kadr z filmu (dość nudnego, nota bene) |
Książka, której nienawidzę i kocham jednocześnie.
Ok., dziś miałam łatwo. Prawdę mówiąc, jak tylko
zobaczyłam pytanie, od razu w mojej głowie zajaśniał neonem tytuł. Ktoś mógłby
zapytać: ale jak to? Wczoraj nie mogłam wyłuskać z siebie tytułu książki, której
nienawidzę, a dziś swobodnie wymieniam książkę, którą nie dość, że nienawidzę, to
jeszcze zarazem ją kocham? Tak. To nie ma sensu. Pamiętajcie Państwo: logika we
wszechświecie Fryy jest jak punkty we Whose
Line Is It Anyway? – kompletnie bez znaczenia.
A książka, z którą nie mogę dojść do ładu już od
wielu, wielu lat, to Przeminęło z wiatrem Margaret
Mitchell.
Czytałam ją dawno. Bardzo dawno. Może
trochę zbyt dawno – pewnie faktycznie mentalnie byłam wtedy bardziej na
poziomie Ani z Zielonego Wzgórza niż Scarlett. Ale nic nie poradzę, że akurat Przeminęło… było pod ręką. Czytanie tej
powieści było właściwie dość dziwne. Spędzałam z nią (dobrowolnie!) całe dnie,
a jednocześnie okrutnie się z tym męczyłam. Ostatecznie, choć głupio to
przyznać, nie skończyłam jej. Piżgnęłam książką o ścianę i powiedziałam
stanowcze NOŁ FAKIN ŁEJ. No dobra, wtedy powiedziałam to zapewne jakoś inaczej,
bo nie znałam brzydkich słów.
Albo inaczej - znałam dwa słowa. Bardzo, bardzo brzydkie.
Scarlett O’Hara.
Na litość Biegnącego Jeżusia, Scarlett była
totalnie najgorszym zjawiskiem, jakie przytrafiło mi się w dzieciństwie. Rozpuszczona,
egocentryczna zdzira, która nie potrafi pogodzić się z tym, że ktoś obdarza
uczuciem kogoś innego, a nie ją. Która żyje w jakimś swoim małym światku pełnym
urojeń, a jeśli – nie dajcie bogowie – ktoś nie postępuje zgodnie z tymi
urojeniami, to jest najwyższej klasy obrazą. Ale z kolei jeśli trafi się facet –
fajny facet! – który ją wielbi cierpliwie i bezwarunkowo przez kilka kuźwa lat,
to też jest źle! Bo ona wtedy akurat woli w ramach jakiegoś aktu
sadystyczno-masochistycznego wyjść za pierwszego z brzegu frajera, który w
sumie tylko ją irytuje, ale co tam. No więc wychodzi za mąż ciągle i ciągle,
rodzi te nieszczęsne dzieci, i ciągle jest niezadowolona. Widziały gały co
brały, fak ju!
I kiedy byłam już kilka- kilkanaście stron przed
końcem, po prostu nie wytrzymałam i stwierdziłam, że ani sekundy
dłużej z tą beznadziejną babą nie zdzierżę.
Ale jest druga strona medalu, której nie sposób
nie zauważyć.
Abstrahując od mojego osobistego stosunku do
głównej bohaterki, ta książka jest po prostu świetna. Doskonale i z rozmachem pokazane
realia wojny secesyjnej – i to z perspektywy południa, co dla mnie było szczególnie
poruszające i ciekawe. Postacie są fantastycznie skrojone i budzą autentyczne,
bardzo silne emocje. Przecież gdyby nie to, ja nie zaciskałabym pięści i nie
zgrzytała zębami po dziś dzień przy każdym wspomnieniu Scarlett. Ona była
wkurwiająca, ale świetnie napisana. Inni zresztą też byli doskonali. Charlesa i
Franka było mi okrutnie szkoda, no i nie wyobrażam sobie, jak można – będąc samicą
– czytać Przeminęło… i nie wielbić
Rhetta.
Dziś waham się, czy sobie tej książki nie
odświeżyć. Może doczytać tylko końcówkę? A może po prostu całość jeszcze raz?
Nie wykluczam, że moje emocje związane z powieścią wynikają z tego, że byłam za
mała, kiedy to czytałam.
Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale wiem, że Przeminęło z wiatrem jest moją
odpowiedzią na dzisiejsze pytanie.
A ja właśnie Scarlett uwielbiam :D Właśnie za to, że jej największą zaletą jest chyba wyłącznie najcieńsza talia w trzech powiatach. Jest... hm, nie głupia (doskonale radzi sobie w interesach). Ale jest potworną ignorantką (rozmowa z Ashleyem, kiedy ten mówi jej, że świat jaki znają już się właściwie skończył, a ona ma w głowie wyłącznie "przestań gadać głupoty i mnie pocałuj"), zadufaną w sobie (z czego Rhett nieustannie się naśmiewa) i samolubną. A jednocześnie - no jak ja mam nie uwielbiać kogoś, kto postanawia, że jego rodzina już nigdy nie będzie głodna i ma w dupie, co ta rodzina ma do powiedzenia na ten temat?
OdpowiedzUsuńW ogóle kunszt Mitchell w tworzeniu postaci nie ma sobie równych. Jestem w stanie wyłącznie siedzieć z otwartą gębą i podziwiać.
A poza tym, nie ogarniam, jak można nie doczytać końcówki O_o
OdpowiedzUsuń