Fraa jest bardzo wdzięczna polonistce z liceum, która zmusiła młodą kawiarkę do obejrzenia w swoim czasie „Tronu we krwi”. Bo był to pierwszy film Akiry Kurosawy, jaki Fraa obejrzała. I jednocześnie film, który bardzo mocno wrył się w kawiarczą pamięć.
W końcu Fraa wzięła byka za rogi.
Co prawda moda na lekarzy już chyba nieco osłabła, tym niemniej jeszcze nie tak dawno „Dr House” robił furorę. Widzowie przestępując z nóżki na nóżkę i z obfitym ślinotokiem śledzili losy złośliwego i totalnie nieczułego lekarza, który zraża do siebie wszystkich po kolei. Fraa nie zamierza się wypierać, na trzy sezony sama uległa urokowi niegdysiejszego walijskiego księcia Jerzego z „Czarnej Żmii”. Teraz jednak Fraa z czystym sumieniem może powiedzieć: House może się schować i zakryć jakimś grubym kocem.
Bo Fraa zobaczyła „Rudobrodego” Akiry Kurosawy z 1965 roku.
Tytułowym bohaterem jest lekarz prowadzący wiejską klinikę Koshikawa dla ubogich, Kyojio Niide, zwany Rudobrodym z oczywistych względów. To znaczy względy nie są aż tak oczywiste jeśli wziąć pod uwagę, że film jest czarno-biały, tym niemniej nie ma tu żadnej tajemnicy. Doktora Niide gra oczywiście fenomenalny Toshirô Mifune, doskonale znany z innych filmów Kurosawy, takich jak wspomniany wcześniej „Tron we krwi”, ale też „Siedmiu Samurajów” czy „Rashomon”. Tylko że o ile wcześniej Fraa widywała Mifune raczej w podobnych rolach (dość cholerycznych, trzeba przyznać), o tyle tutaj wreszcie można się przekonać, że aktor doskonale sprawdza się również przy odgrywaniu odmiennych charakterów.
Rudobrody to osobnik oschły, skryty i dość surowy dla podwładnych. Nie idzie na ustępstwa i, co więcej, zazwyczaj okazuje się, że ma rację. Mówi się o nim, że trzeba się do niego przyzwyczaić, bo raczej nie jest zbyt serdeczny wobec pracowników szpitala. Zresztą, równie surowy jest dla pacjentów, jeśli ci nie wypełniają posłusznie poleceń lekarza.
Fabuła właściwie jest dość prosta: do kliniki Rudobrodego przybywa młody, ambitny lekarz Noboru Yasumoto (Yûzô Kayama), który chlubi się tym, że studiował medycynę w Nagasaki i jego marzeniem jest zostanie lekarzem szoguna. Yasumoto nie zamierza zostawać w tej zapyziałej dziurze i słuchać we wszystkim Rudobrodego, a już na pewno nie chce udostępniać mu swoich notatek i rysunków. Widz obserwuje stopniową metamorfozę Yasumoto, która to metamorfoza jest w gruncie rzeczy dość łatwa do przewidzenia już na samym początku.
Tu nie chodzi jednak o to, co się stanie, ale jak do tego dojdzie. A to już nie jest takie proste.W szpitalu spotykają się lekarze, pacjenci, pielęgniarki – każde z nich ma swoją historię i swoje tajemnice. W gruncie rzeczy to o nich, o tych ludzkich historiach, jest mowa w filmie. Początkowo widz ma do czynienia tylko z chodzącymi tu i tam postaciami, ale z czasem okazuje się, że te postacie mają naprawdę dużo do powiedzenia. Do ich aktualnego położenia doprowadził ciąg zdarzeń, które stopniowo są przywoływane. Okazuje się, że nic nie jest takie proste, jak mogło wydawać się na początku. Nawet Osugi, pielęgniarka tajemniczej kobiety-modliszki, też przeżywa swój dramat, o czym w odpowiednim momencie filmu będzie mowa. W „Rudobrodym” widz po prostu poznaje życie. Poznaje je razem z młodym Yasumoto, który również był z dala od tego typu historii i ludzi: z dala od biedy, brudu, smrodu i bólu.
Na szczególną uwagę zasługuje tutaj wątek związany z młodziutką prostytutką, która stanowi pierwszy poważny przypadek dla Yasumoto. Sprawę komplikuje fakt, że pacjentka zakochuje się w opiekunie, a w jej przypadku uporanie się z takim pierwszym zauroczeniem jest wyjątkowo trudne. Sceny, w których dziewczyna szoruje podłogę, dając się ponieść swojemu szaleństwu, są naprawdę poruszające. Kurosawa uświadamia, że nie wszystko jest takie jak się wydaje i że czasem po prostu trzeba dać komuś szansę, mimo że wydaje się, iż dana osoba w ogóle przejmuje się uczuciami innych.
Fraa tak sobie myśli, że o tym właśnie jest „Rudobrody” – o przełamywaniu własnych uprzedzeń, dostrzeganiu piękna i dobroci w czarno-białej, ponurej rzeczywistości. Można by rzec: o życiu, gdyby to nie brzmiało tak beznadziejnie banalnie. Film Kurosawy niesamowicie wciąga, opowieści poszczególnych bohaterów przeplatają się tworząc obraz życia zwykłych, biednych ludzi. Nie zawsze są oni dobrzy i uczciwi, o nie. Wśród nich znajdą się też złodzieje i mordercy. Ale przecież i z takich osób składa się społeczeństwo. Kurosawa pokazuje też, że ludzie są różni. Choćby w domu publicznym: jedne kobiety są chciwe i do cna zepsute, inne – choć może to brzmieć trywialnie i głupio – są naprawdę niewinne. Ale nie jest tak, że życie nieustannie jest ponure i szare. Fraa parę razy się uśmiechnęła, choćby kiedy burdelmama została zwyzywana przez pielęgniarki. Bo rzeczywistość czasem stwarza również komiczne sytuacje, nawet jeśli okoliczności są poważne. Nie wszystkie sceny są tak przejmujące, jak lament kobiet wołających do studni o ocalenie chłopca. Choć trzeba przyznać, że ten właśnie moment szczególnie robi wrażenie, jest na swój sposób przerażający.
Fraa nie czytała opowiadania Shūgorō Yamamoto „Akahige- shinryōtan” („Szpital Rudobrodego”) z 1959 roku, na którego podstawie jest film „Rudobrody”, ale ma niejasne wrażenie, że to musi być kawał porządnej literatury. Tekst, przeniesiony na ekran przez Kurosawę, jest fenomenalną opowieścią o człowieczeństwie, z którą na pewno warto się zapoznać.
"– Musisz tu zostać i sam zobaczyć. Pacjenci to biedacy. Pełni pcheł i wszy. Śmierdzący. Dostajemy mało pieniędzy. A Rudobrody pogania nas dniami i nocami.
– Rudobrody?
– Główny lekarz. Jego broda jest rudawa. Tu jest naprawdę okropnie. Będąc tutaj zastanawiasz się, czemu chciałeś zostać lekarzem.
– Tutaj śmierdzi zgniłymi owocami.
– To zapach ubogich."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz