Oczywistym jest, że ten blog miał szans przetrwać bez żadnej wzmianki o tym, o czym dzisiaj będzie mowa. A będzie mowa o grze World of Warcraft (zwanej dalej WoW).
Od czego tu właściwie zacząć...?
No tak – teoretycznie sprawa przedstawia się prosto: jest Sojusz, jest Horda, obie te frakcje tłuką się między sobą, a gracz włącza się do konfliktu po dowolnie wybranej stronie. Oczywiście, jeśli ktoś chce, może do tego podchodzić w ten sposób. Fraa jednak jest zdania, że dużo zabawniejsze jest zagłębienie się w fabularną stronę gry.
Tu Fraa musi wyjaśnić, że nie grała w żadną część gry Warcraft. Fraa ma ogromną nadzieję, że niebawem to się zmieni, ale póki co cała jej wiedza pochodzi z Wikipedii, Wowwiki oraz właśnie z WoW'a. I dla kogoś, kto nie grał w Warcrafta, WoW stawia masę pytań, na które szukanie odpowiedzi daje naprawdę sporo frajdy. No, przynajmniej Fraa ma z tego frajdę. Prawdopodobnie inni nie, bo Fraa (choć teraz stara się już pod tym względem ograniczać) ma w zwyczaju co i rusz nękać otoczenie pytaniami typu „A dlaczego Blood Ylfy są po stronie Hordy?”, „A kim właściwie była lady Sylvanas, zanim została undeadem?”, „Czemu trolle i gnomy nie mają własnych miast?”, „Czemu gobosy są neutralne?” i tak dalej. Ale przecież te wszystkie pytania są sprowokowane właśnie przez WoW'a. Fraa wychodzi z założenia, że to dobrze, jeśli gra skłania gracza do zainteresowania się fabułą i uniwersum, a nie tylko do siekania kolejnych potworów. Właściwie powinny robić to wszystkie gry typu MMORPG, w końcu człon „RPG” o czymś świadczy, ale skądinąd Fraa ma świadomość tego, że w praktyce to nie jest wcale łatwe do osiągnięcia.
Blizzard w WoW'ie dał radę. Jeśli ktoś nie chce, nie musi się interesować historią Warcraftowego świata – nie jest to element niezbędny do zabawy. Ale jeśli ktoś chce, to musi tylko uzbroić się w cierpliwość i w słownik angielsko-polski. Satysfakcja gwarantowana.
Obok fabuły, WoW obfituje w inne smaczki. Klasycznym przykładem może być tutaj przebywająca w Shattrath City niejaka Haris Pilton, która sprzedaje torebki, różowe pierścionki czy – w swoim czasie, bo ten akurat towar jest niedostępny od stycznia 2009 roku – okulary (ich opis brzmi co następuje: „Increases your chance to be the center of attention.”).
Z kolei w Nagrand i w Scholazar Basin gracz spotyka krasnoluda o wdzięcznym imieniu Hemet Nesingwary. Hemet jest wielkim wrogiem proekologicznej organizacji D.E.H.T.A. (Druids for the Ethical and Humane Treatment of Animals).
I tak dalej. Tego typu humoru WoW oferuje naprawdę sporo, a Fraa lubi takie elementy. Fraa lubi widzieć, że gra jest grą, a nie mega poważnym ciągiem wykonywania kolejnych questów. Bądź co bądź, zabawa powinna być... zabawna. To zresztą sprawiło, że Fraa na przykład nigdy nie przekonała się do Warhammera online – sprawiał za poważne wrażenie, brakło mu tego WoW'owego polotu i lekkości (chociaż tu trzeba wspomnieć, że Sojusz wygląda zdecydowanie bardziej „na serio” niż Horda; burtonowscy nieumarli czy rasta-trolle są rasami bez porównania bardziej pociesznymi od mhrocznych nocnych ylfów czy skrajnie beznadziejnych gnomów – jeśli już szukać fajnej, niezbyt nadętej rasy w Sojuszu, to byłyby to krasnoludy).
