środa, 19 maja 2010

ZaFraapowana filmami (29) - "Kopia Mistrza"

Kopia Mistrza
Muzycznego dokształcania ciąg dalszy, czyli Fraa obejrzała Kopię Mistrza (Copying Beethoven) z 2006 roku, w reżyserii Agnieszki Holland.
I to, co teraz koniecznie musi zrobić, to machnąć sobie porządną terapię filmową, bo o Kopii Mistrza można powiedzieć różne rzeczy, ale rewelacyjne dzieło to to nie jest.

W filmie widz poznaje Annę Holtz (Diane Kruger, można ją kojarzyć na przykład z Bękartów wojny), najlepszą studentkę konserwatorium muzycznego, którą zatrudnia jako kopistkę sam Ludwig van Beethoven (Ed Harris, znany z filmów takich jak Truman Show czy Appaloosa). Maestro ma bardzo trudny charakter, toteż bohaterom nie jest łatwo współpracować, zwłaszcza że Anny nikt nie traktuje poważnie i ludzie biorą ją kolejno za służącą, kucharkę, a nawet prostytutkę, tym niemniej w końcu przywiązują się do siebie. Anna jest powierniczką wszystkich nadziei i rozterek Beethovena i nie potrafi od niego odejść, choć nie raz denerwuje ją chamstwo i prostactwo, które wychodzą z kompozytora.
I mimo że początkowo może się wydawać, iż cała historia będzie kręciła się wokół IX Symfonii, jej ostateczne wykonanie wcale nie zamyka filmu.

Tu należy wspomnieć o kompozycji całej tej produkcji: otwiera ją scena, w której Anna jedzie dyliżansem. W następnej scenie Anna jedzie dyliżansem, ale zaczyna się jej choroba lokomocyjna – przynajmniej tak to wygląda (co to jest w istocie, okaże się później). Ten stan rzeczy trwa jeszcze jakiś czas.
W końcu Anna dociera do mieszkania Beethovena i tam towarzyszy kompozytorowi, gdy ten wydaje ostatnie tchnienie.
Następnie zaczyna się obszerna retrospekcja, w której widz poznaje losy tych dwojga.
I tu Fraa ma pierwsze zastrzeżenie: wygląda na to, że Agnieszka Holland oglądała Amadeusza Formana – to dobrze. To świetny film, warto poświęcić na niego trzy godziny. Tyle tylko, że następnie Agnieszka Holland w Kopii Mistrza mocno inspirowała się Amadeuszem. Widz poznaje mistrza z punktu widzenia Anny, tak jak Mozart był pokazany z perspektywy Salieri'ego. Całość – tak jak w Amadeuszu – jest retrospekcją. Nie aż tak odległą, ale jednak. Na dodatek w jednej z końcowych scen Beethoven, leżąc właściwie na łożu śmierci, dyktuje Annie swoje dzieło, tak jak Mozart dyktował Salieri'emu.
Fraa uważa te podobieństwa za ogromny minus filmu – tak jakby Agnieszka Holland nie miała własnego pomysłu na jakąś ciekawą kompozycję dla całej historii.

W filmie nie ma olśniewających wnętrz ani zapierających dech w piersiach koncertów. Większość akcji rozgrywa się w skromnym, zagraconym mieszkanku Beethovena. Historia, choć dotyczy wielkiego kompozytora, pokazuje zwykłych ludzi z ich namiętnościami i słabostkami. Fraa za tym nie przepada, ale rozumie. Nie rozumie natomiast, dlaczego tak bardzo zmarnowana została scena premiery IX Symfonii.
Trwała chyba około dziesięciu minut – w tym czasie można było pokazać naprawdę imponujące widowisko – tymczasem przez te dziesięć minut kamera przeskakuje z twarzy bardzo natchnionej Anny na twarz natchnionego Beethovena, który łypie na Annę. Czasem pojawi się twarz chórzysty albo którejś z postaci drugoplanowych, zasiadających na widowni. Potem znów twarz Anny. Ręce Anny. Ręka Beethovena. Ręka Anny. Twarz Anny. Twarz Beethovena. Zwrot kamery na twarz starego kopisty Schlemmera, a potem znów ręce Anny. Mijają minuty. I tak w kółko. Zamiast dać się porwać pięknej muzyce, Fraa z nudów zaczynała liczyć włosy w nosie Beethovena i pory na twarzy Anny. Chyba nie chodziło o taki efekt.
Takie zwrócenie uwagi na emocje bohaterów i ich miłość do muzyki podczas tego koncertu byłoby dobre przez chwilę, ale po czwartej minucie to zwyczajnie nuży. Chciałoby się przewinąć, ale z drugiej strony szkoda jednak przewijać IX Symfonię, nad którą bohaterowie pracowali przez całą poprzednią część filmu. Więc człowiek siedzi. I się nudzi. I znowu ręka Anny się kolebie.

Diane Kruger - Anna Holtz
W ogóle jeśli chodzi o Annę, to Fraa nie była nią zachwycona. Musiał być ktoś, kto stanowiłby pretekst do pokazania widzowi tej nieznanej, bo bardzo prywatnej strony Beethovena (i nie chodzi tu o pośladki, choć to też...). Tym niemniej Anna była irytująca ze względu na swoją doskonałość. Najlepsza studentka. Kobieta, więc wszyscy z niej początkowo drwią, ale ona jest oczywiście twarda i przekonuje ten muzyczny beton, że kobieta też potrafi. Oczywiście wszyscy ją kochają – nawet Beethoven, który nie cierpi wszystkich innych. No, może za wyjątkiem Karla van Beethovena (Joe Anderson), ale to też nie jest takie oczywiste. Anna ma swoje Wielkie Marzenie, chce być wspaniałą kompozytorką – ciotka, która mogłaby ją najlepiej zrozumieć, doradza jej porzucenie tego celu i pozostanie w klasztorze. Ale Anna jest dzielna. Mimo wszystkich przeciwności, Anna nie rezygnuje. Jest odważna, wytrwała, szczera, uczciwa, dzielna, silna, zna się na węglu (ojciec jest górnikiem na Śląsku), czuła, wrażliwa, no i oczywiście najlepsza studentka... Wady? Nie, wady wieszają się na starych pończochach jak tylko Anna pojawi się na horyzoncie. Aura Anny jest przeciwwadowa. Fraa nie potrafi się przywiązać do tego typu postaci.

Ed Harris - Ludwig van Beethoven
Co innego sam Beethoven. Szczerze powiedziawszy gdyby nie on, Fraa chyba nie znalazłaby w tym filmie pozytywów. Kompozytor jest pokazany naprawdę fajnie. Z jednej strony istotnie cham i prostak, który lubi wypić. Wylewa wodę na sąsiadów, przed damą wypina tyłek, publicznie upokarza innych – jeśli poznałoby się kogoś takiego, to rzeczywiście trudno go polubić. Z drugiej strony Beethoven jest szalenie samotny, w dodatku walczy z postępującą głuchotą. Na kawiarce zrobiła ogromne wrażenie scena, w której Beethoven – jako dyrygent – stoi tyłem do widowni, która bije brawo. Rozlegają się oklaski, których Beethoven nie słyszy. To właśnie jest straszne: nie słyszy wiwatów na swoją cześć, nie słyszy tego, co sam skomponował. Może zapisywać muzykę, ale nie może jej usłyszeć, nie może usłyszeć własnego dzieła. Fraa jest zdania, że film naprawdę pięknie to pokazał. No i z trzeciej strony, Beethoven jest artystą – a więc jest w nim wrażliwość i poczucie piękna, mimo że dla postronnych osób kompozytor może wyglądać na gbura.
Fraa nie wie ile w tym zasługi Holland, a ile Eda Harrisa, ale w Kopii Mistrza widać całą złożoność głównego bohatera. Właściwie Fraa jest skłonna twierdzić, że to jednak zasługa Harrisa – w innych filmach też był dobry...
No i wszystkie dobre teksty wychodzą z ust Beethovena.







– Maestro?

– Co ty tutaj robisz? Dlaczego nie jesteś na górze?
– W twoim pokoju są szczury. Duże szczury.
– Tak, odstraszają koty. Nienawidzę kotów.
– Dlaczego?
– Nie wydają dźwięków. Jak długo już tu jesteś?
– Jakieś dwie godziny.
– O mój Boże. Dziś już nie będziemy pracować. Możesz wrócić rano. Zawołam dla ciebie dorożkę. Możesz już jechać do domu. Gdzie mieszkasz?
– Klasztor Świętego Serca.
– Klasztor Świętego Serca! Mieszkasz w klasztorze z zakonnicami?
– Tak.
– Są gorsze niż koty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...