CIA i służby specjalne to druga najbardziej fascynująca zajawka. Taka ukryta, zimna wojna. I tutaj wchodzi Clancy ze swoimi "Czerwonymi Październikami", "Czasem Patriotów" i innymi "Sumami Wszystkich Strachów".
OdpowiedzUsuńNo i offtop, bo miało być o lipnych ekranizacjach.
Ja bym się aż tak nie czepiał do "Solaris" i "Wehikułu". Moim zdaniem oddają klimat książek właśnie. Nie oglądałem tego najnowszego "Hrabiego...", ale nie wierzę, że ktoś może być gorszy jako Monte Christo niż Depardieu!
Do samego aktora nic nie mam... aż tak. Nie był to Chamberlain, ale niech tam. Depardieu chyba dostał tę rolę w ramach jakiegoś wyrafinowanego trollingu, innego uzasadnienia nie widzę. Ale fabularnie serial z Depardieu trzymał bez porównania lepszy poziom. To tutaj to jakaś absurdalna, przesłodzona sieczka.
UsuńJAK TO NIE BYŁO HAYDE?!
OdpowiedzUsuńNormalnie. Ciach i nie ma. Wiesz, trudno żeby była, skoro przecież koniecznie trzeba pokazać, jaka Wielka, Nieskończona Miłość łączyła Edmunda z Mercedes. ::) To cholernie przykre, jak bardzo w Hollywoodzie nie zrozumieli Dumasa. ;/
UsuńPamiętam jak oglądałam ten film świeżo po lekturze Hrabiego. To było straszne... Potem długo szukałam odtrutki. I śmiało mogę Ci polecić ekranizację z 54. Co prawda bardzo skrócona, ale najlepiej zrobiona i widać było, że twórcy przeczytali książkę. I w końcu Hayde miała jakąś rolę. A Jean Marais jako Monte Christo naprawdę do rzeczy. ;)
OdpowiedzUsuńW ogóle świetne wyzwanie też sobie chętnie zrobię. Czytam Twoje odpowiedzi i co chwila stwierdzam: "o boże mam tak samo" :)