sobota, 1 lutego 2014

30-Day Book Challenge: dzień 22

(źródło)
Książka, która doprowadziła mnie do płaczu.

Jeśli mam być całkiem szczera, dużo łatwiej byłoby mi wskazać film albo grę komputerową, przy których płakałam/ledwo się powstrzymywałam od płaczu. Ale książki…? Albo dobieram niewłaściwe tytuły, albo co, ale w całym życiu zdarzyło mi się płakać nad lekturą słownie raz. W podstawce na zakończenie którejś klasy dostałam książkę za dobre wyniki w nauce czy coś takiego – Zew krwi Jacka Londona. Do tej pory zresztą jest to jedyne dzieło Londona, jakie czytałam. I w sumie niewiele z niego pamiętam, oprócz tego, że ryczałam, kiedy umierał pies. Powieść była o „miastowym” psie, który na skutek jakiegoś splotu wydarzeń ląduje na Alasce i tam usiłuje jakoś przetrwać – na pewno ma solidny epizod jako pies zaprzęgowy. Więcej nie pamiętam. Ale było smutne. No i c’mon, nie daje się małej dziewczynce książek o umierających, puchatych pieskach, dammit!

Więcej nie jestem w stanie napisać, bo serio nic nie pamiętam. Zresztą, nie chce mi się tyle pisać, idę spać, o!

3 komentarze:

  1. Nigdy nie płakałem przy książce :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, "Zew krwi" nie był o puchatych szczeniaczkach. To była historia o dzikości, wolności i psich walkach. Przynajmniej tyle zapamiętałam ;)
    W sumie chyba nie płakałam przy książkach, jasne czasami się człowiek zżywał z bohaterami ale nie w taki sposób

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mała dziewczynka + pies (jakikolwiek) = puchaty szczeniaczek. :P To nieważne, o czym to było. Były pieski i one umierały. ;>

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...