Nawet jeśli to w Warhammerze po raz pierwszy pojawili się zielonoskórzy orkowie.
Kolejnym elementem wzbogacającym „życie” w WoW'ie są zdarzenia czasowe – czyli Warcraftowe odpowiedniki Wielkiej Nocy, Bożego Narodzenia, Oktoberfest (a jakże!) (edytor tekstu nie zna tego słowa... proponuje poprawki: Oberstdorf, Oktostych, Oberżystka... ostatnie nawet by się zgadzało), Dnia Dziecka, Halloween i wielu innych świąt. I znów: jest to właściwie czysta zabawa, która w żaden lub w bardzo znikomy sposób odbija się w sile bojowej i w zdolnościach postaci. Gracz może nabyć podczas takich okresów tyrolskie gacie, latającą miotłę i tego typu akcesoria. Owszem, są też całkiem użyteczne przedmioty, ale jest masa tych, które dają wyłącznie radochę.
Tyle jeśli idzie o „co jest zabawnego w WoW'ie”. Dalszą kwestią jest masowość tej gry.
World of Warcraft na chwilę obecną jest chyba największym projektem z dostępnych na rynku MMORPG-ów. Słabą konkurencję stanowi nawet Warhammer online, który miał jeszcze szansę ze względu na markę. Bo o grach typu Age of Conan czy LotR nie ma co wspominać. Zwłaszcza Age of Conan...
Ponieważ gra ma być dla wielości odbiorców, oczywistym jest, że nie można za bardzo windować grafiki. Pod tym względem więc mogą być rozczarowane te osoby, które przyzwyczaiły się do grafiki pokroju Warhammer: Mark of Chaos. WoW natomiast ma wymagania sprzętowe i efekty graficzne takie, żeby większość osób mogła sobie pozwolić na grę bez konieczności zastawiania organów wewnętrznych celem nabycia nowego komputera.
O ile jednak do niedawna była to istotnie gra dla ludzi, o tyle w tej chwili powoli staje się to rozrywka dla dzieci, które co prawda nie potrafią grać, ale mają bogatych rodziców, więc mogą za całkowicie realne pieniądze obkupić w rozmaite akcesoria i lansować się w Dalaran.
To znaczy oczywiście – wiadomo, że w grach online zawsze są elementy do nabycia za prawdziwe pieniądze. Wiadomo też, że Blizzard nie popełnił WoW'a w ramach akcji charytatywnej „pomóżmy chińskim dzieciom dostać ataku padaczki”. To wszystko jest interes, a ludzie z Blizzarda po prostu chcą zarobić. Jasne. Fraa to naprawdę rozumie. Tym niemniej Fraa jest rozdrażniona stopniowym przykładaniem coraz większej wagi do aspektu finansowego, ponieważ odbywa się to kosztem jakości samej gry.
Na przykład: kiedy Fraa zaczynała swoją przygodę z WoW'em (a nie było to znowuż tak dawno temu), jej postać mogła wsiąść na konika (lub dowolnego innego wierzchowca) na bodaj czterdziestym poziomie. W tej chwili odbywa się to na poziomie dwudziestym. Niby fajnie, bo jest to jakieś ułatwienie. Ale właśnie w tym rzecz: im więcej ułatwień, tym mniejsza radość z osiągnięcia czegoś. Jeśli na tegoż konika czekało się czterdzieści poziomów, zdobycie go stanowiło spory sukces. Człowiek był dumny, że w końcu postać nie musi popylać wszędzie na piechotę. Teraz to żadna sztuka, a więc i żadna frajda. Ale dla Blizzarda to zarobek: bo ludzie szybciej zdobywają wierzchowce, więc postacie mogą się szybciej poruszać, więc nabijanie poziomów szybciej idzie, więc szybciej gracze będą dobijać do maksymalnego poziomu, więc szybciej będą kupować dodatki.
