(źródło) |
Choć jestem
spóźniona jakieś… dużo lat, mimo wszystko chciałabym zadumać się na chwilę nad
problemem X-Menów. Nie dlatego, że
jest mi to temat jakoś szczególnie bliski – nigdy nie czytałam komiksów (choć
wiele o nich słyszałam), jedynie jakoś w liceum oglądałam kreskówki (ten na Fox
Kids był świetny, Ewolucję zawsze
jakoś podprogowo hejtowałam). Natomiast ostatnio tkwię w X-Menowym maratonie
filmowym (brakuje mi już tylko tych dwóch o Wolverinie, ogólno-x-menowe
odhaczone). Zgodnie więc ze złotą zasadą „nie znam się, ale się wypowiem”,
niniejszym zamierzam spożytkować wieczór na Froowe o mutantach rozmyślania.
Będą spoilery
(z filmów).
Najpierw
ogólnie: filmy… no cóż, nie są złe. Ogląda się nawet przyjemnie. Pamiętam, że
kiedy pierwszy raz oglądałam pierwszy z filmów, miałam pozytywne wrażenia –
szczególnie ze względu na zgodność bohaterów z moimi prywatnymi (czyli post-Fox
Kidsowymi) wymogami: Jean była nijaka, a Cyklop mnie wkurwiał, lubiłam Storm i
Wolverina (bicz pliz, Wolverine jest jak Loki – nie da się go nie lubić), a
Xavier wyglądał nieprzyzwoicie identycznie
jak w kreskówce. Czy twórcy X-Menów od zawsze wiedzieli, kto by go zagrał w
aktorskiej adaptacji i celowo tak go rysowali?
Potężny zgrzyt
nastąpił za to przy Rogue, która z kapitalnej babeczki z jajem przeobraziła się
w jakąś pojękującą małolatę z syndromem niedomkniętych ust i łzawego
spojrzenia.
Fabułę,
naturalnie, dość trudno mi oceniać, bo wiadomo: to co znałam, było serialem. A
tu nagle pojedyncze filmy (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że również staną się
praktycznie serialem…), więc wiadomo, że nie należy się spodziewać jakichś
wielkich podobieństw. Tym bardziej, że zasadniczo filmy powinny nawiązywać do
komiksów, a ja nawet nie wiem, na ile kreskówki to robiły… no dobra, w chwili
pisania tych słów wiem już nieco lepiej, bo zrobiłam rajd po Wikipedii. Nie w
tym rzecz.
Ale generalnie
mi się nawet-nawet podobało. Jakkolwiek zapamiętałam raczej niewiele, co
powinno dawać mi nieco do myślenia.
Podczas
niedawnego seansu uświadomiłam sobie, skąd to wyparcie. Nie chodzi o to, że po
latach uznałam filmy za złe. Ale dostrzegłam spore podobieństwa do Avengers, czyli: idę na film,
spodziewając się naparzanki superbohaterów mających fikuśne moce. A dostaję
duuużo gadania, kwękania nad swoim losem, zawiedzione nadzieje i niespełnione
romanse, a na sam koniec jakiś smętny wyprysk rozwałki. No dobra, rozwałki na
ogół są fajnie zrobione. Ale jest ich po prostu mało! I tak jak z Avengersów pamiętam
jedynie tę scenę:
…tak z X-Menów… cóż, z pierwszych raczej
niewiele, z drugich kojarzyłam tylko podnoszenie samolotu przez Jean z
końcówki.
W ogóle ta
filmowa seria o mutantach ma jeden, solidny problem: miłość. Serio – ja rozumiem
romanse między bohaterami, w zdrowym dawkowaniu nie mam nic przeciwko. Ale
tutaj to była przesada. Po obejrzeniu tych kilku części mam wrażenie, że w
sumie cała kwestia genetyczna to tylko jakiś tam marny dodatek, a chodzi
głównie o to, że Rogue nie może mieć chłopaka, ale jest zazdrosna o Bobby’ego,
bo Kitty może go macać, a w ogóle to sęk w tym, że Wolverine kocha Jean, ale
ona kocha Scotta, z wzajemnością zresztą, a Rogue, choć ma tego niemacalnego
chłopaka, to i tak robi maślane oczy do Wolverina (takoż niemacalnego). Poza tym Hank zarywa Mystique, Mystique kocha Xaviera, a potem Erica, ale Xavier kręci z agentką... Na litość
Jeżusia, czy ja oglądam brazylijską telenowelę, czy filmy o mutantach
naparzających się z innymi mutantami?!
