piątek, 31 stycznia 2014

ZaFraapowana filmami (89) - "The Room"

Nie wiem, od czego zacząć. Naprawdę. Pewnie powinnam wyznać, jak bardzo się wstydzę tego, co widziały moje oczy. Ale wiecie co? Wcale nie. Jestem dumna i uchachana, bo film zapewnił mi radochy co niemiara.
O produkcji Tommy’ego Wiseau z 2003 r. The Room dużo słyszałam i sporo czytałam. Był przedstawiany jako jeden z najgorszych filmów w historii, położony w dokładnie każdym aspekcie. No ale to produkcja niezależna, więc w sumie czego się spodziewać…? No ale jednak pracowało przy tym czterysta osób, a całość kosztowała sześć milionów dolarów – więc jak źle może być? Ink o ludziach-popcornach kosztował 250 tys. dolarów i był w sumie całkiem oglądywalny, nawet jeśli miał pewne niedociągnięcia.
I tak do refleksji do refleksji, zapadła w końcu decyzja o obejrzeniu tego cuda wyreżyserowanego przez Tommy’ego Wiseau, ze scenariuszem Tommy’ego Wiseau i z Tommym Wiseau w roli głównej.

W filmie śledzimy losy spokojnego bankiera, Johnny’ego (Tommy Wiseau) i jego narzeczonej, Lisy (Juliette Danielle), która stopniowo dochodzi do wniosku, że nie kocha już Johnny’go, tylko Marka (Greg Sestero) – jego najlepszego przyjaciela. Pojawią się też dziwni ludzie o niepewnym statusie społecznym oraz Upierdliwa Matka (Carolyn Minnott – o, sprawdzając obsadę dowiedziałam się, że matka miała imię!).

Od czego by tu zacząć… chyba od tego, co na samym starcie filmu rzuca się w oczy: gra aktorska. Ach! Tommy Wiseau gra z finezją otoczaka. Naprawdę. Tylko jeszcze dziwacznie się podśmiewa w randomowych momentach, co sprawia, że wypowiadane przez niego kwestie są mocno creepy, a Johnny z niewinnego bohatera o złotym serduszku jawi się jako psychopata:


Przeciętne szkolne przedstawienie zostawia The Room daleko w tyle. Ot, weźmy tak prostą i niewinną scenę, jak kupowanie kwiatów:


Czy po wyznaniu kwiaciarki, że nie poznała Johnny’ego, on zapomniał odpowiedzieć? Czy po prostu uznał, że to odpowiedni moment na Ripostę z Opóźnionym Zapłonem? Sama nie wiem. Ta scena jest… dziwna.
Wyjątkiem są oczywiście Dramatyczne Sceny, gdzie Tommy Wiseau zaczyna się Wczuwać. I to jest chyba jeszcze gorsze. Przykład?


Proszę tylko spojrzeć na tę dramę! Ale, ale! Moją ulubioną sceną pod tym względem i tak pozostaje:


Inni również dają radę – na przykład Lisa, kiedy jej matka oznajmia, że ma raka:


A już najdoskonalszym pokazem kunsztu aktorskiego jest scena seksu:


Aach, no właśnie – skoro już przeszłam do scen seksu i tego uroczego pana, w ogóle zajmę się przez moment uroczymi panami z filmu. Albowiem The Room to krynica wiedzy o mężczyznach. Teraz się czuję, jakbym poznała najgłębsze tajemnice tego dziwnego, męskiego światka, do którego nigdy nie miałam wstępu ze względu na swoją płeć. Ale koniec tej niewiedzy, panowie!
Na przykład: teraz już ogarniam, o co chodzi, kiedy pada hasło „męskie rozmowy”.


