(z internetów) |
Książka, którą czytałam więcej niż trzy razy
I tu zaczęłam się bardzo
intensywnie zastanawiać. Prawdę mówiąc, rzadko kiedy wracam do przeczytanej książki.
Ma to dwie przyczyny:
Po pierwsze, nawet jeśli jakaś
książka mi się podobała, wolę zachować w pamięci to wspomnienie i nie
ryzykować, że przy drugim czytaniu zauważę mankamenty i czar pryśnie. Przecież
właśnie takim powtórnym czytaniem może nie do końca zgwałciłam, ale w każdym
razie nieco nadszarpnęłam swego czasu moje niemal nabożne uwielbienie dla Końca dzieciństwa Clarke’a, które po
pierwszym razie stało się dla mnie Pismem-Prawie-Świętym.
Oczywiście, różnie to bywa.
Byłabym w stanie wymienić kilka tytułów, które czytałam dwukrotnie: Hobbit, właśnie wspomniany Koniec dzieciństwa, Wolni Ciutludzie, Zimistrz,
Pies Baskerville’ów czy Trzej Muszkieterowie.
A po drugie, co tu dużo kryć:
czas. Och, dużo łatwiej byłoby z filmami, ma się rozumieć! Bo to nie tak, że w
ogóle nie lubię wracać do pewnych opowieści. Ale ponowne obejrzenie Armii Boga, Siedmiu Wspaniałych czy Za
garść dolarów jest bez porównania szybsze i łatwiejsze niż odświeżanie
powieści. Wszak czas, który spędziłabym nad raz już przeczytaną lekturą mogę
poświęcić na przeczytanie czegoś nowego – a że doba nie jest z gumy, zazwyczaj
wybieram jednak coś nowego.
Jednak nieco trwało, zanim
sformułowałam sobie takie poglądy. W podstawówce czy liceum miałam w nosie sprawy
wspominania książek czy – phi! – czasu. Toteż po głębszym zastanowieniu
przypomniałam sobie, że swego czasu zaczytywałam się w Chmielewskiej. I mówiąc „zaczytywałam
się” mam na myśli dwie sprawy: po pierwsze, szarżowałam dziarsko przez
wszystkie serie, czyszcząc z nich biblioteczne półki. Po drugie, czytając w
kółko dwie ulubione pozycje tej autorki: Wszystko
czerwone i Wszyscy jesteśmy
podejrzani. O pierwszej z tych powieści jeszcze w tym wyzwaniu wspomnę.
Dlatego dziś wybieram Wszyscy jesteśmy podejrzani.
Wypadałoby uzasadnić. Wypadałoby
tym bardziej, że przecież mowa o kryminale – owszem, babskim i z przymrużeniem
oka, ale jednak kryminale. A powtórne czytanie kryminałów wydaje się podwójnie
pozbawione sensu.
Przy Wszyscy jesteśmy podejrzani zawsze mogłam się odprężyć. Powieść ma
wyrazistych, może i zarysowanych grubą kreską, ale jednak wzbudzających ogromne
pokłady sympatii bohaterów. Jest ten dziwny element niesamowitości w postaci
głównej bohaterki, Joanny, rozmawiającej z Diabłem. Jest dość abstrakcyjna
sytuacja, w której bohaterowie zostają zamknięci w miejscu pracy (a także
zbrodni) i ewentualnie mogą paradować ulicami pod obstawą milicji, żeby kupić pasztet
i paczkę Żeglarzy. Jest Witek, który je chyłkiem, bo to dla niego czynność
intymna (dopiero po pójściu do pracy uświadomiłam sobie, jak bardzo go rozumiem
– nigdy nie jadam w pomieszczeniu socjalnym). Jest Witold, który soli pomidora
w koszu na śmieci. Jest hodowanie dziwnego czegoś w dzbanku na balkonie, romans
biurowy i cały szereg elementów, do których chce się wracać po nudnym, szarym
dniu, niezależnie od tego, że przecież już wiem, kto zabija. Ta książka to
doskonały odmóżdżacz i bezkonkurencyjnie poprawia humor, a jej niewielkie
gabaryty i lekki język sprawiają, że czyta się błyskawicznie i nie ma mowy o
tym, że szkoda mi na to czasu.
I tak właściwie, to idę to
przeczytać jeszcze raz.
Janusz się nagle znów odwrócił.
– Złamałem się – oświadczył ze skruchą. – To było mniej niż miesiąc
temu. Jak wyjeżdżał ten mój kumpel, Jugosłowianin, to razem kupowaliśmy ten
pasztet…
– Gdzie on mieszkał? – przerwał mu Wiesio.
–… W tubach – dodał rozpędzony Janusz.
– W tubach mieszkał?!
– Nie, w tubach kupował…
Zniecierpliwili mnie tym wreszcie.
– Na litość boską, przestańcie prowadzić tę idiotyczną rozmowę z
opóźnionym zapłonem, bo nie mogę sobie przypomnieć, o co mi chodziło!
– A,
właśnie – ożywił się Janusz. – To nie tobie chodziło, tylko mnie. Teraz sobie
właśnie uprzytomniłem, gdzie ja widziałem Witka z Tadeuszem. Właśnie na placu
Wilsona przy tym pasztecie w tubach!
Też rzadko czytam jakąś książkę więcej niż raz, bo jest po prostu zbyt dużo nowych w kolejce. Dlatego też nie posiadam w zasadzie własnych książek, a pożyczam z biblioteki i od znajomych, po co mają mi się kurzyć na pólce i zajmować miejsce, skoro i tak pewnie do nich nie wrócę.
OdpowiedzUsuń"Wszyscy jesteśmy podejrzani" to książka, którą mam na liście od nie wiem kiedy. Chmielewska zdążyła przenieść się na tamten świat, a ja nadal jej nie przeczytałam, chociaż co najmniej raz miałam ją w łapkach podczas wizyty w bibliotece. Pamiętam tylko, że podobała mi się adaptacja przygotowana przez Teatr TV (na szczęście nie pamiętam, kto zabił ^^ )
OdpowiedzUsuńHm, ja często wracam do "Gry Endera" i do "Opowieści z Narnii".
OdpowiedzUsuń