niedziela, 4 kwietnia 2010

Niedzielne szantowanie

Glory of the Seas
Fraa w święta słucha szant. I to w każde święta: czy to Wielkanoc, czy Boże Narodzenie. Z kolędami Fraa miała nieco do czynienia dziecięciem będąc, bo wtedy jako biedna, bezbronna przyszła kawiareczka musiała zaśpiewać kolędę, żeby dostać prezent. Cóż – trauma z rodzinnych świąt zostaje na całe życie. Co do Wielkiej Nocy, to Fraa nawet nie ma pojęcia, czy w ogóle są jakieś piosenki na tę okazję. Jeśli nawet są, to dobrze się ukrywają.

Jakoś padło na szanty. Zresztą, ma to całkiem solidne znamiona sensu: pierwotnie szanty były pieśniami pracy, a przecież przed świętami należy tyrać jak mały parowozik, czyż nie? Toteż żeglarskie piosenki są jak najbardziej na miejscu. Z tą drobną modyfikacją, że oczywiście pieczenie babki jest mniej rytmicznym zajęciem, aniżeli kręcenie kabestanem czy ciąganie szotów. Ale i piosenki nie są typowymi szantami, tylko radosnymi przyśpiewkami, które sprawiają, że i praca robi się radosna. Można pośpiewać pod nosem (Fraa nie ośmieliłaby się robić tego głośno – nie z jej głosem. I nie na trzeźwo), można myślami być zupełnie gdzieś indziej, niż na tym kawałku podłogi przy stole z mikserem i miską pełną jajek.

Fraa podejmowała kilka prób słuchania kolęd w święta, ale zawsze kończyło się to przełączeniem na szanty. Kolędy są dobre do szantażowania małych dzieci, względnie po prostu do śpiewania w dużym gronie rodzinnym. Ale kiedy Fraa usłyszała te nadzwyczaj artystyczne wersje „LulajżeeeEEEeeEE JeeeezuuUUUUuUUUniiiIiiiIIIuuUUUUUuuuU!”, które zaprezentowało pewne internetowe radio, trzeba było przełączyć w trybie natychmiastowym. To było gorsze niż Edyta Górniak śpiewająca hymn narodowy wespół z Jarosławem Kaczyńskim. Jakby tego było mało, do skowyczącej artystki potrafiło dołączyć fałszujące dziecko, a to już jest ponad nerwy każdej uczciwej kawiarki.

Toteż szanty.

Niestety, i tutaj Fraa obserwuje pewne zmiany niekoniecznie na lepsze.
Oczywiście nie jest tak, że Fraa zamyka się na nowe zespoły i jest wierna jedynym słusznym Czterem Refom oraz Starym Dzwonom – chociaż owszem, piosenki żeglarskie w wykonaniu tych zespołów to klasa sama w sobie. A jednak nawet te starsze zespoły ulegają złym wpływom. Może nie Cztery Refy, ale – skądinąd świetna kapela – Smugglers już niestety tak. Chodzi tu o kuriozalne wstawki typu perkusja czy gitara elektryczna, które pasują do wykonywanych przez Smugglersów utworów jak pięść do nosa.

To nie tak, że Fraa nie jest w stanie wyobrazić sobie połączenia rocka i szant. Jest, jak najbardziej – Fraa na przykład z zainteresowaniem śledzi losy zespołu SMW (i nikt nie musi wiedzieć, że rozwinięcie tego skrótu to niefortunna Strefa Mocnych... ekhem... Wiatrów), który może nie jest jakiś urzekająco fantastyczny, ale przynajmniej chłopaki mieli pomysł. Pal sześć, że teksty mają idiotyczne. Kat też ma idiotyczne teksty, a jednak jest popularny (*nuci mrocznym, niskim głosem* „Okręt mój płyynie daleeej... Gdzieś tam..! Serce, choć popękane, chce bić...! Nie ma cię i nie było...! Jest noc..!”).

Jeśli już Fraa wspomniała o SMW, to nie może pominąć milczeniem świetnego zespołu Mordewind, który też się popsuł. Wykonują szanty raczej tradycyjne, w dodatku naprawdę fajnie. I oto jakiś czas temu wymienili skrzypce na perkusję. Dlaczego perkusja? Skąd ten pęd do modyfikowania radosnych, żeglarskich przyśpiewek pod perkusję? Fraa nie potrafi tego zrozumieć.

Na szczęście są płyty. Naprawdę. Fraa kilka razy przekonała się o tym, że zdecydowanie lepiej poprzestać na słuchaniu płyty, a koncert można sobie darować. Z różnych względów. W przypadku Smugglersów i Mordewindu, Fraa jedynie na płycie może usłyszeć pewne piosenki w starych wersjach. Gorzej jest, niestety, z Ryczącymi Dwudziestkami. Fraa dorastała w przekonaniu, że to świetna kapela i że ich koncert byłby naprawdę niezapomnianym doświadczeniem. No i był niezapomniany... Pół godziny po czasie panowie weszli na scenę, zaśpiewali trzy piosenki na krzyż, poszli na półgodzinną przerwę, wrócili na kolejny, króciutki secik, poszli na kolejną, przydługą przerwę, a potem się okazało, że to koniec koncertu. Dodać tu trzeba, że to była płatna impreza. Fraa obiecała sobie, że więcej nie da złamanego grosza na zobaczenie Ryczących Dwudziestek na żywo. Wystarczą płyty – bo na płytach panowie brzmią naprawdę rewelacyjnie. Nie można im odmówić umiejętności, co to to nie. Jakoś tak jest, że Ryczące Dwudziestki dopadł chyba samozachwyt czy inne zmanierowanie, wskutek czego na koncertach panowie stwierdzają najwyraźniej, że są gwiazdami i to powinno hołocie wystarczyć. Na szczęście nie jest to przypadłość ogólna, bo przecież nie mniej znany zespół Mechanicy Shanty daje świetne koncerty, na których zawsze człowiek rewelacyjnie się bawi. Jeśli przyjdzie się na taką imprezę, to wiadomo, że warto wyłożyć pieniądze. W przeciwieństwie do na przykład EKT Gdyni, gdzie owszem, niby grają fajnie, jeśli tylko w ogóle zaczną grać. A że panowie potrafią jeszcze przed koncertem być w stanie wskazującym na wskazanie, to różnie to bywa...