Kiedy zaś mowa jest o pograniu w football (pozostaję przy tej nazwie celowo, bo w filmie rozchodzi się – CHYBA! – o ten dziwny, amerykański sport, którego nie rozumiem, a nie o piłkę nożną), chodzi o to, że panowie stają jakieś trzy metry od siebie i rzucają sobie piłkę. Tak po prostu. Stoją w kółku i rzucają piłkę. W sumie rozumiem, że na wiele więcej ich nie stać z ich zdrowiem, bo trąceni lekko w ramię od razu przewracają się w śmietniki i ktoś musi ich holować do domu… Co mi uświadamia, że w podstawówce chyba byłam wykwalifikowaną footballistką. Zawsze wiedziałam, że kariera sportowa to moje przeznaczenie.
A już zupełnie nic tak nie cieszy drogich panów, jak kolektywne wbicie się w eleganckie garniaki i… porzucanie sobie piłki przed blokiem. Nie, serio: ja myślałam, że to scena poprzedzająca ślub, ale okazało się, że to naprawdę taka fanaberia chyba była, bo w filmie żadnego ślubu nigdy nie było, a w kolejnej scenie już nie było nawet garniaków (była za to zaprezentowana wyżej scena w kawiarni).
I w ten sposób dotarliśmy do kolejnego problemu filmu: losowości. The Room jest przepełnione dziwnymi scenami, przy których człowiekowi wykwita na twarzy wielkie „WTF?”, a które nie mają zupełnie nic do… no… do niczego. Na przykład: bohaterów akurat nie ma w chałupie, drzwi się otwierają i nagle wbijają tam dwie zupełnie obce osoby, które zaczynają się gzić na kanapie. Kto to? Czemu włażą do cudzego mieszkania na seks? O sso chozi? Och, jasne, gdzieś później dowiadujemy się, że to przyjaciele… choć nadal nie wiem, czemu przychodzą w gości na seks. Ale mniejsza o to. Jest też scena z dealerem narkotykowym na dachu, której też nie ogarniam, bo to jakiś wątek zaczęty i nieskończony chyba… zresztą trudno powiedzieć. Wiecie, The Room sprawia wrażenie, jakby scenariusz był pisany w ramach NaNo. Matka Lisy ma raka? Ok, nie zajmujmy się tym – to nieistotne. Zresztą, matka w ogóle jest dziwną postacią – sceny z nią stanowią coś w rodzaju przerywników, refrenu jakiegoś, matka mówi Lisie, ze Lisa powinna wyjść za Johnny’ego, Lisa mówi jej, że nie kocha go – i tyle, zero znaczenia dla fabuły. Ten motyw z garniturami? Eee tam, detale. Jeśli nie NaNo, to najwyraźniej taśma wpadła im do niszczarki i później klecili to na rympał.
Wydawałoby się, że w obyczajówce, której akcja dzieje się w większości w mieszkaniu albo na dachu, nie będzie miejsca na wiele efektów. Ale nie! Było miejsce, bah!, efekty też spierniczono. Chodzi mi o dach. Serio? Tak trudno było znaleźć po prostu… dach, żeby na nim kręcić? Naprawdę trzeba to było robić na green screenie? Nie wiem, chyba chodziło o nabicie kosztów, bo innego sensownego wyjaśnienia nie widzę.
W ogóle podkreślę jeszcze raz: film miał budżet sześć milionów dolarów! Na co to poszło? Przecież nie na płace dla aktorów, bo do tego trzeba by mieć aktorów, a nie kłody! Scenografii jakiejś wypasionej nie ma, efektów nie ma… na muzykę wszystko poszło? To by wyjaśniało, dlaczego tak przeciągnęli sceny seksu: osobiście miałam wrażenie, że one trwają tak długo głównie po to, żeby zdążyła przelecieć cała piosenka. Nie ośmielę się twierdzić, że Wiseau pod płaszczykiem dramatu chciał nakręcić pornola, bo byłby to najnudniejszy pornol ever: przez trzy minuty człowiek gapi się na całujące się głowy i kawałek ramienia. Żeby było zabawniej, najwyraźniej Juliette Danielle źle wspominała kręcenie sceny seksu z Tommym, bo kiedy nasze narzeczeństwo drugi raz miało się oddać miłości cielesnej… wykorzystali te same zdjęcia. Co za żałość. No, ale przynajmniej za drugim razem nie było chłopca, który wbił się im do sypialni, żeby dołączyć albo chociaż popatrzeć… ogólnie motyw tego chłopca był trochę przerażający i bardzo niesmaczny. Albo na odwrót, nie umiem się zdecydować.

