Książka, która wywołuje mój śmiech
Tym razem dylemat miałam jedynie przez krótkie
mgnienie. W pierwszej chwili moje myśli powędrowały do Clarksona i Pratchetta,
szybko jednak dokonały spektakularnego zwrotu. Bo weźmy takiego Pratchetta:
jasne, powieści ze Świata Dysku ociekają doskonałym humorem, szczególnie te
starsze. I owszem, zacieszam tam często jak debil. Ale nie jestem pewna, czy
faktycznie śmieję się w głos. W przeciwieństwie do hevi, ja się rzadko śmieję,
czytając książki. W ogóle przy lekturze skrajne emocje to u mnie ogromna
rzadkość. I to nie jest chyba wina autora, po prostu tak mam i już.
O tej jedynej powieści, przy której turlam się ze
śmiechu po podłodze nie pomyślałam od razu tylko dlatego, że najzwyczajniej w
świecie wieki jej nie czytałam. Ostatni raz chyba gdzieś na początku studiów.
Mowa o wspominanej już na tym blogu powieści Joanny Chmielewskiej, Wszystko
czerwone.
Jak to u Chmielewskiej, mamy trupa. Bah!, żeby jednego! Trup ściele się
niemal tak gęsto jak w Morderstwach w
Midsomer! Bohaterami są, jak to u Chmielewskiej, całkowicie przeciętni
ludzie, którzy znaleźli się po prostu w złym miejscu o nieodpowiedniej porze,
co wcale nie znaczy, że są nudni – ofkoz szoł w dużym stopniu kradnie Alicja,
która jest w stanie zapomnieć totalnie o wszystkim, ale inni też dają radę, z
panem Muldgaardem, duńskim policjantem mówiącym po polsku, na czele (c’mon, jak można czytać „Ta dama to
wasza mać?” i przy tym nie rechotać?!). Jest też, ma się rozumieć, masa dziwnych
zbiegów okoliczności, Joanna prowadzi śledztwo na własną rękę, jest
potraktowane z przymrużeniem oka starcie dwóch kultur – polskiej i duńskiej,
jest pani Biała Glista i nogi. Same nogi. Bo reszta kadłuba była w ciemno.
Wszystko
czerwone czytałam tyle razy, że nie jestem w stanie zliczyć. I kiedy teraz
przeglądam cytaty, też zaśmiewam się jak debil. Niniejszym idę przeczytać
całość. To krótki kryminałek, ale łez można nad nim wylać całe morze. Czeka
mnie radosny wieczór.
– Niedobrze
– rzekł. – Światłość była na pani osoba. On wykonywa zła zamiara poprzez okno.
Pani winna nie siadywać na światłość.
Chyba jedyna książka, którą przeczytałam dwa razy... za jednym podejściem :D Skończyłam i zaczęłam od początku. Chmielewska świetna jest :)
OdpowiedzUsuńTen wpis ostatecznie przekonał mnie, żeby wypożyczyć coś z Chmielewskiej. Nie będę oryginalna - "Wszystko czerwone" i "Wszyscy jesteśmy podejrzani", skoro Fraa poleca. Najwyżej będę potem smęcić ;)
OdpowiedzUsuńI jeszcze "Boczne drogi"!
OdpowiedzUsuńA co byś powiedziała o "Baranku" Moore'a? :D To jedyna książka, czytając którą śmieję się na głos (a ja nawet na filmach komediowych prawie nigdy się nie śmieję).
OdpowiedzUsuńmnie śmieszy wiele książek ale wymienię dwa tytuły autora którego o śmieszne książki mało kto by podejrzewał czyli roberta ludluma droga do gandolfo i droga do omaha ;)mocne rzeczy ale nie spoileruje sami przeczytajcie (droga do omaha chyba śmieszniejsza jednak)
OdpowiedzUsuńZ Chmielewskiej "Lesia" i "Karolka" również wspominam bardzo dobrze. Takie to, kurczę, życiowe :D
OdpowiedzUsuńI teraz muszę po raz kolejny przeczytać "Wszystko czerwone" bo przypomniałaś mi tym wpisem jak ja uwielbiam tą książkę :D
OdpowiedzUsuń"Zaprawdę na pamięć waszą zapadło, a trzeba rozjaśnić mroki" ;)