Słuchanie szant z płyt i/lub radia ma jeszcze inną zaletę: można cieszyć się fantastycznym dorobkiem zespołu Packet, który nagrał jedną płytę, po czym rozpadł się w drabiazgi. Fraa zresztą boleje nad tym faktem, bo naprawdę to co Packet po sobie zostawił, jest absolutnie bezbłędne.

Zupełnie inną sprawą jest miejsce kobiety w szantach.
Fraa nie zamierza się tu mieszać w historie o tym, że baba na pokładzie to nieszczęście i tak dalej. Jest to coś przestarzałego i zasłanianie się tym w dzisiejszych czasach nie ma wielkiego sensu. Poza tym scena muzyczna to mimo wszystko nie jest pokład żaglowca. Dlatego też jedyne, czego Fraa oczekuje, to jakiekolwiek dopasowanie treści do osoby śpiewającej. I dlatego Fraa apeluje: drogie panie, przestańcie, do stu demonów, śpiewać „Brankę” czy „Szesnaście ton”! Przecież to absurdalne i żenująco głupie. Nie ma znaczenia, czy śpiewa to solidny kawał babska z wałkiem w dłoni, czy drobna blondyneczka w jeansach ozdobionych cekinami. Żadna kobieta nie zaśpiewa tekstów typu „A że byłem wtedy dość silny chłop, to ogary wnet wpadły na mój trop.” albo „Gdy matka mnie rodziła, pochmurny był świt, podniosłem więc szuflę, poszedłem pod szyb.” tak, żeby to nie wyglądało komicznie.

Tu naprawdę nie chodzi o to, że Fraa w ogóle nie przepada za damskimi wokalami. Nie przepada, to prawda, ale są przecież piosenki, gdzie udział kobiety jest jak najbardziej pożądany. Ot, choćby taki „Szczęśliwy Powrót”, wspomnianych już Packetów: ta piosenka jest wręcz wybrakowana bez kobiety śpiewającej ostatnią zwrotkę:
Ludzie, ej! Kocham was!
Właśnie w takim ulu, 
Lecz wysiadam, koniec, pas,
Chyba pójdę lulu!”
Jest zespół Za Horyzontem, który przecież świetnie dopasowuje teksty do damskich głosów – bo przecież gdyby panowie śpiewali takie piosenki jak „Panny Portowe” czy „Baba na pokładzie”, byłoby to równie idiotyczne, co kobieta śpiewająca „Brankę”.
Niektórzy więc potrafią pogodzić płeć i tekst.

Żeby nie było, że Fraa uznaje kobiety tylko jako portowe dziewki – są inne, mniej ekstremalne sytuacje, gdzie też pani sobie poradzi. Znów należy tu przytoczyć Packetów, gdzie przecież „Monę” śpiewa kobieta.

Fraa zawsze skręca się, kiedy słyszy ewidentne idiotyzmy. I kiedy widzi te lśniące perkusje na scenie. Acz niezależnie od tego wszystkiego, Fraa nadal myśli, że w Polsce szanty mają się naprawdę nieźle. Fraa się nawet zastanawia, czy Polacy nie przeżywają morskich podbojów Wielkiej Brytanii, Irlandii, Hiszpanii i Ameryki bardziej, niż sami Anglicy, Irlandczycy, Hiszpanie czy Amerykanie. Fraa była w swoim czasie na koncertach jednego kanadyjskiego zespołu i jednego francuskiego – i nie były to jakieś nadzwyczaj porywające doświadczenia. Kanadyjczycy jeszcze pozostawili w miarę pozytywne wspomnienia, choć chyba prezentowali bardziej tradycyjny, może nawet prymitywny styl: proste melodie, nie do końca dostrojone instrumenty, zero fikuśności. Fraa przyjęła to bez bólu, za to pewna skrzypaczka bardzo ubolewała przez cały wieczór, że Kanadyjczycy mają cholernie rozstrojone skrzypce. Argument: „To wyjdź, po co się męczyć?” pozostawał bez odzewu.
Za to Francuzi byli zupełnie nieciekawi.

Fraa nie będzie się łamać – zespołów szantowych jest ogromny wybór, jedne są bardziej postępowe, inne mniej. W najgorszym razie można chodzić na koncerty celem przedniej zabawy, a celem słuchania dobrej muzyki – włączyć komputer.

Grunt, że można sobie umilić święta. Wszystkie.




Hej, żeglarzu, przygotuj złota pełen trzos,
kiedy zechcesz po rejsie znów przytulić się,
bo gdy pływasz łajbą, taki już twój los –
jeśli nie masz forsy, nie zabawisz się!”

[Za Horyzontem - „Panny Portowe”]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...