poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Granie na Fraakranie (2) - "Runebound"

Roman Dziki, Baran Mistrz Runów i laska w stałej pozycji „na Małysza”? Oczywiście! To Runebound! Nie... Naturalnie, że tak naprawdę to był Ronan Dziki, Mistrz Runów miał na imię Baras, a kobieta o wdzięcznej ksywce Zjawa miała po prostu skrzywioną figurkę – nie zmienia to faktu, że gra jest naprawdę miodna.

Runebound - pudełko
Runebound
edycja polska
Liczba graczy: 1 – 6

Czas rozgrywki: 2 – 4 godziny




Pudełko jest niewielkie, ale mieści się w nim wszystko to, co się mieścić powinno. Sama plansza jest solidnym kawałkiem tektury, a nie fruwającym i przecierającym się świstkiem. Do tego całkiem pokaźny pakiecik kart, żetonów no i figurki. Naprawdę ładne, szczegółowe figurki.
I instrukcja.

Fraa oczywiście przede wszystkim dorwała się najpierw do instrukcji. Jest wydana estetycznie, a napisana bardzo jasno. Nawet średniointeligentna kawiarka da sobie radę ze zrozumieniem wszystkich zasad. Oczywiście pojawiają się pojedyncze wątpliwości, ale swobodnie można je sobie doprecyzować na czuja. Tym bardziej, że to naprawdę odosobnione przypadki. Instrukcja oczywiście nie jest perfekcyjna – Fraa zauważyła w paru miejscach potknięcia typu literówka („Wyzwanie” zamiast „Wyzwania, jakieś niechciane ogonki przy „e” itd.), inne tłumaczenie (wszędzie są harty Handlu, a raz są one nazwane kartami Rynku), gdzieś przewinęło się „--” zamiast jednego myślnika, gdzie indziej znów Fraa widziała „!.”, no plus część zdjęć w instrukcji było z edycji angielskiej, a część z polskiej. A jednak te pojedyncze drobiazgi w żaden sposób nie przyćmiewają ogólnego, bardzo pozytywnego wrażenia. W końcu najistotniejsze, żeby reguły były przedstawione czytelnie. I są. W dodatku do konkretnych sytuacji podano przykłady. A w niektórych momentach Fraa nawet się uśmiechnęła przy tej lekturze.

Zjawa - figurka
W grze również można znaleźć taką pojedynczą usterkę – wyżej wspomnianą Zjawę w pozie „na Małysza”. Na swój sposób jednak może to dodać grze uroku, więc Fraa się tym nie przejmuje.
Nie zmienia to faktu, że figurki są wykonane starannie i ładnie. Fraa ma nawet plan pomalowania ich, ale chwilowo panicznie się tego boi, więc się za takie rzeczy nie bierze.



Co do samej gry, to jest ona naprawdę przezabawna.



Runebound - kosci ruchu
Ruch postaci jest rozegrany rzeczywiście ciekawie, ponieważ zamiast zwyczajowego rzucania kośćmi i sumowania kropek/cyferek, ewentualnie zamiast z góry określonej liczby punktów ruchu (takie rozwiązanie jest w Arkham Horror), w Runebound gracz ma kości ruchu, które określają jakie tereny ma do wyboru. W rezultacie dowolność jest dość duża, a ograniczenie, że na przykład komuś nie wypadła ani jedna droga czy rzeka, jest dodatkowym smaczkiem.

Fraa ma niejasne wrażenie, że w jakiś sposób postacie walczące na odległość mają przewagę nad magami, jako że walka składa się z trzech faz, z których pierwsza jest na odległość, druga wręcz, a trzecia – ostatnia – to używanie magii. Stąd też istnieje duża szansa, że gracz, będąc magiem, zanim będzie mógł w ogóle zaatakować, oberwie od potwora w którejś poprzedniej fazie. Przynajmniej na początkowych etapach, kiedy potwora można zdjąć jednym atakiem, ma to spore znaczenie. Gracz walczący na odległość zabija potwora od razu i po sprawie.
Fraa jednak ma nadzieję, że to wrażenie jest mylne i w dalszej fazie rozgrywki takie rzeczy tracą znaczenie.

Fakt faktem, Fraa nie dotrwała jeszcze ani razu do szczególnie zaawansowanej fazy rozgrywki, a cóż dopiero mówić o zakończeniu którejkolwiek, jako że najzwyczajniej w świecie zabrakło na to czasu. Gra pożera dużo czasu i trzeba się z tym pogodzić. To nie jest rozrywka na pół godzinki, do wciśnięcia gdzieś między kurs origami a naukę peruwiańskich tańców ludowych, kiedy człowiek wpada na chwilę do domu na obiad. To rozrywka, którą należy zacząć dość wcześnie i przeznaczyć na nią cały dzień. Fraa uważa to oczywiście za ogromny atut – można się spokojnie wczuć w klimat, zagłębić w rozgrywkę. Bo co to za zabawa, parę rzutów kośćmi i koniec? Jeśli coś jest fajne, Fraa chce mieć tego więcej (nie wiązać tego z żadnymi dennymi tekstami o tym, że „kochanego ciałka nigdy za wiele”!). Pod tym względem, Runebound sprawdza się naprawdę fantastycznie.

Runebound - plansza
Tak naprawdę wszystkie wcześniejsze zastrzeżenia to detale, które nie mają żadnego wpływu na jakość rozgrywki. Jedna rzecz, którą Fraa musi przyznać z niejakim żalem, to same realia Runebound: jest to fantasy w dość trywialnym wydaniu. Brakuje czegoś, co by je wyróżniało, jakoś szczególnie przykuwało uwagę. Tak jak Arkham Horror miało ten niesamowity, Lovecraftowski klimat, tak tutaj jest po prostu fantasy. Niczego więcej o tym się nie da powiedzieć. Jeśli ktoś nie lubi takich klimatów, to ta gra nie jest dla niego. Jeśli jednak klasyczność fantasy komuś nie przeszkadza – Fraa może spokojnie polecić Runebound.
Fraa znalazła w Internecie jeszcze jeden zarzut: że mianowicie rozłożenie wszystkich znaczników i przygotowanie planszy zajmuje tyle czasu, że w międzyczasie odechciewa się grać. Fraa nie wie, czy osobnik, który wydał taką opinię, usiłował przygotować planszę stopą, czy może z zamkniętymi oczami, wykonując obrót na jednej nodze co dwa ułożone znaczniki. Fraa jakoś radzi sobie z przygotowaniem wszystkiego całkiem szybko – a na pewno na tyle szybko, że po dokonaniu tego arcytrudnego questa nadal chce się grać.

Graficznie gra prezentuje się bardzo ładnie, Roman Dziki ma odjechaną wiewiórkę, a każda rozgrywka to liczne godziny świetnej zabawy, a i tak najważniejsze jest przecież towarzystwo, w jakim się gra.


Zdjęcia pochodzą kolejno z:




„The spirits are angry. I am angry too. When we get angry, people get hurt”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...