Trochę potrwało, nim sobotnia notka się załadowała. No ale w końcu. Lepiej późno niż później.
Rzecz w tym, że Fraa próbowała tym razem bawić się kredkami akwarelowymi, wodą i wacikami. I nagle się okazało, że to trwa o wiele dłużej, niż Fraa przewidywała. I właśnie ten czas roboty jest zasadniczym minusem tej metody. Ma ona co prawda swoje plusy:
- w jakimś stopniu są niewidoczne (albo przynajmniej gorzej widoczne) maźniaki kredkowo-ołówkowe;
- nie widać białych kresek w miejscach, gdzie kartka była akurat wgnieciona (analogicznie nie widać ciemniejszych w miejscach, gdzie akurat pod kartką był jakiś okruch);
- można w ten sposób bardziej jednolicie zamalować większe powierzchnie, dzięki czemu na przykład po raz pierwszy niebo nie jest modyfikowane komputerowo;
- możecie Państwo wierzyć lub nie – kolory są o wiele intensywniejsze;
- Fraa mogła pobawić się czymś nowym.
Rzecz w tym, że intensywność kolorów i tak idzie precz przy postarzaniu (a Fraa bardzo lubi ten efekt), a to niemodyfikowane niebo, chociaż stosunkowo jednolite, to jednak o wiele za jasne.
I Fraa znowu jest w kropce.
Cyryl jest Cyrylem, bo tak. Bo znacząca data imienin. A jeśli chodzi o jego kwestię, to niestety, Fraa nie może sobie przywłaszczać czegoś takiego. W tym przypadku Fraa sięgnęła do źródła wszelakich kiczowatych lamentów, do niezgłębionej studni beznadziejnie zniewieściałych emo-wampirów: do grafomanii pani Meyer. Fraa wiedziała, że znajdzie coś odpowiedniego. Co więcej: do stworzenia fryzury Cyryla, Fraa kilkakrotnie zmuszona była zerkać na zdjęcie wymoczkowatego Parkinsona... Patisona... Pattinsona, no!
Całość inspirowana pewnym dialogiem sprzed paru lat, który – o ile Fraa dobrze pamięta – brzmiał mniej-więcej tak:
- Jak wygląda Inzaghi?
- Hmm... Wiesz jak wygląda Nesta?
- No wiem.
- To Inzaghi tak nie wygląda.
Z tego miejsca Fraa dziękuje autorkom powyższego dialogu i pozdrawia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz