niedziela, 23 maja 2010

Niedzielna lekcja języka polskiego

Dictionary
Fraa nie zamierza się wypierać – do tej notki zainspirowało ją to

Fraa oczywiście ma pełną świadomość tego, że sama trzaska błędy, w końcu robi to pewnie niemal każdy użytkownik języka polskiego, co nie zmienia faktu, że są takie językowe grzmoty, obok których żadna uczciwa kawiarka nie może przejść obojętnie, bo od razu wywołują falę drgawek, nerwowe tiki, zielenienie skóry i nieodpartą chęć przewracania samochodów.

Jeszcze tylko na wstępie Fraa nawiąże do głównego argumentu ludzi utrzymujących, że nie muszą posługiwać się językiem polskim poprawnie: czyli do tego, że język ewoluuje i teraz też nikt nie mówi jak sto lat temu, a to co kiedyś było błędem, teraz jest cacy.
Wała, mili Państwo.
Należy być uczciwym: ewoluowanie języka nie musi być tożsame z bezmyślnym psuciem go przez coraz bardziej analfabetyczne społeczeństwo. Oczywiście, że do języka wchodzą i muszą wchodzić neologizmy i słowa obcego pochodzenia. Fraa pamięta, jak parę(naście?) lat temu oglądała Ojczyznę polszczyznę (swoją drogą to znamienne, że program trzymał się dzielnie przez tyle czasu, bo przecież od 1988 roku, aż ostatecznie został zdjęty ze względu na niską oglądalność w ostatnich latach), gdzie prof. Miodek opowiadał, jak to w Polsce pojawiły się joysticki. I jak to ponoć były próby utworzenia rodzimej nazwy – tyle tylko, że wszystkie te wydumane wesołe kijki były tak idiotyczne, że ostatecznie i tak przyjął się „joystick” i tyle. Ale co innego wybór mniejszego zła w przypadku wesołego kijka, a co innego zatwierdzanie przez RJP formy „poszłem”. Fraa jest ciekawa, jak dużo debili musi kaleczyć jakieś słowo, żeby używana przez nich forma była uznana oficjalnie za poprawną.
I jeśli ktoś powie kawiarce, że przecież obecnie język jest inny niż w XIX wieku, to Fraa z czystym sumieniem odpowiada: owszem, jest, a Fraa chciałaby mówić tak, jak mówiło się ponad sto lat temu (chociaż i wtedy przecież na pewno popełniano błędy). Albo chociaż tak, jak mawiali kawiarczy dziadkowie. Nie robi tego tylko dlatego, że byłoby to pretensjonalne i – o ironio! – niepoprawne. Tym niemniej Fraa żałuje, że język wyewoluował do fazy, w której na większość tematów można dyskutować ograniczając się do słów „kurwa”, „ja jebię”, „jaka beka”, „masakra” i „bynajmniej”.

Ale kończąc utyskiwania – czas na listę!

Grzmot numer 10: Cofanie się do tyłu
A także wszystkie miesiące grudnie, autentyczne fakty i tak dalej. Fraa sama ma dość dużą skłonność do pleonazmów, dlatego jest na nie uczulona u innych. Kawiarce trudno powiedzieć, skąd się właściwie biorą te błędy. Na pewno nie chodzi tu o nieznajomość znaczenia jakiegoś słowa, bo przecież każdy wie czym jest cofanie się, opadanie i fakt (rzetelnym dziennikiem, oczywiście). Może wynika to z jakiejś podświadomej chęci doprecyzowania wypowiedzi albo wydłużenia jej. Fraa nie wie. Ot, po prostu – jest to głupie i przecież trywialne do uniknięcia. A skoro tak, to czemu by tego nie unikać?

Grzmot numer 9: Dwudziesty trzeci maj
No dobrze: więc wedle jakiego kalendarza ten nieszczęsny maj jest dwudziesty trzeci? Bo tak jak Fraa liczy, to maj w roku jest jeden i tylko jeden, żeby nie powiedzieć „jeden jedyny”. No, chyba że to jakieś liczenie zbiorcze, takie – szukając na poczekaniu nowego słowa – transanniczne. To by jednak oznaczało, że (w tym konkretnym przypadku) zliczane są maje raptem od dwudziestu trzech lat. Dlaczego akurat od tylu? Jeśli już bawić się w „maj – zbierz je wszystkie!”, to chyba powinno się mówić: „Dwa tysiące dziesiąty maj”, prawda?
Dwudziesty trzeci (dzień) maja. Na tym to właśnie polega.

Grzmot numer 8: Nekromancja

Tak właśnie – „nekromancja”, a więc ożywianie trupów, czyż nie? Chodzi tu konkretnie o ożywianie nieżywotnych rzeczowników, czyli używanie biernika dopełniaczowego zamiast mianownikowego. Fraa wie, że Kiepskim zdarza się mieć pomysła, a zapewne czasem też zjeść jogurta, ale dobrze by było, żeby reszta Polaków wyewoluowała do etapu, w którym mieliby pomysł i jedli jogurt.
Brutal Facepalm


Grzmot numer 7: Włanczanie
Fraa właściwie nie ma pomysłu, skąd się coś takiego wykluło. Przecież tryb rozkazujący zazwyczaj jest wymawiany normalnie: „włącz” [włoncz]. Nikt nie mówi „włancz”. Niby drobiazg, ale paskudny. Tym bardziej, że od niedawna Fraa zaczęła widywać „włanczanie” również na piśmie – no nic dziwnego, przecież dziecko od najmłodszych lat uczy się polskiego słuchając otoczenia, a nie czytając. Między innymi dlatego ludzie – zwłaszcza dorośli, a jeszcze bardziej: dzieciaci – powinni dbać o to, jak mówią.

Grzmot numer 6: Pieniążki i reszta zdrobnień
Mili Państwo: zdrobnienia, jak sama nazwa wskazuje, podkreślają, że coś jest drobne. Malutkie. Toteż „pieniążki” to mogą być jakieś wydłubane z dna kieszeni drobniaki, najlepiej halerze słowackie czy coś w ten deseń, jak się dziecię chce bawić w sklep. Zazwyczaj, niestety, nie można niczego kupić za pieniążki. Jedyną grupą ludzi, którzy mogą bezkarnie używać słowa „pieniążki”, są matki. Naprawdę. Kiedy matka daje dziecku „pieniążki”, Fraa znosi to ze spokojem. „Pieniążki” brzmią tak... matczynie. Ale kiedy coś takiego pojawia się w grupie studentów, z których ktoś chce zaciągnąć u kumpla pożyczkę na papierosy, brzmi to co najmniej żenująco.
Jeszcze gorzej jest, jeśli dorosły samiec ogólnie nadużywa zdrobnień. Fraa miała wątpliwą przjemność słuchać czegoś takiego. Było strasznie. Kurteczki, kseróweczka, referacik, ręczniczki, karteczka, obrazeczek... Brrr... Samiec. Dwadzieścia cztery lata.

Jesus Facepalm


Grzmot numer 5: Tą/tę
No dobrze. Fraa nie uwierzy, że ktoś mówiąc „Widzę książkę” stosuje celową archaizację. Obecnie dla biernika jest formą niepoprawną i tyle, nie ma w tym wielkiej filozofii. to narzędnik. Zresztą, przecież to jest naprawdę łatwe do zapamiętania: zaimek ta odmienia się jak rzeczownik: tę książkę, tę kobietę, tę zasłonę. Czyli inaczej niż przymiotnik (tę ciekawą książkę). Owszem, kiedyś było odwrotnie, ale dopóki człowiek posługuje się współczesną polszczyzną, dopóty powinien robić to od początku do końca poprawnie. W przeciwnym razie używanie dla biernika nie jest archaizacją. Jest błędem. Dość irytującym.

Grzmot numer 4: W piśmie: -ą i -om i inne końcówki
Znów: Fraa autentycznie nie wie, skąd wzięły się problemy z tymi końcówkami. Przecież to proste i uczą tego we wczesnej podstawówce. Narzędnik, liczba pojedyncza, rodzaj żeński: rządzę – kim? czym? Tą chłopką pańszczyźnianą. Celownik, liczba mnoga: przyglądam się – komu? czemu? Tym chłopkom (albo chłopom) pańszczyźnianym. Niefrasobliwość w kwestii końcówek jest o tyle ryzykowna, że przecież często można zmienić znaczenie wypowiedzi przez jeden głupi błąd. Tak jest na przykład w przypadku czasowników w pierwszej i trzeciej osobie („Rozdaje/Rozdaję pieniądze!” ← Fraa przypuszcza, że efekty złej interpretacji tych słów dadzą się szybko zauważyć). Albo niektórych rzeczowników rodzaju żeńskiego w bierniku w liczbie pojedynczej i mnogiej („Ratunku! Zostałam zaatakowana przez żmije/żmiję!” ← jeśli ktoś chce ratować ofiarę ataku, to dobrze by było, żeby wiedział, ile tych żmij jest, no nie?). 

Grzmot numer 3: Obce zamiast własnego
Co prawda czasem (tak jak wspomniany wcześniej przypadek joysticka) nie da się uniknąć obcych wtrętów w wypowiedzi, ale naprawdę nikomu nie stanie się krzywda, jeśli powie „przezroczysty” zamiast „transparentny” albo „nazewnictwo” zamiast „nomenklatura”. Choć oczywiście warto znać te zapożyczone odpowiedniki, pomaga to uniknąć powtórzeń na dłuższą metę. Ale to, że człowiek używa masy obcych słów, nie oznacza wcale, że jest mądry. Świadczy to tylko o tym, że nie uświadamia sobie znaczenia tych słów, skoro nie potrafi znaleźć rodzimych odpowiedników. Albo że jest teoretykiem literatury i pisze artykuł. Fraa nie wie na czym to polega, ale czasem ma wrażenie, że teoria literatury za cel stawia sobie używanie jak największej liczby niezrrozumiałych słów w jak najkrótszym zdaniu. Jeśli pojawią się kiedyś zapożyczenia dla „się” oraz „i”, to teoria literatury na pewno pierwsza z tego skorzysta. Tak, Fraa ma świadomość tego, że są wyjątki. No ale właśnie: jak wszyscy wiedzą, wyjątki potwierdzają regułę.

Triple Facepalm


Grzmot numer 2: Tudzież
Niby niewinne słówko i nie byłoby w nim nic zdrożnego, gdyby tylko nie fakt, że większość ludzi nie dość, że go nadużywa, to jeszcze używa go w złym znaczeniu. Do publicznej wiadomości: „tudzież” nie oznacza „lub”, tylko „i”. Naprawdę. Jeśli ktoś powie: „A za tydzień pojadę nad morze tudzież w góry”, wprowadzi tym samym sporo zamętu, bo będzie to oznaczało, że delikwent jedzie za rzeczony tydzień zarówno nad morze, jak i w góry. Więc albo ojciec Pio, albo jedzie do Chile. Albo ma bardzo szybki samochód i pokaźny dodatek socjalny na paliwo.
Żeby nie być gołosłowną, Fraa przytoczy hasło ze Słownika języka polskiego PWN:

tudzież książk. «spójnik łączący współrzędne części zdania i zdania współrzędne; a także, i, oraz»: Zaproszono ją, tudzież jej przyjaciół.
Jeszcze raz: tudzież to nie jest lub! Niestety, tak to się najczęściej kończy, jak ktoś próbuje używać wyszukanego słownictwa, a nie ma pojęcia, co znaczą dane słowa.
Tactical Facepalm


(!) Grzmot numer 1: Bynajmniej i przynajmniej
A to już jest szczyt wszystkiego. Na mieszanie bynajmniej i przynajmniej Fraa porasta łuską i zaczyna palić wioski. Prawda jest taka, że jeszcze do niedawna Fraa nie miała pojęcia o tym, że w ogóle istnieje taki kłopot z tymi słowami. Kiedy pierwszy raz zobaczyła w Słowniku ojczyzny polszczyzny Jana Miodka wzmiankę o tym, że Polakom to się myli, była naprawdę bardzo zaskoczona. A później zaczęła się z tym spotykać w realnym życiu i w Internecie. I zapłakała rzewnymi łzami.
Żeby nie kombinować samodzielnie, Fraa posłuży się wymienionym przed chwilą słownikiem:
Definicja i informacje gramatyczne do „przynajmniej”:


Przynajmniej to słowo, którym możemy komuś dać do zrozumienia, że coś nas zadowala, ale tylko w stopniu minimalnym.
Partykuła.
Definicja i informacje gramatyczne do „bynajmniej”:

Bynajmniej to słowo wprowadzające do wypowiedzi element negacji.
Wyraz ten pełni rolę partykuły lub wykrzyknika.
Komentarz do obu:
Tradycyjne kłopoty sprawiają użytkownikom języka formy podobne pod względem brzmieniowym. I tak na przykład pomieszanie znaczeń i wypływających z nich zastosowań konstrukcji przynajmniej i bynajmniej przytrafia się wielu rodakom. Oto więc przykłady poprawnych użyć omawianych postaci: Musisz powiedzieć przynajmniej parę zdań; Ze swymi uczuciami bynajmniej się nie krył.
Jeśli więc nie chcecie Państwo być odpowiedzialni za przypadkową śmierć niewinnych przedstawicieli klasy robotniczej, lepiej będzie, jeśli Fraa nigdy więcej nie uświadczy mylenia bynajmniej i przynajmniej.

Epic Facepalm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...