Fraa jakiś czas temu wspominała o nowym filmie „Clash of the Titans”, wyreżyserowanym przez Louisa Leterriera – w końcu nadeszła pora na konfrontację z rzeczywistością.
Żeby było zabawniej, Fraa odświeżyła sobie film o tym samym tytule z roku 1981, w reżyserii Desmonda Davisa.
vs.
Fraa ma pewien kłopot z ustosunkowaniem się do najnowszej produkcji „Clash of the Titans” – bo z jednej strony to remake wersji sprzed trzydziestu lat, ale z drugiej, wprowadza dość duże innowacje w porównaniu do tamtego filmu. Z trzeciej zaś strony medalu, nadal ma się nijak do mitów. Stąd też Fraa nawet nie wie za bardzo, od czego powinna zacząć.
Może w ten sposób:
Za Grimalem i Gravesem (obaj podają obszerny wykaz źródeł, Fraa więc pozwoli sobie wykazać się lenistwem i korzystać z tych „pośredników”, a nie z autorów starożytnych) – Perseusz wraz z matką, Danae, zamknięty w skrzyni został wrzucony do morza przez dziadka, Akrizjosa, gdyż ten bał się przepowiedni mówiącej, że zginie on z ręki wnuka. Rozbitkowie wylądowali na wyspie Serifos, gdzie znalazł ich rybak Diktys, brat tyrana tejże wyspy. Zaprowadził Danae z dzieckiem do władcy i tak Perseusz wychowywał się na dworze Polidektesa. Parę(naście?) lat później Polidektes chciał poślubić Danae, ale Perseusz bronił matki. Używając podstępu, Polidektes wysłał herosa po głowę Meduzy. Perseusz wyruszył, ale – wbrew oczekiwaniom ludności Serifos – istotnie zdobył żądaną głowę. W drodze powrotnej zobaczył Andromedę przykutą do skały. Używając głowy Meduzy, Perseusz pokonał morskiego potwora i już-już miał poślubić Andromedę, w której się zresztą zakochał, kiedy okazało się, że rodzice kobiety mają inne plany. Wobec tego, Perseusz zmienił wszystkich w kamień, po czym wraz z Andromedą wrócił na Serifos, gdzie znów zmienił wszystkich w kamień, jako że musiał uratować matkę przed zakusami Polidektesa, a rybaka Diktysa przed królewskim gniewem. W końcu Perseusz na tronie Serifos osadził Diktysa, a sam ostatecznie przypadkiem uśmiercił dziadka Akrizjosa celnym tudzież śmiertelnym ciosem dysku w stopę, spełniając tym samym wyrocznię.
Oczywiście, jak to bywa w przypadku mitów, dzieje Prometeusza występują w kilku wersjach, nie ma jednak większej potrzeby zagłębiania się w poszczególne podania, jako że filmy i tak mają się do tego nijak. Teraz więc, przytoczywszy już tę najbardziej klasyczną wersję mitu, należy przejść do szczegółów.
Początek – Akrizjos wrzuca do morza Danae i Perseusza... No, nie do końca. W wersji z 1981 roku, owszem. W nowej produkcji natomiast Fraa troszkę się zgubiła. O ile zrozumiała, Akrizjos był nie dziadkiem, ale ojczymem bohatera, niezadowolonym z faktu spółkowania małżonki z Zeusem. A Zeus z kolei spółkował z Danae w ramach dania lekcji ludziom... No właśnie: tu należy wspomnieć o całej otoczce, jaką dorobiono do historii Perseusza w najnowszej produkcji. O ile w mitach chodziło o lęk o własne życie (przepowiednia!), a w filmie z 1981 roku o odzyskanie honoru po tym, jak Zeus – jak to Zeus – zrobił dziecko śmiertelnej kobiecie, o tyle tegoroczne „Clash of the Titans” dokręca do tego całą filozofię. Mianowicie ludzie zaczęli odwracać się od bogów, burzyć ich świątynie i posągi. Zeusowy romans z Danae miał być nauczką dla rodu człowieczego, że tak to sobie pogrywać nie można.
Oczywiście motyw Kalibosa jest dokrętką już wyłącznie filmową, obecną w obu produkcjach, chociaż w tej 2010 roku Kalibos uległ połączeniu z Akrizjosem, podczas gdy w filmie z 1981 roku był to oddzielny bohater, pierwszy narzeczony Andromedy.
W ogóle film znany w Polsce jako „Zmierzch Tytanów” był głównie historią miłosną. Perseusz zakochał się w Andromedzie i dopiero potem, żeby ją ocalić, ruszył pokonać Kalibosa, a w końcu samego Krakena. „Starcie Tytanów” z kolei poszło w drugą stronę: Perseusz co prawda spotkał Andromedę raz czy dwa i kojarzył ją z widzenia, ale o obszernym, wypychającym film romansidle nie było mowy.
Jedno z zasadniczych jednak pytań to: dlaczego, do stu demonów, do Perseusza doczepiono w obu filmach Pegaza? Fraa już sama się pogubiła, ale po upewnieniu się, może z całą pewnością stwierdzić: Perseusz miał tyle wspólnego z Pegazem, że Pegaz wyskoczył z szyi Meduzy po odcięciu głowy stwory. Ale to nie Perseusz ujarzmił skrzydlatego konia, tylko Bellerofont, który nie zabijał morskiego potwora celem uratowania dziewicy, tylko Chimerę. Nie ta bajka, nie ten czas. Perseusz latał za pomocą sandałków ze skrzydełkami.
Za mało medialne? Pewnie tak.
Skoro już o Pegazie mowa, to zdecydowanie lepiej broni się tutaj „Zmierzch Tytanów”, w którym Perseusz musiał istotnie ujarzmić to piękne zwierzę. W filmie z 2010 roku Fraa z żalem patrzyła, jak z Pegaza zrobiono coś w rodzaju udomowionej chabety, która przyczłapuje na każde skinienie niczem wierny pies. Straszny upadek...
Postacie – w filmie z 1981 roku naprawdę dużo lepiej się bronią. Wystarczy spojrzeć na boginie: Herę, Tetydę czy Atenę. Zwłaszcza Herę i Tetydę. Są to postacie, które można określić jednym, jakże trafnym słowem: baby. No po prostu takie baby, co to plotkują, knują, awanturują się i tak dalej. Zeus (Laurence Olivier) – pan niebios – coś niby rozkazuje, ale rozkazuje to babom, więc z góry wiadomo, że polecenie będzie zignorowane. Hera (Claire Bloom) nie zamierza stawać po stronie Perseusza, który jest kolejnym dzieckiem z nieprawego łoża. Z kolei matczyna duma Tetydy (Maggie Smith) cierpi męki, ponieważ Zeus nie okazał litości synowi Tetydy, Kalibosowi. Takie przepychanki o dzieci są bardzo charakterystyczne dla bogów greckich i w filmie „Zmierzch Tytanów” były naprawdę świetnie ukazane. Widać było tę kłótliwość, upór i zazdrość bogów, którzy skazują na upadek całe miasta tylko za to, że ktoś ośmielił się porównać jakąś śmiertelną dziewuchę do boskiej nereidy. Perseusz (Harry Hamlin), jakkolwiek irytujący i niekiedy z miną „właśnie zaczyna mi się zaparcie, którego nie powstydziłby się sam Frodo Baggins”, również jest całkiem niezłym greckim herosem: sam właściwie jest w stanie zrobić bardzo niewiele, a niemal wszystkie zwycięstwa zawdzięcza pomocy bogów. Jest za to żądny czynów, niewątpliwie odważny i w którymś momencie odkrywa, co jest jego przeznaczeniem, zgodnie z którym musi postępować.
Te całkiem udatne charaktery w nowym filmie zostały bezlitośnie uwspółcześnione, przez co stały się absolutnie bezbarwne i straciły jedyny atut, jaki miały: egzotykę mentalności odmiennej od współczesnej, europejskiej. Nowy Zeus (Liam Neeson) to litościwa, miłująca ludzi pierdoła. Perseusz (Sam Worthington) to dresiarz w krótkiej spódniczce, któremu ktoś kazał recytować brednie o tym, że on nie chce być bogiem, chce być człowiekiem i żyć z ludźmi oraz dla ludzi. Co jest bzdurą, bo Fraa nie przypomina sobie żadnego greckiego herosa, który by chciał żyć jak zwykły, szary człowiek. Herosi mieli swoistą „heroiczną” mentalność. Ich matki owszem, próbowały czasem powstrzymywać synów od rzucenia się w wir heroicznych czynów, ale ciągnie swój do swego i żaden bohater nie mógł (a wiedząc o tym – nawet nie chciał i nie próbował) uniknąć przeznaczenia.
No i dlaczego w nowym filmie bogowie na Olimpie chodzili cały czas w zbrojach?
Żeby jednak nie było, że Fraa tylko marudzi – przyznać trzeba, że nowy film „Clash of the Titans” jest naprawdę efektowny. Pomijając Krakena, który w ogóle nie powinien być pokazany (bo najpierw jest godzina nakręcania się, że to taki potwór, że sami bogowie się go boją, po czym wyłazi klocowaty, zmokły stwór z pazurami – no i jest rozczarowanie), wizualnie film przedstawia się ładnie. Charon, choć w starym filmie jest jak najbardziej fajny, bo klasyczny, tutaj jest naprawdę z jajem. W sensie metaforycznym, oczywiście – Fraa aż tak dobrze mu się nie przyglądała... No rzecz w tym, że Charona zrobili naprawdę pomysłowo. Graje również są nieco „odnowione”, oczywiście mają już mniej z ludzi, a więcej z nieludzkich stworów, ale nadal robi to niezłe wrażenie. Meduza jak najbardziej poprawna, choć Fraa miała wrażenie w niektórych scenach pościgu, że śmiertelna Gorgona wręcz hamowała, żeby przypadkiem nie dogonić Perseusza.
Ze szczególnym upodobaniem Fraa wraca myślami do Hadesa (Ralph Fiennes). Sceny z nim są naprawdę fajne. Te, w których rozmawia z bratem, Zeusem, wyraźnie pokazują całą dwulicowość bogów, którzy oszukują się na lewo i prawo. Tutaj uległy i kochający braciszek, a tam kręci coś na boku – to takie... boskie. Z kolei wśród ludzi Hades jest niemal wszechpotężny, jego pojawienia się są dynamiczne, mocne i naprawdę robią wrażenie. Dodatkowo uświadamia to, jaka jest różnica między ludźmi i bogami: Hades, między śmiertelnikami – pan życia i śmierci. Między bogami – pokorny brat, który siłą niczego nie wskóra i pozostaje mu podstęp.
Fraa sobie myśli, że dla samych kilku scen z Hadesem warto zobaczyć ten film na dużym ekranie.
Pytanie: co robi Io w „Starciu Tytanów”?! O ile Fraa kojarzy, Io po stosunku z Zeusem pędziła życie białej jałówki, na którą Hera zsyłała a to uciążliwe bąki (jakkolwiek by to nie brzmiało...), a to szaleństwo. Ostatecznie Io co prawda wróciła do ludzkiej postaci, ale wylądowała wówczas w Egipcie i Fraa nic nie wie o klątwie wiecznej młodości (co nie znaczy, że takowej nie było – Fraa nigdy specjalnie nie interesowała się postacią Io, więc jeśli coś ją ominęło, to chętnie teraz dowie się nowych rzeczy). Dlaczego akurat Io wybrano do filmu? Fraa nie ma pojęcia. Tym bardziej, że bohaterka ta była ze wszech miar irytująca i Fraa oglądała „Clash of the Titans” cały czas z myślą „obyś zginęła w jakiś fikuśny i makabryczny sposób, Io!”.
