(źródło) |
Najbardziej przereklamowana książka
No dobrze. Miałam napisać tu dużo czegoś mądrego,
ale chyba nie dam rady. hevs walnęła uber długą notkę o Lodzie Dukaja. Nawet nie próbuję konkurować. Z dwóch względów: po
pierwsze, przez ostatnie siedem godzin oglądałam Nostalgia Critica, zbliża się
północ i nie mam czasu na bardziej rozbudowany wpis. Po drugie, jakiś czas temu
wymyśliłam, jaką książkę czytałam, o której z powodzeniem mogę powiedzieć, że
jest przereklamowana – ale, niestety, to jest książka, no… cóż, Ulv powiedział,
że gazeta ma więcej treści niż to. I zapewne ma rację. I nie, nie jest to Zmierzch – z jednego… z dwóch prostych
powodów: po pierwsze, Zmierzchu nie czytałam (ale od trzech lat twardo walczę z
ekranizacją – obejrzałam już dwie części!). Po drugie, cóż… hejtowanie Zmierzchu jest tak bardzo passe i mainstreamowe,
że trudno bardziej, no nie?
Ja więc pójdę w coś jeszcze bardziej passe!
Chodzi mi o Alchemika Paulo Coelho. Jest to
jedyne dzieło tego autora, do jakiego robiłam podejście – bo autor tak
gloryfikowany swego czasu, no to wypada przeczytać, żeby później wiedzieć, co
się hejtuje.
Ach, gdybyż to było takie proste!
Coelho w którymś momencie robił furorę – jego
książeczki (przecież one wszystkie zmieściłyby się na ulotce, a wydawca musiał wyczyniać prawdziwe akrobacje
w składzie, żeby to miało jakąś przyzwoitą objętość – stąd zdrobnienie)
postrzegano jako literaturę ambitną i filozoficzną… oczywiście, była też masa
hejterów, ale to nie przeszkadzało w sprzedaży. Bądź co bądź nawet mojej
Rodzicielce polecono tego autora i nie jestem pewna, czy aby się nie skusiła –
w końcu czyta sporo… a że głównie kryminały, gdzie im więcej krwi tym lepiej? Oh, hell with that! Coelho będzie w sam
raz dla niej!
W każdym razie, mimo że obecnie o Coelho chyba już
nikt nie pamięta, swego czasu to był hit.
I właśnie wtedy, kiedy jeszcze był to hit,
postanowiłam się z nim zmierzyć. Że akurat na miejscu miałam Alchemika, sięgnęłam właśnie po ten
tytuł.
I wiedzą Państwo co? Mimo że treść książeczki
zmieściłaby się na odwrocie paragonu, ja jej naprawdę, mimo ogromnego nakładu
sił i środków, nie skończyłam. Utknęłam gdzieś w połowie i po prostu nie mogłam
dalej zdzierżyć tej nudy, ciskania we mnie pustymi frazesami, zerowego
zgłębienia jakiegokolwiek problemu i… no… po prostu ogólnej miałkości. To
dziełko mnie intelektualnie totalnie wypruło. Minęło kilka lat, a ja wciąż nie
mogę się zmusić do przeczytania tego do końca. Mam tylko takie niewyraźne wspomnienie, że kompozycja powieści sprowadza się do: miałkiepitolenie - BUM!jebnięcieGłębokąMyślą-miałkiepitolenie-BUM!-itp. Strasznie mnie to zirytowało. I te Głębokie Myśli były tak bardzo... powierzchowne i ledwie dotykały jakiegokolwiek zagadnienia, nawet nie próbując go zgłębić. I to było takie przykre. I po prostu nie dałam rady.
Oczywiście, mogłabym dziś tak naprawdę wspomnieć o
Diunie, która – choć przedstawiana
jako totalne i ponadczasowe arcydzieło literatury sci-fi – dla mnie była mocno taka
sobie, a wkurwiający bądź nijacy bohaterowie bardzo dbali o to, żebym nie dała
rady w pełni zachłysnąć się świetnym settingiem, niemniej jednak… cóż, nie mam
czasu. Zresztą, o Diunie już coś na tym blogu pisałam.
Przeczytałam Alchemika z polecenia jak miałam jakieś... 10 lat? *idzie paczać na datę wydania* Może wcześniej, ale na pewno nie później. Kompletnie nie pamiętam, co tam się działo i nie pamiętałam od razu po przeczytaniu, ale wtedy byłam w trybie "let's read everything in the world!", ze szczególnym uwzględnieniem składu papieru toaletowego (nigdy nie znalazłam, jak mi bogowie mili). Nevermind.
OdpowiedzUsuńOglądasz Nostalgię?! Masz ulubiony filmik? A kogoś jeszcze z tgwtg znasz i lubisz?
Bo tam się nic nie działo. :P Facet lazł przez pustynię i czasem rzucał Głęboką Myślą. No i było wiele Wielkich Liter. Bo od tego Myśl staje się Głębsza.
UsuńNah, oglądam na rympał jak leci i nie zastanawiam się nad ulubionym. Innych oglądam w mniejszym natężeniu, ale się zdarza. ;)
Nigdy nie czytałem Zmierzchu, ale obejrzałem film dla jaj. Cóż, gówno jakich mało, bez ładu i składu. Pomijając już grupę docelową, to jest to film, którego bez znajomości książki nie ma sensu oglądać, bo nic się nie zrozumie.
OdpowiedzUsuńAlchemik owszem, przereklamowany. Chociaż dla mnie takim numerem jeden jest chyba Kod da Vinci.
Diuna za to w ogóle do mnie nie przemawia i wieje nudą.
Kodu nie czytałam, więc się nie wypowiadam. :)
Usuń"Diuna" właśnie zaskakująco często, jak widzę, cieszy się opinią dzieła raczej nudnego i dość przereklamowanego. A myślałam, że cała reszta ludzkości się do niej modli nocami xD
To tylko garstka fanatyków, chociaż modlą się tak głośno i żarliwie, że można pomyśleć jakoby ich więcej było :D
UsuńAlchemika przeczytałam jeszcze w gimnazjum - i to wczesnym, jeszcze zanim dopadłam do Dostojewskiego, Orwella, Puzo i Mastertona. A może to była jeszcze podstawówka? Pamiętam jedynie, że poraził mnie swoją miałkością. Wtedy, podkreślam i to jeszcze zanim zabrałam się za czytanie porządnej literatury. No dobra, facet napisał dużo banałów i nie raz, nie dwa minął się z logiką. I tak naprawdę wspominam te lekturę jako wyjątkowo przykrą z powodu popularności autora. Po prostu usiadłam w ławce i zapłakałam, że żyję w świecie gdzie takie banały uchodzą za filozofię.
OdpowiedzUsuńGdybym miała zupełnie poważnie wyznaczyć taką najbardziej przereklamowaną książkę, to zdecydowanie "Diuna" jest numerem jeden. Uchodzi za najlepszą powieść SF wszech czasów (lista Locusa) - inne pozycje mają co najwyżej fanbojów gardłujących, że w piątym (albo innym, którego dany krytykant nie czytał) tomie jednak pojawia się odrobina sensu ;)
Czytałam Alchemika w liceum po angielsku i mogę polecić ludziom chcącym podszlifować język - w książce jest dość nieskomplikowany i przystępny, dzięki czemu trochę się podszkoliłam. Polecam ten styl życia. Tak, treść denna, ale forma w sam raz dla siedemnastolatka.
OdpowiedzUsuń