Tak, ten film jest absolutnie straszny i okropny. A co w tym wszystkim najlepsze? Granicę „tak zły, że aż śmieszny”, minął kilka razy i to na jednej nodze. To jest naprawdę, naprawdę doskonała komedia i serdecznie polecam – wraz z kieliszkiem czegoś mocniejszego. Niejednym.
Powiedziałabym, że to najgorszy film, jaki widziałam. Montaż randomowy, dialogi sztuczne i dziwaczne, gra fatalna, a scenariusz głupi i poszarpany, naszpikowany nic niewnoszącymi scenami. Ale to stwierdzenie było prawdziwe tylko przez jeden dzień od seansu. Albowiem dnia następnego obejrzałam coś, co zdołało strącić The Room z podium.
Ale o tym innym razem.




– I gotta tell you something.
– Shoot, Denny.
– It's about Lisa.
– Go on.
– She's beautiful. She looks great in her red dress. I think I'm in love with her.
– Go on...




Disklejmer:
Wszystkie gify są wygóglane w internetach, ale nie chciało mi się zapisywać źródła. Wybaczcie.

9 komentarzy:

  1. Jeśli oglądałaś recenzję Obscurus Lupy, to ona tam wspomina, że obsada zmieniała się kilka razy, łącznie z główną bohaterką (PS też bym nie chciała, żeby mnie Tommy Wiseau pukał w pępek), a i w połowie filmu ktoś tam znika. Mam wrażenie, że sceny z matką to po prostu różne ujęcia wsadzone do filmu tylko dla czasu (co zresztą u Lupy mało mnie nie zabiło ze śmiechu).

    No ale, ja tam uwielbiam ten twór, bo to jest... No nie wiem, to się nie może nie podobać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nope, właśnie tego Lupy jeszcze nie oglądałam. ;) Na razie mam przerwę z TGWG, bo czasem trzeba popracować. ;) Lupa natomiast skusiła mnie do obejrzenia czegoś innego i płaczę nad tym do dziś ze śmiechu. xD

      I tak, to nawet na Wikipedii czy gdzieś jest napisane, że chyba dwukrotnie cała ekipa się zmieniła. xD I ogólnie ludzie wspominają Wiseau jako kijowego reżysera i antypatycznego typa. xD

      Ach, no i nie wolno zapominać, ze Wiseau pozwał NC za reckę tego szitu. xDDDDDDDDD W sensie o prawa autorskie. xDDDD Ale przegrał xD

      Usuń
    2. A co takiego? Bo sporo rzeczy, które recenzowała, wywołuje śmiech i łzy.
      Plus Radu (;)) zrecenzował inny film z Wiseau.

      Nie czytałam Wikipedii The Room, muszę nadrobić te braki.

      Ano pozew poszedł, z tej okazji NC zrobił nawet specjalną parodię, a w necie jest nagranie z jakiegoś conu, na którym też parodiuje Wiseau.
      A, no i Brad Jones (Cinema Snob) zrobił swoją "recenzję", która też jest warta obejrzenia.

      Usuń
    3. Za Cinema Snobem nie przepadam jakoś do szaleństwa, choć jako Indiana Jones w "Suburban Knights" u był zacny^^ ...znaczy zaraz po Angry Joe alias Inigo Montoya "Zabiłeś Mojego...Kogośtam" xD
      Ach, sorry - podobała mi się druga recka Zmierzchu :P Albo pierwsza. Nie wiem, ta, gdzie nie siedział obok.

      Ale ja nie o tym... W sumie nie wiem, czy to była Wikipedia The Room na pewno... czy ciekawostka z IMDB...? Czy... och, nie wiem. Tak czy owak ciągle nie mogę wyjść z szoku po informacji o budżecie tego filmu. o.O

      A z Lupą nie będę spoilować, bo na pewno jeszcze o tym wspomnę na... erp... łamach tego bloga. Wiem, blog raczej nie ma łamów. Chyba. Kij z tym.

      Usuń
    4. No, ja Cinema Snoba też nie oglądam jakoś za często (recenzji Zmierzchu nie znam), bo to, za co on się bierze jest kompletnie nie po drodze za mną, ale na przykład seria "DVD-R Hell" mi dość podeszła. No i czasem pornosy są prześmieszne.
      Ej... w sumie dlaczego ja jeszcze nie oglądałam "Suburban Knights"...?

      To nie spoiler jak powiesz tytuł filmu!

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. hevs... http://ffilms.org/the-room-2003/ odważysz się? ;>

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...