Ponadto Fraa ubolewa, że tak bardzo okrojono wystąpienia bogów w nowym filmie. Właściwie poza Zeusem i Hadesem (no i Io...), rolą pozostałych bogów jest zniknięcie, kiedy Zeus sobie tego zażyczy. Jakąś kwestię wypowiada jeszcze Apollo, i to tyle. Zrezygnowano więc z tego, co od zawsze dawało takie pole do popisu pisarzom i poetom: spory między bogami – możliwe przecież tylko przy okazji opowieści osadzonych w wierzeniach politeistycznych. To znaczy Fraa jest przeszczęśliwa, że oszczędzono jej Izabelli Miko jako Ateny, ale jednak pewien ogólny żal i poczucie niedosytu pozostaje.
Uczucie przesytu natomiast Fraa miała, kiedy w jednej ze scen żołnierz kładzie monety na oczach zmarłego towarzysza, a ich dowódca mówi: „Łapówka dla przewoźnika” (czy jakoś tak). Fraa usiłowała wyobrazić sobie tę scenę i nijak nie mogła wpasować tam tego typu wypowiedzi. Kto przy zdrowych zmysłach wygadywałby takie komunały? Po co? Dla kogo? Facet kładący monety chyba wie, dlaczego to robi. Wszyscy inni też, przecież wychowali się w tej samej kulturze. Tak więc było to zdanie ewidentnie przewidziane dla widza, wepchnięte na siłę i zupełnie niepotrzebnie. Fraa nie lubi być traktowana jak idiotka... Fraa nie wie jak w Stanach Zjednoczonych, ale o obolach dla Charona uczą w liceum, a może i w podstawówce (Fraa nie pamięta), więc to naprawdę nie jest wiedza tajemna, zarezerwowana dla grupy wybrańców.
Na plus, ale i na minus zarazem, Fraa ocenia wprowadzenie do fabuły dżinów. Oczywiście pasują do dziejów Perseusza jak pięść do oka, ale trzeba przyznać, że ich pojawienie się jest bardzo efektowne, a oni sami stanowią ciekawe postacie. Fraa ma do takich istot pewną słabość, więc z łatwością je łyknęła w kontekście zabijania Meduzy, nawet jeśli widziała, że ich obecność w tym filmie to jakieś nieporozumienie.
Zdecydowanie na plus nowego „Clash of the Titans” natomiast przemawia mechaniczna sowa. Naprawdę fantastyczny ukłon w stronę pierwszego filmu.
Podsumowując: jeśli idzie o związek z mitami, to żaden z filmów się nie broni. Jeśli idzie o charaktery i pewną ogólną składność historii, to zdecydowanie przewagę ma tutaj film z 1981 roku. Jeśli jednak chodzi o czystą i nieskrępowaną rozrywkę z elementami humoru, o efektowne sceny, wachlarz dość typowych bohaterów i dużo siekania – tutaj film z 2010 roku wygrywa w przedbiegach. Mimo że widziała wiele absurdów w filmie, Fraa naprawdę świetnie się bawiła w kinie. Trailer jaki jest, każdy może zobaczyć, a całość trzyma niemal ten sam poziom – czyli radosne mordowanie i dużo stworów. I zero sensu. Dodatkowo w trailerze pominięto najlepsze sceny z Hadesem. I sowę.
"– Niezliczone lata patrzyłem z Zaświatów, jak twoja srogość zamienia się w tkliwość. Ich modły miały karmić naszą nieśmiertelność. Ale pokochałeś ich zbyt mocno, urośli w siłę. Muszę się sprzeciwić, bo wszystkim nam grozi zagłada.
– Czego chcesz, bracie?
– Daj mi wolną rękę. Lud ponownie padnie na kolana. A ty będziesz pławił się w ich uwielbieniu i strachu.
– Znowu będziemy potężni.
– Jego miejsce jest w zaświatach!
– Nie będziesz mi mówił, gdzie jest moje miejsce. Twierdzisz, że żywi nas ich miłość. Ale to ty się nią żywisz. Ja żywię się tylko strachem i cierpieniem.
– Zeusie, nasz brat ma rację. Wysłuchaj go.
– Idź i czyń wedle woli."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz