(źródło) |
Książka, którą chciałabym, żeby więcej osób przeczytało.
Szczerze? Wisi mi, ile osób jaką książkę
przeczyta. Nie miałam nigdy w życiu refleksji typu „Och, jakie to fajne, byłoby
tak świetnie, gdyby więcej osób się z tym zapoznało!” – niech każdy czyta to,
co mu się podoba. Jaki jest sens wciskania ludziom czegoś, co ich nudzi czy
mierzi z jakiegokolwiek innego powodu? To tylko zaszkodzi książce.
Zresztą, nie do końca sobie wyobrażam, jak to by miało działać: w sensie że
polecam jakąś książkę do przeczytania tak ogólnie wszystkim? Ot, żeby większy
tłum się zebrał? Absurd. Miałam przez moment pomysł, żeby zapodać W otchłani Imatry Ławrowa – bo bardzo
sympatyczny retro kryminał, w dodatku rosyjski, co jest przyjemną odmianą od
zachodnich Dupinów, Sherlocków, Poirotów itp. – ale przecież dlaczego miałabym
to wciskać ludziom, których takie klasyczne kryminały po prostu nie kręcą? To
są rzeczy dla pewnej konkretnej grupy odbiorców i tyle. Obawiam się, że Bibliotekarz Jelizarowa jest jeszcze bardziej
dla konkretnej grupy odbiorców, tylko jeszcze nie do końca potrafię ją
określić. Chodzi o takich, których jara Rosja, słodko-gorzkie elementy
okołokomunistyczne, a także wiele bezsensownej przemocy i latających flaków w
komplecie z łagodniejszymi akcentami typu przyjaźń i miłość.
Wymieniłam te dwie książki, bo mam wrażenie, że
one nie są szczególnie popularne. Przynajmniej mi dość trudno trafić na ludzi,
którzy je czytali.
Brońcie bogowie nie chciałabym, żeby więcej osób
czytało książki dające czytelnikowi jakieś bezpośrednie wskazówki „jak żyć”,
czyli głównie chodzi mi tu o pisma religijne – bo to niebezpieczne, ot co.
Przez moment myślałam o Torpedzie czasu Słonimskiego, bo to fajna rzecz: mieć taki własny,
rodzimy wehikuł czasu.
Ale wtedy spadło na mnie olśnienie.
SŁOWNIK
JĘZYKA POLSKIEGO.
Dziękuję.
Froo, uwielbiam Cię.
OdpowiedzUsuń