Albo płatne bajery typu zwierzak czy pojazd: niby nic wielkiego, ale – z tego co Fraa przeczytała ostatnio – Blizzard na dodaniu jednego zwierzaka Lil’ XT i jednego mounta Celestial Steed zarobił w ciągu czterech godzin dwa miliony dolarów. W cztery godziny! I w ten sposób większość graczy lansuje się na mountach, co się świecą jak psu jajca. Tyle że skoro jest to większość, to automatycznie przestaje to być coś elitarnego, coś z czego można być dumnym. Bo każdy może to mieć, nie trzeba tu żadnych umiejętności (w przeciwieństwie do mountów za odznaki z battlegroundów). Z czego tu być dumnym? Z tego, że matula zmiękła i zapłaciła za nową zabawkę dla rozpieszczonego dziecka? Fraa odczuwa pewien niesmak z powodu takich elementów. Z powodu tego, że coraz więcej rzeczy osiąga się w niej płacąc, a nie wykazując się umiejętnością gry.
Jeśli natomiast idzie o dodatki jako takie, Fraa nie ma nic przeciwko.
World of Warcraft w chwili obecnej ma dwa dodatki: Burning Legion oraz Wrath of the Lich King. W niedalekiej przyszłości ukaże się Cataclysm. I trzeba przyznać, że nie są to bezmyślne nabijacze pieniędzy. Dodatki rozwijają i ciągną dalej wybrane fabularne wątki, dają sporo nowych możliwości i w dużym stopniu uatrakcyjniają grę. Szczególnie obiecująco zapowiada się tutaj wyżej wspomniany Cataclysm, który – w przeciwieństwie do poprzednich dodatków – nie ograniczy się do dodania nowej rasy i kolejnego kontynentu, tylko całkowicie odmieni istniejący już świat. I doda nowe rasy, a jakże.
Te „kontynuacje” WoW'a pojawiają się akurat w momentach, kiedy większość graczy nacieszy się już nowościami oferowanymi przez poprzednie dodatki. I jest to rozsądne – oczywiście do chwili, w której istotnie jest co kontynuować. Kiedy pojawił się Wrath of the Lich King, Fraa po wielekroć słyszała, że to już będzie ostatni dodatek do WoW'a. Bo już nic więcej nie da się wykombinować, tutaj Blizzard powinien domknąć fabułę i nie wydziwiać już nic więcej. A potem okazało się, że Blizzard wymyślił, iż gobosy będą rasą grywalną (coś, co Fraa postulowała jak tylko zaczęła grać w WoW'a!). I że wróci Deathwing. Czemu nie? Fraa nie ma nic przeciwko – do tej pory nie miała do czynienia z tym smokiem, więc teraz chętnie dowie się, o so w ogóle chozi.
Zresztą, Cataclysm raz jeszcze potwierdzi to, o czym Fraa pisała wcześniej: że Horda jest z jajem, a Sojusz ma kijek w zadzie: gobliny oczywiście będą po stronie Hordy. Fantastycznie ziomalskie gobliny, których życiową pasją są eksplozje i wynalazki. A najlepiej eksplodujące wynalazki. Prawdopodobnie gdyby goblin skonstruował kubek, ten kubek też by wybuchł. A wilkołaki, które zasilą Sojusz...? Będą mhroczne. I tyle.
Zresztą, wystarczy przyjrzeć się goblińskiej inżynierii – coś wspaniałego. W ogóle inżynieria jest jedną z zabawniejszych profesji, no ale o profesjach to można by długo mówić w zupełnie oddzielnym tekście...