Ogląda się to
ogólnie przyjemnie, ale po prostu nic nie zostaje w głowie z tego bełkotu.
Ale filmowi
X-Meni mają jeszcze inne problemy, zupełnie niezwiązane z moimi subiektywnymi
odczuciami. Wychodzi toto w Pierwszej
klasie. Znaczy no… czy twórcy w ogóle oglądali poprzednie części? Ja
przecież nie wymagam zgodności z komiksem, ale jednak wypadałoby pamiętać, co
było powiedziane o uczniach Xaviera w poprzednich częściach tej samej serii,
prawda? Tymczasem pod koniec Pierwszej
klasy profesor Xavier ląduje na wózku. Ale przecież w retrospekcji z
początku Ostatniego bastionu wysiadł
z samochodu – i chodził! Nie, żebym narzekała, ale to dość istotna różnica.
Albo Cerebro: Magneto (nie pamiętam, w której części) wyraźnie mówi, że zna się
na rzeczy, bo pomagał przy konstruowaniu urządzenia. A w Pierwszej klasie? Prototyp mamy zbudowany przez McCoya (btw, serio
tak trudno było pomyśleć o zamontowaniu tego hełmofonu trochę niżej i
dostawieniu krzesełka? Przecież skoro to urządzenie trzepie użytkownika po
mózgu, warto by było chociaż zadbać o to, żeby użytkownik nie pierdyknął o
podłogę nagle), a nowszego modelu, tego w szkole Xaviera, wcale nie ma… i
trudno uwierzyć, żeby miała się pojawić, skoro w finale filmu Magneto przechodzi
na ciemną stronę mocy. A skoro już jestem przy finale Pierwszej klasy: Xavier „zamroził” złego szwaba. A potem dużo
krzyczał, kiedy Magneto złego szwaba mordował. Po pierwsze: czemu krzyczał? Przecież
wszyscy nie lubili złego szwaba, bo był zły. Znaczy ja wiem, że Xavier był tak
świątobliwy, że nawet takiego degenerata nie chciałby zabijać, ale jednak
trochę overreacted… Po drugie: skoro tak mu się to nie podobało, czemu po
prostu nie odmroził złego szwaba? Albo nie przejął jego umysłu (jak to robił z
wieloma innymi osobami w filmie), żeby jakoś się ocalić (znaczy nie się, tylko
szwaba)? W moim odczuciu ta scena była nieco bzdurna.
No, ale w ogóle
Xavier w tym filmie mnie mocno rozczarował. Miał być chyba cudownym dzieckiem,
geniuszem, który z sympatycznego hulaki przeobraża się w zaangażowanego i
cnotliwego geniusza. Moim zdaniem to się nie udało. Był mdły i nijaki, a potem
był dla odmiany mdły i nijaki. Choć akurat spodobała mi się konsekwencja: we
wszystkich filmach, choć to Xavier jest dobry, a Magneto zły, tak naprawdę
nieustannie i przy każdym sporze wychodzi na to, że Xavier to naiwny frajer, a
Magneto ma rację. I w Pierwszej klasie
nie było inaczej.
W ogóle w Pierwszej klasie Magneto jako jeden z
nielicznych jest… no, po prostu fajny. Choć najfajniej i najbardziej wyraziście i tak wypada Wolverine, nawet jeśli jego wystąpienie trwa kilka sekund. Sęk w tym, że bohaterowie cierpią tam na jakąś taką
bezbarwność. I tygodniowe szkolenie wcale im nie pomaga. W ogóle ej: serio? Wzięte
z ulicy mutanty ogarniają swoje supermoce w tydzień? To na kij później cała ta szkoła Xaviera? Wystarczyłyby
intensywne, tygodniowe kursy. Tymczasem nasi bohaterowie w siedem dni z jakichś
przypadkowych wywłok stają się ubermocarzami. Yay. A Ron Banshee zostaje
pierwszą zmutowaną latającą wiewiórką. Niech będzie. Rozczarowaniem w Pierwszej klasie był też Bestia, ale tu
chodzi mi po prostu o charakteryzację. Proszę nie zrozumieć mnie źle, ja po
prostu jestem przyzwyczajona do takiego Bestii:
(źródło) |
a nie tamtego
chuderlawego czegoś z zajęczą wargą. On by się nawet do Planety Małp nie nadał.
Tak, wychodzi w
sumie na to, że największe problemy nastręczyła mi Pierwsza klasa. Przy niej wykwitły jakieś dziwne sprzeczności i
niedociągnięcia, których wcześniej tak bardzo nie było widać.
To wszystko nie zmienia
faktu, że na pewno będę oglądać serię dalej. Wciąż liczę na to, że pojawi się
jeszcze Gambit (mój X-Menowy tróloff, choć jak teraz o tym myślę, to chyba chodziło o fajny płaszcz i niezły dubbing), Sinister (fangirlowałam go w kreskówce okrutnie) i Apokalips (nie fangirlowałam go, ale trzeba przyznać, że jako antagonista był dość imponujący). Bądź co bądź
to filmy o naparzających się mutantach z fikuśnymi mocami, no nie? What could possibly go wrong? Ech,
cholerne sentymenty.
Po pierwsze: ha! Na pohybel wątkom miłosnym! :D
OdpowiedzUsuńPo drugie: też uwielbiałem serial na Fox Kids, ale już filmowa odsłona zupełnie mnie rozczarowała, była nudna i nim się obejrzałem już się skończyła. Także następne części sobie już darowałem.
X-Men: First Class miał być restertem serii - czyli brak ciągłości jest jak najbardziej usprawiedliwiona. Z kolei nowy film o X-Men, gdzie spotykają się bohaterowie zarówno z trylogii, jak i X-M:FC ma być crossoverem dwóch światów - więc wszystko się zgadza.
OdpowiedzUsuńJedyna z ekranizacji, która mi się podobała, to "Pierwsza Klasa". Film zrobiony z polotem i rozmachem. Podobała mi się zarówno fabuła, jak i dobór i gra aktorów. Szczególnie Fassbender, Bacon i Lawrence mi się podobali. Rewelacyjna jest scenka jak Eric i Charles odnajdują Logana i jest dialog:
OdpowiedzUsuńXavier: - Witaj. Nazywam się Charles Xavier, a to jest Eric...
Logan: - Idźcie się pierdolić!
:D
@Pan Szyszek
OdpowiedzUsuńSentyment każe jednak się trzymać. ;) Dotrwam aż do Apokalipsy! (serio liczę na to, że tam się Apokalips pojawi, no :P )
@Misiael
Nieszczególnie interesuje mnie, czym *miał być* ten film. Jest tym, czym jest: elementem serii. I sprawia wrażenie, jakby scenarzyści zapomnieli obejrzeć poprzednie części. To nie są dwa światy - świat jest dokładnie ten sam, część bohaterów jest ta sama, realia są te same... wiem, że w komiksach też były sprzeczności, też są crossovery, że to jest luźne, w zależności od tego, kto się wziął za pisanie. Być może w komiksach to się sprawdza, nie siedzę w tym interesie aż tak. Ale w filmie to wygląda jedynie idiotycznie. Jakby twórcy po prostu po kilku latach stwierdzili, że to i owo spierniczyli poprzednio i teraz trzeba to ująć inaczej, bo tamte brednie o Cerebro, trwałe kalectwo centralnej postaci itp to w ogóle było nieudane. Cóż... to ich problem, nie mój. Było pomyśleć na początku.
@R.Bates
Owszem - ta scenka jest rewelacyjna. Bah, to najlepsza scena filmu! ...co generalnie jest dość przykre.
Mi się tam podobała masa rzeczy. Ogólnie świetne rozpoczęcie serii na nowo - w zupełnie innym, świeżym stylu, podobnie jak to Nolan zrobił z Batmanem, którego kolejne części osiągały coraz głębsze dno.
UsuńŚwietnie pokazana przeszłość Magneto, To jak tropił zbrodniarzy wojennych. Świetnie pokazana korespondencyjna wojna Emmy Frost z Xavierem. Ogólnie rewelacyjne, lekkie poczucie humoru i dialogi. Oprócz scenki z Wolverinem jeszcze mi się przypomniało jak Charles zaproponował żeby zrobić bazę w jego rodzinnym domu, na to Eric rzekł: "To twój dom? Musiałeś mieć ciężkie dzieciństwo" :D.
Bardzo spektakularne efekty specjalne. Po raz pierwszy w serii poszedł taki nakład na efekty, przecież jak unieśli tę łódź podwodną, to mi szczęka opadła. Wolverine Geneza jeszcze mi się podobał, ale nie był tak spektakularny pod względem rozmachu i błyskotliwości scenariusza.
Muszę przyznać, że jestem zaskoczony Twoim rozczarowaniem "Pierwszą Klasą", no ale każdy ma swój gust.
Też z całej serii najbardziej podobała mi się "Pierwsza klasa", właśnie za pierwszą część filmu, gdzie magneto i Xavier są jeszcze kumplami. Oczywiście, Magneto był bardziej magnetyczny (:P), ale mimo świętoszkowatości Xaviera, ten duet mi grał. Było w nim trochę zgrywy, był i konflikt i chęć zachowania przyjaźni.
Usuń"Telenowela" w innych filmach brała się chyba stąd, że twórcy filmów starali się upchnąć w nie wszystkie wątki, które w komiksach rozwijały się latami. W efekcie w komiksach masz dużo fajnej rozwałki + trochę traumy i romansów, a w filmach odwrotnie.
Gambit pojawia się w Wolverine Origin, ale mam wrażenie, że Ci się nie spodoba (ja go nawet lubię).
OdpowiedzUsuńFirst Class wygląda dla mnie trochę tak, jakby twórcy zrobili scenariusz na dwie części, po czym się okazało, że mają to sklecić w jeden film. Jakoś tak zwłaszcza w drugiej połowie mi to zgrzyta, akcenty są źle rozłożone.
I wcale nieprawda, że to jedna seria, to trochę jak z Batmanami, niby każdy opowiada o tym samym gościu w śmiesznej czapce, ale zupełnie inaczej. Więc: X-Men trzy filmy to jedna rzecz, potem są Wolveriny, potem First Class. Łączy je tylko istnienie mutantów. A każdy z nich dzieje się w zasadzie w innym alternatywnym świecie.
mnie seria na Fox Kids starzy Xmeni zawszę rozwalała zwłaszcza postawa naszych bohaterów jakby żywcem wyniesiona z seminarium albo szkółki niedzielnej szczerze podejrzewam że twórcy na jakimś etapie życia marzyli o karierze kaznodziejów :D stąd nightcrowler mnich wolverine zachodzący do kościoła itp itd :)
OdpowiedzUsuńNightcrawler akurat i w komiksach był katolikiem, przed swoją smiercią gdzieś koło eventu Messiah Complex (czy tam Utopia) prowadził na Utopii (wyspa-państwo mutantów u wybrzeży Kalifornii) kaplicę nawet.
UsuńA jesli nie tam, to gdzieś na pewno. :P
@Fraa
OdpowiedzUsuńNieszczególnie interesuje mnie, czym *miał być* ten film. Jest tym, czym jest: elementem serii.
Miał być i był i jest restartem serii.Czyli z zasady ignoruje to, co było w poprzednich filmach, by wybudować opowieść od nowa.
Zgadzam się z Misiael. Po prostu w Hollywood zorientowali się, że pierwszą trylogią totalnie spieprzyli jedną z najlepszych komiksowych historii wszechczasów i należało się jej zupełnie nowe rozpoczęcie. Dopingiem było udane nowe otwarcie nolanowskiego Batmana. W moim mniemaniu udało się i ja czekam na kolejne części zrobione w stylu "Pierwszej Klasy"
UsuńOk, a więc po kolei :)
OdpowiedzUsuń@Misiael
"Z kolei nowy film o X-Men, gdzie spotykają się bohaterowie zarówno z trylogii, jak i X-M:FC ma być crossoverem dwóch światów - więc wszystko się zgadza."
imho nic się nie zgadza - nie ma crossovera tam, gdzie jest ten sam świat. A w przypadku X-Menów to jest ten sam świat: ci sami bohaterowie, bah!, w "Pierwszej klasie" mamy przecież sceny, które w poprzednich filmach pojawiały się jako retrospekcje. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że to ta sama seria - tylko fabularne niekonsekwencje świadczą inaczej. A więc "Pierwsza klasa" jest albo za mało podobna, albo za mało różna od poprzedniej trylogii. I tym samym odnoszę się do tego, co pisałeś później: że miał być i jest restartem i z zasady ignoruje. Nie ignoruje, nie buduje opowieści od nowa. Buduje od nowa jakieś fragmenty, a to za mało na restart. Restartował serię batmanową Nolan (nawet jeśli hejtuję Batmany Nolana), ale tutaj to stoi jakoś pośrodku i ni w tę, ni w tamtą.
@Bates
Częściowo odpowiedziałam powyżej już Tobie, jeśli chodzi o zaczęcie od nowa i o analogię do Nolana. Resztę, powiedzmy, że ok - podciągam pod gust. ;)
@Sileana
W sumie po raz kolejny kręcimy się wokół Batmanów^^ I po raz kolejny mówię: różnica między Batmanem Burtona a Nolana jest bez porównania wyraźniejsza niż w X-Menach. Tam to faktycznie jest inne opowiedzenie tej historii, a tutaj - zmiana paru detali przy zachowaniu masy rzeczy z poprzednich filmów. Dla mnie to wypadło po prostu idiotycznie. No bo gdzie są te wszystkie alternatywy między światami pierwszych X-Menów a "Pierwszą klasą"?
A Gambita i tak chętnie zobaczę :D Za bardzo lubię gościa^^
@robk
Nightcrowler w sumie w filmach też jest mocno pobożny, więc to nawet jakośtam jest ciągnięte^^ Ale owszem, serial na Fox Kids był mooooocno ugrzeczniony, co mi dopiero uświadomił znajomy odnosząc się do Wolverina, który ponoć w komiksach tymi pazurkami siekał całkiem zacnie, a w kreskówce chyba nigdy nikogo nimi nie zabił - pomijając roboty. xD
O nie, nie miałam na myśli tylko różnicy Burton-Nolan, bo filmów było więcej. Tehehehe, chciałoby się zapomnieć. Zwłaszcza że nigdy nie pamięta się o tym, że przed Burtonem też były inne Batmany.
UsuńA jak ma być widać niby tę alternatywność, jak nie w tym, że mają inne korzenie i inaczej poprowadzone historie? Kurdę, delfiny mają rządzić wszechświatem, żeby było widać, że jeden alter-świat jest inny od drugiego?
@Fra
Usuń"nie ma crossovera tam, gdzie jest ten sam świat. nie ma crossovera tam, gdzie jest ten sam świat. A w przypadku X-Menów to jest ten sam świat: ci sami bohaterowie, bah!, w "Pierwszej klasie" mamy przecież sceny, które w poprzednich filmach pojawiały się jako retrospekcje. "
Fra, jak Cię lubię, tak twierdzę, że powinnaś odrobić lekcje z pop-fizyki światów równoległych. To, że jakieś światy są podobne, nawet w dużym stopniu, to nie oznacza, że są tożsame. To, że retrospekcje z X-M1, i X-M:FC są takie same/bliźniaczo podobne, oznacza tyle, że wydarzenia pokazane w tych retrospekcjach w obu rzeczywistościach przebiegły tak samo. Ni mniej, ni więcej.
"Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że to ta sama seria - tylko fabularne niekonsekwencje świadczą inaczej. A więc "Pierwsza klasa" jest albo za mało podobna, albo za mało różna od poprzedniej trylogii."
No to albo "wszystkie znaki na niebie i Ziemi" albo "nikonsekwencje świadczą inaczej" :) W komiksie, który jest podstawą nadchodzącego filmu o X-Men przyszłość była brana za oficjalną, dopóki tego nie (uwaga, ważne słowo) zrectonowano.
"I tym samym odnoszę się do tego, co pisałeś później: że miał być i jest restartem i z zasady ignoruje. Nie ignoruje, nie buduje opowieści od nowa. Buduje od nowa jakieś fragmenty, a to za mało na restart. Restartował serię batmanową Nolan (nawet jeśli hejtuję Batmany Nolana), ale tutaj to stoi jakoś pośrodku i ni w tę, ni w tamtą."
Jak to nie buduje? Twórcy powiedzieli "no dobra, weźmy z Trylogii to, co tam wypaliło i wyszło dobrze i wsadźmy to w restart, żeby widz miał, mimo wszystko, jakieś wrażenie ciągłości".Zresztą, możesz tego nie nazywać restartem, możesz to nazwać (uwaga, trudne słowo) retconem, dla mnie to kwestia czysto semantyczna i jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. No, ale ja jestem komiksowym geekiem i zabiegi typu "żeby uwspółcześnić postać Punishera przenosimy jego początki z Wietnamu do Afganistanu i udajemy, że tak było od zawsze" nie robią na mnie wrażenia i nie budzą sprzeciwu.
Ah, X-Men. Polecam komiksy. Od początku, do teraz. "Moda na sukces" do potęgi 666. Można by prace naukowe pisać o re-bootach, alternatywnych rzeczywistościach, farmazonach kleconych przez kolejnych scenarzystów z niewiarygodnym rozmachem, itd.
OdpowiedzUsuńA jak nie od początku, to od teraz. Akutalnie mamy w uniwersum dwie ekipy x-menów, jedna na wyspie-państwie o nazwie Utopia (pod wodzą Cyclopsa, Emmy Frost) i druga, w dawnej szkole Xaviera, pod wodzą Wolverine'a. Polecam wszystko co było w okolicach eventu Utopia, wcześniejsze rozkminy z Hope jako mesjaszką mutantów, itd.