niedziela, 12 stycznia 2014

30-Day Book Challenge: dzień 2

(z internetów)
Książka, którą czytałam więcej niż trzy razy

 Na pierwszy rzut oka pytanie wydało mi się tym razem banalnie proste. Jest jedna seria, do której wracam wciąż i nieustająco i bez której rok jest rokiem zmarnowanym: ma się rozumieć, chodzi o Muminki. Ale… no właśnie: pytanie jest o książkę, a nie o serię. O seriach będzie w dalszych dniach. Mogłabym, oczywiście, wybrać dowolny tom opowieści o Muminkach i rzucić dziś nim w ramach wyzwania, ale ja tego tak nie widzę: dla mnie wszystkie te książeczki są spójną całością i wolałabym pozostać przy takim ich rozpatrywaniu.
I tu zaczęłam się bardzo intensywnie zastanawiać. Prawdę mówiąc, rzadko kiedy wracam do przeczytanej książki. Ma to dwie przyczyny:
Po pierwsze, nawet jeśli jakaś książka mi się podobała, wolę zachować w pamięci to wspomnienie i nie ryzykować, że przy drugim czytaniu zauważę mankamenty i czar pryśnie. Przecież właśnie takim powtórnym czytaniem może nie do końca zgwałciłam, ale w każdym razie nieco nadszarpnęłam swego czasu moje niemal nabożne uwielbienie dla Końca dzieciństwa Clarke’a, które po pierwszym razie stało się dla mnie Pismem-Prawie-Świętym.
Oczywiście, różnie to bywa. Byłabym w stanie wymienić kilka tytułów, które czytałam dwukrotnie: Hobbit, właśnie wspomniany Koniec dzieciństwa, Wolni Ciutludzie, Zimistrz, Pies Baskerville’ów czy Trzej Muszkieterowie.
A po drugie, co tu dużo kryć: czas. Och, dużo łatwiej byłoby z filmami, ma się rozumieć! Bo to nie tak, że w ogóle nie lubię wracać do pewnych opowieści. Ale ponowne obejrzenie Armii Boga, Siedmiu Wspaniałych czy Za garść dolarów jest bez porównania szybsze i łatwiejsze niż odświeżanie powieści. Wszak czas, który spędziłabym nad raz już przeczytaną lekturą mogę poświęcić na przeczytanie czegoś nowego – a że doba nie jest z gumy, zazwyczaj wybieram jednak coś nowego.

Jednak nieco trwało, zanim sformułowałam sobie takie poglądy. W podstawówce czy liceum miałam w nosie sprawy wspominania książek czy – phi! – czasu. Toteż po głębszym zastanowieniu przypomniałam sobie, że swego czasu zaczytywałam się w Chmielewskiej. I mówiąc „zaczytywałam się” mam na myśli dwie sprawy: po pierwsze, szarżowałam dziarsko przez wszystkie serie, czyszcząc z nich biblioteczne półki. Po drugie, czytając w kółko dwie ulubione pozycje tej autorki: Wszystko czerwone i Wszyscy jesteśmy podejrzani. O pierwszej z tych powieści jeszcze w tym wyzwaniu wspomnę. Dlatego dziś wybieram Wszyscy jesteśmy podejrzani.

Wypadałoby uzasadnić. Wypadałoby tym bardziej, że przecież mowa o kryminale – owszem, babskim i z przymrużeniem oka, ale jednak kryminale. A powtórne czytanie kryminałów wydaje się podwójnie pozbawione sensu.
Przy Wszyscy jesteśmy podejrzani zawsze mogłam się odprężyć. Powieść ma wyrazistych, może i zarysowanych grubą kreską, ale jednak wzbudzających ogromne pokłady sympatii bohaterów. Jest ten dziwny element niesamowitości w postaci głównej bohaterki, Joanny, rozmawiającej z Diabłem. Jest dość abstrakcyjna sytuacja, w której bohaterowie zostają zamknięci w miejscu pracy (a także zbrodni) i ewentualnie mogą paradować ulicami pod obstawą milicji, żeby kupić pasztet i paczkę Żeglarzy. Jest Witek, który je chyłkiem, bo to dla niego czynność intymna (dopiero po pójściu do pracy uświadomiłam sobie, jak bardzo go rozumiem – nigdy nie jadam w pomieszczeniu socjalnym). Jest Witold, który soli pomidora w koszu na śmieci. Jest hodowanie dziwnego czegoś w dzbanku na balkonie, romans biurowy i cały szereg elementów, do których chce się wracać po nudnym, szarym dniu, niezależnie od tego, że przecież już wiem, kto zabija. Ta książka to doskonały odmóżdżacz i bezkonkurencyjnie poprawia humor, a jej niewielkie gabaryty i lekki język sprawiają, że czyta się błyskawicznie i nie ma mowy o tym, że szkoda mi na to czasu.

I tak właściwie, to idę to przeczytać jeszcze raz.


Janusz się nagle znów odwrócił.
– Złamałem się – oświadczył ze skruchą. – To było mniej niż miesiąc temu. Jak wyjeżdżał ten mój kumpel, Jugosłowianin, to razem kupowaliśmy ten pasztet…
– Gdzie on mieszkał? – przerwał mu Wiesio.
–… W tubach – dodał rozpędzony Janusz.
– W tubach mieszkał?!
– Nie, w tubach kupował…
Zniecierpliwili mnie tym wreszcie.
– Na litość boską, przestańcie prowadzić tę idiotyczną rozmowę z opóźnionym zapłonem, bo nie mogę sobie przypomnieć, o co mi chodziło!
– A, właśnie – ożywił się Janusz. – To nie tobie chodziło, tylko mnie. Teraz sobie właśnie uprzytomniłem, gdzie ja widziałem Witka z Tadeuszem. Właśnie na placu Wilsona przy tym pasztecie w tubach!

3 komentarze:

  1. Też rzadko czytam jakąś książkę więcej niż raz, bo jest po prostu zbyt dużo nowych w kolejce. Dlatego też nie posiadam w zasadzie własnych książek, a pożyczam z biblioteki i od znajomych, po co mają mi się kurzyć na pólce i zajmować miejsce, skoro i tak pewnie do nich nie wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wszyscy jesteśmy podejrzani" to książka, którą mam na liście od nie wiem kiedy. Chmielewska zdążyła przenieść się na tamten świat, a ja nadal jej nie przeczytałam, chociaż co najmniej raz miałam ją w łapkach podczas wizyty w bibliotece. Pamiętam tylko, że podobała mi się adaptacja przygotowana przez Teatr TV (na szczęście nie pamiętam, kto zabił ^^ )

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, ja często wracam do "Gry Endera" i do "Opowieści z Narnii".

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...