Jest jeszcze coś: chociaż Fraa wcześniej wspominała, że grafika w grze jest taka sobie, to nie można mówić o WoW'ie bez poświęcenia chwilki na intra. A te są po prostu absolutnie genialne. Fraa nie wie, ile czasu ludzie w Blizzardzie robią te filmy. Parę lat nie wydaje się szczególnie wygórowane. Tak czy owak, efekty są oszałamiające. Fraa zresztą oglądała wywiady i relację z produkcji Wrath of the Lich King i była w szoku. Ci ludzie wyprawiali się w plener po to, żeby zobaczyć dokładnie, jak wygląda odgarnianie śniegu ręką. Bo doświadczenia ze sztucznym śniegiem nie były zadowalające, jakoś nienaturalnie sie toto rozsypywało. Bo już o czymś takim jak ludzki, żywy model grający Lich Kinga, to nie ma co wspominać. Facet stał i wbijał miecz w ziemię, żeby później było realistycznie w animacji. Krzyki przerażonego tłumu były nagrywane niemalże przy współpracy dyrygenta. Fraa jest nadzwyczaj podbudowana świadomością, że są ludzie, którzy naprawdę angażują się w produkcję takiej gry i którym zależy na efekcie. Granie w coś, po czym od razu widać, że zostało zrobione na odwal się, jest w jakiś sposób frustrujące.
O WoW'ie można dużo powiedzieć, ale na pewno nie był zrobiony na odwal się.
A i tak cała gra byłaby niczym bez aspektu ludzkiego.
Prawda jest taka, że gdyby Fraa nie miała z kim grać, to pewnie całością znudziłaby się po paru tygodniach. Duże znaczenie ma znalezienie gildii, w której można miło spędzić czas.
Wbrew pozorom, nie jest wcale fajnie, jeśli jest to polska gildia. Fraa może jest nieco uprzedzona, ale unika w WoW'ie Polaków jak ognia. Fraa nie wie do końca z czego to wynika, ale Polacy są beznadziejnymi kretynami. Może to kwestia jakichś narodowych kompleksów, może po prostu Fraa miała pecha i trafiała zawsze na durnowate dresy, których życiową ambicją było nadanie postaci imienia „Twojastara” i bluzganie po polsku na ogólnym czacie.
Tymczasem wspólne sukcesy w gildii (zabicie Lich Kinga na przykład) naprawdę cieszą. Tak samo jak zdecydowanie umila grę możliwość kontaktu z innymi ludźmi na guildczacie.
I można poćwiczyć swoją angielszczyznę...
Mimo pewnych niefortunnych decyzji, takich jak ciągłe ułatwianie rozgrywki czy dorzucanie płatnych bonusów, Fraa twierdzi, że Blizzard wykonał kawał dobrej roboty, tworząc World of Warcraft. Gra pobudza ciekawość, uczy cierpliwości („Szlag! Znowu mnie ubił, parchaty, cuchnący gnomi syn...!”), a czasem pozwala na nawiązanie interesujących znajomości. Wyraźne dopracowanie tego produktu i poczucie humoru ludzi z Blizzarda cieszy.
Tylko miesięczny abonament nie cieszy. Choć z drugiej strony, na chwilę obecną można kupić sześćdziesięciodniową kartę pre-paid za 77zł 90gr., co daje około 39zł na miesiąc. Jest to kwota, którą większość ludzi wydaje miesięcznie na zupełne bzdury typu a to piwo, a to drożdżówka, a to film, który co prawda widziało się już ze sto razy, ale skoro akurat był w promocji... I tak dalej.
Jak ktoś chce pograć, to i cena jest całkiem przystępna.
Zug-zug!
PS. Fraa jest bezgranicznie zasmucona faktem, że w Polsce nie działa zapraszanie innych graczy - za to akurat zawsze był bonus, ale o ile do niedawna bonusem tym była zebra, o tyle teraz jest to taki oto pojazd:
PS2. Fraa nie może się oprzeć - te animacje po prostu trzeba zobaczyć. Bez nich człowiek jest uboższy o co najmniej kilka okrzyków zachwytu i wybałuszeń oczu.
World of Warcraft:
World of Warcraft: the Burning Crusade:
i w końcu World of Warcraft: Wrath of the Lich King:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz