poniedziałek, 13 stycznia 2014

Fraa w czytelni (63) - "Świat robotów"

Autor: Isaac Asimov
Tytuł: Świat robotów (tom 1 i 2)
Tytuł oryginału: The Complete Robot
Tłumaczenie: Edward Szmigiel
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1993
Wydawca: Varia APD

Swego czasu Fenrir przy okazji recenzowania zbioru opowiadań Ja, Robot stwierdził, że Asimovowi „znacznie lepiej wychodziły opowiadania, niż dłuższe formy” [źródło]. Cóż generalnie nie zgodziłam się z kilkoma elementami tamtej recenzji, ale dziś mogę powiedzieć z całym przekonaniem przede wszystkim jedno: zupełnie nie zgadzam się zwłaszcza z tą tezą i w mojej opinii jest dokładnie na odwrót: o ile w dłuższych formach Asimov mógł swoje koncepcje rozwijać, pogłębiać i rzetelnie omawiać, o tyle w – zazwyczaj króciutkich – opowiadankach, nie mając do tego przestrzeni, nazbyt często popadał w skrótowość, przez którą przedstawiony pomysł wychodził dość naiwnie i nieprzekonująco.
Były, ma się rozumieć wyjątki od tej reguły, ale przy tej liczbie opowiadań trudno oczekiwać, że wszystkie będzie się dawało wrzucić do jednego worka.

Świat robotów to kompletny zbiór wszystkich krótszych tekstów, jakie Isaac Asimov napisał o robotach. Zawiera w sobie opowiadania zawarte w Ja, Robot, ale też wiele innych, również takich nigdy dotąd niepublikowanych. Jak dotąd brzmi dobrze?
Cóż, to dodam jeszcze, że książka (pisząc „książka” mam na myśli, ma się rozumieć, dwie książki – przypominam, że chodzi o wydanie dwutomowe) zawiera całkiem sporo dopisków odautorskich – najpierw nieco obszerniejszy wstęp, później zaś po parę zdań poprzedzających coś w rodzaju rozdziałów, na które podzielony jest cały zbiór. I powiem Państwu jedno: Isaac Asimov pisał fajną fantastykę naukową, ale nie powinien był się odzywać pozanarratorsko. Po przeczytaniu Świata robotów sama nie wiem, co we mnie mocniej siedzi: uwielbienie dla twórczości Asimova czy niechęć do niego jako do człowieka.
Na samym wstępie czytelnik dostaje kilka stron autorskiego pompowania ego. Do znudzenia mamy powtarzane, że to ON, Asimov, wymyślił robotykę (zarówno naukę jak i samo słowo), że pchnął cywilizację w nowoczesność, że zmienił losy świata – tak właśnie! Znaczy żeby nie było nieporozumień: ja nie odmawiam świętej pamięci autorowi wielkich osiągnięć. Nie odmawiam mu tytułu ojca robotyki. Nie w tym rzecz. Ale naprawdę, to już w którymś momencie zaczęło niebezpiecznie przypominać ten obrazek:
(źródło)
Późniejsze notki odautorskie są nieco bardziej powściągliwe, choć zupełnie mi się nie podobało, że miałam w nich narzuconą interpretację następujących po nich opowiadań – wolałabym tego typu refleksje dostawać po właściwej lekturze (to by mi umożliwiło porównanie moich własnych rozkmin z tym, „co autor miał na myśli”). A już zupełnie mnie rozwaliło podkreślenie w przypadku jednej z głównych bohaterek robociego cyklu, pani robopsycholog Susan Calvin, że była taka totalnie wyjątkowa w porównaniu do żeńskich bohaterek w ówczesnej literaturze, bo samodzielna i inteligentna, choć – uwaga, nie moglibyśmy żyć bez tej informacji – niespełniona seksualnie. WTF? Chłopie, really? Stul dziób i po prostu zacznij opowiadać historie o robotach.

No, ale jak już człowiek zmordował te mądrości Asimova, to w Świecie robotów ma cały szereg świetnych opowiadań – uszeregowanych co prawda tu i ówdzie tematycznie, to znaczy jest część poświęcona robotom metalowym, cześć niepodobnym do ludzi, część człekokształtnym itp., ale koniec końców układ jest podobny jak w Ja, Robot, czyli chronologiczny. Czytelnik poznaje kolejno nieśmiałe początki robotyki, jej rozwój, aż wreszcie coś w rodzaju schyłku, kiedy US Robots musi przerzucić się z niebywale inteligentnych, niemal identycznych z człowiekiem robotów na produkcję roboptaszków i robodżdżownic. Akcja ostatnich opowiadań rozgrywa się dwieście lat po śmierci Susan – co, przyznam, mnie osobiście nieco martwiło, ponieważ pani robopsycholog, obok panów Donovana i Powella, była najbardziej charakterystyczną i zapadającą w pamięci postacią robotycznych opowiadań. I faktycznie budzi się w człowieku pewna nostalgia pod koniec drugiego tomu – że oto dopiero byliśmy świadkami sceny, w której nastoletnia dziewczyna w muzeum techniki obserwuje prymitywną maszynę liczącą, a potem nagle jest już tylko hologramem w siedzibie US Robots. Niesamowicie mocno odczuwalny jest upływ czasu i przemiany, jakie w tym czasie zachodzą w społeczeństwie.

Ale, jak wspomniałam, moim zdaniem jednak Asimov lepiej sprawdza się  w dłuższych formach. Opowiadania nazbyt często sprowadzają się do dwóch gadających głów, które sobie cośtam kminią, dedukują i dość szybko przedstawiają wniosek – dla mnie zbyt szybko. Szczytem chyba jest opowiadanie Lustrzane odbicie, w którym po raz kolejny dochodzi do spotkania Elijaha i R. Daneela – i z jakiegoś dziwnego powodu policjant jawi się tu jako błyskotliwy superdetektyw, podczas gdy R. Daneel jest tylko marionetką, która w odpowiednich momentach ma zadawać kolejne pytania. To tak naprawdę zupełnie nie odpowiada portretom tych bohaterów, jakie czytelnik ma z powieści – gdzie owszem, Elijah głupi nie jest, ale obaj są właściwie równoważnymi partnerami i jeden bez drugiego by śledztwa nie ukończył.
Najlepszy przyjaciel chłopca aż nazbyt przypomina opowiadanie Robbie – zresztą, mnie w ogóle średnio jara wtłaczanie robotów w jakieś szczególnie bliskie relacje, a w obu wymienionych tekstach czytelnik dostaje motyw „dziecko kocha swojego robota, a gupi rodzice tego nie rozumieją”. Rzewliwe blargh.
Większość opowiadań jednak jest naprawdę fajna, nawet jeśli pozostawia pewien niedosyt – szczególnie przypadło mi do gustu Zbierzmy się, Niewolnik szpalt, Kobieca intuicja czy …że o nim pamiętasz. Dwustuletni człowiek, choć sam Asimov uznał je za swoje najlepsze opowiadanie o robotach, w mojej opinii po raz kolejny znów za bardzo idzie w kierunku uczłowieczania maszyn.

Nie ukrywam, że choć powtórzenie sobie historii robotyki było ciekawym doświadczeniem, z pewną niecierpliwością wyglądałam już, kiedy będę mogła zacząć Roboty z planety świtu – brakowało mi już czegoś z nieco bardziej złożoną fabułą i z R. Daneelem – takim, jakim być powinien, a nie zredukowanym do dania pretekstu, by zaprezentować jakąś maleńką teoryjkę. Ale jako niezobowiązujący zbiór opowiastek o ludziach (och, nie ukrywajmy, wszak o ludzi tam chodzi, a nie o roboty) Świat robotów mogę z czystym sumieniem polecić – ot, choćby dla Donovana, Powella i Calvin. Tylko odradzam czytanie wstawek odautorskich. No i trzeba się uodpornić na to, że średnio co dwa-trzy opowiadania będziemy mieć powtórzone wszystkie Trzy Prawa, co robi się irytujące mniej-więcej w połowie pierwszego tomu.
Long story short: fajne, przyjemne, szybko się czyta i niektóre opowiadania rzeczywiście robią wrażenie, ale całościowo ekstazy nie ma.
  

Ach: a wpis powstał w ramach wyzwania czytelniczego "Eksplorując nieznane".



– Jest to bardzo poprawna książka i niewiele rzeczy mogę tu wskazać – powiedział robot. – W linii 22 na stronie 27 słowo „pozytywny” jest napisane „p-o-y-z-t-y-w-n-y". Przecinek w linii 6 na stronie 32 jest zbędny, za to powinno się go użyć w linii 13 na stronie 54. Znak plus w równaniu XTV-2 na stronie 227 powinien być minusem, jeśli ma ono być zgodne z poprzednimi równaniami…
– Chwileczkę! Chwileczkę! – zawołał profesor. – Co on robi?

– Robi? – powtórzył Lanning ironicznie. – Ba, człowieku, on już skończył! Zrobił korektę tej książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...