wtorek, 9 marca 2010

ZaFraapowana filmami (11) - "But Manitu"

Niemiecka komedia... NIE! Nie trzeba wyłączać komputera i spluwać trzy razy przez lewe ramię! Jeszcze raz: „niemiecka komedia” – tego powinni zabronić.
Naprawdę. Fraa stara się nie ulegać stereotypom, ale Niemcy po prostu nie mają poczucia humoru. Proszę mi nie wciskać żadnych krasnoludków i ich prawdziwych historii, bo to było żałosne widowisko. Polskie komedie w dużej mierze też są marne, ale to już zupełnie inna bajka. Tutaj ma być o niemieckim.
Tymczasem Fraa obejrzała film, który jest niemiecką komedią i – co było ogromnym zaskoczeniem – nieźle się przy tym bawiła.

butmanitu
Mowa tu o produkcji z 2001 roku „But Manitu” w reżyserii Michaela Herbiga, czyli parodii westernów o Indianach, kowbojach i skarbach.

Abahachi (Michael Herbig), wódz Apaczów, wraz z bratem krwi Rangerem (Christian Tramitz) próbuje rozkręcić własny interes – otworzyć pub. Bohaterowie padają ofiarą kantu zorganizowanego przez Santa Marię i jego bandę. W wyniku tego ginie syn wodza Szoszonów oraz szoszońskie złoto, pożyczone od plemienia w celu otwarcia rzeczonego pubu. Chcąc spłacić dług, który zaciągnęli u Szoszonów, Abahachi i Ranger muszą skompletować mapę i odnaleźć skarb. W ślad za nimi podąży Santa Maria, który chciałby położyć rękę na skarbie.Tyle fabuła – właściwie już na tym poziomie jest nieźle, bo można ją opowiedzieć całkiem na poważnie i wcale nie brzmi bardziej głupkowato niż intrygi wielu innych westernów.Jak już Fraa wspomniała, Abahachi i Ranger muszą zebrać fragmenty mapy: przy tej okazji widz będzie miał okazję poznać kolejne, dość oryginalne postacie:Włóżmitu (również Michael Herbig) – w tym przypadku imię jest nieco kłopotliwe do przetłumaczenia, jako że w oryginale był to „Winnetouch”, co dużo wyraźniej przypominało prawdopodobnie najbardziej znanego Indianina w historii. Włóżmitu jest postacią ewidentnie niepoprawną politycznie jeśli chodzi o równouprawnienie wszystkich orientacji seksualnych. Prowadzi salon piękności, jeździ w damskim siodle i ma różowe ciuszki. Jednocześnie jest na swój urokliwy sposób odważny (Fraa zawsze rechocze przy tekście „Jestem Indianinem, niestraszny mi ból!”, wygłoszonym w niepowtarzalny sposób).Dalej mamy Ushi (Marie Bäumer) – piękność z saloonu, no bo w porządnym westernie, oprócz kowbojów i Indian, musi być jeszcze jakaś piękna kobitka. Jej piękności Fraa nie będzie oceniać, bo to nie jej działka, ale jednak Ushi nie drażni zanadto, co samo w sobie jest całkiem pozytywne, bo filmowe oblubienice nazbyt często mają tendencję do bycia nad wyraz irytującymi jednostkami.Jest też Grek, Dimitri (Rick Kavanian, ormiańskie pochodzenie), który bardzo chciałby być Indianinem, a póki co pracuje w jakiejś knajpie.Głównym bohaterem negatywnym jest, wspomniany już wcześniej, Santa Maria (Sky Dumont, z Argentyny) – makler z Wyoming, prawdziwy morderca syna wodza Szoszonów i ten, który zabrał złoto. Spod maski twardego i bezwzględnego złoczyńcy, wyziera artystyczna, wrażliwa dusza. W polskiej wersji językowej: Marek Barbasiewicz, czyli Skaza z „Króla Lwa”.
Andrzej Matul
Również bardzo istotną rolę w „Bucie Manitu” ma lektor – w polskim dubbingu: Andrzej Matul, zdobywca tytułu Mistrza Mowy Polskiej, wcześniej dwukrotnie nominowany, lektor w wielu filmach i na pewno bardzo dobrze znany głos, choć zapewne mniej znana twarz.

Fraa nie może oprzeć się wrażeniu, że gdyby oglądała tę komedię w wersji oryginalnej, nie miałaby aż tak dobrych odczuć. Język niemiecki w jakiś sposób sprawia, że każde wypowiedziane w nim zdanie przestaje być zabawne. Tymczasem w „Bucie Manitu” są naprawdę udane teksty. Tym bardziej, że większość z nich została jednak dopasowana do polskich realiów – ot, coś jak przy „Shreku” – ma bawić polskiego odbiorcę, a nie trzymać się koniecznie oryginału. Fraa przypuszcza, że niemiecki oryginał byłby mniej atrakcyjny również ze względu na niezrozumienie części żartów.

Jedną z wad natomiast są piosenki. Niestety, film ma bardziej musicalowe momenty – i, niestety, te piosenki w większości są nudne. Nie ma ich aż tak dużo, bo tylko trzy, ale to i tak dwie w nadmiarze. Piosenka Santa Marii jest przyjemna, jak to powiedział Włóżmitu głosem Wojciecha Paszkowskiego: „z jajem”. Dwie pozostałe jakoś nie podbijają.


Plus oczywiście nieuniknione były pewne dość kloaczne żarty, ale na szczęście nie ma ich aż tak dużo, jak można by się tego spodziewać.

„But Manitu” to głupia komedyjka, to prawda, ale na tyle wdzięczna i na tyle dobrze spolszczona, że ogląda się lekko i przyjemnie. Humor nadal jest prosty jak konstrukcja łyżki, ale jeśli ktoś chce niewymagającej rozrywki, to będzie w sam raz. Co innego jeśli ktoś gustuje wyłącznie w angielskim dowcipie, ale Fraa jest zdania, że w każdym „stylu” żartów można znaleźć coś udatnego, nawet jeśli cała reszta jest o kant rzyci potłuc.
I to właściwie tyle. Fraa pewnie nawet by nie pisała o tym filmie, gdyby nie to, że mimo wszystko: to niemiecka komedia. Niemiecka!
Z tego względu warte odnotowania.

abahachi ranger




„– Ty to nazywasz jazdą konną?
– Że niby co? Że niby nie jeżdżę?!
– To nie jazda, to zoofilia jest!
– A pocałuj mnie w dupę!
– A niby jak?!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...