czwartek, 25 marca 2010

Wielka Kolekcja Westernów (I.24) - "Wystrzałowe dziewczyny"

Być może Fraa miała za duże oczekiwania, będąc wciąż pod wrażeniem obejrzanej niedawno „Propozycji”. Tym niemniej po obejrzeniu kolejnego filmu z westernowej kolekcji, jest co najwyżej z lekka znudzona, żeby nie mówić, że zawiedziona. A ponieważ i tak już upadł plan opisywania wszystkich westernów z serii po kolei, Fraa pozwoli sobie napisać parę słów o "Wystrzałowych dziewczynach" z 1994 roku również poza (nieistniejąca) kolejką.
Bad GirlsJak Fraa wspominała, każdy film z kolekcji jest upchnięty razem z czymś w rodzaju książeczki z rozmaitymi informacjami. Tym razem były to informacje dotyczące prostytutek na Dzikim Zachodzie oraz pierwotnych planów odnośnie filmu. A te były takie, że początkowo całość zapowiadała się dużo ciekawiej. Scenariusz napisała Becky Johnston, a reżyserią zajęła się Tamra Davies. Producentami mieli być Al Ruddy i André Morgan. Jedna z tytułowych dziewczyn miała być czarna, inna z kolei darzyła jedną z przyjaciółek lesbijską miłością. Historie wszystkich kobiet zapowiadały się dużo bardziej skomplikowanie. A po kilku tygodniach wszystko wzięło w łeb, jako że Twentieth Century-Fox (swoją drogą, książeczki z tejże kolekcji miewają sporo literówek, tak na przykład tym razem Fraa znalazła „Twientieth”) miało inną wizję. Przerobieniem scenariusza zajął się Ken Friedman, reżyserią – Jonathan Kaplan. Producentem została Lynda Obst. Zmieniła się też obsada i zamiast nieznanych aktorek, zatrudniono gwiazdy kojarzone już przez większość widzów. Wycięto elementy dotyczące rasizmu czy homoseksualizmu, uproszczono historie bohaterek. Fraa jest zdania, że to między innymi przez to film jest naiwny i głupkowaty.

Fraa w jakiś sposób czuje się rozdrażniona, kiedy ktoś wbija cycatą laskę w skórzane spodnie i flanelową koszulę, po czym na tej podstawie twierdzi, że bohaterka jest twarda, silna i męska, ale jednocześnie delikatna i wrażliwa. Nie – Fraa uważa, że to jest po prostu laska we flanelowej koszuli. Do zagrania silnego, ale jednocześnie wrażliwego babska, trzeba czegoś więcej. Fraa nie wierzy i nikt raczej jej nie przekona, że uboga kobieta wychowująca się na Dzikim Zachodzie będzie miała nienaganną cerę (zwłaszcza na dłoniach!), kształtne, szczuplutkie rączki i nóżki oraz bielutkie ząbki. Jeszcze cera na twarzy od biedy ujdzie – bohaterki, niezależnie od przeszłości, w momencie, w którym widz je poznaje, są prostytutkami, więc mają makijaż i ładne kiecki. Ale to nie zmienia faktu, że jeśli któraś z nich ciężko tyrała w młodości, to siłą rzeczy powinny pozostać tego ślady w stylu solidniej rozbudowanej muskulatury czy bardziej wyrazistych żył na poznaczonych odciskami dłoniach.

Kolejna rzecz: skąd, do stu demonów z najgłębszych kręgów piekieł, te kobiety potrafią jeździć konno i strzelać? Jeszcze Cody tyle o ile może umieć, bo z tego co Fraa zrozumiała, ta akurat kobiecina w przeszłości aktywnie działała w bandzie wyjętych spod prawa złodziejów i innych szumowin (chociaż naprawdę na to nie wygląda...). Ale choćby taka Lily – usiłuje być taka twarda i męska, podczas gdy przecież jest zwykłą blondyną w luźnych portkach. Jak, gdzie i kiedy nauczyła się strzelać? Właściwie nie wiadomo. Albo Fraa nie wyłapała tej informacji.

To akurat jest wielce prawdopodobne, bo Fraa była zmuszona oglądać film w oryginalnej wersji językowej, bez napisów. Tak się złożyło, że ten akurat film jest w kolekcji dostępny jedynie z polskim lektorem, bez możliwości ustawienia napisów. A polski lektor, to niestety nie jest Andrzej Matul. Ten lektor, jakkolwiek by się nie nazywał, okazał się skrajnie irytujący, w związku z czym Fraa wyłączyła go jeszcze w pierwszej scenie.

Jedyną bohaterką, która nie była aż tak irytująca, okazała się Anita (Mary Stuart Masterson). Anita nie udaje kogoś, kim nie jest – wdowa, prostytutka w saloonie, nie potrafi strzelać ani nic z tych rzeczy. Zresztą to właśnie ona wypomina przyjaciółkom, że w ogóle nie powinny robić tego, co robią, bo nigdy się nie zajmowały tego typu rzeczami (uciekanie przed prawem, wyrywanie zakładników z rąk bandytów, zemsta za minione krzywdy, ogólne miotanie się po pustkowiach Dzikiego Zachodu).

A nawet pomijając skrajnie nieprzekonujące bohaterki, film nadal nie prezentuje się zbyt dobrze. Muzyka jakaś tam jest, acz nic zapadającego w pamięci. Zdjęcia natomiast: no cóż. Fraa jest zdania, że sceny w zwolnionym tempie są dobre do skoków narciarskich i meczy piłki nożnej, ale jako efekt zwiększający napięcie w filmie, jest to metoda boleśnie nieporadna i przestarzała. Owszem, w filmie „Le Pacte des Loups” też niektóre sceny były spowolnione, ale po pierwsze: nie trwały tak długo, były to raczej migawki; po drugie: spowolnienie było w jakiś sposób fajnie wkomponowane w całość, przeplatało się z momentami bardzo dynamicznymi, tworząc ciekawy kontrast i pozwalając w ten sposób rzeczywiście podziwiać pewne sceny. Stanowiły coś na kształt filmowego haiku – wycinek historii, rzeczywistości, nad którym widz mógł się zatrzymać i kontemplować. A w „Wystrzałowych dziewczynach” te spowolnienia były dość długie i tak naprawdę nie do końca wiadomo po co. Bo bardziej dramatycznie to raczej to nie wyglądało.

Oprócz Anity, innym pozytywem filmu były pewne pojedyncze sceny. Szczególnie jedną z nich Fraa uważa naprawdę za zabawną. Z tego względu, że w jakiś sposób demaskuje westernowe toposy. W tym konkretnie przypadku chodziło o wyrywanie więziennych krat za pomocą liny i wozu. Bo efekt... no cóż, nie był do końca taki, jakiego można by się spodziewać po klasycznym westernie.

Słowem: Fraa mocno się rozczarowała tym filmem. Oczywiście nie był to pierwszy westerm z kolekcji, który nie do końca przypadł do gustu, ale na pewno był to jeden z tych najmniej ciekawych. Prawo serii jednak obowiązuje i Fraa dostawia „Bad Girls” na półkę, żeby nikt nie mógł mówić, że Fraa nie ma całej kolekcji.





"– Chcieliśmy otworzyć tartak.
– Tartak?
– Tak. Osadnictwo to nowe szkoły, bary, kościoły i domy – czyli drewno.
– Czemu nie powiedziałeś nam o tym wcześniej?
– Nie wiem. Nie miałam pojęcia jak się za to zabrać. Chodzi mi o to, że mogłybyście wszystkie mi pomóc. Razem mogłybyśmy zrobić to. Poprowadzić interes.
– Tartak?
– Sprzedawałyśmy siebie. Możemy sprzedawać drewno.
– Podpiecz to jeszcze. Gorsze już nie będzie.
– Chyba nie... Na tartak trzeba pieniędzy.
– Wiem. Pewnie nic z tego nie będzie, ale zawsze to jakiś plan.
– Mam trochę pieniędzy.
– W Aqua Dulce. Przesyłałam je tam do banku. Ponad 12,000 $.
– Co ty mówisz...
– Mówię „tartak”.
– Dlaczego nie?
– Tak. Czemu nie.
– Za tartak!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...